McGrath krytykuje Dawkinsa/rozwoj ateizmu w przyszlosci

Filozofia wedyjska, nauka, wiedza. "Cały świat nauki i technologii opiera się na fałszywej idei, że życie powstało z materii. Nie możemy pozwolić na to, by ta nonsensowna teoria była głoszona bez sprzeciwu. Życie nie pochodzi z materii. Materia została wytworzona z życia. To nie jest teoria; to fakt. Nauka jest oparta na błędnej teorii, toteż wszelkie jej kalkulacje i konkluzje są błędne, a ludzie z tego powodu tylko cierpią. Kiedy więc te wszystkie błędne, współczesne teorie naukowe zostaną skorygowane, ludzie staną się szczęśliwi. Musimy rzucić naukowcom wyzwanie. W przeciwnym razie będą zwodzili całe społeczeństwo." - Śrila Prabhupad - Prawda i Piękno
Awatar użytkownika
Rasasthali
Posty: 641
Rejestracja: 23 lis 2006, 18:58
Lokalizacja: USA

McGrath krytykuje Dawkinsa/rozwoj ateizmu w przyszlosci

Post autor: Rasasthali » 22 mar 2007, 13:06

Wczoraj Alister McGrath mial prezentacje swojej ksiazki w ksiegarni Borders w Oxfordzie. McGrath jest naukowcem (studiowal chemie i doktoryzowal sie z biofizyki) i slynnym teologiem chrzescijanskim. Jego najnowsza ksiazka, napisana wspolnie z zona, jest bezposrednia krytyka ksiazki Dawkinsa o ktorej tu pisalam na swoim blogu, pt "God Delusion" (Zludzenie Boga/Boskie), i nawet zatytulowana jest 'Dawkins
Delusion' (Zludzenie Dawkinsa). Jest to, wedlug mojej wiedzy, juz druga ksiazka tego autora bedaca odpowiedzia na ksiazke Dawkinsa (poprzednia byla poswiecona samolubnemu genowi). Wiecej o jego ksiazce: Linka

Jego wyklad buyl, oczywiscie, wyborny. Moj maz zadal mu dobre pytanie:
"Wedlug ciebie, dlaczego ksiazka Dawkinsa jest tak popularna, chociaz zawiera tak wiele bledow filozoficznych, teologicznych, logicznych?", McGrath odpowiedzial ze aby przekonac publicznosc, nie potrzebny jest inteligentny argument, po protu trzeba byc niezwykle pewnym siebie i swoje swierdzenia czy argumenty przedstawic w agresywny, brutalny i niegrzeczny sposob.



McGrath powiedzial pozniej takze cos interesujacego - wedlug niego w przyszlosci ateizm nie bedzie sie rozwijal poprzez nauke tak efektywnie jak innymi drogami, poniewaz nauka tak naprawde nie dostarcza dosc dobrych argumentow. Wiekszy sukces odniesie ateizm oparty o socjologie (zacytowal K. Marksa). Ciekawe co o tym myslicie.



Dodam, ze McGraffth byl ateista i nawrocil sie po swoich studiach nad naukami scislymi.
Ostatnio zmieniony 26 mar 2007, 15:33 przez Rasasthali, łącznie zmieniany 2 razy.
http://actinidia.wordpress.com/

Awatar użytkownika
Asikunda
Posty: 117
Rejestracja: 03 gru 2006, 11:29
Lokalizacja: NRR Mysiadło

Re: McGraffth krytykuje Dawkinsa/rozwoj ateizmu w przyszlosc

Post autor: Asikunda » 25 mar 2007, 21:25

Rasasthali pisze: McGraffth powiedzial pozniej takze cos interesujacego - wedlug niego w przyszlosci ateizm nie bedzie sie rozwijal poprzez nauke tak efektywnie jak innymi drogami, poniewaz nauka tak naprawde nie dostarcza dosc dobrych argumentow. Wiekszy sukces odniesie ateizm oparty o socjologie (zacytowal K. Marksa). Ciekawe co o tym myslicie.
.
hmmmm, tak nie do końca rozumiem pana mcgrafftha, no bo tak:
Marks głosił, że religia - opium dla ludu - narzędzie ujarzmienia mas pracuj?cych - istnieje, gdyz ludzie zwracaja się w strone Boga z powodu bólu wywołanego rzeczywisto?cia społeczn?, maj?c nadzieje na nagrodę w niebie.
Więc, zbudowanie społeczeństwa komunistycznego, w którym każdy dostanie wg swoich potrzeb, doprowadzi do zerwania z religia i organizacjami religijnymi. Ale jego naukowy, ateistyczny materialistyczny ?wiatopogl?d nie przetrwał próby czasu, okazał sie mżonk?...

Obecny ateizm, szerzony w ramach ustroju kapitalistycznego, nastawiony jest raczej na upowszechnianie wiedzy naukowej, która ma wyja?nic rzeczywisto?ć bez odwoływania sie do przyczyn nadnaturalnych.

Tak więc podej?cie pana Mc Grafftha - popierane Marksem - jest - w moim ograniczonym rozumieniu tematu - mocno przestarzałe...

