Gazeta Wyborcza

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: Vaisnava-Krpa » 14 lut 2007, 16:59

„GAZETA WYBORCZA” -GORZÓW nr 177 (5814) 31 VII 2006

Woodstock: jak żyje 130-tysięczne miasto

Na koncertach krzycz? i skacz? pod scen?. A poza tym? Surfuj? w necie, ?pi? i zbieraj? na piwo
Po całonocnych koncertach Woodstock budzi się powoli. Najpierw poranna toaleta - 450 kranów na parę tysięcy ludzi w kolejce, a każdy chce umyć zęby i czarne od kurzu nogi. Potem ?niadanie - najlepsze we własnym namiocie: chleb z pasztetem, szproty w oleju, paprykarz i zupki chińskie. Jak potrzeba, to też wrz?tek, w barach już za 50 gr. - Taniej kupić co? w mie?cie i przynie?ć, bo ja to bezrobotny jestem. Mamu?ka mnie utrzymuje - wyja?nia 28-letni Szymon Rozbikowski z Ustronia. Jechał stopem trzy dni - i dojechał. - No było warto. Ja raczej nie lubię miejsc, gdzie jest tyle wiary, ale to jest Woodstock. Tu wszyscy tacy jak ja.
Krysznaici - członkowie religijnego ruchu, maj? swoj? wioskę - karmi? woodstockowiczów. 15 ton jedzenia dali sponsorzy, pozostałe pięć dokupili sami. Starczy na 100 tys. porcji po 3 zł. W ?rodku: ryż (zwykły), gulasz (z grochu i kostki sojowej), halawa (słodka potrawa z kaszy, masła, cukru i rodzynek), papadan (chipsy).Na polu wszystko, co w mie?cie: bankomat, poczta, kasa biletowa PKP, kawiarenka internetowa ze stałym ł?czem. - Zamykamy na noc, a od ?witu ci?gle kolejka. Komputery chodz? non stop. Mamy już 40 tys. nawi?zanych rozmów - mówi Kamil z Gadu-Gadu. - Ale nie tylko rozmawiaj? i wysyłaj? sms-y. Wielu sprawdza w sieci, czy dostali się na studia. Była dzi? taka dziewczyna. Jak zobaczyła, że j? przyjęli, to zaczęła skakać. Super widok.
Woodstock, najbardziej kolorowe miasto w Polsce: arbuzy na głowach, irokezy, młody chłopak w sukni ?lubnej . Łukasz Adamus z Wierzchowic - na szyi łańcuch z 2 836 zawleczek od puszek po piwie - nie chce st?d wyjeżdżać. - Zrobimy w domu małe after party, impreza przez tydzień - planuje. - Tu w ogóle s? fajne akcje. Ja jechałem na masce samochodu, koleżanka ?cięła włosy, kumpel ma reklamówkę na szyi - mówi Szymon z Ustronia. W ?rodę ?piwór zamienił na skarpetki, a teraz ?piewa: "Ja zbieram na piwo, ja zbieram na piwo, o tak!" Ludzie wrzucaj?. - Ja w dziesięć minut zarobiłam na cztery piwa - cieszy się Karolina Piasecka z Jeleniej Góry.
Jarek i Ania, oboje z Gdańska, poznali się na Woodstocku przed rokiem. On: kucharz z wykształcenia, robi jako mechanik w firmie ojca, lat 27. Ona: uczennica szkoły baletowej, lat 18. Dzisiaj on poprosił j? o rękę. Ona się zgodziła, ale rodzice jeszcze nie wiedz?. ?lub może już we wrze?niu. - Pier?cionek? Zgubiłbym - mówi Jarek.
pż, łuk, ad, ww,

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: Vaisnava-Krpa » 14 lut 2007, 17:01

„GAZETA WYBORCZA” (Gorzów) nr 31 VII 2006

Władysław Wróblewski
„Hare Kryszna" i "Jezus naszym Panem", czyli tolerancja na Woodstocku

Korowód taneczny przed namiotami Pokojowej Wioski Kryszny
Fot. Agnieszka Kosiec / AG

Wioska jest zgiełkliwa jak cały Woodstock. Tyle że rej wodz? ludzie w powłóczystych przyodziewkach
- Witaj w Pokojowej Wiosce Kryszny. Większo?ć z nas nie ubiera się tak na co dzień. - mówi Roman Dawidowski z fundacji Viva Kultura, organizator Wioski.- Ale ludzie z ruchu Hare Kryszna prezentuj? tutaj kulturę i obyczaje Indii. Mamy przedstawicieli USA, Australii, Indii i całej Europy.
Drugi wyróżnik oprócz strojów: po Wiosce nie walaj? się ?mieci.
- Każdy z nas jest zaangażowany w jak?? pracę - zapewnia Dawidowski. - Choćby przy sprz?taniu pola. Żeby ludzie poczuli się jak w domu, żeby mogli się położyć na trawie.

?lub i zaręczyny
Krysznowcy maj? własn? scenę, na której tradycyjne koncerty przeplataj? się z mocnym uderzeniem. Prawdziwym "Kryszna Rockiem". Wokalista Madumangal skanduje prawdy wiary z zacięciem hiphopowca.
W ubiegłym roku na tej scenie odbył się prawdziwy, krysznowski ?lub. Ona miała na imię Radasaki, on Tara. Ceremonia religijna mieszała się ze spektaklem. Była scena i widownia, a pomiędzy nimi pas ziemi niczyjej odgrodzony barierkami. Rolę ojca panny młodej odegrał Jurek Owsiak, który dostał do odczytania tekst, zaczynaj?cy się od słów: "Radasaki, opiekowałem się tob? tyle lat..." Guru obja?niał laikom symbolikę każdego elementu ceremonii.
- ?lub widziały dwie pary spoza naszego ruchu - wspomina Dorota Kasprzak z Gorzowa, mieszkanka Wioski. - W tym roku poprosiły nas o zorganizowanie ceremonii zaręczyn, dzięki której zwrócili na siebie uwagę. Był kapłan, zrobili?my wszystko, co trzeba. A co już oni z tego wynios?...

