Prasa lokalna i mało znana o nas

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Prasa lokalna i mało znana o nas

Post autor: Bolito » 27 lip 2015, 23:20

„NASZE MIASTO” (wyd. Wrocław, online) 27 VII 2015

Nie jedźcie na Woodstock! Tam jest strasznie! 12 powodów, dla których lepiej siedzieć w domu
Piotr Kalsztyn

Wybieracie się na tegoroczny Przystanek Woodstock 2015? Lepiej zmieńcie plany, bo czeka tam na Was tylko zło, śmierć i zniszczenie.

Dojazd
Już sama próba dotarcia do Kostrzyna nad Odrą powinna Was mocno zastanowić. Samochód od razu odpada, bo jak wiadomo, latem w naszym kraju remontuje się drogi - prawie wszystkie i w tym samym czasie. Nie macie więc już żadnego wyboru i musicie wybrać opcję, która zdążyła przejść do mrocznych legend. Trzeba będzie pojechać woodstockowym pociągiem! Co Was tam czeka? Jedna wielka impreza! A Wy przecież jedziecie na festiwal, żeby się wyspać i odpocząć w ciszy :)

Mnóstwo błota
Cały teren Przystanku Woodstock jest w błocie. Jeśli w Google wpiszecie "Przystanek Woodstock" i klikniecie w grafikę, to większość zdjęć, która Wam się pojawi, będzie przedstawiać zabawy w błocie. Jeśli nie byliście nigdy na tym festiwalu, to łatwo dać się zwieść pozorom, że bez kąpieli błotnych nie da się tam przeżyć. Co z tego, że takie zabawy co roku odbywają się głównie w jednym miejscu, wokół "grzybka", gdzie specjalnie dla nich tworzone jest bajoro.

Hare Kryszna
Nie jedź na Woodstock, bo zmienisz wiarę! Takie bajki wmawiały nam nasze babcie w latach 90., bo ruch Hare Kryszna pojawił się na Przystanku Woodstock już w pierwszych edycjach. Po 20 latach nie obserwujemy, aby radykalnie zwiększyła się liczba wyznawców Kryszny. Są to też jedni z najbardziej sympatycznych gości Woodstocku. A i jedzenie u nich jest najtańsze!

Nie ma internetu
To nie do końca prawda, bo w zeszłym roku pojawiło się Wi-Fi. Ale co z tego, jak Wasz telefon i tak będzie rozładowany! Także czeka Was kilka dni bez internetu. Co tu zrobić? Do wyboru macie dwie opcje. Pierwsza - świetna zabawa ze znajomymi przy fantastycznej muzyce i odpoczynek od ciągłego bycia online. Druga: narzekanie. Decyzja należy do Was!

Nie ma co jeść!
W końcu festiwal to tylko kiełbaski i piwo, nic więcej. Co tam, że strefy gastronomiczne na Woodstocku są naprawdę rozbudowane, a w środku działa nawet polowy market. I tak zginiecie z głodu.

Dziwne kapele
Shaka Ponk, Furyon i Black Radio? Co to w ogóle za zespoły i kto ich słucha? Trudno to zdanie powtórzyć przy Within Temptation, Dream Theater i Shaggy'm. A przypominamy, że jest to największy festiwal, gdzie za bilet nie trzeba płacić!

Nie ma kanalizacji
750 tysięcy ludzi, jedno wielkie festiwalowe miasteczko, ale co to za miasto bez kanalizacji? A właśnie, że w tym roku będzie! Nie będzie trzeba już wywozić nieczystości z plastikowych toalet, a na terenie festiwalu ma być dwa razy więcej kranów i natrysków.

Wszyscy piją
A człowiek jak sobie popije, to wiadomo, jak się zachowuje. Raczej nikogo nie będziemy przekonywać, że na Woodstocku każdy jest trzeźwy. Kłamstwem jest jednak to, że spotkamy tam przede wszystkim pijanych. Są też zdeklarowani abstynenci, osoby które piją symbolicznie, a nawet rodziny z dziećmi, którym do głowy by nie przyszło picie alkoholu. Ot, jak na każdym festiwalu.

Tylko muzyka!
Jeden koncert, drugi, trzeci, ale ile można skakać przed ogromną sceną? No właśnie tyle, ile się chce. Gdy mamy dość, to zaprasza nas pod swój dach np. Akademia Sztuk Przepięknych. W tym roku gośćmi będą m.in. Aleksander Doba, Rafał Sonik, Tymon Tymański, Janina Ochojska, ks. Jan Kaczkowski i dr Irena Eris.

Za dużo ludzi
Pół miliona, 750 tysięcy... - takie dane o frekwencji robią ogromne wrażenie, można pomyśleć, że panuje tam ogromny ścisk. Cały teren imprezy ma powierzchnię około 200 hektarów. Podobną wielkość mają części mieszkalne mniejszych miast powiatowych. Poza występami największych gwiazd, trudno mówić, żeby tłum był większy niż na innych festiwalach.