Możesz mi przybliżyć, czy wyjasnił co ma na my?li mówi?c ateizm oparty o socjologię?
Life's a game,
soul is serious

Awatar użytkownika
tHomeK
Posty: 1
Rejestracja: 04 sty 2007, 10:58
Lokalizacja: Legnica
Kontakt:

Post autor: tHomeK » 26 mar 2007, 11:34

Hare Kryszna
Rasasthali pisze: McGraffth powiedzial pozniej takze cos interesujacego - wedlug niego w przyszlosci ateizm nie bedzie sie rozwijal poprzez nauke tak efektywnie jak innymi drogami, poniewaz nauka tak naprawde nie dostarcza dosc dobrych argumentow. Wiekszy sukces odniesie ateizm oparty o socjologie (zacytowal K. Marksa). Ciekawe co o tym myslicie.
My?lę, że nauka jako medium ateizmu zawdzięczała/zawdzięcza swoj? siłę przekonywania nie temu, że ma "do?ć dobre" argumenty tzn. logiczne, obiektywne, niepodważalne, ale temu, że była/ jest wstanie skutecznie sprawiać takie wrażenie. (Co zreszt? zauważył Pan McGraffth) Ludzie, za przeproszeniem, w swojej masie (do której się zaliczam) nie wchodz? zbyt głęboko w temat. Polegaj? raczej na swoim rozpoznaniu autorytetu.
Jak już wspomniałem w odniesieniu do nauki pozostaje w tej mało zaangażowanej masie, ale zaryzykuje pogl?d, że obecnie bardzo wiele spraw zaczyna się coraz bardziej relatywizować w powszechnym odbiorze. Także autorytet nauki. Uważam, że to głównie zasługa mediów. Informacji jest więcej, często s? to informacje sprzeczne i co ważne sprawiaj?cych wrażenie równie prawdopodobnych. Ważne jest także to, że coraz trudniej jest znaleĽć nieskazitelne pos?gi, na każdego co? się znajdzie. Tak ja w polityce, każdy jest wstanie znaleĽć haka na każdego, a je?li nie to zawsze można przedstawić co? bardzo prawdopodobnego, co? w co ludzie będ? chcieli uwierzyć. W takiej sytuacji, gdzie człowiek nie czuje wyraĽnej presji co do autorytetu ,wybory, my?lę maj? tendencję do tego by akceptować to co jest wygodne lub zapewnia osi?gniecie jakiego? egoistycznego celu.
Pytanie, czy ateizm podpierany autorytetem socjologii może w takiej sytuacji zyskać na popularno?ci w stosunku do ateizmu propagowanego na gruncie nauki? Czy argumenty z dziedziny socjologii lepiej trafiaj? pod strzechy? Czy będ? wywierać wystarczaj?co duż? presję? A może chodzi po prostu o to, że argumenty z tej dziedziny czę?ciej będ? wykorzystywane do wychodzenia na przeciw społecznemu popytowi?
Czy socjologia oprze się relatywizmowi, czy relatywizm wpisany jest w "prawdy" socjologii?
Nie potrafię odpowiedzieć na te pytania, a może niesłusznie je tutaj zadaje, co my?licie?
... nie ma innej drogi, nie ma innej drogi, nie ma innej drogi ...

Awatar użytkownika
Rasasthali
Posty: 641
Rejestracja: 23 lis 2006, 18:58
Lokalizacja: USA

Re: McGraffth krytykuje Dawkinsa/rozwoj ateizmu w przyszlosc

Post autor: Rasasthali » 26 mar 2007, 15:04

Asikunda pisze:hmmmm, tak nie do końca rozumiem pana mcgrafftha, no bo tak: Marks głosił, że religia - opium dla ludu - narzędzie ujarzmienia mas pracuj?cych - istnieje, gdyz ludzie zwracaja się w strone Boga z powodu bólu wywołanego rzeczywisto?cia społeczn?, maj?c nadzieje na nagrodę w niebie.
Więc, zbudowanie społeczeństwa komunistycznego, w którym każdy dostanie wg swoich potrzeb, doprowadzi do zerwania z religia i organizacjami religijnymi. Ale jego naukowy, ateistyczny materialistyczny ?wiatopogl?d nie przetrwał próby czasu, okazał sie mżonk?...

Obecny ateizm, szerzony w ramach ustroju kapitalistycznego, nastawiony jest raczej na upowszechnianie wiedzy naukowej, która ma wyja?nic rzeczywisto?ć bez odwoływania sie do przyczyn nadnaturalnych.

Tak więc podej?cie pana Mc Grafftha - popierane Marksem - jest - w moim ograniczonym rozumieniu tematu - mocno przestarzałe...

Możesz mi przybliżyć, czy wyjasnił co ma na my?li mówi?c ateizm oparty o socjologię?
Nie jestem pewna o co jemu chodzilo, poniewaz wiecej sie na ten temat niestety nie wypowiedzial, ale obiecuje ze przy najblizszej okazji (a jako ze tu mieszka to miejmy nadzieje wkrotce bedzie nastepna okazja. Facet jest niesamowicie slynny, w dziale teologia chcrescijanska i religia a nauka jego ksiazki zajmuja kilka polek, wiele z nich sie dobrze), Aha, jego nazwisko to McGrath (Alister McGrath]), jak zwykle sie pomylilam :(


Podejrzewam ze wiecej bedzie w innej jego ksiazce (The Twilight of Atheism: The Rise and Fall of Disbelief in the Modern World: Linka

