ekolodzy i freeganie

Poszanowanie Bhumi - Matki Ziemi. Proste życie - wzniosłe myślenie. "Ta współczesna cywilizacja jest tak dumna ze swojej niezależności, ale jest tak bardzo uzależniona od ropy. Jeśli zostanie wstrzymana dostawa ropy, to co zrobią ci dranie-naukowcy? Będą bezradni. Niech postarają się wytworzyć wystarczająco dużo ropy w swoich probówkach, tak aby ich cywilizacja się nie zatrzymała. Obecnie w Indiach brakuje wody. Co w takiej sytuacji mogą zrobić owi uczeni'? Mogą znać skład chemiczny wody, ale nie mogą wyprodukować jej, kiedy istnieje na nią wielkie zapotrzebowanie. Potrzebują pomocy chmur, a wszystko to zależy od działania Boga." - Śrila Prabhupad - Prawda i Piękno
Awatar użytkownika
albert
Posty: 497
Rejestracja: 28 lis 2006, 13:15
Lokalizacja: Dziadoszyce

ekolodzy i freeganie

Post autor: albert » 07 kwie 2008, 22:24

Ciekawy artykuł. Okazuje się, że anarchiści po raz kolejny dali przykład wbrew utyskiwaniom na niepraktyczność anarchizmu. Przede wszystkim jednak kogoś Ziemia zaczyna obchodzić i to nie tylko w deklaracjach.


Ekolodzy z Piątej Alei
Julia Pańków



Wyłączają lodówki, nie latają samolotami i nie używają podpasek. Jedzenie zdobywają na śmietnikach. Swoimi doświadczeniami dzielą się na blogach. Na świecie przybywa ekologicznych radykałów

'Zrobiłam to. Wyłączyłam lodówkę. Czy jestem już wystarczająco zielona?' - takie posty krążą po ekologicznych blogach. Dzisiaj same postanowienia nie wystarczą, trzeba jeszcze nimi się podzielić. Mieszkająca w Toronto Vanessa Farquharson na swoim blogu "Green as a thistle" obiecała, że każdego dnia będzie coś nowego robić dla środowiska. Najpierw przesiadła się z samochodu na rower, potem porzuciła jednorazowe chusteczki (co przyszło z większym trudem), zrezygnowała też z plastikowych torebek i postanowiła jeść tylko lokalne produkty. Kiedy już nic nowego nie przychodziło jej do głowy, poprawiała po innych źle segregowane śmieci.

Na początku jej blog czytało około 500 osób, z czasem kilka tysięcy. Po roku sfotografowała się na tle pustej, nieczynnej lodówki i obiecała swoim czytelnikom, że większość zmian utrzyma na stałe. Kilka dni po tym, jak Vanessa pożegnała się z lodówką, Colin Beavan znany jako No Impact Man odłączył prąd w swoim apartamencie na nowojorskiej Piątej Alei. Z żoną i dwuletnią córką zrezygnowali nie tylko ze światła, ale też z lodówki, telewizora, odkurzacza. Jak zapewniał na swoim blogu, jedyną trudnością było utrzymanie w chłodzie mleka dla córki. Oczywiście natychmiast otrzymał rady w kwestii mleka (wystarczy trzymać je w wiadrze z zimną wodą). Brak prądu nie oznacza, że Colin nie korzysta z komputera. Używa laptopa zasilanego baterią słoneczną.

Z komputera korzysta także weteran ekologicznego trybu życia znany w blogosferze jako Greenpa. Swoje życie streszcza w ten sposób: '30 lat życia w lesie. Bez bieżącej wody. Bez lodówki. Bez drogi do domu. Ogrzewanie drewnem, elektryczność z paneli słonecznych. Dobra wiadomość: nadal żyję ultraekologicznie'. Choć Greenpa od lat chętnie dzieli się swoimi doświadczeniami, dopiero od roku prowadzi blog. Od tego mniej więcej czasu coraz więcej osób decyduje się na radykalne kroki, by żyć ekologicznie bez wyjeżdżania z miasta.

