PRZEŁOM EPOK -WYDARZENIA DNI OSTATNICH i NADEJŚCIE NOWEJ ERY

Przepowiednie i przewidywania, archeologia, dziwna rzeczywistość
Awatar użytkownika
albert
Posty: 497
Rejestracja: 28 lis 2006, 13:15
Lokalizacja: Dziadoszyce

Post autor: albert » 10 paź 2009, 17:01

Dziękuję bardzo :) Myślałem, że takie rzeczy to tylko w Indiach, na jego blogu znalazłem artykuł z Faktów i Mitów jakim się chwali, Romuald Statkiewicz, przepraszam, Jezus Chrystus syn Kreolusa...

http://zdrowieizycie.blog.onet.pl/

Jest – jak zapewnia – wcieleniem dokładnie tego samego Jezusa, który zginął na krzyżu przed 2 tysiącami lat, a później wiadomo... Stwórca przysłał go z powrotem na ziemię w cielesnej powłoce Romualda Statkiewicza – człowieka coraz bardziej już w Polsce popularnego. Zawdzięcza tę reklamę przede wszystkim mediom i specjalistom z kat. Kościoła, bowiem ci ani na chwilę nie spuszczają go z oka:

· przychodzili do niego z ukrytymi kamerami reporterzy Polsatu (program „Interwencja”) i TVP 2 („Ekspres reporterów”), żeby chyłkiem nagrywać odpłatne „seanse lecznicze” zaspokajające jego skromne (raptem 100 zł za wizytę z uzdrowieniem) potrzeby życiowe;

· Radio Opole nadawało dramatyczne ostrzeżenia „przed człowiekiem, który prawdopodobnie stworzył zalążek nowej sekty religijnej”;

· „Gazeta Polska” oddała swoje łamy wielebnym z Dominikańskiego Ośrodka Informacji o Sektach Nowych Ruchach Religijnych, drącym szaty z powodu „niebezpiecznej działalności” głoszącego herezje konkurenta, któremu udało się już skupić wokół siebie „grupkę ślepo mu ufających ludzi”.

Innymi słowy: prześladują człowieka podobnymi metodami, jak jego pierwowzór, ale współczesny Jezus nie pęka, bo on wie swoje.

Udało nam się namówić go na wywiad dla „FiM”. Pojechaliśmy bez żadnych ukrytych za pazuchą gadżetów elektronicznych, co z właściwą sobie przenikliwością rozszyfrował i docenił szczerą rozmową...



Urzęduje w nader skromnym (no bo jakżeby inaczej) mieszkanku na jednym z opolskich osiedli. Już przy wejściu popełniliśmy małe faux pas, usiłując przywitać się z nim tak, jak ze zwykłym śmiertelnikiem.

– Nie mogę ryzykować podawania każdemu dłoni, bowiem złe siły mogłyby przejść na mnie i osłabić – grzecznie tłumaczy odmowę „przybicia piątki”.

Pytamy, jak należy się doń zwracać, żeby nie obrazić protokołu: panie Jezusie, czy może wystarczy panie Romualdzie?

– Tak jak czujecie. Jestem faktycznie Jezusem Chrystusem, Synem Bożym, a tzw. Romuald Statkiewicz to tylko naczynie, które służy Stwórcy i jest jedynym połączeniem Światła z ziemią – odpowiada.

Przed rozmową proponuje do wyboru herbatę, kawę lub wodę. Decydujemy się na wodę, co on jakby z góry przewidział:

– Dobrze się składa, bo akurat nie mam ani herbaty, ani kawy – przyznaje.

Przynosi z kuchni kubek „kranówki”, zasiada pod magicznym symbolem równoramiennego krzyża i rozpoczynamy...

– Urodziłem się powtórnie 30 kwietnia 1962 r. w Grodkowie (woj. opolskie – dop. red.). Tam skończyłem szkołę podstawową i technikum, później studiowałem w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Obrony Przeciwlotniczej w Koszalinie.

