Strona 1 z 7

: 05 maja 2010, 14:07
autor: Radek
Myślę,że tu muszą wypowiedzieć się autorytety

: 07 maja 2010, 08:38
autor: John
Ciężka sprawa to wybór między cierpieniem zwierzęcia, a odbieraniem życia.

: 05 lip 2010, 23:15
autor: Samadhi
Nie jestem wprawdzie specjalistką od Wed, ale poruszony temat jako żywo mnie interesuje. Rozmawiałam o tym ze znajomym, który był kiedyś braminem w jednej z warszawskich świątyń ISKON-u.
Powiedział mi, że w momencie, kiedy zwierzę jest celowo zabijane/usypiane może nie mieć przepracowanej całej karmy. Jednym słowem duszyczka takiego zwierzęcia może jeszcze mieć coś do zdziałania, do doświadczenia w naszym materialnym świecie. Jeśli z jakichkolwiek powodów (choćby i w naszym przekonaniu słusznych) skrócimy jej czas pobytu w obecnym ciele, to być może będzie musiała powtórnie inkarnować jako zwierzę, którym była, kiedy w trybie szybszym, niż to sobie zaplanowała, odebrano jej życie.

Ponadto kiedy usypiamy zwierzę, dusza nie jest podobno jeszcze przygotowana do wyjścia. Jest oszołomiona i zdezorientowana, że nagle coś zmusza ją do opuszczenia jej dotychczasowego domu.

Od czasu tej rozmowy nie zabijam nawet komarów, tylko łapię je w szklankę i wynoszę na zewnątrz. A cóż dopiero mówić o zwierzątkach, którymi osobiście się opiekuję!

Właściwie ten temat jest u mnie na czasie, jako że niedawno żegnałam się ze swoimi najkochańszymi szczurciami, Chmurką i Mysią :cry: . Obie były już w podeszłym wieku i obie były chore. Oboje z mężęm robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by ulżyć im w cierpieniu, ale nawet przez myśl nam nie przeszło, by dawać sobie prawo do decydowania o ich życiu i śmierci.

Dawaliśmy szczurasom zabiegi Reiki, które dodawały im dużo energii, a kiedy były już schorowane bardzo je uspokajały. W przypadku Chmurki uśmierzały również ból. Czasami, po spotkaniach w gronie osób należących do ISKON-u, przynosiliśmy dla nich do domu prasadam. Wszystko po to, by ich dusze otrzymały za swego szczurkowego życia jak najwięcej błogosławieństw i miłości :) .

Obie szczurcie umarły na moich rękach – spokojnie, w harmonii. Czułam to. Czułam, że odchodzą pogodzone ze swoją śmiercią. Dużo im z mężem opowiadaliśmy o ich potencjalnych przyszłych wcieleniach i o wspaniałościach, których ostatecznie doświadczą na Krysznaloce. O tym, że ostatecznie wszyscy będziemy zjednoczeni w Bogu. Podczas ich ostatnich chwil śpiewałam im Mahamantrę – ostatkiem sił i przez łzy..., ale śpiewałam z nadzieją, że samo słuchanie imienia Pana przysłuży się ich przyszłemu szczęściu. Myślę, że były szczęśliwe, że umierają w domu, wśród bliskich i kochających je przyjaciół, a nie na twardym, zimnym blacie w lecznicy i na dodatek nie na swoje życzenie...

Na koniec jeszcze taka refleksja... Wydaje mi się, że wielu ludzi usypia zwierzęta nie tyle przez litość czy z obawy, że mogą one cierpieć, ale przede wszystkim dlatego, że chore zwierzę to kłopot i duże obciążenie. Kiedy moje szczurki były chore prawie nie wychodziłam z domu, cały czas się nimi opiekowałam, doglądałam, głaskałam. Mysia miała problemy z równowagą – trzeba ją było podtrzymywać, kiedy szła, podsadzać, jeśli gdzieś chciała wejść, robić papki z jedzenia, karmić, a w ostatnich dniach poić po kropelce ze strzykawki. Przy obu przychodził taki okres, że trzeba było czuwać przy nich w nocy. Opieka nad chorym zwierzęciem nie różni się w żaden sposób od opieki nad chorym człowiekiem. Jest trudna, wyczerpująca fizycznie i psychicznie, czasochłonna i niekiedy bardzo przytłaczająca.
A ponadto obserwowanie tego, powolnego niekiedy, procesu odchodzenia zwierzęcia, jest niekiedy istnym koszmarem. Wiele razy się załamywałam i płakałam, bo nic więcej nie mogłam dla nich zrobić, bo wypróbowałam już wszelkie dostępne sposoby leczenia – tak konwencjonalne, jak i alternatywne, bo przychodził moment, że nic już nie pomagało, a ja doskonale czułam, że to są ich ostatnie dni. Serce pękało...