Kiedy Colin Beavan ogłosił, że żyjąc w Nowym Jorku, ograniczy zużycie energii i konsumpcję, znajomi stukali się w czoło. 'To jest do zrobienia, ale na wsi' - mówili. On uznał jednak, że nie można zostawiać spraw środowiska innym. Większość Amerykanów żyje w mieście. 'Musimy wziąć sprawy w swoje ręce, bo państwo nic nie zrobi' - pisze na swoim blogu Sharon Astyk, która od czterech lat wzywa, żeby w domach zużywać tyle energii co chiński wieśniak, czyli o 90 proc. mniej. Przekonuje, że tylko w ten sposób unikniemy najgorszych skutków globalnego ocieplenia. Można zacząć od używania sznurów do suszenia prania (co dla wielu Amerykanów jest nie mniej szokujące niż wyłączenie lodówki), radzi Sharon i namawia także do uprawy warzyw, wyrobu masła, zmniejszenia ilości śmieci, rezygnacji z papieru toaletowego, podpasek i tamponów.

Compact

Segregacja śmieci, rezygnacja z plastikowych torebek, przesiadka z samochodu na rower to podstawy, o których nie warto wspominać. Dziś ekologiczne ruchy nawołują, żeby nie kupować i nie podróżować wcale - a przynajmniej tak mało, jak to możliwe. Nina i Sev Williamsowie, dobrze zarabiające małżeństwo z Kalifornii, nie pojadą na ślub siostry Niny. Siostra bierze ślub w Hiszpanii, a oni postanowili nie latać już samolotem. Na wakacje pojadą najwyżej hybrydowym samochodem (na paliwo i baterie słoneczne) i nie dalej niż 120 mil. Poczucie winy z powodu paliwa, które zużywa samolot, okazało się większe niż poczucie winy wobec siostry.

Williamsowie należą do coraz liczniejszej grupy osób, które odpowiedziały na kampanię "Zostań w domu" portalu Globalu Cool walczącego z ociepleniem. 'Lepiej uratować świat, niż go zwiedzić' - przekonuje Global Cool. Z roku na rok rośnie rynek produktów zielonych, ekologicznych i organicznych. Nie likwidują one jednak problemu nadmiernej konsumpcji czy produkcji odpadów. Ich dystrybucja, transport, a czasem też produkcja przyczyniają się do degradacji środowiska tak samo jak zwykłe produkty. Ale wysoka cena daje klientom poczucie czystego sumienia. Jednak nie daje go dziennikarce i pisarce Judith Levine, która postanowiła powstrzymać się od zakupów przez rok (napisała o tym książkę "Not Buying It").

Rok po tym, jak Levine przestała chodzić na zakupy, na podobny pomysł wpadła grupa przyjaciółek z San Francisco. Spotkały się z okazji świąt Bożego Narodzenia i jak co roku ubolewały nad szaleństwem prezentów, z których większość ląduje później w koszu na śmieci. Stworzyły grupę Compact. Ubrania i zabawki dla dzieci kupują w second handach albo się nimi wymieniają. Książki wypożyczają z biblioteki albo wymieniają na stronie bookcrossing.com (odpowiednik polskiego podaj.net). Na urodziny zamiast kupować prezent, pieką tort. Sprzęty gospodarstwa domowego zdobywają w serwisie darmowej wymiany Freecycle, który ma oddziały na całym świecie, także w Polsce.

Wyjątek zrobiły dla jedzenia, leków, bielizny i przedmiotów, od których zależy bezpieczeństwo, np. części rowerowych. Niekupowanie okazało się na tyle łatwe, że po trzech latach większość założycielek Compactu nie chce wracać do konsumpcji. W dodatku z każdym tygodniem za ich przykładem idą nowi ludzie i dziś żyje tak 8 tys. osób na całym świecie.

