Prasa zagraniczna

Awatar użytkownika
trigi
Posty: 2068
Rejestracja: 09 sie 2011, 13:38
Lokalizacja: UK

Re: Prasa zagraniczna

Post autor: trigi » 28 lis 2012, 08:33

Gdy konwersja obejmie wiekszość ludzi znikną sztuczne podziały
na tych co mogą z powodu narodzin i tych co nie mogą.
Jest to niezgodne z pismami.
http://www.youtube.com/watch?v=Hh-o5g4t ... ure=fvwrel
Bolito pisze: "To jest niesprawiedliwość. Skoro Śri Dźagannatha uważany jest za Pana wszechświata, jak ktoś może odmówić zgody mojemu mężowi, aby wspiął się na rydwan jak inni?" pyta jego żona Silpi Boral, pochodząca z Orisy.
"Po wysłuchaniu tych stwierdzeń Śri Caitanyi Mahaprabhu zbijających jego argumenty, Kazi nie był w stanie wypowiedzieć ani słowa więcej. Tak więc po odpowiednim zastanowieniu się przyjął porażkę i przemówił w ten sposób."
Znaczenie: W naszej praktycznej działalności misyjnej spotykamy wielu chrześcijan, którzy mówią o stwierdzeniach Biblii. Kiedy pytamy, czy Bóg jest ograniczony czy nieograniczony, kapłani chrześcijańscy mówią, że Bóg jest nieograniczony. Lecz kiedy pytamy, dlaczego nieograniczony Bóg miałby mieć tylko jednego syna, a nie nieograniczoną liczbę synów, nie są w stanie na to odpowiedzieć. Podobnie, z naukowego punktu widzenia, odpowiedzi na wiele pytań ze Starego Testamentu, Nowego Testamentu i Koranu zmieniły się. Lecz śastry nie mogą zmieniać się odpowiednio do czyjegoś kaprysu. Wszystkie śastry muszą być wolne od czterech wad natury ludzkiej. Stwierdzenia śastr muszą być zawsze poprawne.
"Mój drogi Nimai Pandito, wszystko, co powiedziałeś, jest prawdą. Nasze pisma święte rozwinęły się dopiero niedawno i z pewnością nie są logiczne ani filozoficzne.
Znaczenie: Śastry yavanów, czyli osób żywiących się mięsem, nie są pismami wiecznymi. Zostały uformowane nie tak dawno temu i czasami są sprzeczne ze sobą. Są trzy pisma yavanów: Stary Testament, Nowy Testament i Koran. Spisanie ich posiada historię. Nie są one wieczne tak jak wiedza wedyjska. Więc chociaż mają swą argumentację i rozumowanie, nie są zbyt rozsądne i transcendentalne. Wskutek tego osoby zaawansowane w nauce i filozofii uważają te pisma za nie do przyjęcia.
Czasami kapłani chrześcijańscy przychodzą do nas i pytają: "Dlaczego nasi zwolennicy lekceważą nasze pisma i przyjmują wasze?" Lecz kiedy pytamy ich: "Wasza Biblia mówi, 'Nie zabijaj'. Dlaczego codziennie zabijacie tak wiele zwierząt?", to nie są w stanie odpowiedzieć. Niektórzy z nich dają niedoskonałą odpowiedź, że zwierzęta nie mają duszy. Lecz wtedy pytamy: "Skąd wiecie, że zwierzęta nie mają duszy? Zwierzęta i dzieci są tej samej natury. Czy to oznacza, że dzieci w społeczeństwie ludzkim również nie mają duszy?" Według pism wedyjskich w ciele znajduje się właściciel ciała, dusza.

Tak jak argumentowanie ze zwierzeta sa bez duszy jest błędne tak argumentowanie ze dusza hindusa jest lepsza od europejskiej duszy jest bez sensu. Jeżeli ktoś chce oddać hołd Panu nie ma podstaw aby z jakiś sekciarskich powodów zabronić mu wejścia do swiatynii Pana czy uczestniczenia jak inni w wielbieniu Pana Jaganatha, pod warunkiem ze zachowuje sie kulturalnie i nie jest pod wpływem toksykantów.

Awatar użytkownika
Purnaprajna
Posty: 2267
Rejestracja: 23 lis 2006, 14:23
Lokalizacja: Helsinki/Warszawa
Kontakt:

Re: Prasa zagraniczna

Post autor: Purnaprajna » 28 lis 2012, 14:42

THE HINDUSTAN TIMES pisze: Według historyków "Nadal natomiast zarząd może ustalać zasady i przepisy dotyczące administrowania świątynią, biorąc pod uwagę spustoszenia dokonane przez kilkukrotne ataki muzułmańskie na świątynię w przeszłości. To mogło skłoniło Sevayatów do wprowadzenia ograniczeń na wchodzenie nie-hinduistów do świątyni," mówią w swoim opracowaniu Dr Rekharani Khuntia i dr Brajabandhu Bhatta" Świątynia Sri Dźagannatha w Puri została kilkakrotnie zaatakowana i splądrowana w epoce Mogołów, powiedzieli.
To jest niezwykle przekonywająco brzmiąca naukowa teoria, gdyż jest oczywistym, że w obecnych czasach, dwóch strażników z kijami przy świątynnej bramie jest w stanie, jedną ręką odeprzeć dowolną liczbę mongolskich ataków, zapobiegając tym samym bezustannemu plądrowaniu świątyni. Szkoda, że nie pomyślano o tym wcześniej. A każdy z nas dobrze zna zacietrzewienie i determinację Mongołów i wie, że, aby splądrować świątynię, są oni w stanie posunąć się do zrobienia największych świństw, takich jak np. urodzenie się po kilkuset latach w Ameryce, czy nawet pozowania jako "hinduistyczni" członkowie ISKCONu. Brawa za trzeźwość myślenia i iście naukową wnikliwość!

Będąc zainspirowany powyższym, postanowiłem od dzisiaj nie wpuszczać do domu żadnych indyjskich historyków (nie pytajcie, ile zapłaciłem za dwóch hinduskich strażników z kijami), bo w epoce, co prawda nie Mongołów, ale komunistów, ich nieżyjący już w tej chwili polscy koledzy torturowali mnie na lekcjach w szkole. Skoro historycy torturowali mnie w przeszłości, to jest jasnym, że i teraz mogą to uczynić, nie obawiając się przyniesienia wstydu nawet im własnemu stereotypowi. A kto wie, co takiemu, jednemu z drugim historykowi może jeszcze przyjść do głowy... Na wszelki wypadek, kijem go!

Poważnie!? ;) A ja już myślałem, że przyczyna jest zupełnie inna.

