Rzeź świętych krów

Poszanowanie Bhumi - Matki Ziemi. Proste życie - wzniosłe myślenie. "Ta współczesna cywilizacja jest tak dumna ze swojej niezależności, ale jest tak bardzo uzależniona od ropy. Jeśli zostanie wstrzymana dostawa ropy, to co zrobią ci dranie-naukowcy? Będą bezradni. Niech postarają się wytworzyć wystarczająco dużo ropy w swoich probówkach, tak aby ich cywilizacja się nie zatrzymała. Obecnie w Indiach brakuje wody. Co w takiej sytuacji mogą zrobić owi uczeni'? Mogą znać skład chemiczny wody, ale nie mogą wyprodukować jej, kiedy istnieje na nią wielkie zapotrzebowanie. Potrzebują pomocy chmur, a wszystko to zależy od działania Boga." - Śrila Prabhupad - Prawda i Piękno
Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Rzeź świętych krów

Post autor: Bolito » 17 maja 2010, 22:59

Rzeź świętych krów

Krowa to ma klawe życie. Oczywiście pod warunkiem, że mieszka w Indiach

Paraduje przystrojona wieńcami, a wokoło sami wegetarianie, traktujący ją z szacunkiem godnym bóstwa. Zamiast więc skończyć na półmisku, spokojnie dożywa sędziwego wieku. Jednak nawet w raju czają się niebezpieczeństwa.
Jednym z mrocznych sekretów Indii, o którym tutejsi politycy wolą nawet nie wspominać, jest przemyt krów z ich ojczyzny, zamieszkałej w większości przez hindusów, do zdominowanego przez muzułmanów Bangladeszu. Wiadomo, że tamtejsza ludność nie pogardzi dobrym stekiem. Nielegalny handel nasila się zwłaszcza w okresie islamskiego Święta Ofiar.
Indie zakazały eksportu bydła. Władze nie zdołały jednak przeciwstawić się dobrze zorganizowanym przemytnikom, którzy każdego roku ładują miliony krów do pociągów i ciężarówek. Potem wstrzykują im środki pobudzające, żeby szybciej chodziły, i zmuszają do przeprawienia się przez rzekę. Na koniec nieszczęsne zwierzęta prowadzone są do ubojni tuż za granicą państwa.
Sarvender Ghankar, 24-letni członek indyjskich służb granicznych, pokazuje ręką w kierunku Bangladeszu: granica dzieląca oba kraje znajduje się kilkaset metrów stąd, choć nie jest w żaden sposób zaznaczona. Miejscowi farmerzy przechodzą z jednej strony na drugą. Ghankar zapewnia jednak, że teren jest strzeżony niczym amerykańskie zapasy złota w Fort Knox.
– Kiedyś mieliśmy tu przemyt, ale teraz granica jest całkowicie zabezpieczona – mówi uzbrojony w półautomatyczny karabin funkcjonariusz. – Niedługo stanie nawet płot – dodaje.
Mieszkańcy gorącej, przygranicznej równiny Zachodniego Bengalu wiedzą jednak swoje. – Przemyt kwitnie. Strażnicy w Indiach i Bangladeszu biorą łapówki za to, że odwracają wzrok – przekonuje 55-letni Yasin Mullah, sprzedawca z Murshidabadu, właściciel dwóch krów.
Szacuje się, że rocznie na druga stronę granicy trafia 1,5 miliona krów wartych nawet 500 milionów dolarów. Z indyjskich zwierząt produkuje się połowę wołowiny spożywanej w Bangladeszu.
Niektóre krowy pochodzą z odległych rejonów, takich jak Radżastan oddalony od granicy o około 1600 kilometrów. Po drodze często kilkakrotnie zmieniają właścicieli.
Każdego tygodnia 15 tysięcy krów przechodzi przez jeden z targów w stanie Jharkhand, około 500 kilometrów od Bangladeszu. Ich cena na tej stacji przesiadkowej wynosi około sto dolarów za sztukę. Zwierzęta, które tu docierają są wycieńczone, dlatego dostają zastrzyk z diklofenaku sodu – zakazanego leku przeciwzapalnego, który ma im dodać energii. Większość handlarzy to muzułmanie, jednak wśród kierowców i agentów jest wielu hindusów. Przemytnicy zwykle przekraczają granicę nocą.
Krowy najczęściej przechodzą przez Zachodni Bengal, który graniczy z Bangladeszem na odcinku ponad dwóch tysięcy kilometrów. Komunistyczne władze stanu zachowują neutralność w sprawach religijnych, pozwalając na handel krowami i ich ubój.
Zyski z tego procederu mogą być duże. Średnia krowa, warta w Jharkhandzie 100 dolarów, w Zachodnim Bengalu osiąga już dwukrotnie wyższą cenę. Po drugiej stronie granicy płacą za nią 350 dolarów. Mieszkańcy przygranicznych rejonów skarżą się, że tak wysokie przebicie przyciąga w te okolice imigrantów z Bangladeszu, którzy nocą kradną krowy, by popędzić je do swojej ojczyzny.
W ramach walki ze złodziejami bydła władze okręgu Murshidabad wprowadziły w 2007 roku system rejestracji krów. Każda z nich otrzymała dokument ze zdjęciem. Oznakowywanie tych świętych zwierząt nie wchodziło w grę, ponieważ jest dla nich bolesne i nie stanowi skutecznej ochrony przed przestępcami.
Okazało się jednak, że wprowadzanie nowego systemu idzie opornie, a dowody tożsamości również nie zdają egzaminu jako sposób na złodziei. – Możesz dać zdjęcie swojego kota, psa albo łokcia. I tak nikt się temu nie przygląda – narzeka Mullah, który postanowił nie rejestrować swoich krów.
Władze Indii wolą unikać problemu przemytu. – Rządzący obawiają się, że jakakolwiek wzmianka o nielegalnym handlu krowami mogłaby wywołać napięcia na tle religijnym między hindusami a muzułmanami – tłumaczy Sreeradha Datta, analityk z New Delhi.
Bangladesz także nie ma żadnej motywacji, by nagłaśniać sprawę – przemytnicy są opodatkowani, a ponadto nie trzeba płacić cła, jakie obowiązuje w przypadku legalnego handlu.
Zdaniem profesora Mohammada Dżalala Uddina Sikdera, specjalisty ds. migracji z Uniwersytetu w Dhace, graniczny biznes powinien zostać zalegalizowany w celu ograniczenia liczby przypadków śmiertelnych wśród handlarzy i strażników granicznych. Każdego roku w starciach ginie około 100 osób. Przedstawiciele obu krajów spotkali się nawet w tej sprawie w 2008 roku, ale biorąc pod uwagę wzajemny brak zaufania, nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie mogło dojść do legalizacji.
Jedno jest pewne: handel nie ustanie. – Moja babka ma dom w Bangladeszu i pole w Indiach. Wzdłuż granicy o długości czterech tysięcy kilometrów płynie 21 rzek. Tego się nie da zahamować – uważa profesor.

źródło: http://wiadomosci.onet.pl/1611149,2678, ... skart.html

[autor wersji oryginalnej: Mark Magnier, "Los Angeles Times" z 12 V 2010]
Nie jedz na czczo (grafitti)

ODPOWIEDZ