Ktora sprawdze jak bede w ksiegarni. Uwazam ze bardzo jest istotne by znac te argumenty w detalu, przynajmniej dla niektorych z nas. To przeciez moze dac nam wiedze w jaki sposob ukierunkowac nasze 'nauczanie' do mas. Wiecej moich mysli na temat rozwoju ateizmu moge napisac pozniej. Teraz pora zrobic pare eksperymentow....
http://actinidia.wordpress.com/

balarama11
Posty: 337
Rejestracja: 23 lis 2006, 21:23

Post autor: balarama11 » 22 kwie 2007, 07:39

Dawkins: Bronię ateistów
Richard Dawkins


http://www.gazetawyborcza.pl/1,76498,37 ... &startsz=x

Religia zajmuje nieproporcjonalnie uprzywilejowaną pozycję w naszych świeckich społeczeństwach
Moja żona w dzieciństwie nie znosiła swojej szkoły i marzyła o tym, żeby ją porzucić. Kiedy miała już dwadzieścia parę lat, powiedziała rodzicom o tej przykrej sprawie. Matka była w szoku: "Ależ kochanie, dlaczego nigdy nic nie mówiłaś?". Odpowiedź Lalli chciałbym potraktować jako punkt wyjścia: "Bo nie wiedziałam, że mogę".

Nie wiedziałam, że mogę.

Podejrzewam - właściwie jestem pewien - że jest wielu ludzi, których wychowano w tej czy innej religii, ale źle się w niej czują, nie wierzą w nią, albo też martwią ich różne złe rzeczy praktykowane w jej imieniu; ludzi, którzy mają niejasne poczucie, że chętnie porzuciliby religię swoich rodziców, gdyby tylko mogli - ale jakoś nie zdają sobie sprawy, że taka opcja naprawdę istnieje. Niniejszy tekst ma na celu uświadomienie, że bycie ateistą to dążenie całkiem realistyczne, a zarazem śmiałe i chwalebne. Ateista może być człowiekiem szczęśliwym, zrównoważonym, przyzwoitym i spełnionym intelektualnie.

Ateistyczna duma

Być ateistą to żaden wstyd. Wprost przeciwnie: wyprostowana postawa, która pozwala spoglądać dalej, powinna być powodem do dumy - bo ateizm prawie zawsze świadczy o zdrowej niezależności umysłu, czy wręcz umysłowego zdrowia. Wiele jest ludzi, którzy w głębi duszy wiedzą, że są ateistami, ale boją się do tego przyznać nawet własnej rodzinie, a niekiedy nawet samym sobie. Boją się po części dlatego, że samo słowo "ateista" starannie obudowano najgorszymi, najbardziej przerażającymi skojarzeniami.

We współczesnej Ameryce ateiści mają podobny status, co pięćdziesiąt lat temu homoseksualiści. Ruch Gay Pride sprawił, że homoseksualista ma tam dziś pewne szanse (aczkolwiek niezbyt duże) zostać wybranym na urząd publiczny. W sondażu Gallupa z 1999 roku pytano Amerykanów, czy zagłosowaliby na osobę o wysokich kwalifikacjach, gdyby była: kobietą (95 proc. potwierdziło), katolikiem (94 proc.), Żydem (92 proc.), Murzynem (92 proc.), mormonem (79 proc.), homoseksualistą (79 proc.) lub ateistą (49 proc.).

Jak widać, czeka nas jeszcze długa droga. Ale ateistów - zwłaszcza w kręgach wykształconej elity - jest więcej, niż wielu z nas sądzi. Było tak już w XIX wieku, kiedy John Stuart Mill potrafił powiedzieć: "Cały świat zdumiałby się, gdyby się dowiedział, jak znaczna część ludzi stanowiących jego najwspanialszą ozdobę - tych, którzy najbardziej wyróżniają się, i to również w powszechnym mniemaniu, pod względem mądrości i cnoty - zachowuje całkowity sceptycyzm wobec religii".

Dziś niewątpliwie byłby to pogląd jeszcze bliższy prawdy. Jeżeli ludzie tak często nie dostrzegają ateistów, to dlatego, że wielu z nas nie ma odwagi się "ujawnić". Podobnie jak w przypadku ruchu gejowskiego, im więcej osób się ujawni, tym łatwiej będzie to przychodzić kolejnym. Być może potrzebna jest jakaś masa krytyczna, by uruchomić reakcję łańcuchową.

Z amerykańskich sondaży wynika, że ateiści i agnostycy znacznie przewyższają liczebnie religijnych Żydów, a nawet większość pozostałych grup religijnych, wziętych pojedynczo. W przeciwieństwie jednak do Żydów, którzy słyną w USA z wyjątkowo skutecznego lobbingu politycznego, a także w przeciwieństwie do chrześcijan ewangelickich, których polityczna siła przebicia jest jeszcze większa, ateiści i agnostycy nie stanowią grupy zorganizowanej, toteż ich wpływ jest nieomal zerowy.

Mówiono już, że organizować ateistów to jak spędzać koty w jedno stado, ponieważ ateiści zwykli myśleć w sposób niezależny i niechętnie podporządkowują się władzy. Na początek dobrze byłoby jednak wytworzyć ową masę krytyczną osób gotowych się "ujawnić" i w ten sposób zachęcić innych, żeby zrobili to samo. Koty, nawet jeśli nie da się ich spędzić w jedno stado, potrafią narobić niezłego hałasu, a wówczas trudno je zignorować.