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Prasa zagraniczna

Post autor: Bolito » 28 lis 2012, 22:07

Tak tylko dla ścisłości, żeby ktoś nie pomyślał, że to literówka: nazwa dynastii Wielkich Mogołów powstała ze zniekształcenia nazwywy Mongołowie. Jej założyciel, Babur był wodzem turkmeńskim rządzącym ziemiami nad Syr-darią. W 1526 podbił Sułtanat Delhijski. Uważał się za potomka Tamerlana i Czyngis-Chana, chociaż brak na to dowodów.
Purnaprajna pisze: Będąc zainspirowany powyższym, postanowiłem od dzisiaj nie wpuszczać do domu żadnych indyjskich historyków

Ależ prabhu, oni tylko przedstawili powody którymi kieruje się zarząd świątyni. Sami nie powiedzieli, że to popierają. Może sami mają na ten temat zupełnie inne zdanie. Zastrzeżenia można mieć do części swiątynnych decydentów, bo jak slyszałem, król Divyasimha akurat docenia zachodnich bhaktów, tylko jest niejako zakladnikiem tradycji.
Nie jedz na czczo (grafitti)

Awatar użytkownika
Purnaprajna
Posty: 2267
Rejestracja: 23 lis 2006, 14:23
Lokalizacja: Helsinki/Warszawa
Kontakt:

Re: Prasa zagraniczna

Post autor: Purnaprajna » 29 lis 2012, 10:23

Bolito pisze:Ależ prabhu, oni tylko przedstawili powody którymi kieruje się zarząd świątyni. Sami nie powiedzieli, że to popierają. Może sami mają na ten temat zupełnie inne zdanie.
To nieprawda, bo zaledwie spekulują na ten temat, do czego sami się przyznają. Mają także własne zdanie w tej sprawie, zgodne z obecnym stanem rzeczy, czyli są za tym, aby nadal nie wpuszczać.

Przeczytałem ich cały artykuł na ten temat i wyraźnie w nim mówią "Here a probability comes into mind that constant attacks by the Muslims on Puri temple in the past may be one of the causes for not allowing the Non-Hindus to the temple." Wyraźnie więc mówią, że jedynie przychodzi im do głowy, że prawdopodobnie, lub że być może jednym z powodów dlaczego nie-hindusi nie są wpuszczani do świątyni moga być ataki muzułmanów w przeszłości na świątynię w Puri, gdzie pierwszy atak miał miejsce w IV wieku. Następnie piszą: "So we may guess that due to the frequent attack of Muslim invaders,the Sevayatas of Puri Temple might have restricted the entry of non-Hindus to the temple." Mówią tu, że jedynie domyślają się, czy "zgadują", że decyzja jest podyktowana częstymi atakami muzułmańskich najeźdźców, w przeszłości.

Słowo "być może", "prawdopodobnie", "domyślam się", czy "zgaduję" oznacza spekulację, a nie pewność faktu. Chyba, że zarząd świątyni sam nie jest pewny dlaczego ogranicza dostęp ludziom do świątyni. I tu przychodzi mi do głowy świetny pomysł za 3 zety! A może warto by osobiście spytać o to zarząd świątyni? Ale z drugiej strony, po co marnować na to czas, skoro można go wykorzystać na snucie własnych domysłów i jeszcze wziąć za to kasę, a artykuł wpisać na listę naukowego dorobku? Żeby być fair, należy wspomnieć przesłankę ich tezy, że aczkolwiek nie są pewni (znowu?!), czy w epoce Mongołów muzułmanie mieli prawo wstępu do świątyni, czy nie, to za to w średniowieczu mieli.

Ich osobiste preferencje nie mają tu nic do rzeczy, i leżą poza sferą omawianej kwestii. Jednak dla ciekawości można dodać, że w ich artykule wyczuwa się pewną życzliwość dla otwartości i otwarcia kultu Pana Jagannatha dla wszystkich Jego wielbicieli, co zaskakująco kulminuje w stwierdzeniu, że biorąc pod uwagę wszystkie punkty widzenia (czytaj najazdy muzułmanów w przeszłości), nie wpuszczanie do świątyni nie-hindusów byłoby mądrym posunięciem ("Considering different angles of such an important issue, it would be wise not to allow the non-Hindus to the temple of Puri.").

Piszą też oni, że przy wejściu do świątyni jest tabliczka z inskrypcją mówiącą, że wyłącznie ortodoksyjni hindusi mają prawo wstępu, i że zgodnie z tą zasadą wyrytą w marmurze, nie wpuszcza się do świątyni nie-hindusów. I tu, natychmiast przychodzi mi do głowy pomysł na kolejny "historyczny" artykuł (to znowu żart!), udowadniający, że sednem problemu jest marmurowa tabliczka z wyrytym zakazem. No bo skoro inskrypcja mówi, żeby nie wpuszczać, panie Zdzisiu, to sie kurde nie wpuszcza, a odstępców, w mordę kijem! Jeżeli tabliczka nie miałaby racji, to by przecież tam nie wisiała, nieprawdaż? Logika prosta jak kij. ;)

Jeżeli nie jesteś w stanie Prabhu dostrzec zabawności argumentu postawienia w XXI wieku strażników z kijami przed bramą świątyni w celu odparcia muzułmańskich najeźdźców sprzed kilkuset, czy półtora tysiąca lat, to kimże ja jestem, aby tłumaczyć Ci dowcipy, czy wyjaśniać poczucie humoru. :)

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Prasa zagraniczna

Post autor: Bolito » 29 lis 2012, 22:38

Purnaprajna pisze:Przeczytałem ich cały artykuł na ten temat
[...]Jeżeli nie jesteś w stanie Prabhu dostrzec zabawności argumentu postawienia w XXI wieku strażników z kijami przed bramą świątyni w celu odparcia muzułmańskich najeźdźców sprzed kilkuset, czy półtora tysiąca lat, to kimże ja jestem, aby tłumaczyć Ci dowcipy, czy wyjaśniać poczucie humoru. :)
Dzięki za znalezienie tego artykułu. Jak znajdę triochę czasu, to się w niego wgłębię. A jak znajdę więcej czasu, żeby go przetłumaczyć, to moze nawet go tu wrzucę. Na razie przeglądnąłem go sobie i zaskoczyło mnie trochę, że pierwszy najazd muzułmanski na Puri umieszczają w IV w. Wtedy jeszcze nie było Islamu. To chyba miały być lata ery uzułmańskiej, gdzie IV wiek to po naszemu wiek X.
A dowcipność wpisu dostrzegam, tylko późno już było, zapomniałem dodać do swojej wypowiedzi odpowiednie emotikony, no i wyszło tak sieriozno.
Nie jedz na czczo (grafitti)