Bo kradną
Na Woodstocku zdarzają się kradzieże. Pewnie. W zeszłym roku było ich około 100. Jak na ponad pół miliona osób bawiących się na imprezie, to naprawdę jest się czego bać :).

Politycy przyjeżdżają
Ok, przyjeżdżają. Na ten argument nie mamy żadnej kontry. Jeśli jednak obecność człowieka, którego pewnie nawet nie spotkasz, ma być powodem, dla którego nie jedziesz na Przystanek Woodstock, to faktycznie lepiej siedź w domu.
Nie jedz na czczo (grafitti)

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Prasa lokalna i mało znana o nas

Post autor: Bolito » 14 lis 2015, 00:26

„KTÓŻ JAK BÓG” 25 II 2007

Z dalekiego wschodu

Jej twarz była smutna i wyrażała wielką obawę, która w niej drzemała. Szukała rady, dobrej rady. Potrzebo­wała odpowiedzi.
„Proszę księdza, on jest braminem, ja jedynie siudrą. Jeżeli nasz mistrz zgodzi się, będę mogła być jego na­rzeczoną. Przez trzy lata będziemy na siebie czekać. W tym czasie możemy się tylko spotykać w obecności kogoś z dorosłych. Inaczej zaręczyny byłyby unieważnione. Czy zgodzić się na to narzeczeństwo? Mistrz sprawdzi jego dochody i możliwość utrzymania rodziny. Gdy­by nie miał pracy i zapewnionych do­chodów, nie może być głową rodziny. Każda religia jest dobra. Z pew­nością wychowamy dzieci w religii katolickiej, ale przecież przekażemy im też bogactwo myśli hinduskiej. Bę­dzie wiedziało więcej…"
W powłóczystych szatach, ze skrom­nie spiętymi włosami, tańczyła z grupą młodych chłopców z ogolonymi głowa­mi w rytm muzyki wybijanej na orien­talnych bębenkach i przy dźwięku pisz­czałek. Tanecznym korowodem przecięli Rynek i zniknęli w bocznej ulicy. Przy­padkowi przechodnie zatrzymywali się na skraju drogi, jakaś starsza pani ze zgorszeniem odwracała głowę, czyniąc wymowne znaki. Kilku młodych zatrzy­mało się przy jednym z chłopców z ogo­loną głową, który przystanął i z bocznej kieszeni dżinsowej kurtki, narzuconej na długą tunikę, wyciągnął kolorowe wydawnictwa i wizytówki z adresami.
Jest ich coraz więcej i coraz częściej ich widać na ulicach polskich miast i miasteczek. Tańczą, sprzedają książki z fantazyjnymi okładkami, organizują festiwale, wystawy, spotkania wegetarian i miłośników judo lub karate. Wschód na różne sposoby wchodzi w polską codzienność i znajduje ucz­niów dla swoich mistrzów życia.
Zaskakująco szybko i bezkrytycz­nie młodzież polska podchodzi do lan­sowanej obecnie religijności Dalekiego Wschodu, głównie Indii, propagowanej przez ruchy religijne typu Hare Kriszna czy „moonowcy" (z Korei).
Oryginalna mądrość indyjska, myśl wedyjska jest monistyczna, czyli wszystko, co istnieje, traktuje jako jedność, która jest Bogiem. Bóg jest pojmowany jako energia rozproszona w różnych pro­porcjach. Różny jest gatunek tej energii. Hinduiści porównują ją do rozszczepio­nego światła. Promień biały, rozszczepio­ny w pryzmacie, daje różne długości fal. Jednolity ładunek energii skumulowany w kosmosie, wskutek ruchu, rozszczepił się na różne rodzaje, które po zmateriali­zowaniu przyjęły różne formy (kształty): świata ludzkiego, zwierzęcego, roślinne­go, materii nieożywionej. Ta rozproszo­na energia dąży do scalenia i utworzenia na nowo jednej wielkiej mocy kosmicz­nej. Stąd nie trzeba „atakować" zwie­rząt, traktując je jako pokarm dla siebie. Skrajny wegetarianizm zabrania rów­nież spożywania takich części rośliny, które unicestwiłyby ją (np. korzeń mar­chewki), zezwala żywić się tylko tymi jej częściami, które pozwalają na jej dalsze trwanie (np. spożycie jabłka). Swoiście pojmowany „ekumenizm", głoszący w praktyce indyferentyzm, traktujący wszystkie religie jako równie prawdziwe i „dobre", także wyraża ową dążność do pierwotnej jedności kosmosu.
Zaprzeczenie istnienia Boga osobo­wego, który „rozpływa się w kosmo­sie", przekreśla automatycznie prawo Boże. Jeżeli ponad człowiekiem nie ma osoby „wyższej" niż on sam, nie ma także woli wyższej niż wola ludzka. Prawodawcami są więc ci, którzy po­siedli świetlaną świadomość, poczują się „osobami boskimi", czyli „bogami". Oni tworzą prawo i oni je egzekwują. Słynny w Polsce, z licznych publikacji o nim, guru Sai Baba, któremu od lat przydawana jest cześć boska, nie pła­ci za przeloty samolotami indyjskimi, czy przejazdy pociągami. Kto widział, żeby „bóg" kupował bilety? Nie ma też żadnych zielonych czy czerwonych świateł na drodze, gdy on jedzie. To on stanowi przepisy, a nie przepisy decy­dują o jego zachowaniu.
Człowiek rodzi się już przydzielony do określonej warstwy społecznej, ka­sty. Zależy ona od karmy, czyli rodza­ju energii nabytej działalnością w po­przednim wcieleniu (wierzą bowiem w reinkarnację, cykliczne wcielenia człowieka). Człowiek może urodzić się braminem („kapłanem" – świetlana świadomość w ludzkim ciele), ksziatrią („władca" – mądrość użyteczna w ludzkim ciele), vajsją („twórca" -twórczość w ludzkim ciele) lub siudrą („sługa" – uśpiona świadomość, ciem­ność w ludzkim ciele). Natura ludzka jest więc różnego „gatunku" nie tylko pod względem biologicznym (co głosi rasizm), lecz i duchowym (w zależno­ści od karmy – „rasizm duchowy"?). Księga Manu, uznawana za „świętą", sankcjonuje dyskryminację siudrów („nieczystych", „sług"). To dla złago­dzenia owej dyskryminacji kastowej i niehumanitarnych praktyk wybitni myśliciele indyjscy, jak Mohan Roy, Tagore, Vivekananda, Gandhi i inni, dokonali akomodacji etyki chrześci­jańskiej do wedyjskiej myśli religijnej, tworząc tzw. neohinduizm, który miał wpływ na powstanie demokratycznej konstytucji Indii.
Hinduizm nie ma ujednoliconego systemu czy doktryny religijnej, nie ma bowiem żadnego urzędu nauczycielskie­go ani jednolitego kryterium prawdy. Stąd np. Indie są krajem o ponad mi­lionie sekt religijnych wyrosłych na ele­mentach myśli hinduistyczej. Źródłem wiedzy religijnej Hindusa jest wyłącznie zaufanie do nauki wybranej przez siebie szkoły, mistrza czy guru, który uczy tak, jak sam daną sprawę pojmuje lub chce, by uczeń ją pojmował. Rola przewodni­ka duchowego, pozbawionego wszelkiej kontroli i możliwości skorygowania po­glądów, jest więcej niż poważna. Może decydować w praktyce o kształcie życia powierzonych mu jednostek.
Jan Paweł II zapisał w orędziu do młodych na Światowy Dzień Młodzieży 1993 r.: „Istnieją jednak fałszywi proro­cy i pozorni mistrzowie życia. Najczęś­ciej można spotkać mistrzów, którzy uczą, jak opuścić ciało, jak wyjść poza czas i przestrzeń, aby wejść w «praw-dziwe życie». Potępiają oni stworzenie i w imię złudnego spirytualizmu prowa­dzą tysiące młodych na drogi nierealne­go wyzwolenia, które pogłębia jedynie ich samotność i czyni ofiarą własnych złudzeń oraz tkwiącego w nich zła".