Jestem pod wpływem Merkurego
- Masz delikatn? dłoń - mówi przy powitaniu korpulentny pan w turbanie. To astrolog Prahlad Nryszynga, mieszkaj?cy w Indiach Ekwadorczyk. - Po u?cisku ręki, układzie twarzy i u?miechu widać, że znajdujesz się pod wpływem Merkurego - powiada.- Merkury to najszybsza z planet. Odpowiada za zbieranie i przekazywanie informacji. Różni ludzie znajduj? się pod wpływem różnych sił. Ty masz spokojne serce, kieruje tob? dobroć.
Resztę wywodu przemilczę przez wzgl?d na skromno?ć. Podobno ostatnio w?ród kostrzyńskich dzieci zapanowała moda na niemycie buzi. Odpowiada za to Irina Nrshinga, nosz?ca duchowe imię Rasika Rani. Pani Irina, londyńska Rosjanka, szefuje kobietom, które maluj? dziewczętom indyjskie makijaże.
- Uczyłam je na miesięcznym kursie - wspomina. - Nie wszystkie miały talent. Najlepiej radziły sobie Polki i Rosjanki. Na dłoniach robimy hennę. Je?li po dwóch godzinach polejemy j? sokiem z cytryny, wytrzyma dwa-trzy tygodnie. A koło oczu malujemy farb? akrylow? kwiatuszki i li?cie.
- Podobno taki makijaż utrzymuje się do pierwszego mycia.
- Zapraszamy codziennie.
W kolejce do wegetariańskiej jadłodajni stoi kolejka jak po mięso. Za 3 zł dostaję czterodaniowy obiad: ryż, warzywny gulasz, chipsopodobny papadam i halawę. Halawa to potrawa na bazie kaszy, masła cukru i rodzynek. Tre?ciwa - choć okrutnie słodka. Lepsza, je?li się j? zmiesza z ryżem,
- Na każde miejsce przy wydawaniu obiadów mam czterech chętnych - zapewnia Dawidowski.
- Mógłbym dostać półtora porcji? - prosi nastolatek w dredach - i dostaje.
Cztery razy dziennie pole namiotowe obchodzi korowód tańcz?cy i ?piewaj?cy "Hare Kryszna, Hare Kryszna..." Pojedynczo poza Wioskę krysznowcy wychodz? rzadko.
- Większo?ć z nich to obcokrajowcy - wyja?nia Dawidowski. - S? inaczej ubrani, mog? budzić różne reakcje.
- Nie dlatego, że wasze piękno?ci s? narażone na zaczepki?
- Nie chodzi o to, że s? piękne, tylko o to, że młodzież często jest podpita, a one nie mówi? po polsku. Gdyby mówiły, poradziłyby sobie. Ja nie mogę się zajmować dwudziestoma osobami, które się zgubiły. Na polu namiotowym rozdajemy ulotki informacyjne, ale do "Wioski" każdy przychodzi sam.
- Obecno?ć waszych ochroniarzy wręcz bije w oczy.
- Muzyka wywołuje emocje. Kto? może wskoczyć do ?rodka, szarpać za ubrania. A nasz wóz ma koła dwumetrowej ?rednicy. Jak komu? przejedzie po ręce albo nodze...
Z tym wozem to było tak: Mieszkańcy pewnej wioski go?cili u siebie samego Krysznę. Kiedy wiele lat póĽniej spotkali go powtórnie, postanowili koniecznie sprowadzić go z powrotem. Wsadzili boga na rydwan i zaczęli ci?gn?ć w kierunku swojej wsi. Niestety, nic z tego nie wyszło. Do tego wydarzenia nawi?zuje przejazd wozem Kryszny na indyjskim festiwalu Ratha Yatra. Cytatem tego ?więta jest wóz woodstockowy - w zależno?ci od gustu dzieło sztuki lub krzykliwy kicz. Pojazd ma kierownicę i układ hamulcowy. Powstał pod koniec żarskiej epoki Przystanku. Dwa razy dziennie wyjeżdża z Wioski, ci?gnięty linami przez wyznawców Kryszny i przypadkowych ochotników.

Religijne spotkanie na szlaku
- Nie wszyscy nas lubi? i kochaj? - przyznaj? Roman Dawidowski i Dorota Kasprzak. - Niektórzy krzycz? "sekciarze"- i odchodz?. Ale s? i tacy, którzy o co? zapytaj?. Jak pobęd? dłużej, widz?, że nie dzieje się tu nic złego.
- Przychodz? do was księża z "Przystanku Jezus"?
- Rzadko - ocenia Dorota. - Raz dosiadłam się do grupki młodych ludzi. Zaczęli?my rozmawiać. Padły pytania: do mnie i do księży. Często mieli?my takie same zdanie.
W ?rodę wóz Kryszny przejechał główn? drog? Przystanku, zawrócił i w powrotnej drodze trafił na kr?g uczestników "Przystanku Jezus". A taki pojazd to nie jeep, który wszędzie wjedzie i skręci. Korowód stan?ł.
"Hare Kryszna!"- ?piewali jedni, "Jezus naszym Panem!"- deklarowali drudzy, wymachuj?c flagami. Kto? zacz?ł rzucać z wozu banany i pomarańcze. Naprzeciwko siebie stanęli roze?miani tancerze: ksi?dz katolicki i krysznowiec. Każdy kołysał się w takt własnej melodii. Trwało to wszystko może kilkana?cie minut. W końcu "Jezusowcy" ust?pili miejsca i wóz Kryszny ruszył w stronę Wioski.

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: Vaisnava-Krpa » 14 lut 2007, 17:02

„GAZETA WYBORCZA” POZNAŃ nr 184 (5821) 8 VIII 2006

Jarocińskich wspomnień ci?g dalszy
Do rockowego festiwalu w Jarocinie zostało jeszcze 10 dni. Tymczasem drukujemy kolejn? czę?ć wspomnień bywalców tej imprezy z lat 80.
Lewitacja ponad rzeczywisto?ci?
Naprawdę jestem pod wrażeniem, że ten festiwal jeszcze trwa. Mam 30 lat, dwójkę dzieci i męża, którego nie zamieniłabym za nic na ?wiecie! Jarocin to było to! Muzyka, sympatyczni ludzie, których się nie znało, pijaństwo i inne rzeczy, których już nie będę wymieniać. Potem wyjechałam za granicę: praca, obowi?zki, dzieci. Życie, moi mili, życie. Ale nadal jeste?my rock-rodzink? i tak już zostanie. Nigdy nie przestanę słuchać dobrej rockowej polskiej muzyki (nie wspomnę o Zielonych Żabkach czy Aptece, bo aż łezka mi się w oku kręci). Wielu moich znajomych, którzy zawi?zali zwi?zki "pod namiot", to dzi? szczę?liwe małżeństwa. Ja wprawdzie męża nie poznałam w Jarocinie, ale tak rockowego faceta nie spotkałam nigdy w życiu. A bywało się tu i ówdzie: Żarnowiec czy impreza w Ciechanowie i wiele innych, pewnie już dawno zapomnianych!
Jarocin był zaj... i nigdy go nie zapomnę, a zdjęcia wtedy zrobione będ? mi przypominać te cudowne chwile lewitacji ponad cał? t? rzeczywisto?ci?! Bawcie się, ludziska, bawcie, bo czas mija nieubłaganie. Miłej zabawy wszystkim starym i młodym gniewnym! Oraz "walenia głow? w beton" - może kto? sobie przypomni ten tekst - czy tańczenie "Hary Kryszna" pod latarni?, chodzenie boso bez obowi?zku zakładania butów w miejscu publicznym, mycie się w kałuży i inne szalone rzeczy.
Samea

Jarocin był najważniejszy!
Każdy ma swoje ważne miejsca. W Jarocinie byłem 11 razy, nosiłem irokeza, byłem punkiem. Przyjechałem tam nawet w 1995 roku, gdy skasowali Jarocin, żeby zobaczyć... ilu jeszcze przyjechało takich jak ja (było ponad 200 osób), byłem też w roku 2000 i 2005. Jestem po prostu z "pokolenia Jarocina".
To było jedyne miejsce w Polsce za komuny, w którym autentycznie można było czuć się wolnym człowiekiem. Wyssane teorie o "wentylu bezpieczeństwa" to mit stworzony pewnie przez tych, którzy do Jarocina nie jeĽdzili. Bo teraz wiedz?, że to było ważne.
Wokół był ?wiat represji, poczynaj?c od SOK-istów i milicji, a kończ?c na bramkarzach. Na filmach i zdjęciach wygl?da to kolorowo i ciekawie, ale jad?c do Jarocina można było dostać po ryju od gliniarzy, łomot od SOK-istów w poci?gu, a zdarzało się, że golili ludziom głowy na zero.
Miło było być wolnym człowiekiem przez te 3-5 dni w roku, kiedy ZOMO-wcy omijali cię bokiem. Swoich znajomych do dzi? dzielę na tych, którzy do Jarocina jeĽdzili, i tych, którzy tam nie jeĽdzili. Jarocin był najważniejszym wydarzeniem kulturalnym drugiej połowy XX wieku w Polsce.
Jerzy Jankowski

Pogo

Z daleka ruch
szybki i zdecydowany
czarno-matowy
z pisakiem wciskaj?cym się
wszędzie
z bliska
skórzane atomy
decyzje co pół sekundy
i droga nigdy
w jakim? kierunku
W ?rodku
rado?ć w hałasie
rytm i walka
ale zawsze w?ród
przyjaciół
Jerzy Jankowski