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Prasa zagraniczna

Post autor: Bolito » 04 sty 2013, 22:17

Coś od razu na początek nowego roku:

„THE HINDU” 1 I 2013

Krishna to the rescue

Krishna had refused to take up arms in the Kurukshetra war, but His presence on the side of the Pandavas was beneficial to them in many ways, because Krishna, the Supreme One, guided them in times of crisis. He also helped them find their way out of tricky situations, explained V.S. Karunakarachariar, in a discourse.
Arjuna was a man who had taken many vows. Two of them landed him in trouble. One vow was that he would kill anyone who insulted his skill in archery. Another vow was that he would kill anyone who hurt Yudhishthira. During the battle with the Kauravas, Yudhishthira is injured and comes back to camp dejected. Arjuna and Krishna arrive, and seeing Arjuna, Yudhishthira gives vent to his anger. He insults Arjuna and says that Arjuna must give up his bow, if he cannot kill the enemy.
Arjuna is bound by his vow to kill anyone who insults his bravery. So he is now in the terrible situation of having to kill his own brother.
As always he looks to Krishna for help, and Krishna does not let him down. It is suggested that Arjuna should insult Yudhishthira. Arjuna accuses Yudhishthira of having brought the family to this pass. Was it not his gambling that had seen the family lose its hard earned wealth? Was it not Yudhishthira’s gambling that had resulted in Draupadi being shamed? As Arjuna lists Yudhishthira’s mistakes, Yudhishthira hangs his head in shame. Can there be anything more troubling, than having one’s sins pointed out to one, and being told that one is responsible for the sorrow of others? It is akin to death. Thus Arjuna by insulting Yudhishthira has killed him in a metaphoric sense.
But what about the other vow, whereby Arjuna should kill anyone who kills his brother? Shouldn’t Arjuna now therefore kill himself? Again, Krishna comes to the rescue. It is suggested that Arjuna praise himself.
Self praise is also akin to death, and thus by praising himself. Self praise is also akin to death, and thus by praising himself, Arjuna has committed suicide, and so the other vow is also kept by him. Thus we find that at every turn Krishna helps the Pandavas.


Ratunek od Kryszny

Kriszna odmówił chwycenia za broń w trakcie bitwy na Kurukszetra, ale Jego obecność po stronie Pandawów była korzystna na wiele sposobów, ponieważ Kryszna, Najwyższy, kierował nimi w czasach kryzysu. On też pomógł im wyjść z trudnych sytuacji, wyjaśnił w rozmowie VS Karunakaraćariar.
Ardżuna podjął wiele ślubów. Dwa z nich wpakowały go w kłopoty. Po pierwsze ślubował, że zabije każdego, kto podważy jego umiejętności łucznicze. Po drugie ślubował, że zabije każdego, kto skrzywdzi Judhiszthirę. Podczas bitwy z Kaurawami, ranny Judhiszthira wraca przygnębiony do obozu. Przyjeżdżają Ardżuna i Kriszna, a Judhiszthira, widząc Ardżunę, daje upust swojej złości. Obraża Ardżunę i mówi, że ten musi porzucić swój łuk, jeśli nie może zabić wroga.
Ardżunę wiąże ślub zabicia tego kto podważa jego odwagę. Więc teraz znajduje się w fatalnej sytuacji, wobec konieczności zabicia własnego brata.
Jak zawsze szuka pomocy u Kriszny, a Kriszna nie pozwala mu tego zrobić. Pada sugestia, żeby Ardżuna obraził Judhiszthirę. Ardżuna oskarża Judhiszthirę o wpakowanie rodziny w taką sytuację. Czy to nie przez jego hazard rodzina utraciła zdobyte z takim trudem bogactwo? Czy to nie hazard Judhiszthiry doprowadził do zhańbienia Draupadi? W miarę jak Ardżuna wymienia błędy, Judhiszthira ze wstydem zwiesza głowę. Czy może być coś bardziej kłopotliwego, niż wskazanie komuś jego grzechu jako przyczyny cierpienia innych? Jest to podobne do śmierci. Dlatego Ardżuna znieważając Judhiszthirę, metaforycznie go zabił.
Ale co ze ślubem, zgodnie z którym Ardżuna powinien zabić każdego, kto zabija jego brata? Czy teraz Ardżuna powinien zabić siebie? Ponownie, Kryszna przychodzi na ratunek. Sugeruje, że Ardżuna powinien chwalić siebie. Przechwalanie się również przypomina śmierć, a zatem przez chwalenie się, Ardżuna popełnił samobójstwo i tak dotrzymał drugiego ślubu . Tak więc okazuje się, że na każdym kroku Kriszna pomaga Pandawom.
Nie jedz na czczo (grafitti)

Wasziszta

Re: Prasa zagraniczna

Post autor: Wasziszta » 05 sty 2013, 09:49

Dobry artykuł Bolito.
Polecam wszystkim tą stronę : http://www.mahabharata.com.pl/pl/214/article/243