Nie zamierzam atakować poszczególnych właściwości Jahwe, Jezusa, Allaha czy jakiegokolwiek innego konkretnego boga, Baala, Zeusa czy Wotana. Zamiast tego sformułuję taką definicję Hipotezy Boga, której bardziej nadaje się do obrony: Istnieje pewien nadludzki, nadprzyrodzony umysł, który celowo wymyślił i stworzył wszechświat, a także wszystko, co w nim istnieje, włącznie z nami. Tej wizji będę próbował przedstawić inny pogląd: otóż wszelkie twórcze myślenie, posiadające wystarczającą złożoność, by cokolwiek zaplanować, pojawia się dopiero jako końcowy produkt długiego i stopniowego procesu ewolucji. Jako efekt ewolucji twórcze myślenie musiało pojawić się we wszechświecie dopiero na późnym etapie, toteż nie może odpowiadać za jego stworzenie. Pojmowany zgodnie z powyższą definicją Bóg jest urojeniem - i to, jak się okazuje, urojeniem groźnym.

Niezasłużony szacunek

W naszym społeczeństwie powszechne jest przeświadczenie (podzielają je również ateiści), że wiarę religijną szczególnie łatwo obrazić, toteż musi ją osłaniać niesłychanie gruby mur szacunku - zasadniczo innego niż ten, którym człowiek powinien darzyć drugiego człowieka. Wyjątkowo trafnie ujął to Douglas Adams [brytyjski pisarz science-fiction, zmarł w 2001 roku], w wykładzie wygłoszonym krótko przed śmiercią w Cambridge:

W samym sercu religii (...) tkwią pewne idee, które określa się mianem świętości, sacrum, czy jeszcze inaczej. Ich sens jest taki: „O tej idei nie wolno ci powiedzieć złego słowa; po prostu nie wolno. Dlaczego nie? Bo nie, i już!”. Jeżeli ktoś głosuje na partię, z której poglądami się nie zgadzamy, wolno nam spierać się o to do woli, ale nikt się nie obraża. Jeżeli ktoś jest zdania, że podatki trzeba podnieść lub obniżyć, można się o to spierać. Ale kiedy ktoś powie „Nie wolno mi zapalać lampy w sobotę”, mówimy: „Szanuję to”.

Oto inny przykład obłędnego szacunku, jakim cieszy się w naszym społeczeństwie religia. Jeżeli podczas wojny ktoś chce uzyskać zwolnienie od służby wojskowej ze względu na przekonania, to najłatwiej osiągnie ten cel, deklarując motywację religijną. Możesz być znakomitym specjalistą od etyki, możesz napisać wybitny doktorat o nieprawości wojny, a przed komisją poborową i tak będziesz musiał się nieźle napocić, by uznano cię za pacyfistę. Ale jeżeli oświadczysz, że przynajmniej jeden twój rodzic jest kwakrem, wszystko pójdzie jak po maśle - choćbyś o pacyfizmie, a nawet o samym kwakryzmie nie umiał sklecić jednego sensownego zdania.

Na przeciwległym biegunie wobec pacyfizmu mamy strachliwe omijanie słów związanych z religią, gdy mowa o różnych stronach konfliktów zbrojnych. W Irlandii Północnej katolicy i protestanci określani są eufemistycznie jako "nacjonaliści" i "lojaliści". Sam wyraz "religia" jest cenzurowany i przerabiany na "społeczność". Na skutek angloamerykańskiej inwazji w roku 2003 Irak pustoszy dziś wojna domowa między sunnitami a szyitami. To ewidentny konflikt religijny - a jednak brytyjska gazeta "Independent" z 20 maja 2006 roku określiła go na pierwszej stronie mianem "czystki etnicznej". W rzeczywistości to, z czym mamy do czynienia w Iraku, to czystka wyznaniowa. Zresztą można by się zastanawiać, czy i pierwotne, jugosłowiańskie zastosowanie terminu "czystka etniczna" nie było eufemizmem na określenie czystki wyznaniowej, w której udział brali prawosławni Serbowie, katoliccy Chorwaci i muzułmańscy Bośniacy.

Ilekroć wypłynie jakaś kontrowersja w sprawie moralności seksualnej lub prokreacyjnej, można być pewnym, że przywódcy różnych grup wyznaniowych będą licznie reprezentowani w różnych wpływowych komitetach, dyskusjach panelowych, radiu i telewizji. Nie mówię, że poglądy tych ludzi należałoby jakoś specjalnie ocenzurować. Ale dlaczego nasze społeczeństwo od razu biegnie konsultować się z nimi, jak gdyby posiadali oni jakieś kompetencje, porównywalne choćby z kompetencjami etyka, prawnika rodzinnego czy lekarza?

Religia jako talizman

Oto inny przykład dziwacznego uprzywilejowania religii. 21 lutego 2006 roku sąd najwyższy USA stwierdził, że pewien Kościół z Nowego Meksyku ma zostać zwolniony z obowiązującego wszystkich innych przepisu - chodzi o zakaz przyjmowania środków halucynogennych. Członkowie Centro Espirita Beneficiente Uniao do Vegetal wierzą, że aby zrozumieć Boga, muszą pić herbatę hoasca, która zawiera dimetylotryptaminę - zakazany środek halucynogenny. Rzecz znamienna - wystarczy sam fakt, że wierzą w dobroczynny wpływ tego narkotyku na zrozumienie Boga. Nie muszą przedstawiać żadnych dowodów.

