Od schowania tematu homoseksualizmu minęło trochę czasu. Chciałem przedstawić temat od innej strony. W trosce o dobro i bezpieczeństwo osób wyzwolonych seksualnie. Historia lubi się powtarzać, bo prawdziwy postęp to postęp duchowy.
Seks w służbie rewolucji
Gdy zadaję pytanie miłośnikom „postępu” o źródła „wspaniałej” idei wyzwolenia ludzkiej seksualności ze stanu ciemiężenia przez obłudną i represyjną tradycyjną kulturę, w odpowiedzi najczęściej słyszę, że to lata 60., bunt hipisów, ewentualnie kraje skandynawskie. Tymczasem pierwsze parady lesbijek i gejów miały miejsce w początkowanej fazie rewolucji bolszewickiej w Rosji.
Ilekroć słyszę te wszystkie postulaty dotyczące wyzwolenia w sprawach seksu, widzę ataki homoterrorystów na poznańskim uniwersytecie, nie mogę nie przywołać bolszewickiej rewolucji. Lenin, ten geniusz manipulacji i socjotechniki, stworzył pojęcie „bunt zmysłowości”, a na długo przed rewolucją jeden z głównych mózgów rewolucji, Trocki, opracował nową teorię stosunków płciowych. W 1904 r.
Lenin zauważył, że potencjał energii seksualnej nakierowanej dotąd na wartości rodzinne (i w ten sposób tłumionej i utrzymywanej w ryzach obyczaju) przyczynić się może do zwycięstwa socjalizmu. Należy tylko omamić ludzi wizją nieskrępowanego tradycyjną moralnością spełnienia seksualnego.
Seks i ucisk
W 1911 r. Trocki pisze do Lenina: „Bez wątpienia seksualny ucisk jest głównym środkiem zniewolenia człowieka i tak długo jak ten ucisk będzie trwał, nie może być mowy o prawdziwej wolności. Rodzina jako burżuazyjna instytucja całkowicie przeżyła się. Trzeba szczególnie intensywnie opowiadać o tym robotnikom”.
Lenin odpowiada: „I nie tylko rodzina. Wszystkie zakazy odnoszące się do seksualności powinny być zniesione. Możemy uczyć się od sufrażystek. Nawet zakaz miłości tej samej płci musi być usunięty”. Wraz ze zwycięstwem rewolucji bolszewicy zaczęli zamieniać teorię wyzwolenia seksu spod więzi burżuazyjnej rodziny w praktykę.
W grudniu 1917 r. Lenin uchwalił dekret „O zniesieniu małżeństwa”.
Parady miłości
W grudniu 1918 r. w rocznicę uchwalenia dekretu o zniesieniu małżeństwa odbył się w Moskwie marsz lesbijek. Trocki w swoich wspomnieniach zanotował, że na wiadomość o tym marszu Lenin zareagował entuzjastycznie: „
Tak trzymać, towarzysze, tak trzymać”. Niesiono transparenty
„Precz ze wstydem”. To hasło pojawiło się wcześniej, w czerwcu 1918 r., kiedy kilkuset przedstawicieli obu płci przeszło przez centrum Piotrogrodu nago z transparentami. Trudno nie zobaczyć w tzw. paradach miłości w Polsce i w Europie, z hasłami w rodzaju „pikolę, nie rodzę”, kontynuacji tej tradycji. W ramach walki ze wstydem w Moskwie i Piotrogrodzie grupy 6–10 osób obojga płci chodziły bez ubrań do kin, cerkwi, stołówek, jeździły komunikacją miejską. Kobiety miały na sobie tylko buty i torebki. O tym wydarzeniu pod datą 12 września pisze w swoim „Dzienniku” Bułhakow, wskazując na niezadowolenie normalnych ludzi, a samą inicjatywę określając mianem „ataku przemocą symboliczną”, mającą na celu rozbicie tradycyjnego obrazu świata.
