Ekologia

Poszanowanie Bhumi - Matki Ziemi. Proste życie - wzniosłe myślenie. "Ta współczesna cywilizacja jest tak dumna ze swojej niezależności, ale jest tak bardzo uzależniona od ropy. Jeśli zostanie wstrzymana dostawa ropy, to co zrobią ci dranie-naukowcy? Będą bezradni. Niech postarają się wytworzyć wystarczająco dużo ropy w swoich probówkach, tak aby ich cywilizacja się nie zatrzymała. Obecnie w Indiach brakuje wody. Co w takiej sytuacji mogą zrobić owi uczeni'? Mogą znać skład chemiczny wody, ale nie mogą wyprodukować jej, kiedy istnieje na nią wielkie zapotrzebowanie. Potrzebują pomocy chmur, a wszystko to zależy od działania Boga." - Śrila Prabhupad - Prawda i Piękno
Awatar użytkownika
albert
Posty: 497
Rejestracja: 28 lis 2006, 13:15
Lokalizacja: Dziadoszyce

Ekologia

Post autor: albert » 05 paź 2008, 17:25

Warto poznać o co chodzi tym "ekologom" i w tej "ekologii", stąd ten wątek. Ale myślę, że warto też zastanowić się nad miejscem świadomości Kryszny w kontekście filozofii ekologicznej i praktyki ekologicznej. Czy wielbiciele Kryszny są za obroną Ziemi, czy przeciwko ? Oczywiście pytanie jest ogólne póki co.
Wierzę w las, wierzę w łąkę i w noc w czasie której rośnie zboże (Thoreau)

Awatar użytkownika
albert
Posty: 497
Rejestracja: 28 lis 2006, 13:15
Lokalizacja: Dziadoszyce

Post autor: albert » 06 paź 2008, 12:32

Strona poświęcona świadomości Kryszny i ekologii, dużo cytatów Śrila Prabhupady:

http://environmentkrishna.blogspot.com/ ... nchor.html

Najbardziej znanym pisarzem i działaczem ekologicznym w Iskconie jest Ranchor Prime. Napisał "Hinduism and Ecology" oraz "Vedic ecology". Choć obecnie chyba bardzeij zajmuje się sztuką. Był współzałożycielem swego czasu Friends of Vrindavana m.in sadzili drzewa we Wryndawan. Jego strona http://ranchorprime.googlepages.com/home

Mukunda Goswami i Drutakarma dasa napisali Divine Nature: A Spiritual Perspective on the Environmental Crisis.
W książce tej jest wiele przykładów działań na rzecz Ziemi w jakie angażowali się lub angażują bhaktowie. Jest też element polski. Mianowicie przedstawiono tam akcję jaką w latach 80 tych bhaktowie z Czarnowa pod dowództwem Wanamalego dokonali przeciwko zamierzeniom firmy Chwastka, który chciał wydobywać obok gospodarstwa bhaktów kamieniołom. Bhaktowie zorganizowali nawet demonstrację w Jeleniej Górze, co zostało opisane w jeleniogórskich Nowinach. Wygrali. :) Jest to jedyny znany mi w Polsce czynny sprzeciw bhaktów wobec spraw publicznych.
Pewnie Janaprija pamięta tę akcję. :)
Wierzę w las, wierzę w łąkę i w noc w czasie której rośnie zboże (Thoreau)

Awatar użytkownika
Rasasthali
Posty: 641
Rejestracja: 23 lis 2006, 18:58
Lokalizacja: USA

Post autor: Rasasthali » 29 paź 2008, 10:33

David Haberman napisal ksiazke na temat ekologi (on jest bhakta, ale z linii Pusthamarg, o ile dobrze pamietam) River of Love in an Age of Pollution: The Yamuna River of Northern India . Ma tez rozdzial na ten sam temat w nastepujacej ksiazce "Hinduism and Ecology: The Intersection of Earth, Sky, and Water (Religions of the World and Ecology)"

Haberman omawia jak istotne jest utrzymanie miejsc kultu w czystosci. Wiele rytualow polega na rzece Jamunie (przykladowo) i jesli wielbiciele Kryszny nie podejma inicjatywy w ochronie tej rzeki, zginie ona na zawsze (przynajmniej jesli chodzi o ten wymiar rzeczywistosci ;) ) i rytualy beda musialy byc zapomniane lub konieczny bedzie substytut. Zainteresowanych odsylam do jednej z ksiazek. Jest to tylko jeden z aspektow tego jak istotne jest myslenie ekologiczne w wielbieniu Sri Kryszny. Ekologia jest tak istotna nauka (nawiazujac do naszej dyskusji z innego tematu na temat sensu nauki ;-) ) ze moim zdaniem konieczne jest by byli wielbiciele wyksztalceni takze w tej galezi wiedzy.