Nie wystraszyli?my się Po raz pierwszy pojechałem do Jarocina w stanie wojennym. Obowi?zywał wtedy zakaz zgromadzeń, ale impreza została z niego zwolniona. Na dwa poprzednie festiwale przyjeżdżała - jak mówili mi koledzy - głównie garstka ortodoksyjnych punków z mnóstwem agrafek powbijanych w swoje twarze, po prostu awangarda młodzieży. W sierpniu 1982 roku postanowiłem zobaczyć to zjawisko, a przede wszystkim posłuchać tej niesamowitej muzyki. Na taki sam pomysł wpadło wtedy wielu moich rówie?ników - niekoniecznie punków. Ku zaskoczeniu wszystkich przyjechało wtedy ok. 7 tys. osób. Władze miasta i zapewne jaki? komisarz wojskowy musieli sobie poradzić z tym najazdem młodzieży. Wojsko szybko rozbudowywało pole namiotowe, uruchamiaj?c dodatkowe polowe umywalnie. Na ulicach pojawiły się samochody ciężarowe, z których sprzedawano mleko i chleb. Przypomnę, że były to czasy, kiedy obowi?zywały kartki na żywno?ć, a w sklepach prawie nic nie było. O alkoholu było można jedynie pomarzyć, bo w całej gminie obowi?zywała prohibicja. Ale co bystrzejsi wsiadali w poci?g i jechali kilka stacji dalej do innej gminy, by co? tam załatwić.
Mimo stanu wojennego kompletnie nie było widać milicji (choć podobno w pobliskich koszarach stacjonowała jednostka ZOMO). Porz?dku na imprezie pilnowali jedynie "bramkarze". Ale nie zapomnę jednego zdarzenia. Ostatniego dnia festiwalu występował laureat zeszłorocznej imprezy - zespół TSA. Jego liczni fani zaczęli, zapewne z miło?ci, rzucać na scenę worki po wspomnianym mleku wypełnione ziemi?, która w locie rozpryskiwała się. Ot, taki happening. W tym momencie do kanału oddzielaj?cego scenę od publiczno?ci weszło dziesięciu milicjantów patrz?c groĽnie na tłum. Byli w mundurach polowych, a każdy z nich miał karabin maszynowy. Nie wystraszyli?my się - za rok przyjechali?my ponownie na nasz festiwal.
Jerzy Jernas
1000 znaków JaROCKina
Jeszcze tylko przez tydzień (do 14 sierpnia) czekamy na jarocińskie wspomnienia. Organizatorzy festiwalu zachęcaj? też do przysyłania zdjęć ze starych "Jarocinów" (szczegóły znajdziecie na stornie internetowej www.jarocinfestiwal.pl). Do nas piszcie na adres: ewa.obrebowska-piasecka@poznan.agora.pl. lub "Gazeta Wyborcza", ul. Ko?ciuszki 57, 61-891 Poznań, z dopiskiem "Jarocin". Jest jeden warunek: starajcie się nie przekroczyć objęto?ci 1000 znaków. Najciekawsze wspomnienia wydrukujemy na naszych łamach, a jedno nagrodzimy karnetem na wszystkie koncerty tegorocznego festiwalu. Wspomnień można będzie także posłuchać na antenie internetowego radia na www.radiojarocin.com lub www.zyciejarocina.pl. w ?rodę o godz. 21.

oprac. eop

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: Vaisnava-Krpa » 14 lut 2007, 17:08

„GAZETA WYBORCZA” (Wrocław) nr 188 (5195) 12 VIII 2006

Zielone Żabki: Punk ma społeczn? powinno?ć

Odcinek IV
- Chcieli?my złamać pewn? sztampę, bo punk ma łamać sztampy. I jako towarzystwo punkowo-awangardowe nazwali?my się Żabkami. W dodatku zielonymi. Czerwone mogły za bardzo kojarzyć się z polityk? - o pocz?tkach grupy, która w 1988 roku wygrała Jarocin, problemach z punkowymi ortodoksami i poszukiwaniu duchowo?ci opowiada Mirek "Smalec" Malec

Jakub Michalak: Pamiętasz jeszcze prapocz?tki Zielonych Żabek?
Mirek "Smalec" Malec: W 1985 roku byłem pierwszy raz w Jarocinie. Już wtedy mocno inspirowałem się punk rockiem, co? tam nawet próbowałem grać z zespołami w Jaworze. Tamci kolesie byli znacznie starsi ode mnie, dopiero z czasem zauważyłem, że ich bardziej interesuje wino. A ja chciałem po prostu grać.
Przełomem było spotkanie z "Misterem", to z nim założyłe? zespół.
Jeszcze wcze?niej miałem kumpla, "Brambora", który nie był punkiem. Uczył mnie aranżacji, otwierał oczy na różne gatunki muzyczne. Latem 1987 roku stworzyli?my akustyczny duet gitarowy. Założyłem cztery struny, dwie się urwały, pomy?lałem, że to będzie jak najbardziej punkrockowo [?miech]. Grali?my kilka moich kawałków - "Kulturę", "Numerek w krzaczkach", z których póĽniej znane były Zielone Żabki. Brambor powyci?gał jakie? przy?piewki ludowe i tak sobie brzd?kali?my na ulicach. W Jarocinie, Warszawie, Sopocie, nazwali?my się nawet Nieelektryczna Grupa Muzyczna. Wła?nie wtedy doł?czył do nas "Mister", z którym wcze?niej się przyjaĽniłem. Razem stworzyli?my już typowo punkow? formację - Zielone Żabki, choć ta nazwa funkcjonowała już przy okazji moich wcze?niejszych kapel.
Była pomy?lana jako żart, czy raczej chcieli?cie się wyraĽnie odróżnić od tych wszystkich "walcz?cych" zespołów, typu Prowokacja, Siekiera itp.?
Wszystkie te kapele nazywały się bardzo radykalnie. A my chcieli?my być apolityczni. Zreszt? już na samym pocz?tku mieli?my konkretne założenia. Chcieli?my grać punk rocka progresywnego, założyli?my, że nie używamy mocnych przesterów. Czerpali?my również z reggae i ska.

Szybko zrobiło się o Was gło?no, byłe? zaskoczony tym faktem?
I tak, i nie. Zanim w sierpniu 1988 roku wygrali?my Jarocin, wiosn? dali?my pierwszy koncert punkowy w Jaworze, póĽniej był jeszcze przegl?d w Legnicy. Już wtedy widziałem, jak ludzie reaguj? na nasz? muzę. Czułem, że to niesie ze sob? fajn? energię. Tak naprawdę przewidywałem sukces. "Mister" się dziwił, że wygrali?my ten Jarocin. Ja nie. To było marzenie, które przeradza się w pewno?ć. Byli?my w jaki? sposób oryginalni. Wysyłaj?c kasetę demo do Jarocina, trzeba było podać gatunek muzyczny. Nie chcieli?my wpisać słowa punk, więc w folderach jarocińskich zapisali nas jako "nowa muzyka". Ale w 80 procentach to był punk.
Od pocz?tku warstwa tekstowa w punku była dla Ciebie ważna?
Tak. Nie miałem zamiaru pisać o głupotach, chciałem brać punk rocka z pozytywnej strony. Bez totalnej negacji. Nie mamy piosenek o tym, żeby pić tanie wina. Jest co prawda taki numer SO2. To pastisz, taka parodia menela, choć przez wielu odbierany dosłownie...
Byłe? wówczas u?wiadomiony politycznie?
Widzieli?my ucisk komuny. Mieli?my problemy z milicj?, bo tworzyli?my niezależne ?rodowisko. Na komisariacie strzygli nam włosy, pałowali nas. Czuli?my, że ten system ukrywa prawdę. Uciska na różne sposoby, choć dla mnie każdy system jest uciskiem. Już wtedy, słuchaj?c Dead Kennedy's, rozumiałem, że kapitalizm nie jest drog? do wolno?ci, nie jest żadnym rozwi?zaniem.
Ale po latach my?lę, że punk był ?rodowiskiem, które także uczestniczyło w obaleniu komunizmu. Nasze teksty były przecież cenzurowane, np. "Złodzieje" w ogóle nie przeszli. To była taka polityczna akcja - "Na tych złodziei nie ma prawa, oni prawo ustalaj? nam". Chodziło o rz?d, oficjaln? władzę, więc nam to zatrzymali. Ale cenzura już dogorywała.
Po czym tak s?dziłe??
Wiele z tych mechanizmów wci?ż działało. Ale to nie były aż takie problemy, jakie zapewne były udziałem Roberta Brylewskiego z Kryzysem pod koniec lat 70. Działały takie ruchy, jak Wolno?ć i Pokój, Pomarańczowa Alternatywa, na pewno było łatwiej organizować różne happeningi niż jeszcze kilka lat wcze?niej, w okolicach stanu wojennego.
Pamiętam, tak a propos aktualnej zadymy wokół IPN-u, że kiedy? zostałem zaproszony przez jednego go?cia z SB na rozmowę. Zaproponował mi, żebym inwigilował towarzystwo punkowe. Pocz?tkowo my?lałem, żeby się zgodzić, chciałem mu gadać jakie? głupoty, kłamstwa, żeby robić zamieszanie w esbecji. Potem już go nie spotkałem. I raczej nie mam teczki, bo nie złożyłem żadnego meldunku.

