John pisze:Zastanawia mnie czy wedy mówią coś o przeszczepach ?
Na początek trzeba by chyba zapytać kto i w jakim celu robi obecnie przeszczepy?
Ponieważ oficjalna medycyna jest bezradna w diagnozowaniu przyczyn chorób i zajmuje się prawie wyłącznie leczeniem objawów i skutków chorób,
to gdy już chory narząd jest kompletnie zniszczony chorobą można go uzdrowić tylko przez przeszczep albo protezę. Od razu rodzi się sporo problemów natury
psychologiczno-moralnej, bo trzeba znaleźć odpowiednio martwego, a jednak odpowiednio żywego dawcę narządu (medycyna nie ma dobrej definicji śmierci).
Chirurdzy potrafią już robić całkiem sprytne protezy stawów, kości, uszów, nosów itp. ale prawdziwy problem dotyczy narządów wewnętrznych, ponieważ ich
skomplikowana budowa i funkcje uniemożliwiają reprodukcję mechaniczno-chemiczną.
Zniszczone rakiem lub innymi czynnikami nadają się tylko do przeszczepu od żywego trupa czyli "dawcy" (jaki piękny oksymoron
). Każdy ma prawo się leczyć
i być leczonym ale i tak o sukcesie lub porażce w leczeniu nie decyduje lekarz ani chory tylko Wyższe Autorytety. Ponieważ na ogół biorców jest wielokrotnie więcej niż dawców,
to ostatnio przywiązuje się coraz większą nadzieję na regenrację zniszczonych nzrządów z tzw.komórkami macierzystymi, które wszczepione do zniszczonego narządu miałyby
go odnowić.
W dawnych, złotych czasach, gdy rządzili prawdziwi królowie choroby nie miały prawa istnieć, a jeśli się pojawiały, był to znak, że albo król musi się zmienić albo króla trzeba zmienić.
Tak też bramini zrobili z królem Veną, który okazał się draniem i z jego ciała "wyekstrahowali" postać karła i pięknego młodzieńca, króla Prythu.
Ja osobiście wątpię, żeby w dawnych czasach ktokolwiek robił przeszczepy rozumiane tak jak we współczesnej medycynie, bo ludzie inaczej rozumieli zdrowie i umieranie, no i inaczej
utrzymywano ciało w zdrowiu.
Przykład Ganeśi jest chyba niezbyt adekwatny, bo raczej ilustruje porywcze zachowanie Pana Śiwy, gdy "wpadnie w nerw" niż faktyczną potrzebę "przeszczepu".
Sądzę, że Śiwa mógł - gdyby chciał - z powrotem "dokleić" pierwotną głowę zamiast głowy jakiegoś słonia.
Tak czy inaczej mnie osobiście ten temat intryguje z jeszcze innego powodu.
Ostatnio słyszymy o obłędnych - przynajmniej dla większości z tu obecnych - manipulacjach genetycznych, a ja mnie się ciśnie na usta pytanie: a co ze starożytnością?
Czy te wszystkie mity o gryfach, smokach, latających wężach, centaurach, minotaurach itp. itd. są tylko "mitami" czyli licentia poetica czy też dawni prymitywni pasterze
babilońscy wiedzieli dużo więcej niż współcześni Nobliści. Dzisiaj ludzie potrafią ze zwyczajnego kota europejskiego (tak tak, to jest czysta rasa) wyhodować takiego np.
kota z Cheshire o dziwnym uśmiechu (p. Alicja w krainie czarów
) ale skrzyżowanie ptaka z lwem albo człowieka z koniem to czysta herezja. Czy rzeczywiście?