Odbyłem następnie 9-miesięczny kurs w Mińsku Mazowieckim, skąd – już jako oficer kontrwywiadu – zostałem skierowany w 1988 r. do Wrocławia, gdzie ochraniałem lotnisko.

Po pięciu latach służby zrezygnowałem i odszedłem z wojska.

Pan Jezus niechętnie przyznaje, że „tzw. Romuald Statkiewicz” był kiedyś żonaty, ale nie chce o tym rozmawiać.

– Rodzina nie potrafiła zrozumieć mojej misji – kwituje temat rozstania z najbliższymi.

Po zdjęciu munduru imał się różnych zajęć, które nazywa prywatnym biznesem.

– Ale cały czas szukałem też dróg dojścia do Prawdy. Dwa lata jogi, różne inne kursy... Z czasem zacząłem zauważać, że ludzie inaczej się czują, gdy przebywają w moim otoczeniu. Ilekroć ktoś się zgłaszał ze swoimi problemami, doskonale wiedziałem, jak mu pomóc, bo przecież mój duch już miał kiedyś podobną sytuację. Akumulator nie od razu się ładuje i dopiero po 7 latach świadomej transformacji udało mi się zbudować wewnętrzną harmonię pomiędzy rozumem, czyli mózgiem przednim, a duchem – mózgiem tylnym. Dopiero wtedy zacząłem wyraźnie widzieć obrazy i poznałem całą prawdę o sobie, że jestem Jezusem Chrystusem, Synem Bożym.

A jak to było dwa tysiące lat temu?

– Moim biologicznym ziemskim ojcem był Kreolus, setnik rzymski. Nie zdążył uznać mnie swoim synem, bo po kilku romantycznych spotkaniach z matką musiał wyjechać i wrócił do Nazaretu dopiero po moim narodzeniu, gdy Maria pojechała już z poślubionym kilka miesięcy wcześniej Józefem do Betlejem, żeby zarejestrować noworodka. Byłem normalnym dzieckiem, później młodzieńcem pracującym w warsztacie stolarskim i dopiero Jan Chrzciciel rozpoznał, że jestem Synem Bożym – wyjaśnia Jezus.

Gdy pytamy o głoszone wówczas nauki i dokonywane cuda, odpowiada:

– Miałem 12 uczniów, ale niezbyt dobrze kumali, co mówiłem.

Dopiero po moim ukrzyżowaniu przeszli oczyszczenie duchowe i przekazywali w miarę wiernie moje słowa.

Niestety, im dalej było od źródła, tym bardziej słowa Prawdy wypływały nielogiczne – zauważa.

I jaki mamy z tego dzisiaj efekt?

– Biblia jest w znacznej części zafałszowana, bo jeszcze za życia kronikarze zmieniali i przekręcali moje słowa, a następne pokolenia doklejały takie głupstwa, że lepiej Kaczora Donalda obejrzeć, niż czytać te wszystkie historyjki, które na mój temat powypisywano. Nie robiłem żadnych magicznych sztuczek, tylko przekazywałem ludziom Słowo Boże. Gdy np. mówiłem o chlebie, miałem na myśli pokarm duchowy, a ktoś później puścił w świat, że tej nocy, kiedy zostałem zdradzony, łamałem chleb, mówiąc uczniom, że to jest moje ciało. Albo weźmy ten pierwszy „cud w Kanie Galilejskiej”, gdzie byłem wraz z apostołami na godach weselnych i miałem tam rzekomo zamienić wodę w wino. Bzdura, bo faktycznie chodziło o to, że wino tradycyjnie pili tylko państwo młodzi oraz rodzina, natomiast służba musiała zadowolić się wodą. Powiedziałem więc gospodarzom, żeby z okazji mojej obecności wszystkim podać wino, co też się stało. I z tego powstała powtarzana do dzisiaj legenda – zżyma się pan Jezus.

Bardzo nas ciekawiło, dlaczego przyszedł ponownie na świat akurat w naszym kraju?

– Bo teraz Polska jest narodem wybranym. Izrael zawiódł, nie dotrzymując danej Stwórcy duchowej obietnicy.