Czułe? się wtedy punkiem?
Jak najbardziej, z krwi i ko?ci. Punk był pewnego rodzaju poszukiwaniem. Nie wiedzieli?my, w którym kierunku Polska pójdzie. Dla anarchistów to był dobry czas. Ja chciałem być konstruktywnym punkrockowcem. Nawet w?ród prymitywnych jabol-punków starałem się znaleĽć co? pozytywnego.

My?lałe? wtedy, że to całe granie i życie w subkulturze kiedy? się skończy i będziesz musiał pój?ć do pracy?
Nie miałem planów na przyszło?ć. Utożsamiałem się z punkiem, ale czułem się artyst?, muzykiem. Chciałem działać w muzyce. Widziałem się jako człowiek robi?cy akcje ?wiadomo?ciowe zwi?zane z kultur?. Nie my?lałem, z czego będę żył. Nie zastanawiałem się, czy ten Jarocin umrze, my?lałem, że będ? inne festiwale. Jak masz duż? publiczno?ć, to nie zakładasz, że może być inaczej. Skoro to funkcjonuje, to w czym problem?
Nie wyobrażałem sobie, że będę chodził do pracy na 7 i wychodził o 15, siedział gdzie? w biurze czy urzędzie. Chciałem podróżować. Teraz i wtedy czuję się komentatorem rzeczywisto?ci, niezależnym dziennikarzem. Jako całkiem mały chłopiec chciałem być archeologiem albo dziennikarzem. I w sumie co? z tych marzeń się spełniło, bo wci?ż odkrywam nowe przestrzenie kultury i komentuję pewne rzeczy na bież?co.

Dlaczego Żabki się rozpadły?
Z braku planu. Chcieli?my zaistnieć w Jarocinie i to się udało. Rynek wydawniczy nie istniał, padła propozycja z niezależnej wytwórni francuskiej, ale już wtedy nie mogłem się dogadać z "Misterem". On miał problemy ze zdrowiem, kiedy? nie dojechał na koncert w Pile. Ja chciałem grać koncerty, on nie dawał rady.
To była też kwestia niedojrzało?ci. Wielu ludzi cię poklepuje, mówi: "O, fajnie gracie". Ale wielu też zazdro?ci. Zrodziły się napięcia. "Mister" zacz?ł grać swoj? muzykę, ja też. Grali?my z Żabkami tylko dwa lata.
Koniec Żabek również miał mocne tło polityczne. 1989 rok, pierwsze wolne wybory. Jak odbierałe? te zmiany?
Dorastałem w socjalizmie. To było poukładane, spokojne życie. Pochodzę z domu inteligentów, matka była księgow?, ojciec zajmował jakie? kierownicze stanowiska. Mieszkałem w poniemieckim domu jednorodzinnym, nie było wielkich pieniędzy, ale tamten socjalizm kojarzy mi się z regularnymi wyjazdami na wczasy.
Po 1989 roku wszystko się zmieniło. Pamiętam, jak władza była oddawana przez starsz? nomenklaturę, ci ludzie w Jaworze chcieli z nami rozmawiać, bo my?leli, jak tu się utrzymać. Po latach okazało się, że byli w porz?dku. Jak kajdany scentralizowanego nacisku słabły, to mogli?my robić fajne akcje. Dzwonił dyrektor kultury i mówił: Zrób jaki? koncert, macie sprzęt, salę, na ksero zróbcie sobie plakaty. I on nie wnikał, co robimy. Wtedy przez krótki czas nie byli?my postrzegani jako nihili?ci.
Wówczas miałe? już nowy zespół Ga Ga, wci?ż punkrockowy...
Tak. Nawet jedna nauczycielka polskiego na lekcji dała przykład zespołu Ga Ga jako ludzi renesansu [?miech].

Poważnie?
Tak, bo w naszych tekstach ostro negowali?my pewne postawy, zastan? rzeczywisto?ć. W 1992 wyst?piłem w Jarocinie, krytykuj?c kibiców, stadne odruchy ludzi. Albo mówiłem, że małoletnie prostytutki chodz? po ulicach. Zwracałem uwagę na ważne rzeczy. To był specyficzny czas. Siły polityczne jeszcze się nie zmontowały, kapitalistyczne historie typu korporacje nie zd?żyły się wedrzeć z jak?? głupaw? reklam?. Ludzie chodzili w spodniach z lumpeksu, zwracali uwagę na fason, a nie na to, czy kosztuj? 200 złotych jak teraz. Ważniejsze było, czy co? ma smak.
W tamtych czasach, pocz?tku lat 90., byłe? ?wiadkiem upadku Jarocina, kultowego festiwalu dla Twojego pokolenia.
Pierwsze Jarociny to były rozmowy ludzi, nie tylko koncerty. Dopiero póĽniej pojawiła się telewizja, a z czasem już po przemianie wielkie koncerny, reklamy Marlboro itp. Jarocin się skomercjalizował. Pamiętam, jak w 1994 roku pojawiły się striptizy na scenie. Dla mnie to było przegięcie. Wła?nie te zjawiska spowodowały po?rednio akcję policyjn? na ulicy, bo u ludzi odezwały się zwierzęce instynkty, wyzwolono w nich agresję. To był koniec Jarocina.

Prawdziwym szokiem dla punkowców była płyta Ga Gi "Reinkarnacja". Sk?d filozofia Kryszny w Twojej muzyce?
Nie chciałem, by moja muzyka był sztamp?, odgrywaniem starych piosenek. Ga Ga miała duż? popularno?ć, ale moje teksty nie docierały do ludzi. Nie chciałem wywoływać agresji, a tak było. Na płytach gagowych zaczęli?my poszukiwanie duchowo?ci. Jest taki długi kawałek "Faraon," który wykracza poza politykę. W tamtym czasie poszukiwałem sensu życia, studiowałem Biblię. Odkryłem, że krysznaizm ma sens, jest to głęboki, intelektualny ruch. Zawsze wierzyłem w życie po ?mierci, byłem przekonany, że istnieje reinkarnacja. Wegetarianinem byłem wcze?niej, więc to nie było dla mnie szokiem. To spotkanie z krysznaizmem było konsekwencj? moich d?żeń, poszukiwań. Ta filozofia nie zamyka ci ust, gdy zadajesz trudne pytania.