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Prasa zagraniczna

Post autor: Bolito » 25 mar 2013, 22:44

„THE AGE” 23 I 2013

Jocelyn Brewer
My years as a Hare Krishna

When I was in Year Ten I was an Australian Army Cadet. That’s right, on Fridays after school, I chose to spend three hours in an unflattering khaki uniform marching around like a solider at an army base in the western suburbs of Sydney. Truth be told I did it because there was a very high ratio of boys to girls and I liked both taking and giving orders. It was like Girl Guides, with guys and without baking.
Apart from activities like making shelters called ‘hootchies’ from sheets of plastic tied to trees and wandering round the bush conducting search and rescues of lost hypothetical parachutists, we did things like attempt not to faint while holding Australian flags along the Pool of Remembrance on ANZAC Day and attending community events like the Granny Smith Festival.
It was at this celebration of apples, that I first met a Hare Krishna devotee. A man in orange robes gave me book called Chant And Be Happy that had two of The Beatles and a very cheerful Indian man on the cover. Fascinated, I pored over it with my friends (Corporals and Sergeants), only to be very disappointed that the book preached not only vegetarianism, but celibacy – two things that were about as appealing as hairy legs and bible study to a 15 year old in 1993.
Fast forward to the end of of first year university and my first trip to Byron Bay, on the CountryLink XPT with my friend James who lived in my suburb he skated, worked at General Pants, had tattoos and smoked pot. On the Saturday evening we wound up at the community centre, at the weekly Hare Krishna feast. I still have the little flyer that invited us to eat and chant stuck in my journal. I had no idea that what I was about to hear and taste would spiritually influence me more in an hour than 13 years at a Catholic School ever did.
The overwhelming feeling I remember having was of being awakened. Sounds clichéd? It was. The room was quite full of every stereotype of Byron hippie you can imagine standing, swaying, clapping and dancing along to the Maha Mantra - the great transformative sound that devotees around the world chant repetitively. My feet were cemented to the carpet, I was so self-conscious of moving and being moved that I couldn't find the courage to do anything but stand there. Internally I was rejoicing. I actually had a feeling like on the inside I was lit up. I’d discovered something buried, like a spiritual artefact accidentally dug up on archaeological adventure.
We shared in the vegetarian feast, another sensory explosion – as if I was tasting flavours for the first time in my life - then headed off to the Epicentre to listen to trance music and lick tabs of acid. The full Byron experience was complete.
Back in Sydney I found the local Hare Krishna centre on King Street in Newtown. I made friends with devotees, Lauren and Rachel who had both joined with their boyfriends in their late teens, as well as Malati, Jahnavi and Dhara - who had all grown up in the movement. Their parents were initial disciples of Srila Prabhupada – the smiling Indian pharmacist who had renounced his family life and travelled to the USA in 1966 as one of the first Hindu missionaries to the west. His timing was pretty auspicious, he landed in New York’s Tompkins Square Park and gathered original hipsters around him just as The Age of Aquarius kicked off and the counter-culture sought new resources for the New Age. Over in San Francisco and then London, the movement known as the International Society for Krishna Consciousness (ISKCON) spread and grew.
Put simply, the Hare Krishna movement is a branch of Hinduism whose followers have worshipped flute-playing, cow-loving Krishna (an incarnation of Vishnu, who along with Siva is one of the most well recognised of the religion’s millions of Gods and Goddesses) across India for a few thousand years. The specific traditions are largely based on the 16th Century teachings of a Bengali social reformer called Caitanya Mahaprabhu - who, concerned that the caste system excluded low classes from spiritual practice, revived the worship of Krishna, recommending distribution of free prasadam (food that has been offered to the deities and blessed) and chanting of the Maha Mantra for everyone, openly and across the world. Over the centuries, the teachings have been passed down by networks of disciples and Gurus in succession directly to Srila Prabhupada.
I devoured the sacred texts (there are thousands of texts in the canon known as the Vedas), the philosophy, the rituals, the language, the rich history and succession of disciples, teachers and scholars - relishing the challenge of the alternative ways of thinking about life, death, the universe and everything. I kept my eyes fairly wide open at the same time, scouring the (still relatively nascent) internet for information on cults and sects, the history and corruption of the all-male governing body which was set up to keep ISKCON running after Prabhupada ‘left his body’ in 1977 (it now includes two women and a range of cultural backgrounds).
Happily I stopped eating meat and eggs, and volunteered at the Newtown Food For Life Centre during many of my lunchtimes at uni, rather than hanging out at Manning Bar. I spent weekends in the ashram at the temple, completing rounds of japa mala (meditative chanting on beads) and seva (volunteer work) which formed a part of the prescribed Bhakti yoga (devotional deeds). On Saturday nights you could find me alternatively at a Whitlam’s gig (it was the 90’s) or dressed in a sari chanting and dancing my way up and down George Street – a practise called sankirtan, public devotional singing – believed to purify and bring about higher consciousness.
My Catholic family were bemused, shaking their heads when Sanskrit phrases showed up as tattoos on my body along with a palm sized image of Lord Jaggantha – the beaming face on the ‘smile’ stickers devotees distribute across the world.
When my friends were taking initiation from their spiritual masters, and changing their names to Rati Keli, Radhika and Sivani, I was completing my degree and working in a video store. I struggled with wanting to completely surrender and fully ‘join up’ and maintaining my other interests in film, theatre and music. I wasn’t ready to pack everything in and distribute books on the street, though I did purchase a 5-acre property not far from the farm community in Murwillumbah with the aim of raising a family outside of the city.
I travelled through India to Vrindavan – Krishna’s equivalent of Bethlehem – and other holy cities to study and practise yoga. India felt like home, I have never felt as content as I did wandering the streets of Rishikesh, patting cows literally for hours on end and sitting by the Ganga and doing cartwheels with local kids. When I landed back in Sydney and in an postgraduate education degree a version of ‘reality’ best described as the ‘daily grind’ cloaked me.
Slowly over time, my links to the community loosened. Like any organised religion, cracks in the management of the institution, especially the role and treatment of women, were obvious to me and my ability and interest to lobby and change them slipped away. I got busier, I started teaching in a demanding school and worked long hours, dated meat-eating boyfriends and started drinking. My friends got divorces and joined me at music festivals and clubs, instead of at temple.
16 years later I still have a network of wonderful friends who I met through my association with the Hare Krishnas, some are still active in the movement, others have moved on. We still love Krishna, his lilas (stories of his past times) and gifts, and have a shared background from which we understand the struggles of life as ‘spirit soul’ in a material world. I guess you can never really stop being a devotee of Krishna, I am just hoping that in the next lifetime I can be a better one.

Jocelyn is a psychologist and educator. You can follow her on twitter @jocelynbrewer