ks. Andrzej Zwoliński
Nie jedz na czczo (grafitti)

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Prasa lokalna i mało znana o nas

Post autor: Bolito » 15 maja 2016, 23:29

„POLONIA CHRISTIANA” (online) 14 I 2016

Świat się zbroi a Litwini… zakładają wegetariańską jednostkę wojskową!

Na Litwie powstanie specjalna jednostka wojskowa, w której serwowane będą jedynie wegetariańskie dania. Tymczasem w litewskiej armii jaroszy jest jedynie dwóch…
- Być może rozlokujemy stołówkę wegetariańską lub jednostkę w jednym miejscu – oświadczył dziennikarzom minister Juozas Olekas. - Na terenie całego kraju mamy kilkadziesiąt miejsc, gdzie ludzie odbywają służbę wojskową, więc sądzę, że szykować jedzenie dla jednego lub dwóch żołnierzy, nie jest zbyt logiczne – dodał. Minister zapewnił, że w dotychczasowym jadłospisie wojskowym pojawiały się dania jarskie. Dodał również, że aktualnie w litewskim wojsku służy dwóch żołnierzy, którzy są wegetarianami.
Zmiany stały się konieczne w wyniku zaskarżenia wojskowego menu przez dwóch krysznowców. Litewski kontroler do spraw równości przerwała dochodzenie w sprawie dyskryminacji, jednak zobowiązała wojsko do przedstawienia po 1 lipca sytuacji odnośnie wegetariańskiego jadłospisu. Póki co poborowi i zawodowi żołnierze w jadłospisie mają mięso, ryby i jajka.
Nie jedz na czczo (grafitti)