W innej religii tego nie znalazłe??
Byłem wychowywany w duchu katolickim, mam wszystkie sakramenty. Edukacja w Ko?ciele katolickim dała mi podstawy tego, co teraz rozwijam. Kto? może powiedzieć, że zmieniłem religię, ale to nie jest taka kwestia. Całe życie należy szukać nauczyciela, który najefektywniej powie nam o duchowo?ci.
13 lat uczestniczę w ruchu Kryszny i nie czuję się zamknięty, ubezwłasnowolniony. Wszedłem w to sam. To nie jest sekta. Jedziesz do Indii i widzisz tysi?ce ludzi. To tak jakby Hindus powiedział, że katolicyzm to sekta.
Ale to nie znaczy, że w katolicyzmie nie ma możliwo?ci zrobienia postępu duchowego. Mówi się, że filozofia bez religii jest tylko spekulacj? umysłow?, a religia bez filozofii jest sentymentem. Religia musi i?ć w parze z filozofi?, bo inaczej inteligentni ludzie będ? porzucać religię i zostan? tylko babcie w chustkach. Je?li nie będziemy dostawać odpowiedzi na inteligentne pytanie, sfrustrujemy się religi?. Dlatego ludzie odchodz? od katolicyzmu.
Pamiętasz reakcje punkowych ortodoksów po płycie "Reinkarnacja"?
Były ostre, ale ja się cieszyłem. Miałem oparcie w?ród braci krysznaitów i wisiały mi reakcje ortodoksów. Byłem na tyle niezależny, że mówiłem: "Chcecie, to kupujcie starsze płyty, ale ja zaczynam nowe rzeczy". Mieli?my dużo mniejsz? publiczno?ć, chcieli?my odci?ć się, uciec od nurtu jabolowego. Z premedytacj?. Pamiętam, że w jednym z pism, chyba w "Brumie", pojawiła się moja karykatura z irokezem i dopiskiem: "Anarchia, wszędzie i zawsze". A ja już wtedy miałem kosmyk z tyłu. Wtedy powiedziałem sobie: "O, uciekłem". Nie dałem się w klatkę zapakować.

Dzisiaj czujesz się punkiem?

Czuję się działaczem alternatywnym. W jaki? sposób jestem też punkiem, utożsamiam się z takim podej?ciem do życia. Staram się, by muzyka, któr? tworzę, była niekomercyjna. W życiu funkcjonuję tak, by być niezależnym, by zawsze móc mieć komfort swobodnej wypowiedzi. Nie zatrudnię się w korporacji, która nastawiona jest na wykorzystywanie ludzi. Cały czas s?dzę, że punk ma społeczn? powinno?ć. Stawia opór, krytykuje złe sytuacje.

A chodzisz na wybory?
Doszedłem do wniosku, że wybory samorz?dowe s? ważne w takim małym miasteczku, jak Jawor. Ale daleki jestem od tego, by kandydować. Jak zagłosuję, to też nie znaczy, że się z kim? zgadzam w stu procentach. Wybieram tylko mniejsze zło. Lepiej przecież, żeby w mie?cie funkcjonowały osoby, z którymi łatwiej się dogadać np. w kwestii wykorzystania do naszych akcji domu kultury [tego samego, który 20 lat temu pojawił się w tek?cie "Kultury", piosenki, dzięki której Zielone Żabki zyskały ogólnopolski rozgłos - red.].

Żabki i ich losy
Mirek „Smalec” Malec, ur. w 1969 r., mieszka w Jaworze, ma teraz dwa zespoły - punkrockowy, który występuje pod szyldem Ga Ga - Zielone Żabki oraz drug? grupę Radical News, w której realizuje swoje fascynacje muzyk? sound systemow? i reggae.

Perkusista „Galik” mieszka w Londynie, nie udziela się muzycznie. Gitarzysta „Mister” ostatnio liderował grupie Positive Vibration, obecnie również w Londynie. „Wiciu”, który grał w Żabkach na różnych instrumentach, jest w Irlandii. Pierwszy bębniarz zespołu „Grisza” nie żyje, zmarł jeszcze w latach 80.

Pod McDonaldem
Typowym przykładem tekstu zaangażowanego w sprawy społeczne jest piosenka "Smalca" - "Pod McDonaldem", nagrana w połowie lat 90. przy okazji powtórnego zarejestrowania starych nagrań Zielonych Żabek

Pod McDonaldem (fragment)
(...) - Byłem na takiej demonstracji oprotestowuj?cej McDonalda - opowiada genezę tekstu "Smalec". - Ale bardziej jako ?wiadek niż uczestnik. Tekst był inspirowany konkretnymi wydarzeniami. Tylko ta dziewczynka w drugiej zwrotce to fikcja literacka. Pisz?c, zastanawiałem się, jaki wpływ na ?wiadomo?ć ludzk? maj? demonstracje.
Rozmawiał Jakub Michalak

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: Vaisnava-Krpa » 14 lut 2007, 17:10

„GAZETA WYBORCZA” nr 15 (5325) 18 I 2007

Czy Owsiak to diabeł?
Wrób
Fundacja Wielka Orkiestra ?wi?tecznej Pomocy domaga się od wydawcy i naczelnej "Naszego Dziennika" przeprosin i symbolicznej złotówki zado?ćuczynienia.
Proces o naruszenie dóbr osobistych WO?P zacz?ł się wczoraj przed warszawskim s?dem. Chodzi o serię publikacji "Naszego Dziennika" na temat Przystanku Woodstock w 2004 r.

- Powód zmierza do wprowadzenia cenzury wobec okre?lonego, katolickiego ?rodowiska - mówiła mec. Krystyna Kosińska reprezentuj?ca wydawcę "Naszego Dziennika". Domagaj?c się oddalenia pozwu, twierdzi, że nie można WO?P utożsamiać z jej prezesem, czyli Jerzym Owsiakiem, a przywołane artykuły były ocen? zjawiska dokonan? w "interesie społecznym".

To znak, jak gor?cy spór zapowiada się przed s?dem. Taka też była temperatura tekstów w "Naszym Dzienniku". "Wyzwiska, agresja, nienawi?ć..." - to tytuł relacji gazety z Kostrzynia. Dalej o tym, że "by przetrwać, Owsiak próbuje znaleĽć nowego wroga, przeciwko któremu będzie mógł kierować tradycyjny bunt młodego pokolenia. Tym nowym wrogiem (...) s? o. Tadeusz Rydzyk i Telewizja Trwam". W innym tek?cie o organizatorach Przystanku mówi się jako o "duchowych spadkobiercach Marksa i Lenina". W kolejnym, że najłatwiejszy sposób na rozbawienie młodzieży to "dać tłumowi alkohol, narkotyki, papierosy i muzykę". Za te i podobne sformułowania WO?P domaga się przeprosin, bo "narażaj? j? na utratę społecznego zaufania".

- Czy Owsiak to diabeł? - zapytali?my mec. Kosińsk?, bo tak go w 2004 r. nazwał o. Rydzyk z anteny Radia Maryja. Odesłała nas do odpowiedzi na pozew. Tam mec. Kosicka atakuje otwarcie Jurka Owsiaka i Przystanek. "Kapłan katolicki - czytamy - ma prawo reagować na podsuwanie młodzieży zgubnej ideologii (Hare Kriszna), przyzwalanie na manifestowanie symboli satanistycznych i bezmy?lnej zabawy polegaj?cej na tarzaniu się w błocie uczestników, często będ?cych pod wpływem alkoholu". To nawi?zanie do wypowiedzi bp. Stefanka, który o Owsiaku pisze jako o "organizatorze kryminalnych, wielkich spędów demoralizuj?cych młodzież".

Przed s?dem jako dowód "Nasz Dziennik" przedstawić chce nagranie filmowe z Przystanku, prawdopodobnie emitowane wcze?niej w TV Trwam. - Je?li to ta ta?ma, to położę na sędziowskim stole prawomocny wyrok s?du nakazuj?cy wydawcy Trwam przeprosiny - mówi mec. Stefan Jaworski, pełnomocnik WO?P. Wyrok za zniesławienie WO?P w Trwam od wrze?nia 2006 r. nie został wykonany.