Gdy byłam Krysznaitką

Kiedy byłam na Dziesiątym Roku [w Australii ostatni rok obowiązkowej edukacji; w wieku ok. 15 lat] byłam kadetem armii australijskiej. Właśnie tak, w piątki po szkole, zdecydowałam spędzać trzy godziny w niedopasowanym mundurze khaki, maszerując jak żołnierz w bazie wojskowej na zachodnich przedmieściach Sydney. Prawdę mówiąc zrobiłam to, ponieważ była tam bardzo wysoka proporcja chłopców do dziewcząt i podobało mi się zarówno słuchanie jak i wydawanie rozkazów. Było jak w skautkach, z facetami i bez pieczenia [ciasteczek].
Oprócz takich działań jak np. budowa schronisk zwanych "hootchies" z plastikowych płacht przywiązywanych do drzew i wędrowanie po buszu celem odnalezienia i uratowania hipotetycznych zaginionych spadochroniarzy, robiliśmy takie rzeczy jak próbować nie zemdleć trzymając australijskie flagi podczas Zlotu Pamięci w Dniu ANZAC i uczestnictwo w imprezach społecznościowych, jak Festiwal Granny Smith . To na tym święcie jabłek, po raz pierwszy spotkałam się z wyznawcą Hare Kryszna. Mężczyzna w pomarańczowych szatach dał mi książkę Intonuj i bądź szczęśliwy, która miała na okładce dwóch Beatlesów i bardzo wesołego Hindusa. Zafascynowana, zgłębiałam ją z moimi przyjaciółmi (kapralami i sierżantami), rozczarowana jedynie, że książka nie tylko nauczała wegetarianizmu, ale i celibatu - dwóch rzeczy, które były prawie tak atrakcyjne jak owłosione nogi i studium biblijne do lat 15 w 1993.
Przenosimy się do końca pierwszego roku studiów i mojej pierwszej podróży do Byron Bay, na XPT CountryLink z moim przyjacielem Jamesem, który mieszkał w mojej dzielnicy, jeździł na desce, pracował w General Pants, miał tatuaże i palił trawę. W sobotę wieczorem wylądowaliśmy w centrum wspólnoty, na cotygodniowym święcie Hare Kryszna. Mam jeszcze w swoim pamiętniku małą ulotkę zapraszającą nas do jedzenia i intonowania. Nie miałam pojęcia, że to, co miałam usłyszeć i posmakować w ciągu godziny, bardziej wpłynie na mnie duchowo niż ponad 13 lat w szkole katolickiej.
Pamiętam przytłaczające uczucie przebudzenia. Brzmi banalnie? To było. Pokój był wypełniony wszelkimi stereotypowymi hippisami z Byron jakich można sobie wyobrazić, stojących, kołyszących się, klaszczących i tańczących do rytmu Maha Mantry - wielki przekształcający dźwięk , który ciągle wyśpiewują wielbiciele na całym świecie. Moje stopy były przyrośnięte do dywanu, byłam świadoma ruchu i bycia poruszaną, ale nie mogłam zdobyć się na odwagę, aby cokolwiek zrobić i tylko tam stałam. Przepełniała mnie radość. I rzeczywiście miałam uczucie, jakbym promieniała w środku. Odkryłam coś zakopanego, jakby duchowy artefakt przypadkowo wykopany podczas archeologicznej przygody.
Uczestniczyliśmy w wegetariańskiej uczcie, kolejnej eksplozji odczuć - jakbym próbowała tych smaków po raz pierwszy w życiu - potem udaliśmy się do Epicentre słuchać transowej muzyki i lizać kartki [nasączone] „kwasem”. Pełne doświadczenie Byron było ukończone.
Po powrocie do Sydney znalazłam lokalny ośrodek Hare Kryszna na King Street w Newtown. Zaprzyjaźniłam się zarówno z wielbicielkami Lauren i Rachel, które przyłączyły się ze swoimi chłopakami jako dorastające nastolatki, jak również z Malati, Jahnavi i Dharą - które dorastały w ruchu. Ich rodzice zaliczali się do pierwszych uczniów Śrila Prabhupada - uśmiechniętego indyjskiego farmaceuty, który wyrzekł się życia rodzinnego i wyjechał do USA w 1966 roku jako jeden z pierwszych misjonarzy hinduistycznych na zachodzie. Trafił w pomyślny czas, wylądował w nowojorskim Tompkins Square Park i zebrał wokół siebie dziwacznych hippie, właśnie gdy ruszała Era Wodnika i kontrkultura poszukiwała nowych pomysłów na New Age. Później, w San Francisco a następnie w Londynie, ruch znany jako Międzynarodowe Towarzystwo Świadomości Kryszny (ISKCON) rozprzestrzeniał się i rozrastał.
Mówiąc prościej, ruch Hare Kryszna jest gałęzią hinduizmu, którego wyznawcy czcili grającego na flecie, kochającego krowy Krysznę (wcielenie Wisznu, który wraz z Śiwą jest jednym z najbardziej poważanych wśród milionów bogów i bogiń tej religii) w Indiach od kilku tysięcy lat. Ta tradycja opiera się przede wszystkim na naukach XVI –wiecznego bengalskiego reformatora społecznego, zwanego Caitanya Mahaprabhu - który, zaniepokojony wykluczaniem przez system kastowy niskich klas społecznych z praktyki duchowej, ożywił kult Kriszny, zalecając rozdawanie darmowego prasadam (pożywienie, ofiarowane bóstwom i pobłogosławione) i intonowanie Maha Mantra dla każdego, otwarcie i na całym świecie. W ciągu wieków, nauki były przekazywane przez sieci uczniów i Guru kolejno aż do Śrila Prabhupada.
Pochłaniałam święte teksty (w kanonie znanym jako Wedy istnieją tysiące tekstów ), filozofię, rytuały, język, bogata historię i sukcesję uczniów, nauczycieli i uczonych - rozkoszując się wyzwaniem alternatywnego sposobu myślenia o życiu, śmierci, wszechświecie i wszystkim. W tym samym czasie uważnie przeglądałam (wciąż dopiero się rodzący) internet w poszukiwaniu informacji o kultach i sektach, historii i korupcji wyłącznie męskiego zarządu, powołanego, aby kierować ISKCON po tym jak Prabhupada „opuścił ciało " w 1977 (obecnie obejmuje dwie kobiety i szereg środowisk kulturowych).
Szczęśliwie przestałam jeść mięso i jajka, i podczas przerw na lunch na uniwersytecie udzielałam się ochotniczo w Centrum Food For Life w Newtown zamiast przesiadywać w Manning Bar. Spędzałam weekendy w aśramie w świątyni, na wypełnianiu rund Japa Mala (medytacyjnego intonowania na koralach) i seva (dobrowolnej pracy), która stanowiła część zalecanej Bhakti Jogi (nabożnych uczynków). W sobotnie wieczory można było znaleźć mnie na przemian na koncercie A Whitlam (były lata ‘90), albo ubraną w sari śpiewającą i tańczącą tam i z powrotem na George Street - praktyka nazywa sankirtan, publiczne śpiewanie w oddaniu – wierzącą że to oczyszcza i doprowadzi do wyższej świadomości.
Moja katolicka rodzina była zdezorientowana, kręcili głowami, postrzegając zwroty sanskryckie jak tatuaże na ciele, podobnie jak wizerunek Pana Jaggantha wielkości dłoni - rozpromienioną twarz na '”uśmiechniętych” naklejkach sprzedawanych przez wielbicieli na całym świecie.
Kiedy moi przyjaciele przyjmowali inicjację od swoich mistrzów duchowych i zmieniali imiona na Rati Keli, Radhika i Sivani, kończyłam studia i pracowałam w sklepie RTV. Walczyłam z pragnieniem całkowitego oddania i pełnego "przyłączenia się" i utrzymania moich zainteresowań filmem, teatrem i muzyką. Nie byłam gotowa spakować wszystko i sprzedawać książki na ulicy, żeby kupić 5-arową działkę niedaleko od społeczności rolniczej w Murwillumbah żeby utrzymać rodzinę poza miastem.
Podróżowałam przez Indie do Vrindavan – krysznaickiego odpowiednika Betlejem - i do innych świętych miast, żeby studiować i praktykować jogę. W Indiach czułam się jak w domu, nigdy nie czułam się tak dobrze jak wędrując po ulicach Riszikesz, dosłownie godzinami głaszcząc krowy i siedząc nad Gangesem i robiąc gwiazdy (gimnastyczne) z miejscowymi dziećmi. Gdy wylądowałam z powrotem w Sydney i na studiach podyplomowych przytłoczyła mnie wersja "rzeczywistości" najlepiej określana jako "codzienność".
Z czasem, moje więzi ze społecznością rozluźniły się. Jak w każdej zorganizowanej religii, pęknięcia w zarządzaniu instytucją, zwłaszcza rola i traktowanie kobiet, były dla mnie oczywiste, a moje skłonności i zainteresowanie zmienianiem ich, zanikły. Byłam bardziej zajęta, zaczęłam uczyć w wymagającej szkole i długo pracować, spotykać się kolegą jedzącym mięso i zaczęłam pić alkohol. Moi przyjaciele rozwodzili się i spotykaliśmy się na festiwalach i klubach, a nie w świątyni.
16 lat później nadal mam kontakt ze wspaniałymi przyjaciółmi, których spotkałam w okresie związku z Krysznaitami, niektórzy są nadal aktywni w ruchu, inni odeszli. Nadal kochamy Krysznę, jego lila (historie o jego rozrywkach) i prezenty, mamy wspólne zrozumienie zmagań z życiem jako "dusze" w świecie materialnym. Chyba nigdy tak naprawdę nie przestajesz być wielbicielem Kryszny, mam tylko nadzieję, że w następnym życiu mogę być lepsza.