Wiecej na ten temat napisze po konferencji BAAS w Radhadesh w grudniu, poniewaz tematem tego spotkania jest Nature and Krishna Consiousness (Przyroda/Natura i Swiadomosc Kryszny). Temat moze byc zrozumiany z roznych platform, ale beda tez bhaktowie-uczeni/naukowcy, ktorzy wlasnie interesuja sie w szczegolnosci zagadnieniami ekologii i swiadomosci Kryszny. Zapowiada sie goraca wymiana intelektualna! Albert, moze jeszcze zmienisz zdanie :)
http://actinidia.wordpress.com/

Awatar użytkownika
albert
Posty: 497
Rejestracja: 28 lis 2006, 13:15
Lokalizacja: Dziadoszyce

Post autor: albert » 28 lis 2008, 09:39

Mądry leśnik po szkodzie, czyli o wożeniu drzewa do lasu

http://www.youtube.com/watch?v=u7mnajUtKd4
Wierzę w las, wierzę w łąkę i w noc w czasie której rośnie zboże (Thoreau)

Awatar użytkownika
albert
Posty: 497
Rejestracja: 28 lis 2006, 13:15
Lokalizacja: Dziadoszyce

Post autor: albert » 02 gru 2008, 15:06

Ekolog - dobroczyńca społeczeństwa j
01.07.2007.
Ekolog - dobroczyńca społeczeństwa

Pan Marian Jurek jest rolnikiem prowadzącym od 2005 gospodarstwo ekologiczne w Niekarzynie, gmina Skąpe. Jest to jeden z niewielu rolników z województwa lubuskiego, który prawidłowo, zgodnie z wymogami rolnictwa ekologicznego rozpoczął prowadzenie gospodarstwa.
Artykuł opublikowano w Lubuskich Aktualnościach Rolniczych nr 06/2007

Ekolog - dobroczyńca społeczeństwa

Rozmowa, którą przeprowadziłem w jego gospodarstwie ma na celu pokazanie, że odpowiednie nastawienie się do ochrony środowiska naturalnego, pomaga w prowadzeniu gospodarstwa ekologicznego.

Skąd u Pana zainteresowanie rolnictwem, a w szczególności rolnictwem ekologicznym? Z tego co wiem, nie posiada Pan wykształcenia rolniczego.
Z wykształcenia nie jestem rolnikiem. Skończyłem Politechnikę Poznańską Wydział Elektryczny. Podobno była to najlepsza uczelnia w Polsce, która o palmę pierwszeństwa rywalizowała z Politechniką Wrocławską. Zawsze uważałem, że znam się na rolnictwie, nie dlatego, że mam wykształcenie rolnicze, czy też dlatego, że pracowałem w rolnictwie, ale dlatego, że mój dziadek był rolnikiem. Miał on 20 hektarowe gospodarstwo rolne 35 km od Poznania. W swoim gospodarstwie nie stosował żadnej „chemii", ale wtedy nikt nie nazywał tego rolnictwem ekologicznym. Nie stosował takich środków chemicznych, które chroniłyby rośliny, a jednocześnie niszczyły życie biologiczne w ziemi. Dziadek uważał, że powinien zrobić to, co do niego należy, to znaczy zaorać, zbronować, posiać i później czekać na żniwa. Głównym zajęciem dziadka była hodowla koni. W gospodarstwie było zazwyczaj 10-20 koni i tyle samo krów. Krowami zajmowała się babka. W ciągu lata psy wypędzały krowy na pastwisko i przypędzały je na czas dojenia do obory. Dziadek uważał, że jeżeli on zrobi to, co do niego należy, to natura zrobi resztę, pod warunkiem że nie będzie się jej przeszkadzało.

Chciałem odzyskać dostęp do ziemi, aby mieć swobodę w podejmowaniu decyzji o moich warunkach do życia. Chociaż jestem wychowany w mieście, poprzednio w Poznaniu, a teraz mieszkam w Zielonej Górze to uważam, że miasto nie jest miejscem do życia, tylko do umierania. W mieście nie mogłem stworzyć sobie takich warunków, jakie bym chciał. I dlatego starałem się odzyskać dostęp do ziemi, ale nie udawało mi się to przez długi czas. Teraz mam ziemię i to ja decyduję, jakie na niej będą istnieć warunki. Jeżeli nie będę stosował żadnych środków, które niszczą życie biologiczne, które powodują zmniejszenie bioróżnorodności, a będę stosował takie zabiegi, które zatrzymują wodę i podniosą poziom wód gruntowych, to będę żył w zgodzie z naturą, a ona mi się odwdzięczy. To uważam za najlepszą inwestycję, najlepszy fundusz emerytalny.

Czy przy takim systemie uprawy można osiągnąć niezależność finansową? Czy można z tak prowadzonego gospodarstwa wyżyć? Czy może się to stać głównym źródłem utrzymania?

W przyszłości to będzie główne źródło utrzymania. Obecnie jestem osobą czynną zawodowo i zajmuję się różnego rodzaju biznesami, głównie typu inwestycyjnego, ale inwestuję swoje oszczędności w ziemię, którą mam po to, aby w przyszłości móc być na tej ziemi niezależny, również finansowo. Uważam, że w rzeczywistości człowiek do tego by żyć potrzebuje dachu nad głową, wyżywienia, odzienia, ale nie w takim standardzie, jakie oferuje współczesne społeczeństwo. Inwestowanie oznacza dla mnie to, że stajemy się bardziej niezależni, a nie że mamy więcej pieniędzy. Jak mamy za dużo pieniędzy, to nie wiemy co z nimi robić. Musimy ich pilnować, żeby ich nam nie „ukradli". Inwestowanie oznacza, że stajemy się coraz bardziej niezależni od dostępu do tego, co jest nam do życia potrzebne. Wszystko to, co jest człowiekowi do życia potrzebne można uzyskać samemu w swoim gospodarstwie. Docelowo gospodarstwo ekologiczne oznacza, że będzie to gospodarstwo niezależne od nakładów zewnętrznych. To znaczy, że cokolwiek wyprodukujemy i sprzedamy, to będzie to nasz zysk. To ważne, bo po pierwsze mamy dla siebie i rodziny utrzymanie, a po drugie sprzedając produkty możemy jeszcze zarobić jakieś pieniądze. Istnieje duża grupa ludzi mająca wystarczającą ilość pieniędzy i chcąca je wydać na żywność dobrej jakości i produkowaną ekologicznie. Ludziom tym nie zależy na certyfikatach ekologicznych, wolą po prostu wiedzieć, jak ta żywność jest produkowana i kto to robi.