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Prasa lokalna i mało znana o nas

Post autor: Bolito » 12 lip 2016, 23:58

„DZIENNIK BAŁTYCKI” 10 I 2016

Ks. Jan Kaczkowski: Wolę być naiwnym niż napastliwym

rozm. Dorota Abramowicz
Czy jednak nie warto wolontariuszom WOŚP podać gorącej herbaty, zamiast gonić ich spod kościoła? - zastanawia się w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim" ks. Jan Kaczkowski.

Katolik, który chce czynić dobro, nie powinien wspierać Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy...
Kto tak mówi?
Ksiądz prof. Paweł Bortkiewicz w grudniowym wywiadzie dla „Frondy” twierdzi, że dając złotówkę na akcję Owsiaka nie wie, czy nie zostanie ona przeznaczona na wsparcie ruchu Hare Kriszna, Przystanku Woodstock, czy na rodzinę założyciela fundacji. A w dodatku Orkiestra może być postrzegana jako instytucja sankcjonująca nieudolność polityki zdrowotnej państwa.
Ksiądz profesor ma prawo do swojego zdania. Skąd jednak bierze pewność, że wpłacając na WOŚP wspieramy rodzinę Owsiaka? Mamy 100 tysięcy wolontariuszy, których takie słowa stygmatyzują i odbierają im prawo do zaangażowania.
Czy skoro uczestniczą w Orkiestrze, to są źli, a wszyscy inni są dobrzy? Przede wszystkim nie rozumiem, gdzie jest oś sporu. Czy jest to fakt, że się komuś udało i udaje od 25 lat? A może, że - tak po polsku - nie udało się go złapać? Gdybyśmy go złapali na jakiejś nieuczciwości, to pewnie dla wielu byłby to powód do zadowolenia.
Przeciwnicy Jerzego Owsiaka powołują się na ubiegłoroczny wyrok sądu w jego sporze z blogerem Matką Kurką. Wyrok różnie interpretowany przez obie strony. Zwolennicy WOŚP podkreślają, że bloger został ukarany grzywną za nazwanie twórcy Orkiestry hieną cmentarną, druga strona cytuje uzasadnienie sądu, że twierdzenia Matki Kurki o zyskach prywatnych firm powiązanych z fundacją były prawdziwe.
Nie mam pojęcia, nie czytałem, nie znam się. Słyszałem tylko, że obie strony odwołały się od wyroku. Myślę jednak, że przez kilkadziesiąt lat Fundacja WOŚP była od podszewki sprawdzana przez profesjonalne, państwowe służby. Nie chce mi się wierzyć, że przy takim poziomie emocji społecznych nie znaleźli się „życzliwi”, którzy zrezygnowali z możliwości nasłania kontroli na Fundację WOŚP, która została zapewne już przetrzepana na 33 tysiące sposobów. I gdyby coś wykryto, na pewno byśmy o tym szybko usłyszeli.
Spór o Orkiestrę zaczyna przyjmować wymiar ideologiczny. Po takich wypowiedziach jak ks. Bortkiewicza zostaje utworzona linia frontu, w której po jednej stronie stają „prawdziwi katolicy”, a po drugiej wolontariusze i zwolennicy Orkiestry.
Nie stawiałbym tu żadnej linii między katolikami a niekatolikami.
Wobec tego, gdzie przebiega podział?
To sztuczny podział. Ja go nie czuję.
Może zapytam inaczej - skąd bierze się tak wielka niechęć do działań Orkiestry?
Podejrzewam, że z zazdrości.
Nie wiem, czy tylko z zazdrości. Słyszałam opinię, że wprawdzie Orkiestra robi wspaniałe rzeczy, dając zebrane raz w roku pieniądze na sprzęt medyczny dla dzieci lub seniorów, ale już przekazywanie zysków z odsetek na organizowanie koncertów, zamiast kupowania jeszcze większej liczby aparatów ratujących życie lub sprzętu rehabilitacyjnego, nie musi się wszystkim podobać.
Każdy ma prawo pytać. Trzeba jednak wiedzieć, że wszystkie fundacje potrzebują pieniędzy na funkcjonowanie i muszą je zabezpieczyć same. Najważniejsza jest transparentność. Nie chcę wchodzić w te powiązania, w Fundację Złoty Melon, obsługującą Przystanek Woodstock, czy tę drugą Mrówkę Całą. Absolutnie mnie to nie interesuje. Poznałem żonę pana Owsiaka, to konkretna kobieta, która tego wszystkiego pilnuje. Jest jej bardzo przykro z powodu ataków na to, co robią. Kiedy on „skacze do góry”, ona wydaje się sprowadzać go na ziemię. W jednym zgadzam się z księdzem Bortkiewiczem - Orkiestra przez ćwierć wieku wypełnia zadania państwa. Jednak za to co robi, dostaje teraz kopniaki w brzuch.
Po wypowiedzi księdza sprzed dwóch lat na wideoblogu w obronie WOŚP, pojawiły się liczne, negatywne komentarze. Najdelikatniejsze z nich głosiły, iż ksiądz Kaczkowski jest osobą naiwną, skoro zaufał Owsiakowi...
Wolę być naiwnym niż nieufnym lub napastliwym. Lepiej zaufać z ryzykiem pomyłki, niż a priori nie ufać w coś, co może być dobre. Za tamtą wypowiedź mocno mi się dostało. Do tej pory po mnie jeżdżą.
Kto?
Duchowni i prawicowi publicyści.
To boli?
Już nie. Najbardziej zabolała mnie kondycja intelektualna tych osób. Uczepiły się one słów, że jeśli nadgorliwi katolicy za wsparcie Orkiestry umieszczą mnie z Jurkiem Owsiakiem w piekle, to chętnie w takim towarzystwie bym się tam znalazł. Trzeba być niezwykle ciasnym intelektualnie, wyobrażając sobie, że ksiądz katolicki życzy sobie i innym piekła.
