Mathura pisze:Osobiście uważam, że najlepiej traktować żonę jak partnera, a nie sprowadzać ją do roli domowego przedmiotu, bezwzględnie posłusznego zachciankom mężą/guru.
Bo jak nie to do piekła przecież. [...]
Takie bezrefleksyjne, jak leci, cytowanie nawet takiej osoby jak Chankya, może przynieść odwrotny skutek niż zamierzony. W oczach co niektórych nasz ruch może zacząć jawić się jako fanatyczna, propagująca dziwne poglądy sekta, która sprowadzić chce kobiety do roli niewolnic, służek swoich mężów panów.
Partnerstwo małżeńskie jest dojrzałą formą emocjonalnego związku i dlatego jest naturalnie obecne w kulturze wedyjskiej dharmy, z punktu widzenia której pisze Ćanakja Pandit. Różnica ze współczesnością leży w większej skali i głębi doświadczenia tych emocji, oraz przede wszystkim w tym, że celem małżeńskiego partnerstwa jest służenie Bogu.
Cywilizowane życie ludzkie rozpoczyna się od platformy dharmy, czyli
mano-mayi, w której przestrzega się instrukcji Kryszny podanych w śastrach. Ponieważ dharma jest platformą łącząca człowieka z naturalnymi właściwościami wszelkich rzeczy (cechy) i ich wzajemnymi związkami (działanie), tak jak zaplanował to Śri Kryszna, dopiero przy tej kombinacji możliwe jest doświadczenie całej pełni, głębi i gamy emocjonalnych doświadczeń oferowanych przez
swargija-rasę (w tym głębokiego uczucia małżeńskiego partnerstwa, w zgodzie z prawami boskimi), nawet chociaż jest to tylko tymczasowe, a nie wieczne doświadczenie. Jest to jednak wyższe od
parthiva-rasy doświadczanej w
anna-mayi, i w
prana-mayi, którą, bardzo uogólniając, reprezentuje współczesne zachodnie społeczeństwo wraz z jego religijnymi wierzeniami, światopoglądem, i tzw. "kulturą", której centrum zainteresowania są zmysłowe doznania fizycznego ciała, w relacji zmysł i obiekt zmysłu, często nawet w niebie.
Natomiast bhaktowie mierzą jeszcze wyżej, ponad tymczasową
parthiva i
swargija-rasę, gdzie ich życiem i duszą jest doświadczanie wiecznej
waikuntha-rasy na planie czystej duszy i platformie
ananda-mayi, co jest szczytem duchowej przyjemności i szczęścia oraz wymiany emocjonalnej głębi z Kryszną, oraz z Jego towarzyszami i sługami. Dlatego wątpliwości związane z tym wersetem Ćanakji są bardzo proste do rozwiania, jeśli ktoś rzeczywiście chce zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi, i co bhaktowie mają z tym wspólnego, zakładając, że podchodzi się do zagadnienia z punktu widzenia neutralnego intelektu, a nie będąc już z góry uprzedzonym, czyli posiadając wątpliwość na bazie pejoratywnych emocji, co nie sprzyja porozumieniu i zrozumieniu żadnego tematu, czy osoby.
Ten werset nie ma absolutnie nic wspólnego z modlitwami o chleb powszedni do Jezusa (który miał się pojawić dopiero za ok. 300 lat od napisania tego tekstu), prawem męża pijaka do bycia "wyjadającym jej z lodówki zakupy" guru, który ma kochankę w Wołominie, oraz z kwestią, czy żona pójdzie do piekła za to, że go nie słucha, bo niby jest on jej guru, ponieważ Ćanakja nie pisze tu o mleccza-dharmie, tylko o wedyjskiej-dharmie, w której upijanie się, kradzieże, życie bez Boga w centrum, bezduszna eksploatacja innych ludzi i stworzeń, i brak kontroli nad własnym umysłem i zmysłami nie są uważane za zachowanie cywilizowanego człowieka, ale za nawyki członka prymitywnego plemienia.