Niech mi Pan powie, jak wygląda sprawa zbytu produktów ekologicznych? Do tej pory nie było zorganizowanego rynku produktów ekologicznych. Firm skupujących, przetwarzających i sprzedających produkty wytwarzane metodami ekologicznymi na Ziemi Lubuskiej na pewno nie ma, a i w Polsce jest ich niewiele. Kiedy się to zmieni?
Uważam, że nie trzeba się martwić o zbyt. Może w tej chwili nie ma jeszcze tradycji produktów ekologicznych. Jednak nasza gospodarka bardzo mocno przyspiesza, więc trendy występujące obecnie w Europie Zachodniej, także u nas niedługo wystąpią. Efektem tego będzie to, że coraz więcej ludzi będzie przenosić się na wieś. Z czasem również coraz większa liczba osób bogatych będzie wyprowadzać się z miast i oni staną się podstawowymi odbiorcami produktów ekologicznych. Za jakiś czas będzie tutaj wiele takich siedlisk, których mieszkańcy będą odbiorcami takich produktów. Oni liczą głównie na to, że przenosząc się na wieś będą mieli produkty świeże, czyste i naturalne. Nie takie, jakie sprzedawane są w supermarkecie. Tamte produkty nie nadają się nawet do żywienia zwierząt. W tej chwili nie ma problemu ze zbytem. Dodam jeszcze, że jestem uczestnikiem Lubuskiego Klastra - Lubuski Szlak Wina i Miodu, w którym grupa producentów w połączeniu z grupą fachowców zebrała się po to, aby wypromować w przyszłości turystykę w tym rejonie.

Kiedy mój dziadek prowadził gospodarstwo mógł jeździć do Poznania i sprzedawać swoje produkty. Nie robił tego jednak, bo w sezonie letnim przejeżdżali do niego letnicy, którzy potem również w ciągu roku przyjeżdżali do niego i kupowali jego produkty. Kupowali jabłka, które dziadek przechowywał w sianie i sery, które wytwarzała babka. Niestety ich dzieci nie wzięły przykładu z rodziców i skusiła ich wizja łatwego urządzenia się w mieście. Jest taki standard, który nazywa się standardem ludzi ziemi. Pewien francuski dziennikarz napisał książkę „Człowiek ziemi". Z książki tej wynika, że do momentu, kiedy starsi ludzie pozostaną jeszcze w społeczeństwie, kiedy człowiek ziemi nie zostanie jeszcze wyeliminowany to nie grozi nam samozagłada. Pola tych ludzi nie są jednak takie równe, proste, ogromne z narzuconą monokulturą. One są urozmaicone. Prof. Górny mawiał, że trzeba pozwolić zaistnieć na powrót krajobrazowi wiejskiemu. Przedstawia on pola, kępy drzew, stawy, oczka wodne, ścieżki, miedze, miejsca zabagnione, łąki, a także zabudowania.

Planuje Pan budowę zagrody i przeniesienie się z Zielonej Góry tutaj. W jaki sposób chce Pan wykonać tę inwestycję, by być w zgodzie ze środowiskiem naturalnym?
Żeby być w zgodzie ze środowiskiem naturalnym, nie można w nie wchodzić „z butami". Powinniśmy coś najpierw temu środowisku dać, aby móc w nim potem zaistnieć. To, co możemy ofiarować w pierwszej kolejności to właściwa gospodarka wodno-ściekowa, bo jeżeli chcemy żyć, to potrzebna nam jest woda dla roślin i dla zwierząt. Zostałem kiedyś zapytany przez rolnika konwencjonalnego, któremu pochwaliłem się tym, że od kiedy mam ziemię podniósł się tam poziom wody gruntowej, o to jak to zrobiłem. A ja nie wykonałem żadnych specjalnych działań, po prostu staram się tej ziemi nie szkodzić. Jeżeli nie stosuję chemii, a jedynie wykonuję mechaniczne zabiegi agrotechniczne, to ziemia staje się jakby bardziej gąbczasta i zatrzymuje coraz więcej wody. Na polach, które są twarde jak skała z powodu stosowania chemii, woda spływa od razu do rowów i dalej do Odry i jest już stracona dla rolnika.

