Purnaprajna pisze:Oczywiście można by "gdybać", co by było gdyby wstawić łóżko z umierającym staruszkiem np. do płonącego i spadającego samolotu podczas pierwszej wojny światowej i dać mu do ręki pistolet, a odebrać spadochron, ale czy naprawdę jest to przydatne dla tej dyskusji? Osobiście bardzo wątpię.
Dlatego Chwała Panu, że zsyła na te forum bhaktę Twojego kalibru, aby czuwał nad nami maluczkimi i głupiutkimi, i korygował nas naprowadzając na właściwy, w duchu vaisznawa, sposób myślenia. A, że jesteś bezstronny, tolerancyjny, i wszystkie, bezsensowne i nie związane z głównym nurtem tematu wypowiedzi, oceniasz jednakowo, to widać.
Osobiście czuję się specjalnie wyróżniany przez Ciebie, co bardzo mi pochlebia.
Zgadzam się z Tobą. Można sobie gdybać i teoretyzować bez końca. Wspominałem zresztą już o tym w pierwszej mojej wypowiedzi w tym temacie. Jednak ważniejsze, moim zdaniem, jest przełożenie gdybania i teorii na praktyczne działanie w konkretnych sytuacjach. A z tym może być różnie.
Historyjka o pilocie miała tylko dodatkowo ukazać, że sprawa eutanazji, skrócenia sobie życia w ucieczce przed bólem i cierpieniem (definicja jaką zacytowałeś), nie jest taka prosta i oczywista. Wydawało mi się, że moja intencja była dość jasna, ale skoro jej nie zrozumiałeś, to teraz chyba już wiesz o co chodziło.
Przyznam, że żadna z wypowiedzi nie rozwiała wątpliwości jakie mam w sercu, odnośnie tego tematu. Bhaktowie mają różne zdania. Niektórzy radykalne, jak Twoje i Vaishnava Kripy, a inni, w tym ja, uzależniają działanie od konkretnej sytuacji.
Chciałbym wyraźnie tu zaznaczać i zwrócić uwagę, że eutanazja, to nie tylko, jak ciągle sugerujesz, podanie, a nawet bezpośrednie wstrzyknięcie, komuś trującego środka. Zalicza się do niej również, moim zdaniem, zaniechanie dalszego leczenia. Zadałem w związku z tym kilka pytań, na które nie padły żadne odpowiedzi. Być może łatwiej jest ironizować na temat pilota bez spadochronu, niż zaryzykować odpowiedź na kontrowersyjne pytania. Nie wiadomo bowiem co z tego może wyniknąć, więc lepiej nie mówić nic.
Pytania brzmiały:
- czy jako społeczeństwo mamy prawo zmuszać kogoś do dalszego leczenia wbrew woli tego kogoś?
- czy osoba, która uszanuje wolę chorego i odłączy go od aparatury dostarczającej leki, popełnia czyn karalny, zarówno w świetle prawa karnego jak i karmicznego?
- kto ma prawo podjąć decyzję o zaniechaniu dalszego leczenia? Czy tego prawa nie ma chory, który jest świadomy swoich decyzji?
Moich wątpliwości nie rozwiała również wypowiedź Maharadża w zamieszczonym wyżej filmie z wykładu. Co w dzisiejszych czasach należy zrobić? Maharajdż nie odpowiedział wyraźnie. On mówił, że jest to problem i że w przeszłości vanaprasta, gdy uznał, że jego ciało jest już niezdolne do dalszej służby, zagładzał się. Straszna śmierć. I na to było przyzwolenie i społeczna akceptacja. Dzisiaj nikogo nie możemy zmusić do tego aby tak się zagłodził. Od razu nasuwa się więc pytanie: a co gdybyśmy mogli kogoś zmusić? Czy kazalibyśmy mu się zagłodzić? Jesteś już stary, nie ma z ciebie pożytku, idź do lasu i zagłódź się. Na zaaplikowanie komuś trującego środka, zdecydowane nie, a na zagłodzenie, tak?
Problem więc nadal pozostaje otwarty. Oczywiście dobrze by było gdyby wszyscy w koło byli świadomymi Kryszny bhaktami. Wtedy problem by nie istniał. Bo nikt by nikomu nie aplikował trucizny w zaciszu szpitalnego pokoju. Po prostu starzejący się członek rodziny szedł by sam do lasu, znikał z oczu bliskich, aby ich nie niepokoić i nie być ciężarem, i tam, gdy uzna, że nadszedł czas, popełnił samobójstwo głodząc się. Świadome Kryszny społeczeństwo na takie coś przyzwolenie jak najbardziej daje. Natomiast odłączenie od aparatury, na świadomą prośbę chorego, absolutnie i zdecydowanie, nie. Więc jak to zrozumieć?
Czy ktoś mógłby to wyjaśnić?