Jocelyn jest psychologiem i pedagogiem. Można ją znaleźć na Twitterze @ jocelynbrewer
Nie jedz na czczo (grafitti)

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Prasa zagraniczna

Post autor: Bolito » 06 kwie 2013, 22:38

„THE TIMES OF INDIA" 26 II 2013


Mayapur to get largest Vedic temple
TNN

KOLKATA: Come 2016 and Mayapur will feature on the must-visit list of tourists and devotees. If things go according to plans, the small town - the headquarter of the religious cultIskcon - will boast the biggest Vedic temple of the world.
The temple with a height of 340 feet has been named Chandrodaya Mandir and in its completion will be a grand spectacle, bigger than the Hagia Sophia of Istanbul. The first phase of the temple is being built by Alfred Ford, the great grandson of the founder of the Ford Motor Company, Henry Ford.
Sources said construction is under way and the temple will be completed in 2016, the year Iskcon - the religious order founded by Srila Prabhupada - is set to celebrate its the 50th anniversary. The temple would have 6,750,00 square feet of covered area, of which Alfred Ford himself is building 4,250,00 square feet area. The remaining 2,500,00 square feet area would be built with subscriptions from the public for which an appeal was made on Monday. Each devotee can contribute towards the construction of just one square feet of the temple.
Talking to the media on Monday, Ford said why he was taking particular interest to help build the Chandrodaya Temple. "It is coming up at the birthplace of Sri Chaitanya Mahaprabhu and is my tribute to Srila Prabhupada, who initiated me into Iskcon. Way back in 1976, Prabhupada had asked me, a young disciple then, to build this temple of his dreams. I am grateful to Lord Krishna that I have been able to do it," he said.
Interestingly, his wife Sharmila is a Bengali from Naihati. "Nearly four million visitors come to Mayapur annually. We hope that after the Chandrodaya Temple comes up, this will go up to 10 million. Alongside the temple, we are also building a modern township to accommodate this extra influx into Mayapur," added Ford.
Unlike conventional Hindu temple structures, the Chandrodaya Temple is full of huge columns and domes, representative of Western architecture. A 75-feet domed planetarium theatre, the largest of its kind in India, will be one of the unique features of the temple that is being built with imported stainless steel.
Sources said the temple was apparently prophesized 500 years ago by Lord Nityananda, a close associate of Shri Chaitanya. "Apart from being a place of worship, it will also be a centre for Vedic knowledge, culture and science. The temple is being built at an estimated cost of 75 million USD. In 2016, the first phase of the temple will be completed. It will be sometime before the second phase is completed thereafter," Ford said.
Iskcon also plans to invite the likes of Queen Elizabeth and the US President apart from the President of India for the opening of the first phase of the temple.
Though the plan was initially launched in 2006, however, certain changes in design had to be made as advised by the then state government because the area is flood prone. The earlier plan was grander than the present scale, said sources. On being asked if he had any investment plans in Bengal, Ford promptly replied that though he didn't have any at present, he might think about setting up a nanotechnology park in the near future.