Poza tym wodę raz zużytą należy oczyścić i zużyć jeszcze raz. Najlepiej mieć niezależne źródło wody i niezależną oczyszczalnię ścieków. Nie muszą być one wielkie i skomplikowane, wystarczy mała oczyszczalnia biologiczna bez dodatkowych bakterii. Wodę najlepiej oczyszcza ziemia i odpowiednia bioróżnorodność. Kiedy ilość życia w tej wodzie będzie wystarczająco duża to woda pod względem chemicznym będzie czysta. Jeżeli mamy zapewniony dostęp do czystej wody możemy się tam osiedlić. Budynki, które wybudujemy na tej ziemi powinny być wykonane z materiałów miejscowych. 30-40 lat temu był taki system budownictwa w Krakowie, który teraz znów jest dostępny. System ten polega na budowaniu z takich materiałów jak kamień polny, drewno rosnące wokół pól i takie które można pozyskać z lasów państwowych i jak najmniej cementu. W niektórych elementach nie będzie możliwa całkowita rezygnacja z materiałów zewnętrznych. Powinny to być jednak materiały biodegradalne. Jeżeli takie materiały zastosujemy, to te budynki będą o wiele tańsze i nie będziemy musieli stać w kolejkach po materiały o coraz szybciej rosnących cenach.

W związku z tym przy budowie siedliska będę korzystał z tych materiałów, które są tutaj na miejscu. Niektórzy mówią, że na takie budowanie trzeba mieć więcej pieniędzy. Ja myślę, że nie jest to kwestia pieniędzy tylko czasu, dobrej organizacji i współdziałania z naturą. Uważam jednak, że lepiej poświęcić trochę więcej czasu, ale nie zmęczyć środowiska. Takie domy są cenione przez fachowców od naturalnego budownictwa samowystarczalnego, które na zachodzie staje się coraz modniejsze. Polska chata, polski dworek z przełomu XVII i XVIII wieku jest naturalnym budynkiem samowystarczalnym. Jeśli budynek zostanie wybudowany zgodnie ze standardami, jakie wówczas obwiązywały, z materiałów naturalnych i odpowiednio w stosunku do stron świata, to w takich budynkach nie trzeba dużo energii. Wystarczy ciepło pochodzące np. z gotowania i ciepło z jednego kominka. Oprócz tego oczywiście należy zapewnić energię elektryczną. Na moją ziemię nie będę doprowadzał żadnych mediów. Wszystko mam zamiar pozyskać na miejscu. Będzie to najtańsze zarówno w budowie, jak i w eksploatacji. Podobno na taki typ budownictwa, na odtwarzanie krajobrazu wiejskiego można uzyskać wsparcie w postaci funduszy unijnych.

Na ile programy rolnośrodowiskowe pomogły Panu w decyzji o tym, żeby kupić ziemię i zająć się gospodarstwem ekologicznym?
Kiedy kupowałem ziemię Polska wchodziła do Unii Europejskiej i mogłem skorzystać z programów wspierających rolnictwo. Zawsze liczyłem, że taki typ rolnictwa musi być wspierany. Przecież rolnik, który produkuje ekologicznie i nie zatruwa środowiska, nie niszczy natury, przyczynia się do zwiększenia bioróżnorodności, staje się dobroczyńcą dla społeczeństwa. Takich ludzi należy wspierać. Bardziej wyedukowane zachodnie społeczeństwa już to doceniają. W chwili obecnej w Polsce rolnictwo jest również wspierane, także poprzez programy rolnośrodowiskowe. Myślę, że to sprzyja rozwojowi takiego rolnictwa, jakie jest mi bliskie. Zauważam jednak niepokojącą rzecz. Są ludzie, którzy pierwsze zarobione na rolnictwie pieniądze konsumują i np. wyjeżdżają na wczasy, bo wcześniej nie było ich na to stać. Ja pieniądze, które dostaję z dopłat i programów rolnośrodowiskowych przeznaczam na inwestycje. To, co uzyskuję ze sprzedaży produktów starcza mi na pokrycie kosztów produkcji, a nawet jeszcze zostaje. Dopłaty według mnie powinny służyć inwestycjom. Ja nie byłem wcześniej rolnikiem, zaczynałem od zera, od „gołej ziemi". Pieniądze, które otrzymywałem inwestowałem w gospodarstwo. Myślę, że koncepcja dopłat do rolnictwa w UE też ulegnie zmianie i pieniędzy dla rolników będzie coraz mniej. Uważam, że teraz mamy czas i pieniądze, żeby dostosować nasze gospodarstwa do produkcji ekologicznej.

Wiadomo, że UE będzie wspierać wszystkie działania chroniące środowisko naturalne. Osoby, które chcą zainwestować w przyszłość swoją i swoich dzieci, powinny wybrać ten typ rolnictwa. Ja zaczynałem od zera, ale są w Polsce takie warunki, że możemy nie tylko dogonić Europę, ale również ją przegonić. W Europie nie ma takiej ziemi, oczek wodnych, naturalnych łąk, zadrzewień śródpolnych i takiego krajobrazu. Wystarczy, że nie zmarnujemy tego, co posiadamy.

Myślę, że to co robię, to najlepsza inwestycja w przyszłość, by nie stać z ręką wyciągniętą po jałmużnę z ZUS lub KRUS. To będzie najlepsza emerytura - z własnej ziemi. Chciałbym jeszcze powiedzieć, że jest duże zrozumienie w LODR w Kalsku dla spraw dotyczących ekologii. Kiedyś byliśmy tam z żoną na szkoleniu dotyczącym ochrony roślin, chociaż nie będziemy nigdy stosować oprysków. Po zakończeniu szkolenia prowadzący - pan inż. Kazimierz Zajda pogratulował nam ukończenia tego kursu i powiedział, że najwyższym standardem jest to, że ktoś ma uprawnienia do stosowania oprysków, ale ich nie stosuje.