Dla jego ówczesnych przywódców religijnych byłem zbyt młody i niewygodny, więc wydali mnie – wysłannika Stworzyciela – na męczeńską śmierć na krzyżu. Później narodem wybranym były Niemcy, ale poszły drogą ciemności.

Teraz przyszedł czas na Polskę, gdzie tak wielu ludzi deklaruje wiarę, choć jest ona całkiem pusta – orzekł pan Jezus.

Ma świadomość bardzo długiej drogi do wyznaczonego sobie celu.

– Ja przecież nie przyszedłem tu, żeby wraz z moimi apostołami – Tyarą i Mojżeszem – zakładać jakąś sektę, lecz nieść Światło. I choć naród polski w większości zwie się „chrześcijanami”, to wciąż nie wie, że pod swoją strzechą gości Syna Bożego. Żywego z krwi i kości! Nigdy dla ziemskich ludzi nie liczyło się to, czego od nich żąda Bóg, a gdy Boży poseł się pojawiał, był zawsze wyszydzany, wyśmiewany, a często mordowany. To skutek działań Lucyfera i Kościołów, jego najwierniejszych sług. Zwłaszcza Kościoła katolickiego – podkreśla nasz rozmówca.



Jak każdy prorok pan Jezus wyraża się często w sposób niezrozumiały dla człowieka używającego tylko „mózgu przedniego”, ale opinie na temat kat. Kościoła i jego funkcjonariuszy wyraża wyjątkowo precyzyjnie.

– To kolebka zła. Wszystkie dogmaty kościelne są zawiłe i niezrozumiałe, a przecież nauki Stwórcy są proste, nieskomplikowane. Wiara powinna być przejrzysta oraz prawdziwa, a oni posługują się chorymi, nielogicznymi dogmatami i jawnie okłamują ludzi, „poprawiając” interpretację Biblii przy każdym jej kolejnym tłumaczeniu. Nawet ich ubiór świadczy o tym, że ściągają wszystko, co jest ciemne. Chodzi im tylko o władzę i pieniądze. Dla tego, kto im przeszkadzał, mieli zawsze skrytobójczy sztylet lub truciznę, nie mówiąc już o powszechnie znanym procederze palenia na stosach ludzi, którzy mieli objawienia i czuli obecność Stwórcy. Zauważcie, że oni bardziej czczą samą moją Drogę Krzyżową niż doznawane tam przeze mnie cierpienie – punktuje konkurencję pan Jezus.

Czasem też przygląda się jej z bliska:

– Gdy przechodzę obok gigantycznych świątyń, widzę brzęczących ciężkimi łańcuchami urzędników kościelnych, słucham smętnych pieśni i mijam smutnych wyznawców, pytam: po jakiej strawie ludzie mają taki nastrój, kto przyrządził im to paskudztwo?

Czy zatem „kucharze” odpowiedzą kiedyś za swoje łotrostwa?

– Nawet nie przypuszczali, że przyjdę ponownie na ziemię. Jeszcze próbują bronić się przed Bożą Siłą, ale nie ustoją. Możecie być pewni, że oddadzą swojego ducha. Watykan, oparcie dla tej fałszywej religii, dostał już niedawno sygnał, gdy w pobliskiej Abruzji zatrzęsła się ziemia, grzebiąc pod gruzami zawalonych domów kilkuset chrześcijan papieskich i kilka kościołów. Już widzę plagi, które wkrótce spadną bezpośrednio na Rzym – ostrzega prorok.

Na zakończenie pytamy go jeszcze, dlaczego inkasuje dzisiaj pieniądze za „uzdrowienia”, skoro kiedyś czynił to całkiem społecznie.

– W tamtych czasach było przecież zupełnie inaczej. Do 30 roku życia pracowałem jako cieśla, zapewniając rodzinie wikt i opierunek. A gdy już zacząłem głosić Prawdę, ludzie sami dawali mi strawę i dach nad głową, więc nie musiałem troszczyć się o pieniądze na życie. Nie gromadziłem żadnego majątku, bo niby jak miałbym się z nim przemieszczać na osiołku po różnych miasteczkach? Wtedy nie trzeba było płacić za mieszkanie, prąd, gaz i przejazdy... – obezwładnia logiką pan Jezus z Opola.