Z drugiej strony istnieją liczne dowody naukowe na to, że marihuana łagodzi mdłości i złe samopoczucie u chorych na raka poddawanych chemioterapii. Jednak w 2005 roku sąd najwyższy USA orzekł, że wszyscy pacjenci stosujący marihuanę w celach leczniczych będą podlegać federalnemu postępowaniu karnemu - i to nawet w tych kilku stanach, gdzie owo specjalistyczne zastosowanie zalegalizowano. Jak zwykle religia przebija wszystko. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby w podobnej sprawie zwróciło się do sądu jakieś stowarzyszenie miłośników sztuki, ponieważ jego członkowie "wierzą", że pewien środek halucynogenny jest im niezbędny, aby mogli lepiej zrozumieć malarstwo impresjonistyczne lub surrealistyczne. Kiedy jednak podobną potrzebę zgłasza Kościół, jego wniosek uzyskuje poparcie najwyższej instancji sądowej w kraju. Oto skuteczność religii jako talizmanu.
Siedemnaście lat temu znalazłem się w trzydziestosześcioosobowej grupie pisarzy i artystów, do których zwróciło się brytyjskie czasopismo "New Statesman" o zabranie głosu w obronie wybitnego pisarza Salmana Rushdiego skazanego na śmierć za napisanie powieści. Rozjuszony przez wyrazy "współczucia" dla "zranionych" i "obrażonych" uczuć muzułmańskich, wygłaszane przez przywódców chrześcijańskich, a także przez opiniotwórczych publicystów świeckich, przedstawiłem następujące porównanie:

Gdyby obrońcy apartheidu mieli trochę sprytu, ogłosiliby, że nie mogą dopuścić do mieszania ras, ponieważ zabrania tego ich religia. Znaczna część ich przeciwników zaraz wycofałaby się po cichu i z uszanowaniem. Myliłby się ten, kto by twierdził, że porównanie jest niesprawiedliwe, bo apartheid nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia. Przecież istotą wiary religijnej jest właśnie niezależność od racjonalnych uzasadnień. Od wszystkich innych wymaga się, aby umieli obronić własne przesądy - ale jeżeli poprosić osobę wierzącą, by uzasadniła swoją wiarę, będzie to zamach na „swobodę religijną”!

Nie przyszło mi do głowy, że w XXI wieku istotnie dojdzie do czegoś podobnego. 10 kwietnia 2006 roku "Los Angeles Times" doniósł, że na amerykańskich kampusach rozliczne grupy chrześcijańskie pozywają swoje uczelnie za wprowadzenie przepisów antydyskryminacyjnych, w szczególności zakazu prześladowania i obrażania homoseksualistów.

Oto typowy przykład: w roku 2004 James Nixon, dwunastolatek z Ohio, wygrał w sądzie prawo do noszenia w szkole koszulki z napisem "Homoseksualizm to grzech, islam to kłamstwo, aborcja to morderstwo. Pewne sprawy są po prostu czarno-białe!". Szkoła zakazała mu przychodzenia w tej koszulce, na co rodzice pozwali szkołę. Ich zarzut dałoby się jeszcze jakoś uzasadnić, gdyby oparli go na Pierwszej Poprawce do Konstytucji, gwarantującej wolność słowa. Oni jednak postąpili inaczej - w gruncie rzeczy nie mieli innego wyjścia, bo "mowa nienawiści" nie jest uznawana za realizację wolności słowa. Dlatego adwokaci Jamesa Nixona powołali się na konstytucyjne prawo do swobody wyznania.

Gdyby ci ludzie powoływali się na prawo do wolności słowa, można by jeszcze, choć nie bez zastrzeżeń, sympatyzować z ich postawą. Ale im wcale nie o to chodzi. Przedstawiają swoje zabiegi prawne na rzecz dyskryminacji homoseksualistów jako obronę przeciw domniemanej dyskryminacji ich wyznania! A prawo najwyraźniej podchodzi do ich stanowiska z szacunkiem. "Jeżeli ktoś próbuje mnie powstrzymać od obrażania homoseksualistów, narusza moje prawo do przesądu" - taka wypowiedź nie byłaby akceptowana, ale jeżeli powiemy: "To narusza moją swobodę religijną" - ujdzie nam to na sucho. Na czym właściwie polega różnica? I tym razem religia przebija wszystko.

Wściekłość kontrolowana

Na koniec przytoczę jeszcze inne zdarzenie, które wiele mówi o skutkach nadmiernego szacunku społecznego dla religii, przewyższającego zwykły szacunek dla człowieka. Afera wybuchła w lutym 2006 roku - idiotyczna historia, rozchwiana pomiędzy tragedią a komedią. We wrześniu poprzedniego roku duńska gazeta "Jyllands-Posten" opublikowała dwanaście karykatur przedstawiających proroka Mahometa. Przez następne trzy miesiące garstka duńskich muzułmanów pod przywództwem dwóch imamów, którym kraj ten udzielił azylu, pieczołowicie i systematycznie podburzała opinię całego świata islamskiego.