Mowa jest w tam o generalnej dharmicznej zasadzie kulturowej, mówiącej, że aby otrzymać w życiu błogosławieństwo Najwyższego Pana, należy w pokorny sposób przyjąć w życiu kwalifikowane duchowe przewodnictwo, i za nim podążać. Jeżeli nie ma się takiego duchowego autorytetu w swoim życiu, lub działa się przeciwko jego vani (instrukcjom), czy się je ignoruje, to "przewód" łączący dżiwę z łaską Najwyższego Pana zostaje przerwany, czego konsekwencje nigdy nie są dobre, przed czym przestrzega Ćanakja Pandit w tym wersecie.
Jeżeli ktoś chce użyć słów Ćanakji, jako usprawiedliwienie, i pod groźbą wysłania do piekła, móc torturować żonę, i zabronić jej modlenia się do Jezusa i chodzenia do kościoła, lub zarzuca takie intencje bhaktom z Hare Kryszna to znaczy, że jest niespełna rozumu, i powinien leczyć się za granicą u dobrego i drogiego lekarza specjalisty, a nie zajmować się hermeneutyką
śastr. Nikt z odrobiną mózgu nie weźmie go na poważnie, i poświęcanie takiego pokroju ludziom, ich mentalności i poglądom, tak wielu wpisów w tym wątku zakrawa na absurd.
Powyższe argumenty wydają mi się wystarczające, aby rozwiać intelektualne wątpliwości osoby racjonalnej i neutralnie nastawionej do Hare Kryszna, a w razie pojawienia się dalszych, zawsze można przecież zadać tu następne pytanie. Natomiast, w przypadku zazdrosnych osób z "emocjonalnymi" wątpliwościami, które szukają tylko powodu do krytykanctwa i wyrządzenia szkody innym, Hare Kryszna zawsze będzie stanowić niebezpieczną, fanatyczną sektą, niezależnie od tego, co i jak mówimy, co cytujemy, i co robimy. Dlatego spokojnie możemy ich zignorować, i chyba nie ma żadnych przeciwwskazań, co do tego, aby Vaisnava-kripa Prabhu dalej wklejał mądrości z
niti-śastra Ćanakji, jeżeli tylko ma na to ochotę, i jest w stanie wyjaśnić powstałe ewentualnie wątpliwości.
Jednak, aby zaadresować wszystkie Twoje poprzednie i przyszłe wątpliwości związane z tym wersetem, konkretnie się do nich odnieśmy, w celu usatysfakcjonowania osób, które jeszcze nie zdołały pojąć tych prostych prawd:
- nie, ani Ruch Hare Kryszna, ani Ćanakja Pandit nie zabrania żonom modlenia się, i nie wysyła ich za to do piekła!
- nie, Ruch Hare Kryszna, ani Ćanakja Pandit nie chce sprowadzić kobiet do roli niewolnic, służek swoich mężów panów!
Moim skromnym zdaniem, rozdmuchałeś tu Prabhu wielką zadymkę, zupełnie nieproporcjonalną do skali problemu, i wydaje się, że nadal zamierzasz ją kontynuować sądząc z faktu, że podajesz kolejne przykłady ze współczesnej "kultury", zupełnie ignorując podane Ci wcześniej wyjaśnienia i argumenty. Zamiast w nieskończoność grać rolę adwokata diabła, co jest dobre, ale do czasu, napisałbyś może raczej, czy podana argumentacja Cię satysfakcjonuje, czy też nie. Jeżeli nie, to podaj swoje kontrargumenty, i wtedy, w miarę naszych możliwości, postaramy się ją przeanalizować i znaleźć odpowiedź. W innym przypadku, dyskusja na ten temat staje się chaotyczna, i nie prowadzi do konkretnych wniosków i konkluzji, co z pewnością robi złe wrażenie na każdym, niepozbawionym zdolności refleksyjnego myślenia czytelniku, który być może chciałby wyrobić sobie o nas, lub o temacie własne zdanie, inne od tego zakładającego z góry, że jesteśmy fanatyczną sektą o antyspołecznych i szkodliwych naukach, czego jak sam mówisz, chciałbyś uniknąć.