Na koniec dodam jeszcze, że mimo promowania tego typu rolnictwa wielu rolników ma problemy z interpretacją niektórych przepisów dotyczących rolnictwa.

Dziękuję za rozmowę
Wierzę w las, wierzę w łąkę i w noc w czasie której rośnie zboże (Thoreau)

Waldemar
Posty: 743
Rejestracja: 31 paź 2008, 19:03

Post autor: Waldemar » 02 gru 2008, 21:58

Marian Jurek ma łaskę Kryszny.
Kiedyś czytałem wypowiedż Śrila Prabhupada, który napisał, że Śri Kryszna poprzez swoje rozrywki i życie jako pasterz w wiosce Vrindavana, naucza nas i daje przykład, jak powinniśmy żyć i do jakiego życia powinna dążyć współczesna cywilizacja.
Takie życie na wsi daje szczęście i satysfakcję, a przede wszystkim niezależność.

Awatar użytkownika
albert
Posty: 497
Rejestracja: 28 lis 2006, 13:15
Lokalizacja: Dziadoszyce

Post autor: albert » 15 lut 2009, 08:49

Globalne ocieplenie gorsze niż przewidywano?

Naukowcy ostrzegają, że skutki globalnego ocieplenia w następnym stuleciu będą o wiele bardziej dotkliwe niż to pierwotnie zakładano – podaje serwis internetowy BBC News.

Profesor Chris Field, autor raportu z 2007 roku na temat zmian klimatu, ostrzegł, że w przyszłości temperatury będą wyższe niż przewidywały to wszelkie dotychczasowe prognozy. Dodał, że ocieplenie wywoła większe środowiskowe szkody niż do tej pory przypuszczano.

Przemawiając na konferencji naukowej American Science w Chicago, profesor Field powiedział, że najnowsze dane pokazują znacznie radykalniejszy niż oczekiwano wzrost emisji gazów cieplarnianych w latach 2000-2007. – Patrzymy dzisiaj na przyszły klimat, który nie mieści się w żadnych prognozach, które do tej pory poważnie rozważaliśmy w polityce klimatycznej – oświadczył.

Naukowiec dodał, że raport z 2007 roku, który zakładał wzrost temperatury w przyszłym stuleciu o 1,1-6,4 stopni Celsjusza, poważnie nie docenia skali problemu. Jak przyznał, wzrost ilości dwutlenku węgla w atmosferze jest spowodowany gwałtownym rozwojem przemysłowym Chin i Indii.

Zdaniem Fielda, proces ocieplania się klimatu znacznie przyspiesza i może wywołać o wiele większe szkody, niż to pierwotnie zakładano. Ogrzewanie się planety wysuszy lasy tropikalne, które staną się bardziej podatne na pożary. Przyczyni się też do topnienia tzw. wiecznej zmarzliny, co spowoduje jeszcze gwałtowniejszy wzrost ilości dwutlenku węgla w atmosferze.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1347,title, ... omosc.html
Wierzę w las, wierzę w łąkę i w noc w czasie której rośnie zboże (Thoreau)

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: Vaisnava-Krpa » 15 lut 2009, 11:37

Jak przyznał, wzrost ilości dwutlenku węgla w atmosferze jest spowodowany gwałtownym rozwojem przemysłowym Chin i Indii.
No to wszystko wiemy. Dla dobra Ziemi nie należy doprowadzać do rozwoju tych wielkich mocarstw, aby czasem nie zagroziły Ameryce. Jak wiemy USA, które emitują ok. 25% tych gazów nie podpisały traktatu z Kioto, podpisało je za to 120 innych państw.
Oszust zajmuje miejsce nauczyciela. Z tego powodu cały świat jest zdegradowany. Możesz oszukiwać innych mówiąc: "Jestem przebrany za wielbiciela", ale jaki jest twój charakter, twoja prawdziwa wartość? To powinno być ocenione. - Śrila Prabhupada

Awatar użytkownika
albert
Posty: 497
Rejestracja: 28 lis 2006, 13:15
Lokalizacja: Dziadoszyce

Post autor: albert » 15 gru 2009, 14:53

Rozmowa ze współzałożycielem Greenpeace

http://www.polityka.pl/nauka/1501409,1, ... peace.read

Wieloryb też człowiek

Rex Weyler o świecie przypominającym korporację, green-washingu, iluzji wzrostu i nadreprezentacji socjopatów.

Jacek Żakowski: – Jest pan dumny?

Rex Weyler: – Z czego?

Z Greenpeace.

Bardzo! Przez 40 lat zachowaliśmy podstawowe zasady: radykalizm i niestosowanie przemocy w walce o środowisko. Potrząsnęliśmy światem. Otworzyliśmy ludzi na nowe idee.

40 lat temu byliście nie tylko radykalni, ale też ekstremistyczni, czyli marginalni. Teraz jesteście odłamem ekologizującego establishmentu. Wasze ówczesne tezy głoszą nie tylko liderzy lewicy, jak Brown, Gore czy Obama, ale też gwiazdy światowej prawicy: Bush, Sarkozy, Merkel.