Jedzenie zamiast bomb

Czekoladki Godivy, koszerne bułki, a może lody z koziego mleka? Wszystkie to - nie napoczęte, zepsute czy przeterminowane - można znaleźć na nowojorskich śmietnikach. Wiedzą o tym freeganie, grupa ludzi, która zdobywa żywność za darmo i przy okazji zmniejsza jej marnotrawstwo. Działają trochę jak partyzantka - wiedzą, gdzie i o jakiej porze są najlepsze łupy. Całą tą wiedzą dzielą się oczywiście w internecie.

Organizacja nowojorskich freeganów jest już na tyle sprawna, że czasem zapraszają dziennikarzy, robią też specjalne pokazy połączone z wykładami dla początkujących. Ten proceder nie jest co prawda legalny, ale część sklepów i restauracji skrycie się z niego cieszy. Może mają wyrzuty sumienia? Z powodu ostrych przepisów sanitarnych pozbywają się codziennie gigantycznej ilości jedzenia. Dobrego jedzenia. Jak wynika z badań, nawet 50 proc. tego, co kupują Amerykanie, trafia do śmietnika. Przeciętna czteroosobowa rodzina wyrzuca rocznie na śmietnik 590 dol. w samym jedzeniu, z czego 15 proc. w oryginalnym opakowaniu.

Freeganom dała początek w latach 90. Food Not Bombs, organizacja, która jako pierwsza dobre jedzenie wyrzucone przez sklepy czy restauracje zbierała dla potrzebujących. Freeganie, którzy działają już w wielu miastach Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej, nie są głodni. Większość pochodzi z klasy średniej, ma wykształcenie, dobrą pracę. Nie szperają po śmietnikach dlatego, że muszą. Ale żywiąc się na śmietnikach Manhattanu, czasami jedzą lepiej, niż gdyby chodzili na zakupy.

Źródło: Wysokie Obcasy
Wierzę w las, wierzę w łąkę i w noc w czasie której rośnie zboże (Thoreau)

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: Vaisnava-Krpa » 08 kwie 2008, 09:31

Można zacząć od używania sznurów do suszenia prania (co dla wielu Amerykanów jest nie mniej szokujące niż wyłączenie lodówki),
A są jakieś maszyny do suszenia w U.S.A?
Oszust zajmuje miejsce nauczyciela. Z tego powodu cały świat jest zdegradowany. Możesz oszukiwać innych mówiąc: "Jestem przebrany za wielbiciela", ale jaki jest twój charakter, twoja prawdziwa wartość? To powinno być ocenione. - Śrila Prabhupada

Awatar użytkownika
Indulekha
Posty: 360
Rejestracja: 24 lis 2006, 22:00
Lokalizacja: Kraków

Z dziennika freeconomistki

Post autor: Indulekha » 09 maja 2008, 10:19

Z dziennika freeconomistki
Fleur Britten
Czy można przeżyć tydzień bez wydawania pieniędzy? Nasza korespondentka postanowiła dać szansę nowemu stylowi życia, zwanemu freeconomy.
Napływające zewsząd informacje o rosnących cenach żywności, usług komunalnych, kredytów potrafią wprawić w przygnębienie nawet największych optymistów. Jednak w czasach, kiedy ostentacyjny konsumpcjonizm traci na popularności, być może warto wypróbować zupełnie inny styl życia? Nawet słynna brytyjska projektantka mody Vivienne Westwood radzi ludziom, aby przystopowali z kupowaniem. Wygląda na to, że pieniądze wychodzą z mody. Dlatego postanowiłam odstawić je na tydzień i przyłączyć się do ruchu freeconomy – tworzącej się na naszych oczach społeczności opartej na wymianie towarów i usług.

- Problem z pieniędzmi polega na tym, że czasami ich brak – mówi John Rogers, założyciel organizacji Value for People [z ang. Wartość dla ludzi – przyp. Onet.pl] (valueforpeople.co.uk), która specjalizuje się w „walucie społecznej, bankowości czasowej oraz wspólnej produkcji”. – Ale ludzie są chętni do pracy, a dookoła jest pełno surowców. Przyszłość naszej planety zależy od zróżnicowania biologicznego, ale potrzebujemy także zróżnicowania finansowego.