Stopień zacietrzewienia jest już tak duży, że każde słowo wypowiedziane w obronie Orkiestry będzie użyte przeciw autorowi wypowiedzi...
Zastanawiam się, dlaczego akurat ta akcja budzi tak dużą falę krytyki? Oczywiście znam argumenty, że używki, szatan, Woodstock... Pewien ksiądz się oburzył, gdy powiedziałem „nasi bracia Hare Kriszna”. Zapytam więc: jeśli nie bracia, to kto? Wrogowie? Nieludzie? To się wpisuje w pokrętną logikę wypowiedzi w sprawie uchodźców, obcych, nienaszych, innych...
A może to syndrom oblężonej twierdzy? W mszach świętych uczestniczy coraz mniej młodych Polaków, mówi się wręcz o „pełzającej sekularyzacji”... Czy nie jest tak, że kto nie z nami, ten przeciw nam?
Ale kogo mamy się bać? Tych, którzy nie chodzą do kościoła? Jako duszpasterz boję się o ich zbawienie. Im bardziej ludzie nie chodzą do kościoła, tym bardziej my, katolicy, powinniśmy dawać porządny przykład i świadectwo. Wolę być naiwnym niż nieufnym lub napastliwym. Tego dnia młodzież stoi głównie przed kościołami. Nikt nikogo nie zmusi do dawania pieniędzy, czy jednak nie warto tym wolontariuszom podać gorącej herbaty, zamiast gonić ich spod kościoła? Ktoś kiedyś kontrargumentował, że jest to „pomaganie w złym”. Czy podanie herbaty jest współuczestnictwem w złym?
Raczej przejawem miłosierdzia...
Najprostszym. Zziębnięta dziewczynka czy chłopak potrzebuje takiego wsparcia. Podam inny przykład: centrum Krakowa, mnóstwo kościołów i panie trudniące się nierządem. Jeden z księży zaniósł im herbatę. Czy to, że się ogrzały i teoretycznie mogły godzinę dłużej handlować było współuczestnictwem w złym, czy aktem miłosierdzia? A może ksiądz powinien polać je lodowatą wodą? Dla mnie są to fundamentalne pytania.
Od wieków trwa konflikt między tymi, którzy w imię Boga potępiają, a tymi, którzy w Jego imię wybaczają. Czy w katolicyzmie jest więcej potępienia, czy wybaczenia?
Kiedy patrzymy na papieża Franciszka, widzimy Kościół miłosierny. Niecały miesiąc temu otworzono rok Bożego Miłosierdzia. I jeszcze nie minął miesiąc, a my już rzucamy się do gardeł.
W tle jest jeszcze polityka.
Jestem tego pewien. Jednak skrzętnie omijam wątki polityczne.
W porządku, o polityce nie będziemy mówić.
Myślę, że to pewna formacja intelektualna. I nie chcę mówić o zaściankowości. Znam księdza proboszcza, który zawsze częstował wolontariuszy ciastkiem i herbatą i na pewno osiągnął większy efekt duszpasterski, niż ksiądz atakujący „diabła Owsiaka” z ambony. Każda akcja rodzi reakcję. Proszę sobie wyobrazić, że ma pani 17 lat, od godziny 6 rano marznie pod kościołem i po pięciu godzinach słyszy pani, że jest najgorsza. To odechciewa się pani wszystkiego. I taki młody człowiek jest stracony dla wszystkich akcji - dla Caritasu, Szlachetnej Paczki, dla społeczeństwa obywatelskiego.
Konflikt wokół Orkiestry sprawił, że pojawiły się memy wzywające „nie dam na kolędę, dam na Owsiaka”.
A ja dam i na kolędę, i na Owsiaka. Bardzo się cieszę, że dzięki tej fundacji mamy w naszym hospicjum w Pucku sprzęt dla seniorów: łóżka, szafki, materace antyodleżynowe najlepszej jakości. I to nie dlatego, że wypowiadam się dobrze o Orkiestrze. Zajęcie się ludźmi starszymi było ogromnym przełomem.
Chore dziecko bardziej wzrusza niż stary, mniej estetyczny człowiek stojący już nad grobem...
Przypomnę, jak nas wzruszał stary, schorowany Jan Paweł II, który nie bał się swojej nieestetyczności.
Uczestniczył kiedyś ksiądz w dyskusji z udziałem fundamentalnych przeciwników WOŚP?
Tak, była to jednak bardzo agresywna dyskusja. A ja się w tym nie sprawdzam.
Jak zmienić poziom debaty publicznej?
Należy założyć dobrą wolę drugiej strony i próbować się lubić. Mówię próbować, bo to nie jest łatwe. W tym ogromnym etycznym wysiłku będę starał się nie myśleć o tobie źle. Nie pozwolę, by twoja złość mnie zniszczyła. By to zło miało podwójny skutek - uderzający także we mnie, odbierający mi spokój i radość życia. Przeciwnicy nie są ludźmi złymi do szpiku kości. Myśląc tak, wpadłbym w ich sidła. Zakładam więc ich dobrą wolę, przy braku wiedzy. Są to banalne, oczywiste rzeczy. Czyż można bowiem w Roku Miłosierdzia mówić, że mamy być źli lub się nie lubić?
W niedzielę kolejny finał Orkiestry. Będzie, mimo tego, co dzieje się wokół fundacji, rekord?
Życzę rekordu, spokoju, większej ciszy i większej mobilizacji. A tym, którzy zamierzają atakować zbiórkę pieniędzy na chore dzieci i starszych ludzi, warto przypomnieć fragment Ewangelii według św. Mateusza (Przypowieść o robotnikach w winnicy): „Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?”.