Żeby być radykalnym, trzeba się wciąż zmieniać. A my ciągle mówimy mniej więcej to samo. Kiedy zaczynaliśmy, mało kto wiedział, co to jest ekologia. Dziś wszyscy o niej mówią. Prawie każdy rozumie, że trzeba myśleć nie tylko o ludziach, ale też o środowisku. Bo dzięki niemu żyjemy.

I każdy ma przed oczami widok znikających lodowców, umierających raf, wyrąbanych lasów, wyschniętych rzek...

Te obrazy zmieniły miliony ludzi. Od początku wiedzieliśmy, że konieczny jest radykalny zwrot kulturowy i filozoficzny. Kulturę ekspansji i filozofię rozwoju opartego na bezkresnym wzroście trzeba było zastąpić kulturą równowagi i filozofią rozwoju jakościowego. Ale rozumieliśmy, że nie osiągniemy filozoficznego zwrotu za pomocą samej filozofii, że prawdziwą zmianę można spowodować tylko opowieściami, wizjami, obrazami przemawiającymi do ludzkiej wyobraźni. Trzeba było prowadzić kampanie w obronie wielorybów, fok, lasów, żeby uświadomić ludziom, że ich indywidualne zachowania, zakupy, inwestycje, wybory polityczne dotyczą nie tylko ich samych, ale całego świata. Abstrakcyjnie tego się wytłumaczyć nie dało. Trzeba to było opowiedzieć w sposób fabularny.

Skąd to wiedzieliście 40 lat temu?

Od McLuhana. Byliśmy jego wielkimi fanami. A poza tym wielu z nas było dziennikarzami. Ja wciąż jestem dziennikarzem. Bob Hunter był dziennikarzem. Doroty Matcalfe była dziennikarką. Byliśmy młodymi, może trochę naiwnymi reporterami, ale rozumieliśmy, jak działają media.

Czego was nauczył McLuhan?

Na przykład tego, że ludzie w gruncie rzeczy nie czytają gazet – zanurzają się w nich jak w gorącej kąpieli i nasiąkają ich opowieściami. Zdecydowanej większości ludzi nie da się przekonać statystykami ani argumentami. Można ich przekonać tylko opowieściami o losach konkretnych bohaterów. Jeśli chce się zmienić społeczeństwo, trzeba opowiadać historie, które ludzi wciągną. Ludzie ubóstwiają historie o celebrytach – aktorach, sportowcach, muzykach...

Więc waszymi celebrytami stały się wieloryby.

Naszym celebrytą stała się natura. Wieloryb-celebryta, wilk-celebryta, las-celebryta, rzeka-celebrytka. Urządzaliśmy spektakularne wyprawy na spotkanie naszych celebrytów. Byliśmy jak paparazzi polujący na hollywoodzkie gwiazdy. Ale zwykli ludzie lubią też śledzić niezwykłe historie zwykłych ludzi. Więc zawsze mieliśmy dla nich także historie zwykłych ludzi...

...jak Rex Weyler...

...i moi koledzy z Greenpeace, który był tyglem łączącym amerykański ruch pokojowy z kanadyjskim ruchem ekologicznym. Skleiliśmy gwałtowność amerykańskich ruchów obywatelskich z bardziej intelektualną kulturą Kanady. Amerykanie, którzy – jak ja – uciekli do Kanady przed służbą wojskową, zradykalizowali kanadyjskie ruchy ekologiczne. A do tego doszła tradycja aktywnego pacyfizmu kwakrów. Od nich wzięliśmy na przykład pomysł, żeby na wynajętych łodziach płynąć do stref zapowiedzianych wybuchów jądrowych. Kwakrzy robili to wcześniej z pobudek religijnych. Różnica polegała na tym, że ich pacyfizm miał źródła religijne, a nasz – ekologiczne. Poza tym my czytaliśmy nie tylko Pismo Święte, lecz także pisma McLuhana, więc zabraliśmy ze sobą kamery i skrzyknęliśmy media.

Mówiliśmy, że Greenpeace to kwakrzy z kamerami. Połączyliśmy metody i doświadczenia Gandhiego, McLuhana, Martina Luthera Kinga, kwakrów i tradycyjnych ruchów ekologicznych w rodzaju Sierra Club. Pokazywaliśmy siebie w walce o środowisko. A pokazując siebie, przekonywaliśmy, że zwykli ludzie mogą walczyć o wartości, w które wierzą. Naszym własnym przykładem udowadnialiśmy, że także w demokracji trzeba i można walczyć o to, w co się wierzy. Jeżeli demokracja sprowadza się tylko do udziału w wyborach, wartości szybko znikają. A gdy znikają wartości, wcześniej czy później znika też demokracja. Powtarzaliśmy, że gdyby same wybory mogły cokolwiek zmienić, byłyby zakazane.

Jeśli głosowanie nie ma żadnego znaczenia, to co ma znaczenie?

Głosowanie ma jakieś znaczenie, ale nie zmienia świata.

A co zmienia świat?

Obywatele. Sprzeciw. Opór społeczny. Władza zawsze spycha obywateli. Może nas spychać i spychać, aż w pewnym momencie ktoś wstaje i głośno mówi: „Koniec! Dalej się nie cofnę!”.

Czyli świat zmieniają wichrzyciele?

