Arkadiusz pisze:Albert napisal:
Indywidualne gospodarstwa rolne i spółdzielnie, a nie społeczności farmowe, które się nie sprawdzają.
Mógłbyś rozwinąć temat? Zwłaszcza spółdzielni.
Kiedy mam na myśli "społeczność farmową", chodzi mi o typ gospodarowania jaki miał miejsce głównie w latach 70-tych i 80-tych w Towarzystwie. To rodzaj komun przy czym centrum stanowi tutaj świątynia. Chociaż takie wspólnoty praktycznie już nie istnieją, niemniej istnieje czasami tęsknota za tym, aby "gospodarzyć razem" na podobieństwo zakonu. Jakieś przeżytki takiego myślenia trochę funkcjonują moim zdaniem w gospodarstwie świątynnym w Czarnowie. Mam nadzieję, że się mylę co do tego przypadku. Takie "duchowe kibuce" mogą działać, ale tylko w niewielkim procencie i na obrzeżach społeczeństwa wyłącznie dla mnichów i ku pokrzepieniu serc, ale nie mają wartości ekonomicznej dla reszty społeczeństwa.
W celu zespolenia swoich sił wielu rolników w Polsce, zarówno konwencjonalnych jak i ekologicznych tworzy spółdzielnie. Tradycja spółdzielczości ma długą tradycję w Polsce, bo przedwojenną. Ruch spółdzielczy sięga zaborów. Jednym z żarliwych propagatorów spółdzielczości był Abramowski. Działalność spółdzielcza jest regulowana prawem. Wszyscy znamy takie określenia jak spółdzielnia mieszkaniowa, rolna, mleczarska, cz inwalidzka. W Polsce jest kilkanaście spółdzielni producentów żywności ekologicznej m.in. podlaska spółdzielnia producentów ekologicznych "Natura". Dużo o tym pisze się w "Obywatelu".
Pytanie: założyć spółdzielnię, czy nie ? Zaufać czy nie ? jest powszechne. Nie tylko bhaktowie boją się sobie zaufać. Organizowaliśmy w Sudetach spotkania dla rolników ekologicznych, więc znam ich obawy. Jest to w ogóle obawa przed zrzeszaniem się, ale społeczeństwo nie istnieje bez zaufania. Niemniej widząc wymierne korzyści ze wspólnej pracy przy pewnej ochronie prawnej niektórzy się decydują. O ile wiem gospodarstwo bhaktów w Czechach ma charakter spółdzielni.
W pewnym sensie nie mamy wyjścia. Nie jest dla mnie alternatywą chowanie się w schronie, no i jaskiń u nas za mało. Oszustwo w tak ważnej sferze jak żywność będzie się pogłębiać, chociażby dlatego, że wymogi unijne i państwowe są już niskie. Gospodarka ekstensywna jest zaprogramowana na niską jakość. Nie można oczekiwać, że produkując mleko dla całej Polski będzie miało ono jednodniowy termin ważności. Producent musi coś zrobić, aby mogło stać pół roku. To mu się opłaca. Również tzw żywność ekologiczna, chociaż mimo wszystko mam większe zaufanie do niej, jest narażona na niską jakość. Czy "ekologiczna" żywność z drugiej półkuli jest nadal zdrowa ?
Wszystko rozbija się o konserwację i mody, np moda na niski cholesterol, na błonnik itd W sklepach w Zielonej Górze pojawił się np. jednodniowy sok z marchewki, ale to wyjątek. Dlatego mimo wszystko, targowiska, własna żywność i zaufani rolnicy (których też trzeba na bieżąco sprawdzać ) pozostają moim zdaniem jedynym wyjściem.