Ile zatem jest wart ludzki kapitał? Kiedy orędownik freeconomy Mark Boyle wyruszył na piechotę do Indii, mając za jedyną walutę własne usługi, udało mu się dotrzeć zaledwie do Calais we Francji. Jak daleko uda mi się zawędrować, zanim zostanę uznana za pasożyta?

Jedzenie za darmo

Za darmo można jeść na różne sposoby – od podjadania w supermarkecie po przetrząsanie szafek w poszukiwaniu resztek (niejednokrotnie przeterminowanego) pokarmu.

Niestety, nie mogłam zdobyć się na żebractwo w delikatesach, więc spróbowałam zarobić na jedzenie u działkowicza (ruch na rzecz hodowli własnej żywności rośnie w siłę – sprzedaż nasion warzywnych w Wielkiej Brytanii wzrosła od zeszłego roku o 60 procent).

– Może wypieliłabym chwasty na pańskich grządkach za jedną lub dwie rzepy? – zaproponowałam. Efekt: sześć marchewek oraz trzy rzodkiewki (że też akurat musiałam trafić na tak nieurodzajną porę roku). Na te kilka warzyw musiałam przez dobrą godzinę oskrobywać (najpierw warzywa, potem siebie) plus trzy godziny jazdy za miasto i z powrotem. Nie był to najlepszy interes, jaki zrobiłam w życiu. A co gorsza, wciąż byłam głodna.

Wtedy przypomniałam sobie, że świątynia Hare Kryszna w mojej dzielnicy oferuje darmowy i całkiem smaczny wegański posiłek. Ale pod jednym, drobnym warunkiem: trzeba się nawrócić.

Istnieje jednak jeszcze jeden kult: freeganów, czyli ludzi, którzy jedzą to, co wyrzucili inni. Spróbowałam więc znaleźć kogoś, kto poradziłby mi, jak żywić się zawartością śmietników. Jednak ta grupa ludzi okazała się dosyć niechętna do współpracy. – Po co informować o tym społeczeństwo? – zapytał jeden z nich. – Nie potrzebujemy dodatkowej konkurencji.
Muszę przyznać, że po odrzuceniu przez freeganów zrobiło mi się nieco lepiej i z lżejszym sercem otworzyłam książkę „Wild Food” [z ang. Naturalne jedzenie – przyp. Onet.pl], informującą o żywności, którą za darmo dostarcza nam natura. – To trudna pora roku – ostrzegła mnie jej autorka Jane Eastoe.

– Zaczęłabym od zupy z pokrzyw. Pokrzywy są znakomitym pożywieniem. Pełno w nich witaminy C, potasu i wapnia – dodaje. Tyle że pod względem ilości dostarczanych kalorii równie dobrze mogłabym jeść powietrze. – Pozyskiwana od natury żywność nada twojej skórze barwę piaskowca – pocieszała mnie Eastoe. Obiecanki cacanki: jedyne co zyskałam po konsumpcji pokrzyw, to gorzki posmak w ustach i piasek w zębach. Eastoe poleciła mi również zabite przy drodze zwierzęta. – Warto zaczekać, aż dobierze się do niego pierwszy robaczek. Będzie to oznaczało, że mięso odpowiednio skruszało – poradziła. Ja jednak wolałam zaczekać do lata na jeżyny, dzikie śliwki i poziomki.

Ubieranie się za darmo

To znacznie łatwiejsze niż jedzenie za darmo. Bawiący się w klubie Swap-a-Rama (myspace.com/swaparamarazzmatazz) ludzie na dźwięk klaksonu wymieniają się częścią swojej garderoby na coś, co spodobało im się u sąsiada. Ciekawym rozwinięciem tego pomysłu są tak zwane szykowne imprezki (swishing.org).

Internet jest naturalnym środowiskiem dla osób, które lubią wymieniać się ubraniami. Na stronie whatsmineisyours.com można wymieniać się sukienkami, butami, torebkami i wszelkimi innymi częściami garderoby lub akcesoriami. Wystawiane do wymiany przedmioty otrzymują nawet oceny jakości, podobne do tych na e-Bayu. Miesięcznie dochodzi na tej stronie do ponad tysiąca wymian.