Mayapur dostanie największą świątynię wedyjską

TNN
KOLKATA: Przyjdzie 2016 i Mayapur znajdzie się na liście musisz-to-zobaczyć turystów i wielbicieli. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planami, małe miasteczko - siedziba kultu religijnego ISKCON - będzie mogło się pochwalić największą świątynią wedyjską na świecie.
Świątynia o wysokości 340 stóp została nazwana Ćandrodaya Mandir i ukończona będzie czymś niezwykłym, większa niż Hagia Sophia w Stambule. Pierwsza etap budowy świątyni powstaje dzięki Alfredowi Fordowi, prawnukowi założyciela firmy Ford Motor Company , Henry’ego Forda.
Według źródeł, budowa jest w toku, a świątynia zostanie ukończona w 2016, kiedy Iskcon - zakon założony przez Śrila Prabhupada – będzie świętować swoje 50-lecie. Świątynia zajmowałaby 6,750,00 stóp kwadratowych powierzchni, a teren na którym buduje Alfred Ford, 4,250,00 stóp kwadratowych. Pozostałe 2,500,00 stóp kwadratowych powierzchni będzie zabudowane ze składek odwiedzających, o które zaapelowano w poniedziałek. Każdy wielbiciel może przyczynić się do budowy choćby jednej stopy kwadratowej świątyni.
Wypowiadając się dla mediów w poniedziałek, Ford powiedział, dlaczego był szczególnie zainteresowany wsparciem budowy świątyni Ćandrodaya. "Powstanie w miejscu narodzin Śri Ćaitanyi Mahaprabhu i jest mój hołd dla Śrila Prabhupada, który przyjął mnie do ISKCON. Już w 1976, Prabhupada poprosił mnie, wówczas młodego ucznia, o zbudowanie wymarzonej świątyni. Jestem wdzięczny Panu Krysznie, że byłem w stanie to zrobić, "powiedział.
Co ciekawe, jego żona Sharmila jest Bengalką z Naihati. "Rocznie Mayapur odwiedza prawie cztery miliony ludzi. Mamy nadzieję, że po zbudowaniu świątyni Ćandrodaya Temple ilość ta wzrośnie do 10 milionów. Obok świątyni, zbudujemy nowoczesną osadę, aby pomieścić ten dodatkowy napływ do Mayapur," dodał Ford .
W odróżnieniu od tradycyjnej konstrukcji świątyni hinduistycznej, Ćandrodaya jest pełna ogromnych kolumn i kopuł, charakterystycznych dla zachodniej architektury. 75-stopowa kopuła planetarium, największej takiej budowli w Indiach, będzie jedną z unikalnych cech świątyni, zbudowana z importowanej stali nierdzewnej.
Źródła mówią, że świątynia została podobno przepowiedziana 500 lat temu przez Pana Nityanandę, bliskiego współpracownika Śri Caitanyi. "Oprócz miejsca kultu, będzie to również ośrodek wiedzy wedyjskiej, kultury i nauki. Szacunkowy koszt budowy świątyni to75 mln USD. W 2016 roku zakończy się pierwszy etap budowy. Drugi etap będzie zakończony później, "powiedział Ford. Na otwarcie pierwszej części świątyni Iskcon planuje także zaprosić oprócz prezydenta Indii takie osoby jak królową Elżbietę i prezydenta USA. Choć planowano to początkowo na 2006 r., jednak trzeba było wprowadzić zgodnie z zaleceniami rządu stanowego pewne zmiany w projekcie, ponieważ obszar ten jest zagrożony powodzią. Według źródeł, wcześniejszy plan był wspanialszy niż obecny. Na pytanie, czy ma jakieś plany inwestycyjne w Bengalu, Ford natychmiast odpowiedział, że choć nie ma żadnych obecnie, pomyśli o utworzeniu parku nanotechnologicznego w najbliższej przyszłości.



„THE TIMES OF INDIA” 4 III 2013

Ford keen on tech park in West Bengal

TNN
KOLKATA: For business-hungry Bengal, it will be some real good news if the scion of the Ford family, Alfred Ford, sets his eyes on Bengal.
On a mission to set up the world's largest Vedic temple at the Iskcon headquarters, he's currently shuttling between Mayapur and Kolkata. But it is learnt that he is also thinking of a business plan in the state that has been at the back of his mind for some years now. It might sound unbelievable but it's true that this representative of one of the world's largest and richest companies comes to the city at least twice a year.
"With a guru maharaj and wife, both from Bengal, isn't it natural that Bengal has shaped my life and spirituality to the greatest extent?" said Ford, who was initiated to Iskcon in 1974 by Srila Prabhupada, the founder of the spiritual order.
Perhaps this has brought him close to the large Indian diaspora settled in the US, most of whom are at the helm of businesses and sciences there. One such friend is a lady who graduated from Harvard and went on to start her own nano technology empire in the US.
"Together we have often discussed if we could start a nano-tech park in India. If it works out, hers will be the R&D and mine the funds, but one thing is certain, it will be in Bengal, because I know this part of India better than the rest," Ford said.
Apart from a nanotechnology park in Bengal, he is keen on developing healthcare facilities too. "I believe that we can set up some healthcare infrastructure for the benefit of the people. Nano sciences are being increasingly used for bio-medical advancement and so if we set up the nano technology park, some services from here might be focussed towards healthcare," felt Ford.
However, such business plans will definitely have to wait for a couple of years since a large part of Alfred Ford's funds are being spent for building the Chandrodaya Temple at Mayapur. The first phase of the 340 feet high temple will be opened to the public in 2016, when ISKCON completes 50 years of its existence. Ford is spending nearly $75 million to build the first phase of the temple that looks very different from the conventional Hindu temples with its domes, columns and turrets.
"The design was altered several times since we conceived it in 2006 and finally we have arrived at this international design, because ISKCON followers come from all over the world. We wanted to do away with pillars as far as possible so that the temple can accomodate more people, who can gather and dance to the chanting of Hare Krishna."
When asked how it was being married to a Bengali woman, Ford said: "Bengali bhajans play at my home all the time. My wife Sharmila and mom-in-law keep reading Tagore and I got initiated to Tagore through them. Bengalis have a better IQ than most other communities of the world. They are intellectually oriented and I marvel at their depth of thinking," Ford said.
However, he rued the fact that he is yet to pick up enough Bengali to read the 'Chaitanya Charitamrita' and other works on the Bhakti movement in original Bengali.
Over the past 40 years that he has been visiting the city, Ford has marvelled at its transformation. He feels that Kolkata is on the right track to development since the growth has now spread to the east towards Rajarhat. "I look at the teeming multitudes of buildings and facilities coming up there and to me the picture is no different from what I see in other developed countries of the world," he says. The old city however never ceases to fascinate him with its, "heritage look." He feels that it will be some time before problems regarding infrastructure in the "old city", will be fixed.


