Polityka

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Polityka

Post autor: Vaisnava-Krpa » 17 lip 2007, 16:55

Joanna Podgórska „POLITYKA” nr3 (2176), 16 styczeń 1999

Kriszna wróg Jezusa

Nie ma takiej zbrodni, której nie przypisano by sektom.

Ruch Hare Kriszna oskarżano już o wszystko: o handel narkotykami, szpiegostwo na rzecz FBI, farbowanie szat krwią. Gdy oskarżenia te ukazywały się w prasie, krisznowcy słali sprostowania: nie handlują, nie szpiegują, nie farbują. Jednak gdy ponad 2 lata temu Stowarzyszenie Civitas Christiana (dawny PAX) opublikowało ulotkę, z której wynika, że dla dobra grupy adept musi kłamać, a nawet popełniać przestępstwa", krisznowcy wytoczyli proces o ochronę dóbr osobistych i wygrali. Jest to pierwsza tego typu sprawa w Polsce.

W 1993 r. Stowarzyszenie Civitas Christiana zorganizowało w Łodzi Biuro Informacji i Dokumentacji Nowych Ruchów Religijnych i Sekt, przemianowane póˇniej na Ośrodek Studiów nad Kulturą Masową. Za naukowo brzmiącą nazwą kryje się grupa kilkunastu wolontariuszy, z których żaden nie prowadzi działalności badawczej.
– Informacje o sektach czerpiemy z dokumentów i raportów zachodnich oraz z publikacji prasowych – mówi Andrzej Zieliński, były szef Biura.
Będącą przedmiotem sporu ulotkę kończy informacja, że Parlament Europejski w rezolucji z 2.04.1982 r. uznał działalność Hare Kriszna za szkodliwą i niebezpieczną. Z tego zarzutu Civitas Christiana wycofało się od razu. Tzw. raport Cottrella, o którym tu mowa, nie był rezolucją, a jedynie projektem rezolucji, którego Parlament Europejski nie przyjął ze względu na kontrowersyjną treść. Raport Cottrella powstał w 1984 r., a nie w 1982 r.

Na procesie świadkami ze strony Civitas Christiana była matka dziewczyny bitej przez męża krisznowca oraz ojciec byłego adepta, który przewrócił się na ulicy i potłukł, o co ojciec bezskutecznie próbował wytoczyć krisznowcom proces, twierdząc, że przyczyną wypadku była wegetariańska dieta. Dowodami w sprawie miały być publikacje prasowe, a o przestępczym charakterze kultu miały świadczyć przypadki popełnienia przestępstw przez wyznawców Kriszny w Niemczech, Anglii, USA. Zważywszy, że Towarzystwo liczy niemal milion wyznawców na całym świecie, byłoby dziwne gdyby przypadki takie się nie zdarzały.

– To był proces nie do przegrania, wystarczyło sprowadzać argumenty adwersarzy do absurdu – mówi mec. Michał Plisecki, adwokat krisznowców. – Gdyby na podstawie przestępstw popełnianych przez wyznawców wnosić o przestępczym charakterze wyznania trzeba by zdelegalizować wszystkie kościoły poczynając od największych. Nawiasem mówiąc, katolików bijących żony jest pewnie w Polsce więcei, niż członków wszystkich mniejszości religijnych razem wziętych.
Przestępstwa popełniane przez polskich krisznowców to zdaniem Civitas Christiana żebractwo i nielegalny handel książkami. Jako zarejestrowany związek wyznaniowy, Międzynarodowe Towarzystwo Świadomości Kriszny ma według polskiego prawa zezwolenie na prowadzenie kwesty, z którego zresztą nie korzysta. Książki sprzedawane są legalnie. A nawet gdyby była to działalność nielegalna, chodziłoby jak stwierdza w ustnym uzasadnieniu wyroku sąd – o wykroczenie, a nie przestępstwo.
Sąd Wojewódzki w Warszawie, przed którym toczył się proces, zakazał Stowarzyszeniu Civtas Christiana kolportowania ulotki oraz zobowiązał do zamieszczenia przeprosin w dwóch dziennikach: „Gazecie Wyborczeji”, „Rzeczpospolitej”.