Pod koniec roku 2005 ci wykazujący złą wolę azylanci udali się do Egiptu z teczką, której zawartość powielono i rozpowszechniono we wszystkich krajach muzułmańskich aż po Indonezję. W teczce znajdowały się fałszywe informacje o rzekomych prześladowaniach muzułmanów w Danii, a także kłamstwo, że "Jyllands-Posten" to gazeta rządowa. Było również dwanaście wspomnianych karykatur, do których, rzecz ważna, imamowie dodali jeszcze trzy obrazki - nie wiadomo, skąd je wzięli, ale z całą pewnością nie miały one nic wspólnego z Danią. W przeciwieństwie do tamtych dwunastu były naprawdę obelżywe - a raczej byłyby, gdyby rzeczywiście przedstawiały Mahometa, jak to twierdzili trzej propagandyści. Najostrzejszy z nich nie był rysunkiem, lecz przefaksowaną fotografią; widniał na niej brodaty mężczyzna w świńskiej masce. Później okazało się, że pochodziła ona z agencji Associated Press i przedstawiała Francuza, który występował w konkursie kwiczenia na wiejskim jarmarku gdzieś we Francji. Fotografia nie miała więc absolutnie nic wspólnego ani z prorokiem Mahometem, ani z islamem, ani z Danią. Muzułmańscy działacze podczas swojej prowokatorskiej wycieczki do Kairu twierdzili co innego.

Starannie pielęgnowane uczucie "zranienia" i "obrazy" eksplodowało pięć miesięcy po opublikowaniu dwunastu karykatur. W Pakistanie i Indonezji demonstranci palili duńskie flagi (ciekawe, skąd je wzięli) i histerycznie żądali przeprosin od duńskiego rządu. (Za co niby miałby przepraszać? Przecież nie rząd rysował karykatury i nie rząd je publikował. Po prostu w Danii istnieje wolna prasa, a zdaje się, że w wielu krajach islamskich ludziom trudno to zrozumieć). Niszczono ambasady i konsulaty, bojkotowano duńskie towary, a obywatele Danii - czy raczej w ogóle przybysze z Zachodu - spotykali się z fizyczną przemocą. W Pakistanie palono kościoły, które nie miały nic wspólnego z Danią ani z Europą. Dziewięć osób zginęło, kiedy demonstranci libijscy zaatakowali i podpalili konsulat włoski w Benghazi. Jak to ujęła Germaine Greer [australijska pisarka, działaczka ruchów feministycznych] - główna specjalność i ulubiona zabawa tych ludzi to urządzanie pandemonium, sądnego dnia.

Pewien imam z Pakistanu wyznaczył milion dolarów nagrody za głowę "duńskiego karykaturzysty" - najwyraźniej nie wiedział, że duńskich karykaturzystów było dwunastu, i prawie na pewno nie miał pojęcia, że trzy najbardziej obraźliwe rysunki w ogóle nie ukazały się w Danii (swoją drogą ciekawe, skąd zamierzał wziąć ów milion). W Nigerii protestujący przeciw duńskim karykaturom muzułmanie spalili kilka kościołów i rzucali się z maczetami na chrześcijańskich przechodniów (czarnych Nigeryjczyków) - niektórych pozabijali. Pewnemu chrześcijaninowi włożyli na szyję oponę, oblali benzyną i podpalili. W Wielkiej Brytanii sfotografowano demonstrantów trzymających transparenty z napisami: "Wyrżnąć tych, którzy obrażają islam", "Posiekać tych, co drwią z islamu", "Europo, zapłacisz za wszystko / Twój upadek jest już blisko", a także - najwyraźniej bez ironii - "Ściąć każdego, kto powie, że islam to religia przemocy".

Wielu ludzi zwróciło uwagę na kontrast między tym histerycznym pokazem "zranionych uczuć" ze strony muzułmanów a gotowością, z jaką media arabskie publikują karykatury antyżydowskie. Na jednej z demonstracji w Pakistanie sfotografowano kobietę w czarnej burce, która niosła transparent z napisem: "Błogosław Boże Hitlera".

W odpowiedzi na całe to obłąkańcze pandemonium przyzwoite gazety liberalne potępiły przemoc i wygłosiły stosowne formułki o wolności słowa. Równocześnie jednak wyraziły "szacunek" i "współczucie" wobec "bólu" muzułmanów, których uczucia tak głęboko "zraniono" i "urażono". Pamiętajmy, że ów "ból" nie miał nic wspólnego z czyimkolwiek rzeczywistym cierpieniem ani z zadaną komukolwiek przemocą: chodziło wyłącznie o parę maźnięć tuszem w gazecie, o której nie usłyszałby nikt poza Danią, gdyby nie świadomie prowadzona kampania nienawiści.

Wcale nie jestem za tym, by obrażać czy ranić kogokolwiek bez powodu. Nie mogę jednak pojąć, dlaczego religia zajmuje tak nieproporcjonalnie uprzywilejowaną pozycję w naszych zasadniczo świeckich społeczeństwach. Wszyscy politycy muszą się oswoić z bezceremonialnym traktowaniem ich twarzy przez karykaturzystów, nikt nie wszczyna z tego powodu rozruchów. Cóż jest takiego szczególnego w religii, że podchodzimy do niej z tak wyjątkowym respektem? Jak to powiedział H. L. Mencken [amerykański dziennikarz i satyryk zwany amerykańskim Nietzschem]: "Trzeba szanować wiarę drugiego człowieka, ale tylko w takim samym sensie i stopniu, w jakim szanujemy jego teorię, że jego żona jest piękna, a dzieci inteligentne".