Ks. Jan Kaczkowski jest bioetykiem, twórcą Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. Organizował m.in. w puckim hospicjum warsztaty Areopag Etyczny z komunikacji i etyki w medycynie dla studentów medycyny i prawa. W 2010 r. przeszedł operację usunięcia nowotworu nerki, dwa lata później stwierdzono u niego glejaka mózgu. W ub.r. ks. dr Jan Kaczkowski otrzymał tytuł Człowieka Roku 2014 „Dziennika Bałtyckiego”.
Nie jedz na czczo (grafitti)

Awatar użytkownika
Martanda Dasa
Posty: 965
Rejestracja: 15 sty 2008, 11:53
Lokalizacja: Śri Vrindavan Dhama

Re: Prasa lokalna i mało znana o nas

Post autor: Martanda Dasa » 14 lip 2016, 21:17

Poczytaj mi mamo:
www.sekty.wordpress.com
Kiedy widze takie teksty to mnie krew zalewa.
Zawsze myśl o Śri Vrindavan Dhama i nigdy o Niej nie zapomnij. Nasze wieczne, doskonałe, transcendentalne i słodkie jak nektar przeznaczenie.

http://www.24hourkirtanmayapur.com/
http://mayapur.tv/
http://vrindavan.tv/

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Prasa lokalna i mało znana o nas

Post autor: Bolito » 25 lis 2016, 22:49

„MISYJNE DROGI” nr 4 (172) VII – VIII 2015

Medytacja i reinkarnacja. Hare Kryszna

W wakacje są na naszych ulicach i na większych koncertach. Rozdają tam żywność i szukają nowych wyznawców.
Przechodząc ulicami większych miast zauważamy czasem, najczęściej mężczyzn, ubranych w pastelowe żółte stroje, z bębenkami, szepczących mantrę Hare Kryszna Hare Kryszna... Wydają się łagodni, rozśpiewani, pogodni i dają poczucie bezpieczeństwa. Są obecni na większości wielkich koncertów plenerowych. Są tam spotkania z mistrzami duchowymi, a także darmowe jedzenie.