To naturalne, że katolickie stowarzyszenia i media postrzegają nowe kulty jako zagrożenie i konkurenta do rządu dusz. Padło jednak zbyt wiele absurdalnych oskarżeń: o rytualną prostytucję, handel bronią, pedofilię. Nie ma takiej zbrodni, której nie przypisano by sektom. Często używaną przy tym techniką jest manipulacja faktami – nadużycia popełnione przez jeden kult przypisuie się wszystkim. Przyznać trzeba, że w porównaniu z tym, co wypisuje „Niedziela”, „Ład” czy „Rycerz Niepokalanej”, Civitas Christiana potraktowało krisznowców stosunkowo łagodnie. Tym bardziej precedensowy jest wyrok warszawskiego sądu. Kończy okres bezkamości w przypisywaniu nowym wyznaniom wszelkiego zła i ustanawia pewne granice polemiki, a są nimi fakty i logika wywodu. To pierwsza korzyść z tego procesu. Podobny toczy się przeciwko Annie Łobaczewskiej, szefowej Ruchu Obrony Jednostki i Rodziny, którą Misja Czaitanii oskarżyła o zniesławienie.

– Od dłuższego czasu i my i Misja Czaitanii dostarczamy im materiały na nasz temat – mówi Kinga Błaszczyk-Wójcicka z ruchu Hare Kriszna. – Gdy wracamy po kilku miesiącach, okazuje się, że nikt nie miał czasu tego przejrzeć. Nikt nie podjął zaproszenia do rozmowy.

Charakterystyczna jest relacja jednej z członkiń Misji Czaitanii, która spotkała się z księdzem, autorem antysekciarskiej ulotki. W pewnym momencie ksiądz przerwał spotkanie, gdyż jak stwierdził, przeraził się widząc, że jego rozmówczyni wywiera na nim zbyt dobre wrażenie i musi się pomodlić, aby Bóg zabrał to wrażenie z jego serca. O wiele łatwiej demonizować kogoś, kogo zna się z relacji prasowych i międzynarodowych dokumentów, niż gdy spotka się z nim twarzą w twarz. Do takiego, wymuszonego co prawda, spotkania doszło właśnie na sali sądowej. Działacze Civitas Christiana mogli przekonać się na własne oczy, że krisznowcy nie wyglądają tak, jak opisali ich w swojej ulotce. Nie słaniają się na nogach z powodu wyniszczającej wegetariańskiej diety, nie są „totalnie znużeni”, „puści i wyjałowieni”.

Civitas Christiana zapowiada apelacię od wyroku. Podtrzymuje tezę, że ulotka była obiektywna, a działanie dla publicznego dobra, jakim jest ostrzeganie przed sektami, winno usprawiedliwiać drobne nieścisłości.
– Sekty są zagrożeniem dla narodu, dlatego mój klient uznał, że wyrok jest zbyt surowy. Będziemy dążyć do jego minimalizacji – zapowiada adwokat Stowarzyszenia mec. Herman.

Jednym z argumentów przemawiających za apelacją jest jego zdaniem fakt, że sąd odmówił powołania na świadka Anny Sochy, działaczki Ruchu Obrony Jednostki i Rodziny.
– To ciekawa osoba – uśmiecha się Kinga Błaszczyk-Wójcicka. – W jednym z programów telewizyjnych stojąc tyłem do kamery (sekty są niebezpieczne) opowiadała o sekcie sprzedającej książki, których karty nasączone są narkotykarni. Egzemplarz takiej książki zdobył gen. Marek Papała i już miał się zająć tą sprawą, ale dziwnyrn zbiegiem okoliczności ktoś go przedtem zastrzelił.