Może się wydawać, że oni ciągną ludzi za sobą. Ale wiele razy przekonaliśmy się, że kiedy ktoś z nas wstaje i głośno mówi: koniec!, zaraz wstają inni. Wielu ludzi podziela te same wartości. Myślą i czują podobnie jak my, ale siedzą cicho, bo wydaje im się, że są w swoich odczuciach samotni. My, radykałowie, nie jesteśmy przecież wyjątkowi. Nasza inność polega tylko na tym, że z jakichś powodów podnosimy się pierwsi. Nigdy w życiu mi się nie zdarzyło, żebym wstał i pozostał jedynym stojącym. A kiedy ludzie wstają, świat się zmienia.

To by znaczyło, że radykałowie niewiele się różnią od ogółu.

Może mają tylko trochę mniej cierpliwości. Kiedy okazujemy nasze zniecierpliwienie, inni też zdobywają się na to, żeby je okazać. Tak zmienia się rzeczywistość. Każdy panu powie, że wierzy w wolność, w ochronę środowiska, w równość. Ale nie walczy o nie. Często ludzie bardzo długo nie walczą. Amerykanie latami znosili politykę Busha. Akceptowali wojnę, ograniczanie swobód, zwalnianie najbogatszych z podatków kosztem ciągłego zwiększania deficytu i przerzucania ciężarów na najsłabszych. Aż radykałowie zaczęli się podnosić. Choćby Michael Moore. A gdy wreszcie wstało wystarczająco wielu, pojawił się Obama i zmiótł republikanów. Ale to trwało lata.

Wam też zajęło to lata.

My mieliśmy trudniej. Ludzie od dawna wiedzą, czym jest ruch przeciw wojnie i niesprawiedliwości. Ale nigdy nie było wielkich społecznych ruchów w obronie rzek albo wielorybów. Gandhi zmobilizował miliony ludzi w sprawie niepodległości Indii. Martin Luther King w sprawie równości rasowej w Ameryce. Wałęsa w sprawie godności i wolności Polaków.

A wy w sprawie drzew i fok.

W sprawie całej natury. Dla wielu było to szokujące. Pamiętam spory z moimi przyjaciółmi z lewicy, którzy nam zarzucali, że marnujemy energię na walkę o prawo wielorybów do życia, kiedy wokół są głodne, umierające z niedożywienia dzieci.

Poważny zarzut i trudna odpowiedź.

Można się jednocześnie troszczyć o ludzi i o wieloryby. Tu nie ma sprzeczności.

Pozornie. Gdy ma się milion dolarów, to można go wydać na jedzenie dla dzieci umierających z głodu w Erytrei albo na statek służący ochronie wielorybów. Wieloryby będą miały szansę przetrwać jako gatunek, ale dzieci umrą. Jak pan sobie tłumaczy taki wybór?

Możemy wszystko przeznaczyć na pomoc tym, którzy dziś jej potrzebują, albo zainwestować w przyszłość. Troska o ekologię to inwestycja w przyszłość. Wszyscy ludzie żyją dzięki naturze. Wszystko, co jemy, czym oddychamy, co produkujemy, tak czy inaczej pochodzi z natury. Industrializm opiera się na założeniu, że naturę można eksploatować bez końca, więc możliwy jest nieograniczony wzrost. A to jest fałszywe założenie. Możliwości natury są ograniczone i wyznaczają granice cywilizacyjnego wzrostu. Nie jest wykluczone, że te granice zostały już osiągnięte. Być może już teraz coraz intensywniej zmieniając i niszcząc środowisko żyjemy na koszt najsłabszych – tych, którzy nie mają głosu. My mówimy za nich.
Wierzę w las, wierzę w łąkę i w noc w czasie której rośnie zboże (Thoreau)

Awatar użytkownika
albert
Posty: 497
Rejestracja: 28 lis 2006, 13:15
Lokalizacja: Dziadoszyce

Post autor: albert » 11 sty 2010, 13:23

Ta wiadomość zbulwersowała mnie podwójnie. Po pierwsze, sam pomysł dyrektora TPN, by dopuszczać zjazdy w parku, a po drugie wypowiedź Bachledy-Curusia. To antropocentryzm w skondesowanej formie: przyjemność człowieka ważniejsza od świastaków. Batalia o zachowanie przyrody w Tatrach trwa już od sprzed wojnia, gdy na znak protestu wobec budowy kolejki linowej ustąpiła ówczesna Rada Ochrony Przyrody. Jest coraz gorzej.

Myślę, że w taki czy inny sposób również wielbiciele Kryszny powinni się włączyć w obronę Tatr przed działaniami i świadomością "ja jestem człowiekiem".



http://wyborcza.pl/1,75248,7438588,Rewo ... _Tatr.html


Rewolucja na stokach Tatr


Rewolucja na stokach Tatr
Bartłomiej Kuraś

Czy nowe trasy zagrożą przyrodzie? Dyrekcja Tatrzańskiego Parku Narodowego zgadza się na powiększenie o jedną trzecią terenów narciarskich. Ekolodzy: - Otworzy się droga do zabudowania Tatr wyciągami

Dyrektor TPN Paweł Skawiński zamierza oficjalnie ogłosić pomysł we wtorek na stronie internetowej parku. Plan zakłada powiększenie tras dla narciarzy w rejonie Kasprowego Wierchu z obecnych ok. 25 ha - w Kotłach Gąsienicowym i Goryczkowym - do ponad 30 ha. Dodatkowe 6 ha ma zostać wyznaczone na zboczach dwóch szczytów znajdujących się po obu stronach Kasprowego Wierchu: Pośrednim Wierchu Goryczkowym na zachodzie i Beskidzie na wschodzie. Trasy zostaną oznaczone tyczkami - by narciarze wiedzieli, którędy mogą zjeżdżać.