Zatem z jednej strony nie dziwię się, że ludzie nie chcą tego wszystkiego przechodzić... Ale z drugiej nikt nas nie wyposażył w moc rządzenia czyimś losem i decydowania o momencie czyjejś śmierci. Więc wywiązująca się z decyzji o uśpieniu zwierzęcia karma nie jest chyba dobrą karmą... Ani dla nas ani dla zwierzątka.

: 06 lip 2010, 10:32
autor: John
Świetna i pełna odpowiedź nic dodać nic ująć. Dziękuję bo sam mam pieskę, która pewnie kiedyś też odejdzie.

: 06 lip 2010, 13:07
autor: Mathura
W związku z powyższym może pojawić się inne pytanie. Czy właściwym jest pomaganie chorym zwierzętom czyli leczenie ich? A w zasadzie nie tylko zwierzętom ale również innym istotom w tym ludziom? Skoro bowiem każdy ma do przeżycia w określonym ciele określoną ilość dni, to interweniowanie w ten czas, czy to skracając go poprzez zabicie, czy też przedłużając lecząc, jest zakłóceniem karmy tej istoty i nie pozwala jej spełnić założonego przeznaczenia czyli przepracowania tej karmy. Dusza będzie w danym ciele albo za krótko albo za długo, albo tez nie dozna odpowiedniej dawki cierpienia jaki doznać miała. Zawali się cały plan :)
Przekazując Reiki tym szczurkom zmniejszałaś ich cierpienie więc zmieniałaś im karmę. Być może przedłużyłaś im życie a tym samym pobyt tej duszy w ciele szczura.
Owszem, można powiedzieć, że my nie wiemy tak naprawdę co było założone i co dana dusza miała doznać. Może właśnie miała doznać "uratowania" a ten, który ją "ratował" miał właśnie dzięki niej poczuć się lepiej z tego powodu, że ratował.
Ale właśnie dlatego, że my nie wiemy co ma i miało być, czy powinniśmy interweniować w tę czy tamtą stronę? Czy może lepiej zostawić wszystko swojemu biegowi zdarzeń?

: 07 lip 2010, 22:41
autor: Bolito
Samadhi pisze:Właściwie ten temat jest u mnie na czasie, jako że niedawno żegnałam się ze swoimi najkochańszymi szczurciami, Chmurką i Mysią :cry: . Obie były już w podeszłym wieku i obie były chore. Oboje z mężęm robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by ulżyć im w cierpieniu, ale nawet przez myśl nam nie przeszło, by dawać sobie prawo do decydowania o ich życiu i śmierci.

.
Witaj, Samadhi. Mamy nieco wspólnego. Też lubię szczurki i od dłuższego czasu jakiś gryzoń stale biega mi po domu. Miałem już pięć, teraz mam szóstego (dokladniej : szóstą). Kiedy starzały się i chorowały (najczęściej dostawały nowotworów), nie miałem wątpliwości - trzeba leczyć. Nigdy nie zdecydowałem się na uśpienie. Założyłem, że umrą wtedy, kiedy im pisane, ale nie mnie zgadywać kiedy się to stanie, a leczone będą mniej cierpieć. No i ocywiście, dokarmianie prasadam to bardzo dobry pomysł.

: 08 lip 2010, 00:32
autor: Samadhi
John pisze:Świetna i pełna odpowiedź nic dodać nic ująć. Dziękuję bo sam mam pieskę, która pewnie kiedyś też odejdzie.
John, dziękuję! Pozdrawiam Ciebie i Twoją pieskę :) !
Mathura pisze: Ale właśnie dlatego, że my nie wiemy co ma i miało być, czy powinniśmy interweniować w tę czy tamtą stronę? Czy może lepiej zostawić wszystko swojemu biegowi zdarzeń?
Mathura, w tym, co napisałeś jest z pewnością sporo racji. Acz to chyba li tylko teoria. Zachowanie indyferentnej postawy wobec cierpienia istot, które kochamy i za które w gruncie rzeczy jesteśmy odpowiedzialni, nie wydaje mi się możliwe.
A ingerencja w karmę...? Przecież każde moje działanie w celu zwiększenia im komfortu życia i polepszenia ich zdrowia było taką właśnie ingerencją. Sądzę, że całe nasze współegzystowanie z innymi ludźmi czy zwierzętami jest wzajemną karmiczną ingerencją... Nie da się przecież uniknąć nieustannych wzajemnych wpływów.
A nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek z nas w obliczu choroby i bólu bliskiej istoty, stał z założonymi rękoma i pozostawiał wydarzenia swojemu biegowi.

