Głos Wielkopolski

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Głos Wielkopolski

Post autor: Vaisnava-Krpa » 24 lut 2007, 12:00

Głos Wielkopolski Poznań 07-02-2006 DZ. / Nr 32

ROCK – Akustyczny koncert TSA w Piwnicy 21

Wygrali z rutyn?

To nie mógl byc nieudany koncert, choćby z racji etyki pracy, weteranów rodzimego hard-rocka.
Próba TSA przed niedzielnym wystepem w Piwnicy 21 trwała dłużej niż sam koncert...

Pieczołowito?ć przygotowań była wręcz wskazana - koncerty akustyczne s? dzi? rzadko?ci? i nawet takie tuzy jak TSA graj? je incydentalnie. Nie jest więc latwo nagło?nić poszczególne instrumenty tak, by brzmienie było zarazem soczyste i selektywne.
W akustycznej konkurencji TSA pokonali Dżem, który dwa miesi?ce temu także zmierzył się ze swoimi piosenkami w tej formie. Sl?scy blues--rockmani włożyli chyba zbyt mało wysiłku, by
wersje "bez pradu" ujawniły inne oblicze utworów. TSA miało jeszcze trudniejsze zadanie: wszak ich styl opiera sie na szybkim, gitarowym brzmieniu i wirtuozerskich solówkach.
Juz jednak pierwsze utwory oddalily wszelkie obawy - zarówno czadowe utwory z ostatniej "Proceder", jak i zagrana do?ć szybko ballada ,,51" zabrzmiały ?wietnie i tak mialo pozostać do końca koncertu. Siedz?cy na krzesełkach muzycy wygladali na bardzo skupionych, bo też perkusista Marek Kapłon grał na dodatkowym zestawie bongosów i to glównie ,,szczoteczkami",
a Andrzej Nowak musiał się sporo napracować; by jego gitarowe sola były równie imponuj?ce, jak w wersjach oryginalnych.
Niewiele musiał za to zmieniać wokalista Marek Piekarczyk - mimo upływu lat nadal ?piewa czysto i wyraĽnie, sięgaj?c bez wysiłku najwyższych tonów.
W trakcie trwaj?cego prawie dwie godziny koncertu uslyszeli?my zespół, który nie poddaje się rutynie i cały czas próbuje uatrakcyjnić sw? muzykę. Nawet najwierniejszych fanów mogła bowiem zaskoczyć rockowa wersja "Hare Krishna", jak? opolski zespół pozegnał się z publiczno?ci?.
Marcin Kostaszuk

balarama11
Posty: 337
Rejestracja: 23 lis 2006, 21:23

Post autor: balarama11 » 24 lut 2007, 16:45

no jak już TSA ?piewa Hare Kryszna to chyba złota era w wielu kali zaczyna się na dobre

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Bolito » 04 sie 2008, 22:20

„GŁOS WIELKOPOLSKI” 5 VIII 2008

Marcin Kostaszuk
Destylarnia patriotyzmu imienia Jurka Owsiaka

100, 150, 250 tysięcy? A któżby to policzył - nie ma żadnych bramek, biletów, obowiązku meldowania się, a prośba o zabranie dowodów osobistych to tylko prośba. Czyżby wielkie święto anonimowości? Nic bardziej błędnego.