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: Vaisnava-Krpa » 22 kwie 2007, 23:46

„GAZETA WYBORCZA – ZIELONA GÓRA” nr 3 II 2007

Dorota Żuberek
Bosak: TVP dla Pospieszalskiego, a nie Owsiaka

Więcej Pospieszalskiego, mniej Owsiaka – to telewizja marzeń posła LPR Krzysztofa Bosaka, który od środy jest wiceprzewodniczącym rady programowej TVP.
O swoich planach w nowej roli informował w czwartek na konferencji prasowej w Zielonej Górze. Poseł przyznaje, że telewizję ogląda około pół godziny dziennie, głównie programy publicystyczne. Nie podoba mu się, że dziennikarze kreują rzeczywistość. Przykład: Monika Olejnik.
A który dziennikarz nie kreuje rzeczywistości?
- Jan Pospieszalski - odpowiada bez wahania lider LPR.
Natomiast dłuższą chwilę namyślał się, który program w telewizji lubi Krzysztof Bosak prywatnie. Ostatecznie uznał, że lubi "Warto rozmawiać" (często sam w nim występuje) - Jest tam pogłębiona dyskusja jak na polskie standardy - ocenia.
Bosak krytykuje amerykańskie seriale emitowane w najlepszym czasie antenowym, czyli po "Wiadomościach". Naciskany o konkretne tytuły, nie potrafił wymienić ani jednego.
Czy polskie telenowele "M jak Miłość" czy "Klan" są szkodliwe? - pytamy.
- Nie, bo są polskie - odpowiada poseł.
Czy amerykańska "Moda na sukces" jest szkodliwa?
- Byłoby lepiej, gdyby stworzyć polską wersję tego serialu i przenieść na polskie warunki popularny tasiemiec. Nasi filmowcy będą mieli pracę - mówi Bosak.
"Moda na sukces" to serial o rodzinie Forresterów, właścicielach firmy projektującej ubrania, w którym mnóstwo rozstań, miłości, rozwodów, tajemniczych śmierci, , amnezji i nieślubnych dzieci. Jest emitowany przez TVP od ponad 10 lat. Wyemitowano ponad 3 tys. odcinków.

Bosak: "Kręcioła" propaguje sekty
- Który program w TVP wyjątkowo pana posła mierzi? - pytamy.
- "Kręcioła" Jurka Owsiaka - wyjawia Bosak i dodaje, że propaguje się w nim sekty takie jak Hare Krishna.
- Ta wypowiedź świadczy o tym, że pan Poseł Krzysztof Bosak nigdy w życiu nie widział programu "Kręcioła" i nie ma pojęcia, o czym on jest - mówi Krzysztof Dobies, rzecznik prasowy Fundacji WOŚP. - "Kręcioła" to program, który promuje postawy obywatelskie, naukę pierwszej pomocy wśród dzieci i młodzieży, zajmuje się wieloma problemami nurtującymi młodzież. Taka wypowiedź członka Rady Programowej TVP świadczy o jego niekompetencji i braku przygotowania do pełnionej roli. Z obawą patrzę na przyszłość TVP - komentuje Dobies.
- Rola tej Fundacji jest przez publiczna telewizję wyolbrzymiana. Caritas czy Polska Akcja Humanitarna robią więcej - kwituje poseł LPR.
Krzysztof Bosak został wiceprzewodniczącym rady programowej TVP. Jest w niej wprawdzie od kilku miesięcy, ale po odejściu Daniela Pawłowca w szefostwie rady zrobił się wakat. Poseł wygrał z publicystą Nikodemem Bończa Tomaszewskim. Rada to ciało opiniodawcze, które zgłasza dyrektorowi programowemu TVP swoje zdanie na temat programów, a on je przyjmuje albo nie.

Cejrowski i Ziemkiewicz sobie radzą
Bosak uważa, że w TVP powinno być więcej programów edukacyjnych. Chwali kanał tematyczny TVP Historia. Poseł już sam dołożył swoje trzy grosze do edukacji historycznej młodzieży. Do wszystkich zielonogórskich liceów wysłał rok temu po kilka egzemplarzy "Myśli nowoczesnego Polaka" Romana Dmowskiego.
Poseł stawia na osobowości w telewizji. Uważa, że Rafał Ziemkiewicz czy Wojciech Cejrowski sobie radzą, Kuba Wojewódzki (TVN) też jest w porządku, choć ma poglądy inne niż poseł, ale Szymona Majewskiego krytykuje, bo w jego programach "przekracza się kwestię dobrego smaku w żartach m.in. z polityków".
"Przygody psa Cywila", "Stawka większa niż życie" czy "Czterej pancerni i pies" mimo iż jest w nich "historyczno-polityczna propaganda" można puszczać, ale w TVP Historia. Poseł doskonałe wyniki sprzedaży tych seriali na płytach dvd tłumaczy sentymentem widzów.
Na temat scen rozbieranych nie ma zdania. Uważa, że jest dobrze jak jest. - Nie będziemy propagować wyciemniania scen, w których widać więcej niż 50 proc. nagiego ciała - uspokaja.
Co dotychczas robił poseł Bosak w Radzie? Zgłaszał wnioski o to, żeby programy rolnicze były nadawane o innych porach - "Tydzień" jest emitowany w niedzielę, kiedy rolnicy są na sumie - zauważył poseł. Krytykował też sondaże przedwyborcze (w których LPR uzyskiwała niskie wyniki), "a wiadomo, że ludzie kierują się sondażami". Nie podobały mu się też m.in. telewizyjne debaty kandydatów na prezydenta Warszawy, w której faworyzowani byli "na zasadzie uznaniowej" Hanna Gronkiewicz-Waltz oraz Kazimierz Marcinkiewicz.

Wzmocnić zielonogórską redakcję TV
Wprawdzie jako członek rady programowej nie ma żadnej mocy sprawczej, ale chce prowadzić lobbing, aby wzmocnić zielonogórską redakcję TV, która, jego zdaniem, jest marginalizowana.
Ośrodek główną siedzibę ma w Gorzowie od 1 stycznia 2005 r., kiedy to Zarząd TVP powołał do życia cztery kolejne oddziały, w tym oddział w Gorzowie. Funkcjonują dwie redakcje - w Zielonej Górze i w Gorzowie, ale to w tej drugiej realizowanych jest więcej programów, jest więcej kosztownego sprzętu, swoje biuro ma dyrektor. Nad produkcją ok. 2,5-godzinnego pasma lokalnego pracuje kilkunastu dziennikarzy z obu miast. Nad produkcją programu czuwa czterech redaktorów - dwóch z Zielonej Góry. Poseł uważa, że trzeba zmienić tę dysproporcję.
Piotr Sołtysiński, dyrektor ośrodka Telewizji Polskiej w Gorzowie, niechętnie komentuje zapędy posła. Odrzuca jednak zarzuty o nierówne traktowanie południa. - Nie mogę się zgodzić, że Zielona Góra jest w jakikolwiek sposób marginalizowana. Jest obecna w informacjach i innych programach na równi z Gorzowem. Decyzją Sejmu główna siedziba mieści się w Gorzowie, ale mogę zapewnić, że w żaden sposób nie dyskryminujemy drugiej stolicy województwa. Newsy w wiadomościach rozkładają się naturalnie - jeśli więcej dzieje się w Gorzowie, to jest więcej Gorzowa, jeśli w Zielonej Górze - to dominuje Zielona Góra. Jestem ze Szczecina i nie przykładam ręki do podziałów - uważam, że władze powinny dążyć do jedności i siły jednego województwa - kwituje.
Bosak nie podał żadnych konkretów dotyczących zmian w lubuskiej TV. Na razie proponuje, aby do naszej ramówki wróciło więcej programów publicystycznych z politykami i działaczami społecznymi (jako przykład podał "Kontrapunkt" Roberta Gromadzkiego). Stawia też na rozwój technologii.

[komentarz z forum GW, pisownia oryginalna]
Czas Apokalipsy trwa!
Gość: Zorrro 02.02.07, 15:01
Pospieszalski drązy rzeczywistośc w poszukiwaniu prawdy, Owsiak zas prawdę zamazuje kłamiąc i oszukując, mówi, że jest katolikiem a uprawia okultyzm z HariKriszna, zbiera datki na zdrowie a rozpija i demoralizuje młodzież...Dlatego Bosak ma rację!!!