Nie byłoby to możliwe bez politycznego przyzwolenia bolszewików, którym
na tym etapie rewolucji idioci byli potrzebni. To, co robią aktywistki Femenu w katedrze Notre Dame w Paryżu czy roznegliżowane panienki przed pokojem prof. Zawadzkiego z poznańskiego uniwersytetu, to więc kopia zachowań z lat 20. z bolszewickiej Rosji.
Ojczyzna „prawdziwej” wolności
Rząd bolszewików wydał dyrektywę o wprowadzeniu w szkołach tzw. sexproswietu. Wprowadzenie go w życie napotykało przeszkody. Pierwszą przeszkodą były ówczesne rosyjskie mohery, drugą brak wykwalifikowanych seksuologów wykładowców.
Do Rosji bolszewickiej popłynął więc strumień fachowców z Zachodu. W latach 1919–1925 do ZSRS przybyło ok. 300 takich „specjalistów od seksu”. Otrzymali przestrzeń do pracy nad stworzeniem „wolnego” człowieka. Zachwycano się wolnością bezpruderyjnej dyskusji o miłości. Wydawano masowo książki i broszury na temat seksu. Na przykład akademik Pawłow robił doświadczenia, sterylizując psy, aby te doświadczenia potencjalnie mogły być wykorzystane dla wyższej jakości życia człowieka radzieckiego. Z tamtego czasu pochodzi przekonanie, że seks to tyle, co wypicie szklanki wody.
Aborcja była pochwalana, bo uwalniała kobietę.
Pojęcie małżeństwa zastąpiono pojęciem pary. W 1923 r. w Moskwie połowa dzieci rodziła się w związkach pozamałżeńskich. Masowe ciąże nastolatek stały się normą.
Powszechnym zjawiskiem były komsomolskie komuny (Komunarstwa) składające się z 10–12 osób obojga płci. Wspólnie prowadzili gospodarstwo domowe i wspólnie kopulowali.
Gdy rodziły się dzieci, oddawano je do sierocińców. Największą taką komunę powołał Dzierżyński. Nazwano ją „największą rodziną świata”. W niej tysiąc nieletnich przestępców, wśród których było trzysta dziewczynek, od 12 do 18 lat zachęcano do wspólnych grupowych doświadczeń seksualnych, bo miało to nieletnich zniechęcać do przestępstw.
Koniec karnawału
Gdy bolszewicy zniszczyli wszystko, co mogło budować silne związki międzyludzkie poza ich kontrolą, zakończyli ten seksualny karnawał. A czym to uzasadniono? Przytoczono Lenina, który uznał przed śmiercią, że jednak ten seks z pierwszej fazy rewolucji przypomina mu za bardzo burżuazyjny burdel.
W 1934 r. wprowadzono penalizację homoseksualizmu, zaczęły się masowe aresztowania homoseksualistów i terror o skali nieznanej dotąd w historii. Aresztowania nadzorowali ci, którzy wcześniej zachęcali do „wolności”. Purytański ład powrócił, ale już pod kontrolą partii.
W ten sposób bolszewicy wykorzystali seks do zniszczenia tradycyjnego społeczeństwa opartego na trwałości rodziny i delikatnej równowadze przyzwoleń i zakazów w sprawach seksu – aby następnie zniszczyć tych, którzy mieli być beneficjentami owego „wyzwolenia”. Dzisiaj ten eksperyment jest kontynuowany. Mając świadomość tego faktu, jasno trzeba powiedzieć, że im, czyli nowej generacji neobolszewików, którzy dziś w zaciszu europejskich gabinetów i salonów snują wizję „nowego Europejczyka”, nie o szczęście ludzi oczywiście chodzi, ale o totalną władzę nad każdym z nas. Dokładnie o to samo, o co chodziło totalitarnym funkcjonariuszom ZSRS.
Autor: Maciej Mazurek
Żródło: Gazeta Polska Codziennie
Bolszewicka rewolucja seksualna.