Zbierające na piwo chłopaki z Trójmiasta, zanim wyłożą swą prośbę, najpierw zainteresują się moją koszulką (skąd ten słoń?), a gdy usłyszą, że jestem z Poznania, zaraz znajdują kilka pozytywnych skojarzeń. - To co Marcin, może pójdziesz z nami? - zapraszają, gdy w końcu dorzucam się do tego piwa. Wieczorem spotkamy się znów - tym razem pod sceną, gdy gdańszczanie będą z dumą przyznawać się do regionalnego pokrewieństwa z uwielbianym tu death-metalowym Vaderem. Wprawdzie zespół pochodzi z Olsztyna, ale niech im będzie...
Po upalnym, ale zakończonym ulewą i błotnymi kąpielami pod sceną piątku, w sobotę Woodstock jest dziwnie nieruchawy. Między namiotami ktoś gdera nawet na niskie ciśnienie, co w zestawieniu z nastoletnim wiekiem gderającego robi śmieszne wrażenie.
Scena, za sprawą scenograficznych sztuczek przypominająca Partenon, rusza dopiero o 16, ale też na pół gwizdka, bo Niemców z zespołu Thee Flanders wyróżniają tylko pokiereszowane twarze. Wyglądają, jakby uciekli z planu horroru, co nijak się ma do ich w sumie lekkiej i nieszkodliwej na nerwy muzyki. Potem jest już lepiej, choć goście z zagranicy - nawet tak rozbrykani jak włoscy reggaeowcy z Good Vibe Styla - w końcu przegrywają z gospodarzami. Ale kto oparłby się nieśmiertelnemu urokowi refrenu "Brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynki - całować chcę".
Pomysł zaproszenia tenorów z Wiesławem Ochmanem na czele był tak dziwny, że aż udany, o czymś zaświadczyłby choćby chłopaczek, który w trakcie wspomnianego szlagieru, biegał w tłumie, nadstawiając policzek blondynkom i brunetkom. Sam 71-letni maestro Ochman już rano stał się ulubieńcem publiczności, gdy o początku swej kariery mówił: "W dzieciństwie chciałem być furmanem. Ale, jak wiecie, konie wyszły z mody".
Swe zadanie dobrze wykonali wykonawcy z długim stażem - klasę potwierdziły Daab, Świetliki, Closterkeller, Vader i oczywiście poznaniacy z Acid Drinkers, którzy otwierali niedzielną odsłonę imprezy na dużej scenie. Rewelacją był piątkowy występ Karbido - wyobraźcie sobie występ, którego czterej bohaterowie korzystają tylko ze... stołu. Połączone siły stolarzy, lutników i muzyków sprawiły, że mebel stał się instrumentem. Jeśli organizatorzy chcieli zaskoczyć publiczność, to udało się im za sprawą tenorów i właśnie Karbido. Trudno też nie docenić grupy Tribe After Tribe z RPA, która ze swym nieprzesadnie ciężkim, ale hipnotyzującym rockiem trafiła idealnie w moment nastania piątkowej nawałnicy. W tym momencie fotografowie zrobili chyba jednak więcej zdjęć ubłoconej w jednej chwili młodzieży pod sceną, niż skupionym na scenie świetnym muzykom...
Krzysztof Dobies, rzecznik prasowy Przystanku Woodstock, nie omieszkał jeszcze przed imprezą lekko postrofować mnie za sugestię, że festiwal w Kostrzynie jest "coraz mniej muzyczny". Pamiętając Przystanki z końca lat 90. trudno nie powstrzymać się jednak od refleksji, że muzyka odgrywa tu dziś mniejszą rolę, niż kiedyś. Dlaczego? Bo publiczność ma po prostu większe pole zainteresowań - zawsze jest dokąd pójść na spacer: a to do krisznowców, a to na wzgórze Akademii Sztuk Przepięknych, a to do Hindusów, cierpliwie pokazujących swą kulturę. Albo po prostu na zakupy w tych śmiesznych kramikach z koszulkami, ozdóbkami i jedzeniem na każdą kieszeń.
Pisząc o atmosferze woodstockowego miasteczka można się tylko powtarzać. Jak co roku dominuje życzliwość i nikomu nieszkodząca wolna ekspresja, w rodzaju zakładania z puszek długiego węża, z którym można potem zapuścić się pod samą scenę. Wszystko jest jak zwykle, nawet Jurek Owsiak chrypnie (tak jak zawsze) w połowie drugiego dnia. Częściej wtedy oddaje głos swym gościom, nawet tak nieoczekiwanym jak dowódca 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej. Woodstock trochę baranieje - wokół królują znaczki z pacyfą, a tu ze sceny płynie zachęta do wstępowania do zawodowego wojska?
- Osobiście nie wiem, co robimy w Iraku, ale nasi żołnierze wykonali tam swoją robotę jak trzeba. A czy przyjmiecie ich zachęty, to jest wasz wybór - wygładza trochę tę promocyjną propagandę Jurek Owsiak, któremu wojsko pomaga od początku w organizacji Przystanku. Pod sceną dezorientacja - gwizdy pomieszane z pojedynczymi oklaskami.
O tym, że muzycy wcale nie mają monopolu na role gwiazd Przystanku, przekonują też spotkania w Akademii Sztuk Przepięknych. Cisza i skupienie panuje podczas wizyty Kesang Takli, przedstawicielki rządu tybetańskiego. Jej opowieść o kraju, zniewolonym przez inny, nieodporny na jakiekolwiek naciski kraj, zostawia w słuchaczach raczej przygnębiające wrażenie. Odwrotnie jest w przypadku profesora Balcerowicza, który tryska pozytywną energią. U młodszych słuchaczy wesołość wzbudza zdanie "Mam zasadę: nie przepracowywać się" i definiuje to liczbą 13 godzin dziennie. Starsi się nie śmieją, oni już znają realia.
Przystanek Woodstock pod kierownictwem 55-letniego Jurka Owsiaka wyrasta powoli ze swej kontrkulturowej kołyski i zarazem konfrontacji "młodzi kontra starzy". Staje się raczej filtrem, który dla swych bywalców destyluje propozycje najbardziej pozytywne i wzbogacające. Nie tylko muzyczne, także ideowe. Dzięki temu ten kilkudniowy świat zachowuje równowagę, staje się spójny i przyjazny. Ile z tej atmosfery zostanie w ludziach, gdy z pola pod Kostrzynem zniknie scena i ich namioty? Jurek ma nadzieję, że sporo.
Nie jedz na czczo (grafitti)

ODPOWIEDZ