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: Vaisnava-Krpa » 22 kwie 2007, 23:47

„GAZETA WYBORCZA” (Zielona Góra) nr 52 (5360) 2 III 2007


Zielone Żabki w dwóch odsłonach

Dwa zespoły, a jakby jeden. Muzyka jednak ta sama - prawdziwy, polski, garażowy punk. Do posłuchania w niedzielę w klubie 4 Róże dla Lucienne.
Zielone Żabki - czy nazwa kojarzyć się może z zespołem punkowym? Nie bardzo. A taki był. Sama mam w domu kasetę ZŻ, na której okładce jest mała zielona żabka z irokezem na głowie, a nad nią chmurka - jak w komiksie - żabka myśli sobie o anarchii. Na kasecie usłyszeć można to, co w polskim punku najlepsze - prosta, gitarowa muzyka nagrywana na fatalnym sprzęcie gdzieś w garażu, trzaski i proste teksty o tym, że "Dzieci są złe", o tym, jaka jest kultura w małym miasteczku, czy też historia pewnej znajomości zawarta w utworze słowno-muzycznym pod wszystkomówiącym tytułem "Numerek w krzaczkach".
Żabki pochodziły z Jawora (niedaleko Jeleniej Góry). Grupa zawiązała się w 1987 roku. Tworzyli go Smalec, Brambor i Mister. Na początku zespół nazywał się Nieelektryczna Grupa Muzyczna. Zaczynali od akustycznych koncertów na rynku itp. w składzie: Smalec (bas akustyczny), Brambor oraz Mister (na gitarach akustycznych). Zespól koncertował przez dwa lata, podczas których wiele kaset z ich utworami było rozprowadzanych przez młodych fanów.
W 1988 r. Zielone Żabki zajęły pierwsze miejsce na Festiwalu w Jarocinie. Zespól grał później koncerty po całej Polsce, a nawet miął nagrać płytę dla jednej z francuskich niezależnych wytwórni - jednak z powodu braku porozumienia w grupie, w 1989 roku zespól rozpadł się. Smalec założył punkowy zespól GaGa, a Mister - Positive Vibration.
W latach 1995-96 odbyły się sesje nagraniowe, podczas których została nagrana płyta "Lekcja Historii" z 20 piosenkami, 5 dodatkowymi nagraniami w formacie MP3 oraz teledyskiem do piosenki "Kultura". W sesjach uczestniczył Smalec, Mister i Agat Pita. Płyta ukazała się w czerwcu 2003 roku. Wtedy to Smalec i Mister wraz z członkami Radical News ruszyli w trasę koncertową przypominając swe utwory na koncertach w polskich miastach.
Gaga powstała na zgliszczach ZŻ. Tworzą go: Mirosław Malec (Smalec), Piotr Dobosz (gitara) i Piotr Wołyniec(perkusja). Teksty Ga Gi wyrażały radykalne poglądy Smalca. Były wyrazem rozczarowania i anarchistycznego buntu przeciw systemowi politycznemu. Ostatnia płyta jest w zupełnie innym tonie, nadal antysystemowa, lecz metoda walki jest tu rozwój własnej świadomości, a nie bezpośrednia konfrontacja.
W 1997 r. zespół zawiesił działalność, żeby w 2005 r. wystąpić na scenie Kryszny podczas festiwalu Woodstock. Reaktywacja grupy nastąpiła w związku z wydaniem płyty Czas Walki. W 1992 laureat Festiwalu w Jarocinie. Na kolejnym wystąpili już jako goście. W połowie 1994 Smalec związał się z Towarzystwem świadomości Kryszny, co wyraźnie wpłynęło na muzykę zespołu (szczególnie ostatnia płyta "Reinkarnacja"). W 1996 roku zespół przestał istnieć, a Smalec wraz z Pietką założyli nową grupę Radical News. W 2005 roku ukazał się album "Czas Walki" zawierający studyjny materiał nagrany w 1996 r. i nigdy nie publikowany.
Grupa gra w składzie: Madhu (Smalec), Lisu, Czarny i Łoś.

Niedziela, 4 marca, 4 Róże dla Lucienne, Zielona Góra, godz. 20, bilety po 9 i 13 zł. Przedsprzedaż w klubie i sklepie Muz-Art

rota

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: Vaisnava-Krpa » 14 maja 2007, 13:24

”GAZETA WYBORCZA” (Wrocław) nr 107 (5415) 9 V 2007

Lustracja zeszła na psy

Zaczyna się lustracja mediów. Wrocławski sąd wezwie do niej m.in. prezesa Stowarzyszenia Owczarka Długowłosego i szefa Klubu Wesołego Kibica Śląska Wrocław, ale też arcybiskupa Mariana Gołębiewskiego i Wiesława Kaczmarka, byłego ministra, dziś prezesa wrocławskiego Polmosu. Wszyscy są wydawcami pism
A lustracji podlegają właśnie wydawcy prasy, czyli szefowie firm i instytucji, które są właścicielami tytułów. Wrocławski sąd okręgowy, który prowadzi ich rejestr, sporządził już stosowną listę podmiotów przeznaczonych do lustracji. Znalazło się na niej 180 podmiotów. Jeśli Trybunał Konstytucyjny nie zakwestionuje zgodności ustawy lustracyjnej z Konstytucją, sąd wyśle do nich wezwania. Po ich otrzymaniu adresaci urodzeni przed 1 sierpnia 1972 roku w ciągu 30 dni będą musieli dostarczyć oświadczenie lustracyjne. Inaczej stracą "prawo wykonywania funkcji publicznej" na 10 lat.
Zlustrować będzie się musiał na przykład Waldemar Nowacki z Klubu Wesołego Kibica WKS Śląsk Wrocław. Urodził się 21 czerwca 1972, a Klub wydawał kiedyś gazetkę "Kosynierka". Nowacki jest zaskoczony tym faktem: - Na razie nie wiem, co zrobię, jak dostanę wezwanie, będę się zastanawiał - mówi przez śmiech.
Na sądowej liście znalazł się też zespół Cantores Minores Wratislavienses. Wydaje czasopismo "Wrocławscy Kameraliści". - Wychodzi raz do roku. To po prostu program występów i eseje historyczne. Na dniach ukaże się następny numer - księga pamiątkowa z okazji 40-lecia chóru - tłumaczy jego dyrektor Piotr Karpeta. Ale w lustracji nie widzi problemu. - Jeśli trzeba, wypełnię oświadczenie.
Natomiast Tadeusz Trzciński, prezes Związku Owczarka Niemieckiego Długowłosego w Polsce, wydającego "Owczarka Długowłosego", jest radykalnym przeciwnikiem lustracji: - Nie złożę oświadczenia. Będę się odwoływał aż do Strasburga. Kiedyś moje nazwisko ukazało się na "liście Wildsteina". Napisałem do IPN-u i odpowiedzieli mi, że nie chodzi o mnie. Czy to nie wystarczy? Za odmowę lustracji sąd może jednak Trzcińskiego pozbawić funkcji. Prezes się tym nie martwi: - Jestem prezesem już czwartą kadencję. Ludzie mnie wybrali jednogłośnie. Poza tym nie wiem, czy w ogóle muszę się lustrować, skoro od lat nie wydajemy pisma.
Międzynarodowe Towarzystwo Świadomości Kriszny (świątynia we Wrocławiu) w swoim piśmie informuje o świętach, festiwalach i wykładach. Zamieszcza też wspomnienia z podróży po Indiach. Prezydent Towarzystwa Bernadetta Siwkowska zapowiada, że podda się lustracji: - Nigdy nie zajmowałam się polityką, ale jak dostanę wezwanie, podpiszę je.
Wypełni je też prezes firmy Akwawit Bresco, czyli wrocławskiego Polmosu, Wiesław Kaczmarek, kiedyś minister przekształceń własnościowych. Jego firma wydaje gazetkę dla załogi w nakładzie 500 egzemplarzy. - Nie mam czasu na pierdoły, ale jak dostanę wezwanie, to podpiszę - mówi Kaczmarek.
Ale na liście sądu jest też kuria metropolitalna - wydawca miesięcznika "Nowe Życie", wrocławska prowincja franciszkanów i wrocławska parafia Świętej Rodziny z Biskupina. Do złożenia oświadczenia sąd musi więc wezwać arcybiskupa Mariana Gołębiewskiego. Sam metropolita wrocławski nie chce tego komentować. Czeka na ustalenia rządowo-kościelnej Komisji Konkordatowej, która zajmuje się lustracją w Kościele.
O sens lustrowania Związku Owczarka Długowłosego zapytaliśmy Adama Lipińskiego, szefa kancelarii premiera Jarosława Kaczyńskiego. - A jak to inaczej zrobić? - pyta. - Albo wszyscy wydawcy, albo nikt. Lustracja w Polsce przebiega w bólach. Każdy jej krok jest ośmieszany. Od 17 lat wyciąga się wątpliwości, problemy prawne, ale my i tak będziemy konsekwentnie dążyć do tego, żeby objęła szerokie kręgi osób funkcjonujących w życiu publicznym.