Lata sześćdziesiąte
Hare Kryszna to popularna nazwa neohinduistycznego ugrupowania nazwanego pierwotnie jako International Society for Kriszna Counsciousness (ISKCON) – Międzynarodowe Towarzystwo Świadomości Kryszny. Ruch ten zainicjowany został w 1966 roku w Stanach Zjednoczonych przez hindusa A. C. Bhaktivedantę Swami Prabhupade (zm. w 1975 roku). Nie istnieją zatem od początku funkcjonowania hinduizmu, czyli od roku ok. 1 500 przed narodzinami Chrystusa. Według Krysznaitów ludzkość jako całość doświadcza powszechnego upadku. Charakteryzuje on epokę Kalijuga, gdzie ludzie cierpią z powodu niewiedzy, a tym samym zagubienia. W czasie, kiedy tak wielu błądzi, nie można rozpoznać prawdy, odróżnić ją od fałszu. Ludzie zagubieni, pogrążeni w stanie upadku nie mogą posiąść prawdziwej wiedzy. A przecież tylko ona prowadzi do zbawienia. Oznaką tego błądzenia jest ciągle poszukiwanie przyjemności (maja). Pęd za rozkoszą, satysfakcją za osiągnięcia komfortu życia i pełnej satysfakcji i zadowolenia coraz bardziej jednak pogrąża człowieka w rozpaczy.

Hipisowskie początki
Ideowość hippisowska, będąca u początku ruchu Hare Kryszna, uformowanego przez „dzieci kwiaty” w połowie lat 60-tych XX wieku, wciąż u jego zwolenników jest aktualna. Kontestatorzy życia społecznego i kulturowego z lat 60-tych, występujący przeciwko wszelkim autorytetom, rozczarowani materializmem praktycznym, ale też podatni na ideologiczną manipulację, doczekali się dziś swoich duchowych „wnuków” i prawnuków”. Aktywność Krysznaitów, ich taniec i śpiew, uliczne „występy”, nauczanie doktryny neohinduistycznej nie jest niczym innym, jak powrotem do lat 60-tych XX wieku i „przeniesieniem się” nie tyle do Indii, co do Stanów Zjednoczonych, „matecznika” wszelkich „prowokacyjnych” ruchów religijnych.
Zastanawiającym jest fakt, iż w byłym Związku Radzieckim liderami Hare Kryszna bywają dawni, emerytowani oficerowie Armii Czerwonej. Komentatorzy tego fenomenu mówią, iż w szeregi Krysznaitów wstąpili oni tylko i wyłącznie ze względów komercyjnych. Jak jest naprawdę? – Odpowiedź można uzyskać tylko po przeprowadzeniu solidnych empirycznych badań socjologiczno-religijnych.

W komunach
Krysznaici „tworzą” alternatywną społeczność, zwykle niedużą, która zgłębia święte teksty, troszczy się o podtrzymywanie „świadomości braterstwa dusz”. Ich zachowanie ma stanowić wielki znak sprzeciwu wobec konsumpcyjnego stylu życia społeczeństw dobrobytu. Codzienność regulowana jest wśród Krysznaitów przez rozliczne drobiazgowe przepisy. O pożyciu intymnym mężczyzny i kobiety, należących do ruchu, decyduje ich przewodnik. Akt seksualny ma służyć tylko i wyłącznie prokreacji. Kryszanaici praktykują wegetarianizm, co jest cechę charakterystyczną innych azjatyckich religii. Odrzucenia z diety mięsa i jaj wiąże się z wiarą w reinkarnację i wcielanie się człowieka po jego śmierci w inne żywe istoty. Rezygnują z wszelkich używek, np. z herbaty i kawy. Nie spożywają nawet niektórych warzyw, np. cebuli i czosnku. Być może w przypadku tego drugiego warzywa chcą wskazać na dystans wobec wszelkich afrodyzjaków.