Właśnie w kontekście owego powszechnego przeświadczenia, że religii należy się wyjątkowy szacunek, pragnę zgłosić votum separatum. Nie zależy mi na tym, by kogokolwiek obrażać, ale też nie zamierzam podchodzić do religii w rękawiczkach, ani traktować jej z większą delikatnością, niż traktowałbym co innego.



Przełożył Łukasz Sommer



Tekst pochodzi z najnowszej książki Dawkinsa „The God Delusion” („Bóg urojony”), która w przyszłym roku ukaże się w Polsce w wydawnictwie CiS.



*Richard Dawkins - ur. w 1941 r. w Nairobi (Kenia); brytyjski zoolog, etolog, popularyzator teorii ewolucji, autor książek popularnonaukowych. Studiował i doktoryzował się na uniwersytecie w Oksfordzie. Potem wykładał na uniwersytecie kalifornijskim w Berkeley, obecnie jest profesorem w Oksfordzie. Jego najsłynniejsza książka to „Samolubny gen” (1976, pierwsze wydanie polskie 1996), gdzie wyłożył swą teorię, że motorem ewolucji są geny, których jedynym celem jest replikowanie się. Ludzie - podobnie jak rośliny i zwierzęta - są tylko maszynami mającymi zapewnić genom optymalne warunki do tworzenia swych kolejnych kopii. Po polsku wyszły też inne książki Dawkinsa, m.in. „Ślepy zegarmistrz” (1994), „Rozplatanie tęczy” (2001), „Fenotyp rozszerzony” (2003)

Awatar użytkownika
gndd
Posty: 457
Rejestracja: 23 lis 2006, 18:24

Re: McGraffth krytykuje Dawkinsa/rozwoj ateizmu w przyszlosc

Post autor: gndd » 05 maja 2007, 17:33

Asikunda pisze:Ale jego naukowy, ateistyczny materialistyczny ?wiatopogl?d nie przetrwał próby czasu, okazał sie mżonk?...

Obecny ateizm, szerzony w ramach ustroju kapitalistycznego, nastawiony jest raczej na upowszechnianie wiedzy naukowej, która ma wyja?nic rzeczywisto?ć bez odwoływania sie do przyczyn nadnaturalnych.

Tak więc podej?cie pana Mc Grafftha - popierane Marksem - jest - w moim ograniczonym rozumieniu tematu - mocno przestarzałe...

Możesz mi przybliżyć, czy wyjasnił co ma na my?li mówi?c ateizm oparty o socjologię?
Nie wiem czy przyblize to o co ma na mysli McGrath, ale podobne zdanie na temat ateizmu wydaje sie miec Ratzinger, obecny papiez. Pisze o tym w ksiazce Introduction to Christianity. Ksiazka byla co prawda wydana w 1968, ale temat marksizmu porusza tez w przedmowie do nowego wydania, ktora napisal w roku 2000. On patrzy na maksizm w duzym stopniu przez pryzmat tego co widzi jako "katolicki marksizm" (okreslenie moje, nie jego) czyli teologii wyzwolenia. Chodzi o obietnice zbawienia teraz, tutaj - cos w stylu Marksa. Innymi slowy jest zle i nalezy wziac sprawy w swoje rece i utworzyc raj na ziemi - za wszelka cene, jak to widzielismy w Zwiazku Radzieckim, Chinach czy Kambodzy. Zdaniem Ratzingera idee marksizmu wcale nie odeszly wraz z upadkiem tzw. bloku komunistycznego i zdaje sie, ze podaje przyklad Kolumbii.

A tak poza tym to pare dni temu w ramach cwiczen w bibliotece uniwersyteckiej wpisywalam do katalogu pewna ksiazke, ktora przyciagnela moja uwage. Autorem jest niejaki Frank Salter a tytul brzmi On Genetic Interests: Family, Ethnicity, and Humanity in an Age of Mass Migration. Nie udalo mi sie znalezc nic o Salterze, za to na tylnej okladce sa pozytywne wypowiedzi Edwarda O. Wilsona i Pierre van den Bergha - znanych zdaje sie imion w dziedzinie socjobiologii. Na Amazon znalazlam taka oto recenzje danej ksiazki:
The importance of this book is that it explains that racism is rational. That is, by favoring people of one's own race, a person is increasing his fitness. This means that the anti-racists are trying to convince people to lower their fitness and eventually go extinct. In evolutionary terms, racism is adaptive and anti-racism is maladaptive. A further implication is that racists are in harmony with man's nature (indeed, the nature of all living things - to pass on the unique forms of one's genes), and that anti-racists, who go ballistic at any tinge of racism, are psychologically pathological.
While there is some math in the book, it can be understood by the average person who thinks carefully about the definitions of the terms. The reader should consult the glossary in the back of the book and be sure he understands the difference between "individual fitness," "absolute fitness," "relative fitness," and "inclusive fitness." Chapter 2 is the most important and difficult chapter and should be read several times.
Innymi slowy, socjobiologia dostarcza "naukowego" uzasadnienia etnocentryzmu i rasizmu. Wydaje mi sie, ze jest ona jednym z licznych potomkow Samolubnego genu Dawkinsa.
Govindanandini