"Oglądam stare czarno-białe sowieckie kroniki filmowe. Pokazują parady wolnej miłości organizowane przez bolszewików w Związku Sowieckim w latach 20-tych XX wieku. Na ciężarówkach z plandekami jedzie rozweselone towarzystwo, jedni poprzebierani za popów, drudzy za zakonnice, jeszcze inni całują się namiętnie, obmacują lub wykonują sprośne gesty. Nad nimi transparenty domagające się wolnej miłości i rewolucji seksualnej oraz potępiające Boga, chrześcijaństwo i duchownych. Przeżywam deja vu: te same obrazki (tylko może mniej przaśne i siermiężne) widziałem całkiem niedawno na paradach gejowskich i feministycznych w Berlinie, Amsterdamie czy Rzymie.
Ci, którzy postulują dziś rewolucję obyczajową i domagają się od Kościoła zmiany w kwestiach nauczania moralnego, zwłaszcza zaś etyki seksualnej, nie prezentują nic nowego. Powtarzają w sumie to samo, co Sowieci przed niemal stuleciem.
Żądanie „rewolucji seksualnej” nie narodziło się wśród amerykańskich bitników czy hippisów. Jako pierwszy określenie to wprowadził do obiegu zaraz po zdobyciu władzy przez bolszewików działacz komunistyczny i psychoanalityk Wilhelm Reich. To on założył w Wiedniu Socjalistyczne Towarzystwo Konsultacji i Badań Seksuologicznych, a w Berlinie Niemieckie Towarzystwo Proletariackiej Polityki Seksualnej. Był też autorem programu
proletariackiej edukacji seksualnej (tzw. prol-sex).
Hasło „wolnej miłości” także nie powstało w epoce Woodstock i dzieci-kwiatów, lecz rozpropagowała je Aleksandra Kołłontaj, rosyjska komunistka, twórczyni socjalistycznego feminizmu, minister do spraw społecznych w pierwszym rządzie bolszewickim. Zasłynęła ona twierdzeniem, że stosunek płciowy powinien być jak wypicie szklanki wody.
Oglądam sowiecki plakat propagandowy z tamtych czasów. Dwie postaci: męska i żeńska, dwa napisy: „Każdy komsomolec może i powinien zaspokajać swoje pragnienia seksualne”. „Każda komsomołka zobowiązana jest wyjść mu naprzeciw, inaczej okaże się mieszczanką”.
Pierwsze zajęcia z edukacji seksualnej wprowadzono do szkół nie na Zachodzie w latach siedemdziesiątych XX wieku, lecz pół wieku wcześniej – podczas rewolucji komunistycznej na Węgrzech. Ministrem kultury w rządzie Beli Kuna został marksistowski filozof György Lukacs. To on narzucił szkołom program edukacji seksualnej, w ramach którego uczono dzieci, że monogamiczne małżeństwo jest przeżytkiem, promowano „wolną miłość” oraz atakowano chrześcijaństwo jako religię zakazującą człowiekowi doznawania rozkoszy.
Wszystkich zwolenników bolszewickiej rewolucji seksualnej cechowała jeszcze jedna wspólna cecha: nienawiść do religii chrześcijańskiej. W sumie więc nic nowego. Szkoda tylko, że dzisiejsi propagatorzy zmian obyczajowych tak rzadko odwołują się do swoich poprzedników.
http://wpolityce.pl/artykuly/48208-bols ... przednikow
"Homoseksualna dziennikarka zaangażowana w promocję „małżeństw jednopłciowych” w USA, Masha Gessen przyznała, że „tęczowym” aktywistom wcale nie chodzi o uzyskanie dostępu do takiej instytucji. Pederaści i lesbijki chcą po prostu radykalnej redefinicji i ostatecznego zniesienia małżeństwa!
W wywiadzie radiowym udzielonym stacji ABC Masha Gessen mówiła: - Jest czymś oczywistym, że homoseksualiści powinni mieć prawo do zawarcia małżeństwa, ale dla mnie równie oczywiste jest to, że instytucja ta powinna być wyeliminowana..." - profil Kontrrewolucja na Facebooku