Taka niewzruszoność jest charakterystyczna chyba tylko dla bardzo zaawansowanych duchowo istot – a może tylko dla oświeconych... Kiedyś bardzo mnie dziwiła, a wręcz oburzała ich postawa i nie mogłam znaleźć żadnego uzasadnienia dla ich życzliwej obojętności. Jakiś czas temu jednak natrafiłam w Bhagavad Gicie na poniższe słowa:

Błogosławiony Pan rzekł: Mówiąc wielce uczenie, opłakujesz to, co nie jest warte rozpaczy. Mędrzec bowiem nie rozpacza ani nad żywym ani nad umarłym. Nie było bowiem nigdy takiej chwili, w której nie istniałbym Ja, ty i wszyscy ci królowie, ani też w przyszłości żaden z nas nie przestanie istnieć." (Bhagavad Gita 2, 11-12)

Te słowa dały mi dużo do myślenia. A przynajmniej pozwoliły inaczej spojrzeć na zachowanie ludzi, którzy dzięki swemu połączeniu z Bogiem postrzegają wszystkie cierpienia i nieszczęścia chodzących po ziemi istot przez pryzmat wiecznej duszy oraz czekającego każdą duszę najwyższego zjednoczenia z Absolutem.

Niemniej jednak daleko mi jeszcze do oświeconych mistrzów (no, w każdym razie za tego życia się nie spodziewam :wink: ). Dla mnie więc opieka nad zwierzętami (również bezdomnymi) jest pewnego rodzaju służbą. Tak ją postrzegam. Dlatego też moim zwierzęcym przyjaciołom zawsze pragnę służyć jak najlepiej, zapewniając im w miarę mych skromnych możliwości jak najszczęśliwsze życie i godną, spokojną śmierć.

Twoje rozważania, Mathura, są jak najbardziej zasadne i zrozumiałe, ale akurat dla mnie pozostaną jeszcze długo niezastosowalną filozofią, której przełożenia na praktykę niewielu będzie w stanie dokonać.
Bolito pisze: Witaj, Samadhi. Mamy nieco wspólnego. Też lubię szczurki i od dłuższego czasu jakiś gryzoń stale biega mi po domu.
Witaj, Bolito! Miło spotkać miłośnika szczurków! Całusy dla ogonka! :D

: 08 lip 2010, 19:32
autor: Green_lake
Chyba niesamowicie wyjątkowo obiema rękami muszę się podpisać pod postem Mathury - jeszcze chyba w żadnej kwestii nie byłem z nim aż tak zgodny!

Ale rzeczywiście jest to spory problem i dotyczy tez eutanazji człowieka.
Ja myślę, że pomaganie pomaganiem ale zabicie (nawet w szczytnym celu ulzenia w cierpieniu) jest jednak zabiciem!

Na tyle na ile oczywiscie możemy i chcemy pomóc to okej, ale większa ingerencja typu oddawanie własnej krwi, nerki, szpiku etc a z drugiej zaś strony zabicie kogoś aby nie cierpiał jest moim zdaniem zbyt daleko idacą ingerencja, wykraczajacą poza dopuszczalną koegzystencję i intereakcję z innymi.

Re: usypianie zwierząt

: 08 lip 2010, 20:58
autor: Purnaprajna
filipo108 pisze:Czy jest jakaś sytuacja uzasadniająca uśpienie zwierzęcia domowego czy w każdym przypadku skutek karmiczny będzie taki jak w przypadku zabicia zwierzaka?
Nie ma takiej sytuacji, która uzasadniałaby świadome odebranie życie zwierzęciu domowemu, ukrywające się pod eufemistycznie i poprawnie politycznie brzmiącym terminem "uśpienie".

Dzisiaj zapytałem o to Bhakti Vidya Purnę Maharaja i skomentował on to krótko, pytając, czy chciałbym najpierw "uśpić" swoją babcię. Jeżeli nie, to tak samo brzmi odpowiedź na powyższe pytanie.

Maharaja powiedział, że w sytuacjach kiedy taki zwierzak jest śmiertelnie chory, należy zapewnić mu wszelkiego komfortu i uczynić wszelkie możliwe wysiłki, aby mu pomóc. Zabijanie go nie wchodzi w grę, bo nie jest w kategorii pomocy.

Wręcz przeciwnie, wyrządza się mu krzywdę. Przykładowo, jeżeli zwierzak miał chorować przez 9 miesięcy, a "uśpi" się go po 3, to dusza w ciele tego zwierzaka zamiast dalej ewoluować w łańcuchu gatunków życia, musi jeszcze raz narodzić się i "docierpieć" pozostałe 6 miesięcy, które tak "miłosiernie" mu skróciliśmy.

Oczywiście, tego typu nauki, nie zabrzmią przekonywająco dla ludzi bardzo pragnących, z jakiegoś powodu "uśpić" własną babcię. A wiem, że jest wielu takich gagatków na tym forum! :twisted:

Re: usypianie zwierząt

: 08 lip 2010, 21:24
autor: Green_lake
Purnaprajna pisze: Oczywiście, tego typu nauki, nie zabrzmią przekonywająco dla ludzi bardzo pragnących, z jakiegoś powodu "uśpić" własną babcię. A wiem, że jest wielu takich gagatków na tym forum! :twisted:
Nie, dlaczego? Mnie przekonały :)