We don't get it, so we fear it. (Bob Geldof)
http://podserve.biggu.com/podcasts/show/iskcon-studies
http://www.flickr.com/photos/12994088@N06/sets/72157601908066950/

Awatar użytkownika
Rasasthali
Posty: 641
Rejestracja: 23 lis 2006, 18:58
Lokalizacja: USA

Re: McGraffth krytykuje Dawkinsa/rozwoj ateizmu w przyszlosc

Post autor: Rasasthali » 26 maja 2007, 21:51

Wielkie dzieki za ciekawe punkty, Govinda Nandini. Tez nie znam Saltera, ale ksiazka wyglada ciekawie. Rasizm oparty na ewolucjonizmie (czy socjobiologii, jak kto woli) nie pojawia sie pierwszy czy ostatni raz, ale jest to definitywnie przekonujacy argument!
http://actinidia.wordpress.com/

Awatar użytkownika
gndd
Posty: 457
Rejestracja: 23 lis 2006, 18:24

Re: McGraffth krytykuje Dawkinsa/rozwoj ateizmu w przyszlosc

Post autor: gndd » 26 maja 2007, 22:26

Rasasthali pisze:Wielkie dzieki za ciekawe punkty, Govinda Nandini. Tez nie znam Saltera, ale ksiazka wyglada ciekawie. Rasizm oparty na ewolucjonizmie (czy socjobiologii, jak kto woli) nie pojawia sie pierwszy czy ostatni raz, ale jest to definitywnie przekonujacy argument!
Nawet jezeli z punktu widzenia nauk przyrodniczych jego argument jest sluszny, to czy sluszne jest popieranie rasizmu przy pomocy takich teorii? Czy nie przerabialismy juz tego na przelomie XIX i XX wieku? Nauka stopniowo odsunela sie od owczesnych koncepcji rasowych, natomiast ideologia i polityka je wykorzystaly. I wszyscy wiemy jak.

Mozna tez zapytac czy geny i/albo hormony to wszystko w czlowieku i czy wszelkie ludzkie dzialanie mozna nimi uzasadniac. Nawet jesli genetyka potrafilaby wyjasnic rasizm - i wierze, ze byloby to wyjasnienie tylko czesciowe - to czy mozna to traktowac jako uzasadnienie rasizmu?
Govindanandini

We don't get it, so we fear it. (Bob Geldof)
http://podserve.biggu.com/podcasts/show/iskcon-studies
http://www.flickr.com/photos/12994088@N06/sets/72157601908066950/

Awatar użytkownika
Rasasthali
Posty: 641
Rejestracja: 23 lis 2006, 18:58
Lokalizacja: USA

Re: McGraffth krytykuje Dawkinsa/rozwoj ateizmu w przyszlosc

Post autor: Rasasthali » 27 maja 2007, 14:58

Nawet jezeli z punktu widzenia nauk przyrodniczych jego argument jest sluszny, to czy sluszne jest popieranie rasizmu przy pomocy takich teorii?


Pewnie ze nie! :-) Ale wlasnie o to chodzi ze wiele osob to odpowiednio wykorzysta. Szczegolnie jesli natrafi na zyzny grunt: tj. spoleczenstwo ateistyczne, z problemami egzystencjanymi, odrzucajace Boga lub inne wartosci. Moze mnie poprawisz, ale z tego pamietam to na przelomie XiX/XX wieku np w Polsce artysci i filozofowie z nurtu Mlodej Polski cechowali sie wlasnie dekadentystycznymi pogladami, podobnie duza czesc Europy.
http://actinidia.wordpress.com/

Awatar użytkownika
gndd
Posty: 457
Rejestracja: 23 lis 2006, 18:24

Post autor: gndd » 27 maja 2007, 15:26

No prawda, choc za duzo z tego nie pamietam. Mi Mloda Europa najpierw przywodzi na mysl nazwiska Baudelaire'a, Strindberga i Przybyszewskiego. Nie, zebym jakos szczegolnie znala tworczosc ktoregokolwiek, no ale oni mi sie najpierw kojarza.

Tez Nietzsche (wlasnie przeczytalam, ze pochodzil ze zniemczonej polskiej rodziny Nieckich). Cytuje: "Nietzsche byl wrogiem demokracji ichrzescijanstwa ... oraz opartej na nich moralnosci. Zakladal bezwzgledna wartosc zycia, wolnosc silnego, nierownosc ludzi, a tym samym negowal sprawiedliwosc. Pragnal "przewartosciowac wszystkie wartosci", protestujac przede wszystkim przeciw stawianiu ponad zycie jakichkolwiek wartosci duchowych. Uchodzi wiec za tworce nowej moralnosci, opartej na uznaniu faktu biologicznej egzystencji jako wartosci nadrzedniej."
Govindanandini

We don't get it, so we fear it. (Bob Geldof)
http://podserve.biggu.com/podcasts/show/iskcon-studies
http://www.flickr.com/photos/12994088@N06/sets/72157601908066950/

ODPOWIEDZ