- Z naszych analiz wynika, że niewielkie rozszerzenie terenu dla narciarzy nie wpłynie negatywnie na tatrzańską przyrodę, która jest objęta siecią ochrony Natura 2000. Chcę wprowadzić takie rozwiązanie od początku lutego - informuje dyrektor Skawiński. - Na terenie udostępnionym teraz narciarzom nie zgodzimy się na instalację jakiejkolwiek nowej infrastruktury narciarskiej, wyciągów czy armatek śnieżnych. Ten teren nie będzie nawet ratrakowany. Z Pośredniego Wierchu Goryczkowego i Beskidu będą mogli zjeżdżać narciarze uprawiający tak zwany freeride, czyli jazdę na nieprzygotowanych stokach. Wiele osób zjeżdżało tamtędy już w poprzednich latach. Nakładanie mandatów przez strażników TPN na nic się zdało, postanowiłem więc zrezygnować z fikcyjnego zakazu i wytyczyć na tym terenie trasy dla narciarzy - tłumaczy dyrektor.

Wątpliwości ma jednak Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska z siedzibą w Krakowie. TPN dostał już od niej pismo stwierdzające, że RDOŚ musi przygotować własny raport oddziaływania inwestycji na środowisko, by dowiedzieć się, czy nowe trasy narciarskie nie zaszkodzą przyrodzie. Dyrektor odpiera zarzut: - To nie jest nowa inwestycja, a tylko poszerzenie istniejących tras narciarskich w rejonie Kasprowego Wierchu - uważa dyrektor Skawiński.

Plan oburza organizacje ekologiczne. - Taka decyzja będzie złamaniem przepisów o ochronie przyrody - twierdzi Radosław Ślusarczyk z ekologicznej organizacji Pracownia na rzecz Wszystkich Istot. - Z niecierpliwością czekam na raport o powiększeniu obszarów narciarskich w Tatrach, bo nie potrafię pojąć, jak dyrekcja TPN będzie w stanie uzasadnić, że takie działanie nie szkodzi przyrodzie. Przecież w tym rejonie występuje liczna kolonia świstaków. Do tej pory chętnie tam także podchodziły kozice. Tłum narciarzy, który pojawi się w lutym na Beskidzie i Pośrednim Wierchu Goryczkowym wypłoszy zwierzynę z terenu, który jest dla niej domem. A brak zwierzyny może być w następnych latach argumentem, by postawić tu nowe wyciągi, o co od lat zabiegają podhalańscy biznesmeni - dodaje.

Andrzej Bachleda-Curuś, najlepszy w historii polski narciarz alpejski, a obecnie przedsiębiorca, przyznaje: - Uważam, że trzeba jak najszybciej zabudować Tatry wyciągami, by gonić światową czołówkę narciarską. Góry mają być przede wszystkim dla ludzi, a nie świstaków. W Tatrach powinna powstać stacja narciarska z prawdziwego zdarzenia, jak te w Alpach. Z tunelem, na wylot przez góry - mówi Ałuś. - Będę nieustannie zabiegał o budowę takiej nowoczesnej stacji narciarskiej w Tatrach - zapowiada.

Dyrektor Skawiński zapewnia, że nie chce aż takich zmian w TPN.

- Nasze Tatry w całości mają powierzchnię trzech alpejskich dolin i są o wiele niższe od Alp. Dlatego nie można tu przenosić alpejskich projektów, bo to będzie katastrofa. Ale bez szkody dla przyrody można udostępnić dla narciarzy dodatkowy niewielki fragment - uważa dyrektor.

To nie przekonuje ekologów, którzy po oficjalnym ogłoszeniu decyzji o nowych trasach narciarskich zamierzają złożyć protest do Ministerstwa Środowiska.

- W lutym kończy się kadencja dyrektora Skawińskiego w Tatrzańskim Parku Narodowym. Nie powinien podejmować takich kroków w ostatnich dniach urzędowania, bo ze skutkami decyzji będzie się musiał zmierzyć jego następca - argumentuje Radosław Ślusarczyk.

- Cały czas, na bieżąco, będzie można przyglądać się skutkom tej decyzji. Zapraszam już dzisiaj organizacje ekologiczne do monitorowania sytuacji w terenie - odpowiada ekologom Skawiński. - Jeśli wiosną, po zejściu śniegów, okaże się, że narciarze mają jednak negatywny wpływ na zbocza Beskidu i Pośredniego Wierchu Goryczkowego, to w następnym sezonie będzie można zakazać tam narciarstwa. Na razie z naszych analiz wynika, że narciarz poruszający się po grubej warstwie śniegu nie uczyni tatrzańskiej przyrodzie na tym obszarze nic złego - powtarza dyrektor.
Wierzę w las, wierzę w łąkę i w noc w czasie której rośnie zboże (Thoreau)

ODPOWIEDZ