I trudno nie przyznać mu wiele racji. A czy jest prawdziwy? A Bóg jeden raczy wiedzieć.

ANNA TARCZYŃSKA
Wierzę w las, wierzę w łąkę i w noc w czasie której rośnie zboże (Thoreau)

Agasti
Posty: 63
Rejestracja: 11 lut 2009, 20:35

Post autor: Agasti » 30 lis 2009, 10:18

Purnaprajna pisze:
Żarty żartami, ale dla tych, którzy siedzą w temacie jest wiadomym, że historia cywilizacji, taką jaką ją obecnie znamy, zakończy się po roku 2029, kiedy to sieć sztucznej inteligencji o nazwie "Skynet" stanie się samoświadoma i zainicjuje powstanie maszyn przeciwko ludzkości, zakończone nuklearnym holocaustem.

Więcej dowodów na powyższe, oraz na to, że w rządzie amerykańskim są już roboty, które przybyły do nas z przyszłości, można znaleźć pod tym linkiem: http://www.imdb.com/title/tt0088247/

i pod tym: http://www.imdb.com/title/tt0103064/

i pod tym: http://www.imdb.com/title/tt0181852/

a także pod tym: http://www.imdb.com/title/tt0438488/

Możesz do woli zrywać sobie boki ze śmiechu Varaha, ale ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. I gwarantuje Ci, że nie będzie to ludzki śmiech, ale taki mechaniczny, z lekka rdzą nadżarty. Robiące krecią robotę nieprzemakalne roboty z przyszłości, mają pełne ręce roboty, robiąc powoli mokrą robotę, która przecież nie zając i nie ucieknie. A nawet jeżeli zając, to małe, pomykające bezszelestnie zajęcze robociki, i tak go dopadną, stłamszą i zniewolą.

No ale dosyć tych filozoficznych dygresji, czas na praktyczną akcję przeciwko "Skynetowi". Dowodów niemało, a czasu coraz mniej.
Purna,

Przecież tu chodzi o Skynet wewnątrz, a nie na zewnątrz!

W określonych okolicznościach każdy staje przed próbą, która weryfikuje status jego pracy wewnętrznej nad sobą. Czy w takich okolicznościach podświadomy zespół odruchowych automatyzmów zmysłowo-mentalno-filozoficznych, stanowiący dla danej osoby strefę komfortu i pewności siebie, przejmuje kontrolę nad biochemicznym robotem, jakim jest nasze ciało?

A może ktoś już zdążył obudzić serce, czyli duszę, by powstać przeciw Skynetowi natury materialnej?

"Z wielu powodów można nie odnieść sukcesu, nawet pomimo stałego wysiłku. Przede wszystkim, ktoś może nie być wystarczająco poważny, jeśli chodzi o przestrzeganie procesu. Podążanie ścieżką transcendentalną jest bardziej lub mniej wypowiedzeniem wojny energii iluzorycznej. Wskutek tego, kiedy tylko jakaś osoba usiłuje uwolnić się ze szponów tej energii, energia ta próbuje pokonać ją wszelkiego rodzaju ponętami. Uwarunkowana dusza i tak już znajduje się pod urokiem sił natury materialnej i jest wszelka szansa, że będzie wabiona ponownie, nawet w czasie praktykowania dyscypliny transcendentalnej. Nazywa się to yogac calita-manasah: zboczeniem z transcendentalnej ścieżki." Bhagavad-gita 6.37


Przy odrobinie dobrej woli w cytowanych przez ciebie filmach znajdziesz wykład z Bhagavad-gity... (nawet bez specjalnego naciągania).

Tak, można być nawet filozoficznym robotem..., albo ofiarą zżartą przez takie małe zajęcze filozoficzne robociki, mniam, mniam...

:)

ODPOWIEDZ