Kontestacja PRLu
Pierwszymi przyczółkami, w latach siedemdziesiątych, działalności misyjnej Krysznaitów były akademiki i uniwersytety, m.in. w Lublinie. Sympatykami ruchu w czasach PRL, „porażonych” komunistyczną propagandą sukcesu, byli polscy „hippisi”. Młodzi, kontestujący patologię komunizmu, skłaniali się chętnie ku ugrupowaniom niesubordynowanym wobec ideologii sowieckiej. Narażała się równocześnie władzy ludowej, która karała ją za obywatelskie nieposłuszeństwo, odmawiając np. zgody na jej wyjazd za granicę. Pierwsi wyznawcy Kryszny w Polsce nie tyle spragnieni byli wychwalania Kryszny, ile chcieli zamanifestować swój sprzeciw wobec dyktatury realnego – „odrealnionego” socjalizmu. Podobną motywację mieli pierwsi wyznawcy Kryszny w NRD. Stawali się członkami ruchu, by w ten sposób wyrazić opór wobec komunistycznej władzy. Sympatykami Hare Kryszna stawali się zarówno młodzi ludzie wychowani bez religii, pochodzący z rodzin ateistycznych, ale też i ci, wywodzący się z tzw. tradycyjnych rodzin katolickich. Mówi się, iż niektórzy z młodych ludzi sięgali po narkotyki. To i inne „przypuszczenia” winny być dziś „zrewidowane”.
Lata 80-te XX wieku były czasem „krzepnącej” działalności Hare Kryszna w Polsce. Pierwsi misjonarze tego ruchu religijnego zaczęli przyjeżdżać tu w latach 70-tych. Misjonarze krysznaiccy mieli pojawić się w 1976 r. na nieformalnym zjeździe hippisów w Częstochowie. Docierali oni „nad Wisłę” z Zachodniej Europy i ze Stanów Zjednoczonych. Zawsze budzili ogromne zdziwienie swoim wyglądem. Niektórzy z nich, poruszający się po Polsce ekskluzywnymi pojazdami marki „zachodniej” – w rytualnych szatach, z ogolonymi głowami i pozostawionym na nich kosmykiem włosów, z naniesionymi na twarzy symbolicznymi znakami, chodzący boso, wprawiali postronnych „widzów” – przechodniów niemal w osłupienie.
Hare Kryszna nigdy przez lata PRL, jak i później nie doświadczyło wielkiego przypływu adeptów, zasilających jego szeregi. Wg Szymona Beżnica w 2002 roku w Polsce miało być o. 4,2 tysiące zwolenników ruchu i 800 osób, które przeszły inicjację członkowską. Dane te wydają się wszakże zawyżone. Zawsze natomiast chciało zaznaczyć swoją obecność w różnych miejscach publicznej sfery życia. Można było spotkać i wciąż spotyka się Krysznuitów na ulicach wielkich i mniejszych miast, czy czasie „Przystanku Woodstock”. Często byli i są to pojedynczy „akwizytorzy” oferujący do sprzedaży kadzidełka (dym i woń spalonego kadzidełka „wznosi” się „ku górze” na cześć Kryszyny), bądź kolporterzy świętej księgi ich wyznania – Bhagawadgity czyli Pieśń Pana).
Nie ulega wątpliwości, iż Hare Kryszna stanowi wyzwanie dla Kościoła. Wielu ludzi szuka swojego miejsca w świecie, w wakacje mają więcej czasu na poszukiwania. Oby to miejsce znaleźli wśród chrześcijan.

Eugeniusz Sakowicz
Nie jedz na czczo (grafitti)

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Prasa lokalna i mało znana o nas

Post autor: Bolito » 09 sie 2017, 23:58

„WIADOMOŚCI KAI” 9 XII 2016

Indie: najwyższy obiekt religijny na świecie

KAI
W Indiach rozpoczęto budowę najwyższego na świecie budynku religijnego. Świątynia ku czci hinduskiego bóstwa Kryszny wznoszona w mieście Wryndawan w stanie Uttar Pradesh będzie miała 213 metrów wysokości. Zakończenie budowy planuje się na 2022 rok, poinformował międzynarodowy portal architektoniczny archdaily.com.
Odporna na trzęsienie ziemi, licząca 70 pięter wieża Vrindavan Chandrodaya Mandir przewyższy najwyższą, 162-metrową katedrę w Ulm w Niemczech, która przez stulecia uchodziła za najwyższą świątynię, a także bazylikę św. Piotra w Rzymie.
Wokół świątyni, budowanej z inicjatywy Międzynarodowego Towarzystwa Świadomości Kryszny (powszechnie znane jako Hare Kryszna), zaplanowano też domy mieszkalne, sale imprezowe, park tematyczny Kryszny oraz las. W tym miejscu kultu Kryszny będą też wydawane codziennie bezpłatne posiłki dla dzieci z ubogich rodzin, jak również będą realizowane programy socjalne dla wdów. Kryszna uważany jest za boga duchowości, etyki i oddania dla innych.
Ambitnym celem projektu jest moralna „transformacja społeczeństwa indyjskiego” przez nauczanie i duchowość Kryszny, czytamy na stronie internetowej Vrindavan Chandrodaya Mandir. Indie są z jednej strony na dobrej drodze ku społeczeństwo rozwiniętemu, z drugiej strony „dominują przestępstwa kryminalne, korupcja , nierówność oraz inne problemy”, którym można zaradzić nie tylko przez lepsze prawo i surową jego realizację.
Według świętych ksiąg hinduskich, w lesie Wryndawan Kryszna pasł krowy i zakochał się w pasterce imieniem Radha. Miłość między nimi opiewa Gitagowinda, XII-wieczny 12-strofowy wiersz napisany sanskrytem.
Nie jedz na czczo (grafitti)

ODPOWIEDZ