Ford zainteresowany parkiem technologicznym w Bengalu Zachodnim
TNN


KOLKATA: W głodnym inwestycji Bengalu będzie to będzie naprawę dobra wiadomość, jeśli Alfred Ford, potomek rodziny Ford, zwróci na niego uwagę.
Z powodu misji założenia największej na świecie świątyni wedyjską w siedzibie ISKCON , kursuje obecnie między Mayapur i Kalkutą. Ale jak wiadomo, ma również plan dla stanu, który chodzi mu po głowie od kilku lat. Może to zabrzmi niewiarygodnie, ale to prawda, że ten przedstawiciel jednej z największych i najbogatszych firm przyjeżdża do miasta co najmniej dwa razy w roku.
"Czyż to nie naturalne, że Bengal w największym stopniu ukształtował moje życie i duchowość, skoro stąd pochodzą mój guru maharaja i żona?" powiedział Ford, który został przyjęty do ISKCON w 1974 przez Śrila Prabhupada, założyciela zakonu duchowego. Może to zbliżyło go do dużej indyjskiej diaspory osiadłej w USA, z których większość dominuje w tamtejszych interesach i nauce. Jedną z takich przyjaciół jest pani, która ukończyła Harvard i udała się do USA, by założyć własne imperium nanotechnologii w USA.
"Często razem dyskutowaliśmy, czy możemy założyć park nanotechnologiczny w Indiach. Jeśli to zadziała, to jej będzie R & D, a moje fundusze, ale jedno jest pewne, będzie to w Bengalu, bo znam tę część Indii lepiej niż inne, " powiedział Ford.
Oprócz parku nanotechnologicznego w Bengalu, jest także zwolennikiem rozwoju placówek opieki zdrowotnej.
"Wierzę, że możemy stworzyć pewną infrastrukturę opieki zdrowotnej z korzyścią dla ludzi. Wiedza Nano jest coraz częściej stosowana do rozwijania biomedycyny i jeśli założymy park nanotechnologiczny, niektóre usługi mogą być przeznaczone dla opieki zdrowotnej, " uważa Ford.
Jednak takie plany na pewno będą musiały poczekać kilka lat, gdyż znaczna część funduszy Alfreda Forda służy do budowania śwatyni Chandrodaya w Mayapur. Pierwszy etap [budowy] mierzącej 340 stóp świątyni będzie [ukończony] i otwarty dla publiczności w 2016 roku, kiedy ISKCON kończy 50 lat istnienia. Ford wydał prawie 75 milionów dolarów na ukończenie pierwszej fazy [budowy] świątyni, która bardzo różni się od tradycyjnych hinduskich świątyń z jej kopułami, kolumnami i wieżyczkami.
"Projekt był kilkakrotnie zmieniany od rozpoczęcia go w 2006 i wreszcie doszliśmy do tego międzynarodowego projektu, ponieważ wyznawcy ISKCON pochodzą z całego świata. Zdecydowaliśmy się zrezygnować z filarów na ile się dało, tak żeby świątynia mogła pomieścić więcej ludzi, żeby mogli się zebrać i tańczyć intonując Hare Kryszna "
Na pytanie, jak to jest, być żonatym z bengalską kobietą, Ford powiedział: "Cały czas w domu słychać bengalskie bhadźany. Moja żona Sharmila i teściowa stale czytają Tagore’a i ja zacząłem czytać Tagore’a dzięki nim. Bengalczycy mają wyższe IQ niż inne społeczności świata. Są nastawieni intelektualnie i podziwiam ich głębię myślenia, "powiedział Ford.
Jednak żałuje, że nie zna jeszcze bengalskiego na tyle, żeby czytać "Ćaitanya Ćaritamritę” i inne prace na temat ruchu Bhakti w oryginale po bengalsku.
Przez ostatnie 40 lat, odwiedzania miasta, Ford podziwiał jego transformację. Czuje, że Kalkuta jest na dobrej drodze rozwoju, odkąd rozrasta się na wschód w kierunku Rajarhat. "Patrzę na licznie pojawiające się tam budynki i obiekty, i dla mnie ten obraz nie różni się od tego, co widzę w innych rozwiniętych krajach świata," mówi. Stare miasto jednak nigdy nie przestaje fascynować go swoim "staromodnym wyglądem." Czuje, że potrzeba będzie trochę czasu, zanim uda się naprawić problemy z zakresu infrastruktury "starego miasta".
Nie jedz na czczo (grafitti)

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Prasa zagraniczna

Post autor: Bolito » 10 kwie 2013, 23:17

2 artykuły w tym samym numerze gazety:

„THE WATFORD OBSERVER” 25 III 2013

Crowd attends Hare Krishna festival

By Anna Slater
Thousands of people have attended a colourful and rhythmic festival at a Hare Krishna temple. Forty years after the religious group moved into a manor house bought by the Beatle George Harrison, they celebrated with prayers, songs and ancient costumes.
Vinay Tanna, a spokesman for Bhaktivedanta Manor, said: "Although it's been very cold, we have seen the best colours and thousands of people."
The celebrations, which were timed to mark the start of spring, culminated with robed priests pouring clarified butter - called ghee - onto open fires in a ritual called a Yajna, and the guests throwing different colours at each other. Mr Tanna estimated around 10,000 people attended the festival at Bhaktivedanta Manor, near Radlett in Hertfordshire.

Tłumy uczestniczą w festiwalu Hare Kriszna

Tysiące ludzi uczestniczyły w kolorowym i rytmicznym festiwalu w świątyni Hare Kriszna. Czterdzieści lat po wprowadzeniu się grupy religijnej do dworku zakupionego przez Beatlesa George’a Harrisona, świętowali modląc się i śpiewając , w dawnych strojach.
Vinay Tanna, rzecznik Bhaktivedanta Manor, powiedział: „Chociaż było bardzo zimno, mieliśmy najlepsze kolory i tysiące ludzi.”
Obchody, oznaczające początek wiosny, osiągnęły punkt kulminacyjny, gdy mnisi wlewali oczyszczone masło – nazywane ghi – do otwartego ognia w rytuale nazywanym Yajna, a goście obrzucili się wzajemnie różnobarwnymi proszkami. Pan Tanna ocenił, że ok 10000 ludzi odwiedziło festiwal w Bhaktivedanta Manor, koło Radlett w Hertfordshire.



Temple celebrates milestone anniversary

By Kathryn Snowdon »
Singing, chanting and bright colours filled the Hare Krishna Temple yesterday as worshippers celebrated its 40th anniversary in Britain.
The Bhaktivedanta Manor, in Aldenham, is the Hare Krishna’s largest temple in the UK. The ceremony, which started at 10am, attracted over 1,000 guests and featured 50 robed priests. There was chanting of 10,000-year-old Sanskrit prayers, ancient costumes and devotional singing to the accompaniment of Indian drums and cymbals.
The day also saw a holy Hindu ritual called a Yajna, where robed priests poured sanctified offerings of clarified butter into four sacred fires.
The Beatles’ George Harrison donated the country manor house, now called Bhaktivedanta Manor, with its 78 acres of land, a lake and forests to the religious movement in 1973.

Świątynia obchodzi doniosłą rocznicę

Śpiewy, intonowanie i jasne kolory wypełniły wczoraj świątynię Hare Kryszna, gdy wyznawcy świętowali 40 lecie swojej obecności w Wielkiej Brytanii. Bhaktivedanta Manor w Aldeham, to największa świątynia Krysznaitów w Wielkiej Brytanii. Ceremonia, rozpoczęta o 10:00 , przeprowadzona przez 50 duchownych, przyciągnęła ponad 1000 gości. Było intonowanie 10000 –letnich modlitw w sanskrycie, dawne stroje i pobożne pieśni, wykonywane z towarzyszeniem indyjskich bębnów i cymbałów.
Odbyła się też święta hinduistyczna ceremonia zwana Yajna, podczas której mnisi wlali do czterech świętych ogni uświęconą ofiarę z oczyszczonego masła.
W 1973 Beatles George Harrison podarował ruchowi religijnemu ten wiejski dwór, obecnie zwany Bhaktivedanta Manor, razem z 78 akrami ziemi, lasem i jeziorem.
Nie jedz na czczo (grafitti)

ODPOWIEDZ