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Polityka

Post autor: Bolito » 08 paź 2012, 22:54

„POLITYKA” nr 32/33 (2870) 8 VIII 2012

Janina Paradowska
Byłam na Przystanku

Co najbardziej zdumiewa czy wręcz urzeka kogoś, kto po raz pierwszy pojawia się na Przystanku Woodstock k. Kostrzyna na Odrą, gdzie Jerzy Owsiak serią rockowych koncertów dziękuje tym wszystkim, którzy uczestniczą w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy?
Można zapewne powiedzieć, że ogrom przedsięwzięcia, którego uczestników policzyć się po prostu nie da. Niektórzy mówią, że w tym roku zjechało pół miliona młodych, ale i nieco bardziej zaawansowanych wiekiem, inni – że 600 tys., ale może było ich 700 tys. Sobotnim popołudniem korek samochodów ciągnących na ostatni koncert był tak samo długi jak wówczas, gdy festiwal się zaczynał. Te ostatnie trzy, cztery kilometry wielu „przejeżdża” już tylko pchając samochody, by nieco benzyny oszczędzić i zmniejszyć koszt dotarcia na festiwal.
Widoki dawno w Polsce niewidziane. Wzdłuż polnej, biegnącej przez las i zagajniki drogi (świeżo utwardzony spory kawałek to zasługa wizyty prezydentów Polski i Niemiec, dla których nieco wygodniejszy dojazd przygotowano – i dobrze, przyda się na przyszły rok), na polanach co krok parkingi wypełnione samochodami i przyklejonymi do nich namiotami tak gęsto, że zdawałoby się szpilki się nie wciśnie. A po kilku godzinach okazuje się, że jeszcze ich przybyło i wjeżdżają następne. Jakiś cud? Można też mówić o wrażeniu, jakie robi sprawność organizacyjna całego przedsięwzięcia. Niezliczone koncerty, różnego rodzaju warsztaty artystyczne czy spotkania w Akademii Sztuk Przepięknych (której miałam przyjemność być jednym z tegorocznych gości) rozpoczynają się z nadzwyczajną punktualnością, chociaż wydawałoby się, że takie mrowie imprez jest nie do opanowania, że gdzieś coś musi się posypać. Ale się nie sypie.
Największe wrażenie robi jednak to, że wchodząc na Przystanek Woodstock wchodzi się do przedziwnej enklawy ludzi zadowolonych, a nawet szczęśliwych. Ci, którzy pracowali przygotowując teren, budowali sceny, nosili i montowali te niezliczone tony wszelkiej aparatury, ciągnęli kilometry kabli, często mówią, że za pieniądze by im się tak nie chciało, jak tu, w ramach pracy społecznej. Uczestnicy zadowoleni są bez względu na to, ile czasu stać będą w długiej kolejce, aby dostać się pod prysznic lub do niebieskiej budki opatrzonej napisem toi toi, czy dopchają się do kranu z zimną wodą; czy wiatr zamiecie kurzem, czy trzeba brnąć przez kałuże błota po ulewie, jaka spadła w piątkowe przedpołudnie. Padało? To dobrze, będzie mniej kurzu, a przemoczone ubrania wysuszy się w domu. Słońce piecze niemiłosiernie? Też dobrze, ciuchy i namiot podeschną. Choć w gruncie rzeczy nie ma to większego znaczenia, bo Woodstock żyje swoim rytmem niezależnie od pogody. Powoli, na luzie rozkręca się przedpołudniami, pulsuje wieczorami, bywa, że szaleńczo tętni nocą, gdy rockowe zespoły grają tak, że serca wyrywają z piersi. Można jednak o 2 w nocy posłuchać również filharmoników grających Vivaldiego. Kto ma nowy dobry pomysł, będzie przyjęty, dostanie ten swój „kawałek podłogi”. Czasem wypadnie on na ubitej glinie, czasem na gruncie, gdzie woda tryska spod stóp.
Dla takiego właśnie grania jadą te tysiące, już nie tylko z Polski. W tym roku wyjątkowo licznie pojawili się Niemcy, nie tylko w ślad za swoim prezydentem, ale po prostu dlatego, że Woodstock zaczyna otaczać sława największego festiwalu w Europie (program to już gruba książka), gdzie wszyscy znakomicie ze sobą współżyją, jest bezpiecznie, nie ma awantur, choć piwa prawie nikt sobie nie odmawia.
Przystanek Jezus, który może miał być konkurencją, wtopił się też w krajobraz i stał się jego trwałym elementem, podobnie jak obozowisko Hare Kriszna. Mają swoje sceny, swoje programy, ale tak naprawdę wszystko jest przemieszane, bo nie ma żadnych barier, podejrzliwości, agresji. Ksiądz pogrążony w rozmowie z chłopakiem, któremu spod dredów twarzy nie widać, nie jest tu widokiem nadzwyczajnym. Zresztą tu nic nikogo nie dziwi.
Nie wierzyłam, że do Akademii Sztuk Przepięknych od godzin porannych ciągnąć będą tłumy. Jeszcze żeby posłuchać i zobaczyć prezydentów Gaucka i Komorowskiego – to tak, ale potem już nasza drużyna gości (biskup Pieronek, kierowca rajdowy Hołowczyc, trener Strejlau, kapitan Wrona, żeglarz kpt. Paszke, red. Wołoszański, ekolog Bożek, gen. Skrzypczak i na koniec ja) wydawała się przynajmniej w części stać na pozycjach spalonych. Tymczasem nie, wielki namiot pełen był młodych ludzi autentycznie ciekawych różnych spraw, żywiołowo reagujących, przeważnie mądrze pytających. Czasem mających swoje porachunki z państwem polskim.
Gen. Skrzypczak sporo gorzkich słów wysłuchał od weteranów, którzy przebywali na misjach i dziś czują się porzuceni. Biskup Pieronek tłumaczyć się musiał, dlaczego Kościół nie rozprawia się zdecydowanie z pedofilią. Niżej podpisana nie oberwała wprawdzie za marną jakość klasy politycznej, ale za bezmyślność dziennikarstwa pogłębiającego polityczne podziały i owszem. I co jest w tych spotkaniach ujmujące? Że słuchają, że chcą zadawać pytania, mają swoje opinie i czy się z kimś zgadzają, czy nie, na koniec jeszcze odśpiewają „Sto lat”. I nawet już nie wypada westchnąć, żeby przynajmniej od czasu do czasu tak było w polityce. Ale taki cud się nie zdarzy. I dlatego warto przeżyć Woodstock, coś jak łyk świeżego powietrza, co w przypadku nagromadzenia takiej masy ludzi na ograniczonym w końcu terenie może brzmieć dziwacznie, ale jest po prostu prawdziwe.
Nie jedz na czczo (grafitti)