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: Vaisnava-Krpa » 07 sie 2007, 23:43

„GAZETA WYBORCZA” – Zielona Góra nr 27 VII 2007

Zielone Żabki i GaGa
rota

Zielone Żabki - czy nazwa kojarzyć się może z zespołem punkowym? Nie bardzo. A taki był. Sama mam w domu kasetę ZŻ, na której okładce jest mała zielona żabka z irokezem na głowie, a nad nią chmurka - jak w komiksie - żabka myśli sobie o anarchii.
Na kasecie usłyszeć można to, co w polskim punku najlepsze - prosta, gitarowa muzyka nagrywana na fatalnym sprzęcie gdzieś w garażu, trzaski i proste teksty o tym, że "Dzieci są złe", o tym, jaka jest kultura w małym miasteczku, czy też historia pewnej znajomości zawarta w utworze słowno-muzycznym pod wszystkomówiącym tytułem "Numerek w krzaczkach".
Żabki pochodziły z Jawora (niedaleko Jeleniej Góry). Grupa zawiązała się w 1987 roku. Tworzyli go Smalec, Brambor i Mister. Na początku zespół nazywał się Nieelektryczna Grupa Muzyczna. Zaczynali od akustycznych koncertów na rynku itp. w składzie: Smalec (bas akustyczny), Brambor oraz Mister (na gitarach akustycznych).
Zespól koncertował przez dwa lata, podczas których wiele kaset z ich utworami było rozprowadzanych przez młodych fanów.
W 1988 r. Zielone Żabki zajęły pierwsze miejsce na Festiwalu w Jarocinie. Zespól grał później koncerty po całej Polsce, a nawet miął nagrać płytę dla jednej z francuskich niezależnych wytwórni - jednak z powodu braku porozumienia w grupie, w 1989 roku zespól rozpadł się. Smalec założył punkowy zespól GaGa, a Mister - Positive Vibration.
W latach 1995-96 odbyły się sesje nagraniowe, podczas których została nagrana płyta "Lekcja Historii" z 20 piosenkami, 5 dodatkowymi nagraniami w formacie MP3 oraz teledyskiem do piosenki "Kultura". W sesjach uczestniczył Smalec, Mister i Agat Pita. Płyta ukazała się w czerwcu 2003 roku. Wtedy to Smalec i Mister wraz z członkami Radical News ruszyli w trasę koncertową przypominając swe utwory na koncertach w polskich miastach.
Gaga powstała na zgliszczach ZŻ. Tworzą go: Mirosław Malec (Smalec), Piotr Dobosz (gitara) i Piotr Wołyniec (perkusja).
Teksty Ga Gi wyrażały radykalne poglądy Smalca. Były wyrazem rozczarowania i anarchistycznego buntu przeciw systemowi politycznemu. Ostatnia płyta jest w zupełnie innym tonie, nadal antysystemowa, lecz metoda walki jest tu rozwój własnej świadomości, a nie bezpośrednia konfrontacja.
W 1997 r. zespół zawiesił działalność, żeby w 2005 r. wystąpić na scenie Kryszny podczas festiwalu Woodstock. Reaktywacja grupy nastąpiła w związku z wydaniem płyty Czas Walki. W 1992 laureat Festiwalu w Jarocinie. Na kolejnym wystąpili już jako goście. W połowie 1994 Smalec związał się z Towarzystwem świadomości Kryszny, co wyraźnie wpłynęło na muzykę zespołu (szczególnie ostatnia płyta "Reinkarnacja"). W 1996 roku zespół przestał istnieć, a Smalec wraz z Pietką założyli nową grupę Radical News. W 2005 roku ukazał się album "Czas Walki" zawierający studyjny materiał nagrany w 1996 r. i nigdy nie publikowany.
Grupa gra w składzie: Madhu (Smalec), Lisu, Czarny i Łoś.

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Bolito » 12 lip 2008, 21:19

„GAZETA WYBORCZA” 12 VII 2008

"Mahabharata" i "Ramajana" z efektami specjalnymi

11.7.Bombaj (PAP/Reuters) - Dwa największe hinduskie eposy, "Mahabharata" i "Ramajana", opowiadające o bogach, demonach i straszliwych wojnach, wracają na ekrany indyjskiej telewizji, tym razem z niezwykłymi efektami specjalnymi.
Producenci liczą na oszałamiający sukces remake'ów indyjskich seriali, porównywalny z poprzednim, kiedy w porze emisji pustoszały ulice.
"Ramajana" i "Mahabharata" do dziś w świadomości większości hinduskiej w Indiach funkcjonują jako alegoryczny wykład moralnie prawego działania.
Sanskrycki epos "Ramajana", najpopularniejszy utwór literatury indyjskiej, powstał między II wiekiem p.n.e. a II w. n.e. Opowiada dzieje Ramy -wcielenia boga Wisznu i jego małżonki Sity, porwanej przez demona Rawanę. Rama, z pomocą władcy małp Hanumana, wyrusza na ratunek i pokonuje Rawanę.
"Mahabharata" jest jednym z najstarszych poematów epickich i najobszerniejszym - osiem razy dłuższym od "Iliady" i "Odysei" razem wziętych. Opowiada o walce o tron rodu Pandawów i Kaurawów. Zakończyła ją straszliwa bitwa na polach Kurukszetry, świętego miejsca pielgrzymek w środkowych Indiach. Zawiera świętą księgę hinduizmu, Bhagawad Gitę. Wyjaśnia zwięźle podstawowe nurty jogi, uważana jest także za encyklopedię wisznuizmu.
Kiedy w latach 80. dokonano w Indiach adaptacji telewizyjnej obu eposów, w porze ich nadawania pustoszały ulice, zmieniano rozkłady kolejowe, a występujący w nich aktorzy zostali wybrani do parlamentu. Część odbiorców modliła się nawet przed telewizorami podczas emisji.
Eposy w nowej ekranizacji nadawane są przez trzy kanały telewizji, a czwarty będzie pokazywać czyny hinduskiego boga Kryszny. Ich producenci chcą pobić sukces kultowych seriali sprzed 20 lat za pomocą specjalnych efektów wizualnych, podobnych do zastosowanych w filmowej trylogii "Władca pierścieni" na podstawie Tolkiena.
"Efekty specjalne, kostiumy i przedstawienie całej historii jest takie, żeby przyciągnąć młodszą widownię - powiedział producent jednej z nowych wersji Mahabharaty, Bobby Bedi. - Dla mitologicznych seriali jest w Indiach olbrzymi rynek".
W Indiach jest wiele religijnych kanałów telewizyjnych, ponieważ ludzie zwracają się w stronę duchowości, by poradzić sobie ze stresami współczesnego życia - pisze agencja Reutera.
Telewizja NDTV Imagine ocenia, że od stycznia nadawaną przez nią "Ramajanę" obejrzało 85 mln widzów.
"Mahabharata" fascynowała nie tylko indyjskich reżyserów. W 1989 roku brytyjski reżyser i producent teatralny Peter Brook nakręcił epos z międzynarodową obsadą. W gigantycznym (318 minut) arcydziele wystąpili m.in. Andrzej Seweryn - jako najstarszy z braci Pandawów, Judhiszthira, i Ryszard Cieślak jako ślepy król Dhritharasztra, ojciec setki Kaurawów. Wcześniej Brook wystawił Mahabharatę w 1985 roku w opuszczonym kamieniołomie koło Awinionu. Trwające dziewięć godzin przedstawienie grane było od zmierzchu do świtu. Za każdym razem oglądało je około tysiąca widzów.
Nie jedz na czczo (grafitti)

ODPOWIEDZ