Podróżowanie za darmo

Mam szczęście (i głowę na karku): jestem posiadaczką roweru. Ale co zrobić, jeśli pada deszcz, lub odległość jest zbyt duża jak na moje siły? Zawsze można liczyć na okazję, ale pewniejszym sposobem podróży jest obecnie wspólna jazda samochodem. Na stronie liftshare.com zalogowanych jest aż 222 tysiące zwolenników tańszego przemieszczania się. Nawet nie trzeba mieć samochodu, aby jeździć taniej, dzieląc się kosztami przejazdów z innymi pasażerami. Wystarczy wpisać, gdzie się jedzie, a na stronie pojawią się kontakty do innych użytkowników, którzy wybrali tę samą trasę.

Usługi za darmo

W małych brytyjskich społecznościach funkcjonują systemy bezgotówkowej wymiany usług. W ramach mojego lokalnego systemu za trzy godziny opieki nad grupką dzieci zaoferowano mi naprawę komputera, doradztwo w zakresie wystroju wnętrz, naukę języka obcego oraz sesję alternatywnej terapii.
Prezenty za darmo

W poszukiwaniu prezentu urodzinowego dla znajomej trafiłam na freecycle.org. To kolejna lokalna sieć, której członkowie oddają za darmo różne przedmioty, od używanego ukulele po niepotrzebną włócznię Masajów. Jednak kiedy umówiłam się na spotkanie, aby odebrać prezent, jego właściciel nie zjawił się. Nic dziwnego. Po co miał się męczyć za moje „dziękuję”?

Dla fanów wszelkiego rodzaju kuponów i konkursów powstała freebieworld.co.uk – stworzona przez użytkowników strona internetowa, która informuje o wszystkich darmowych okazjach wszelkiego rodzaju na świecie (sprzęt komputerowy, kosmetyki, książki, a nawet podejrzanie wyglądający kupon na zakupy w sklepie spożywczym na 250 funtów). Oczywiście, jak wszystko, co jest za darmo, również ta strona posiada dwoje pułapki. Udostępnienie swojego adresu niewłaściwej osobie naraża użytkownika na tony niechcianych reklam, które każdego ranka będzie musiał wyjmować ze swojej skrzynki pocztowej.

Nie licząc dręczącego mnie przez cały tydzień głodu, poradziłam sobie całkiem przyzwoicie. Nie wydałam ani szylinga i znalazłam mnóstwo lokalnych systemów, stron internetowych i organizacji, dzięki którym będę mogła drastycznie obniżyć swoje wydatki w przyszłości. Jednak muszę was ostrzec: darmowe życie dalekie jest od utopii. Przetrwanie bez wydawania pieniędzy nie jest łatwe, a do tego pochłania mnóstwo czasu. Jednak, gdyby coś w waszym życiu poszło nie tak…

źródło : onet.pl
http://partnerstwo.onet.pl/1485559,3502,1,artykul.html

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Bolito » 09 maja 2008, 22:49

Parę dni temu znalazłem ten artykuł na stronie "The Times'a" i przeczytałem sobie w oryginale. Mam wrażenie, że najistotniejszy dla nas kawałek brzmi trochę inaczej. Poprawcie, jeżeli coś przekreciłem:

“ [...] For spiritual, physical and comic nourishment, my local Hare Krishna temple lays on a free, pretty-tasty-for-vegan lunch. There is, however, a price: quite a lot of proselytising. [...]

"Co do duchowego, materialnego i zabawnego pożywienia, moja lokalna (w mojej okolicy) świątynia Hare Kryszna nakarmi (dosł. nakłada) za darmo, atrakcyjnym, smacznym obiadem dla wegetarian. Ma to jednak swoją cenę: całkiem sporo nawracania."

oryginał jest tutaj: http://women.timesonline.co.uk/tol/life ... 839080.ece
Nie jedz na czczo (grafitti)

ODPOWIEDZ