ParamatmaDas
Posty: 619
Rejestracja: 16 maja 2012, 04:06

Re: Polityka

Post autor: ParamatmaDas » 09 paź 2012, 00:18

Hare Kryszna jako zagrozenie dla Jezusa, to tak na oko, niech pomysle, w sumie moze jest w polsce teraz zaanagrzwanych naprawde ze 300 moze 400 bhaktow. No powiedzmy niech bedzie 900:)
Przy 38 milionach Polakow w wiekszosci katolikach, to te zagrozenie nie wyglada zbyt powaznie:)
500 kontra 38 milionow:)
hehe

Jezus pozatym to nie byle kto. Bog, sam w trojcy, lub tez SYn Boga prorok, On sam nie musi sie obawiac nikgo. Dla niego to pryszcz.

Awatar użytkownika
trigi
Posty: 2068
Rejestracja: 09 sie 2011, 13:38
Lokalizacja: UK

Re: Polityka

Post autor: trigi » 09 paź 2012, 07:01

ParamatmaDas pisze:Jezus pozatym to nie byle kto. Bog, sam w trojcy, lub tez SYn Boga prorok, On sam nie musi sie obawiac nikgo. Dla niego to pryszcz.
Jedyne czego Jezus sie obawia, jak też Prorok i Duch Sw. to dalsze działania uzurpatorów
do imienia nasladowców Jezusa w Duchu Św.

ParamatmaDas
Posty: 619
Rejestracja: 16 maja 2012, 04:06

Re: Polityka

Post autor: ParamatmaDas » 09 paź 2012, 11:00

Ja tam mysle ze on sie niczego nie obawia: )

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Polityka

Post autor: Vaisnava-Krpa » 06 paź 2016, 14:08

Marta Wróbel 4 października 2016
Czym się zajmują wegańscy rzeźnicy
Sztuka (bez) mięsa

Produkty wegańskich rzeźników podbijają kulinarne rynki świata. Właśnie powstał pierwszy polski sklep z jarskim mięsem. A w laboratoriach już pracują nad mięsem in vitro.

Jeszcze dwie dekady temu weganie mieli w Polsce ciężkie życie. Stygmat brunatnych warzywnych papek rozdawanych przez krisznowców, nikła dostępność i wysokie ceny soczewicy, ciecierzycy czy tofu oraz powtarzające się pytanie: co ty właściwie jesz?, nie zachęcały do rezygnacji z mięsa i innych produktów pochodzenia zwierzęcego. Rodzime firmy Primavika, Polsoja i Sante raczkowały, a rarytasami na sklepowych półkach były sojowa krajanka i kotlety sojowe à la schabowe, maczane w bulionie i smażone w panierce z bułki tartej. Chrupiący bekon z płatków kokosowych, kaszanka ze sfermentowanego ryżu i aromatyczna kiełbasa z płatków drożdżowych, które smakiem bardzo przypominają swoje mięsne odpowiedniki, wydawałyby się wtedy gastronomiczną utopią.

Podobnie z samym określeniem „wegański rzeźnik”. Nawet jeśli wciąż jeszcze brzmi ono jak niedorzeczny oksymoron, taki stan rzeczy nie powinien trwać długo. Tym bardziej że amerykański magazyn „Bon Appétit” oraz poczytny portal kulinarny Eater zgodnie ogłosiły właśnie, że ten rok należy do rzeźników jaroszy, którzy – jak Holender Jaap Korteweg, pionier tego typu działalności (założył firmę w latach 60. ubiegłego wieku) – zamiast w fartuchu poplamionym krwią ze świeżo poćwiartowanego prosiaka pozują do zdjęć w uniformie brudnym od soku z marchwi.

Przepowiednia się sprawdza: w ciągu ostatnich dwóch lat w Europie przybyło kilkanaście kolejnych autorskich mięsnych-bezmięsnych sklepów.

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityk ... znicy.read
Oszust zajmuje miejsce nauczyciela. Z tego powodu cały świat jest zdegradowany. Możesz oszukiwać innych mówiąc: "Jestem przebrany za wielbiciela", ale jaki jest twój charakter, twoja prawdziwa wartość? To powinno być ocenione. - Śrila Prabhupada

ODPOWIEDZ