Warto - Kwartalnik Misyjny

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Warto - Kwartalnik Misyjny

Post autor: Vaisnava-Krpa » 14 lut 2007, 16:11

„WARTO - KWARTALNIK MISYJNY” nr 1 (36) I - III 2006

FILMOWO
Kozioł i Kryszna


Jest już medycznie i socjologicznie, psychologicznie i etycznie, dlaczego by zatem nie dotkn?ć czego?, co bywa równie ulotne jak słowo, ale może zainspirować, a czasem i zamieszać nieco w naszych głowach i sercach. Zapraszamy do nowego cyklu o filmach, takich, w których z odwag? można dojrzeć siebie, a i bez niej skonfrontować z własnym życiem przeróżne sytuacje, rozmowy, obrazy. Tak dla pewno?ci, na czym polega życie ?wiadome wiecznej perspektywy – na teraz, na dzisiaj – nawet w filmowym kontek?cie.
Ostatnio zobaczyłam film. Po pierwszej scenie pomy?lałam: „Pięknie, kolejny reżyser, któremu wydaje się, że wie co? o ludziach. No, zobaczmy, co ma pan do powiedzenia, panie Stuhr”. Zatem o jakich ludziach opowiada film „Pogoda na jutro”?
Jest Józef Kozioł, który po 17 latach anonimowego pobytu w klasztorze, podczas festiwalu piosenki chrze?cijañskiej przypadkowo zostaje rozpoznany przez żonę. Przeor wyrzuca nieuczciwego zakonnika z klasztoru i Józef, poza nieco ciasnym dresem, nie ma dosłownie nic. Konkubent żony Józefa pozwala mu tymczasowo zamieszkaæ w swoim garażu, ale prawdziwym Ľródłem zainteresowania się odzyskanym członkiem rodziny jest kamienica, któr? Józef odziedziczył po przodkach. Jest żona, która porzucona w młodoœci przez męża, dzielnie wychowała trójkę dzieci. Teraz mieszka ze swoim konkubentem i twierdzi, że nareszcie może prowadziæ życie, o jakim zawsze marzyła. Jest Ola, która pod pseudonimem Claudia prostytuuje się w telewizji oraz internecie. I jest przekonana, że wszyscy j? kochaj?. Jest Marcin, zdolny prawnik robi?cy karierę w polityce. Nie wierzy w żadne ideały, ale zna prawo i wie, co robić, żeby wie?ć życie pełne sukcesów. Wreszcie Kinga, najmłodsza latoro?l, uzależniona od internetu, której narzeczony nosi niebezpieczne znamiona dealera narkotykowego.
Nie chcę, żeby zabrzmiało to sztampowo, ale trzeba powiedzieć, że życie bohaterów nie jest zbyt kryształowe, jest pełne grzechu. Każdy z nich ma co? na sumieniu i nie s? to sprawy bagatelne. Jedyn? postaci?, która ma szansę na obronę jest Józef, który kilkana?cie lat spędził w klasztorze. Zanim wdział habit, był aktywnym działaczem Solidarno?ci i KOR-u, a kiedy władze zaczęły deptać mu po piętach, schronił się w murach klasztoru. Jak trwoga to do Boga? Być może, ale Józefa nie poci?gnęła tam wiara w zbawienie. Szukał azylu i nie mógł ukryć się lepiej niż w mnisich szatach, był człowiekiem słabym i nie widział innego rozwi?zania. Jednak bycie zakonnikiem spowodowało wyraĽne zmiany w charakterze Józefa. Stał się opanowany, pokorny i ?wiadomy różnicy między dobrem a złem. Natomiast jego rodzina jest zupełnie pozbawiona jakichkolwiek skrupułów moralnych. Mało tego, jego żona i dzieci przekonani s? o słusznoœci swoich zachowań. To nieuczciwo?ć, bezwstydno?ć i hedonizm s? sposobami na uzyskanie pełnego szczę?cia i samozadowolenia.
Józef wraca do rodziny, ale jest dla niej zupełnie obcy. Nie zmienia to faktu, że chce dla żony i dzieci jak najlepiej. Nie może pozostać obojętny wobec krzywdy, któr? sami sobie wyrz?dzaj?. Jego bezkompromisowy stosunek do dobra i zła oskarża ich więc, każe skonfrontować się z tym, co robi?. A ludzie nie lubi? być stawiani w sytuacji, w której musz? przyjrzeć się własnym poczynaniom. Niewygodnie jest nam patrzeć na nasze błędy, bo wtedy już nie możemy zachowywać pozoru naszej doskonało?ci. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, sk?d w człowieku tyle dumy, tyle ?miało?ci w my?leniu o sobie samym. Nasza filozofia, nasze wynalazki, nasza sztuka s? ostateczne. Ludzie łaskawie daj? Bogu prawo do istnienia , bo zbyt wiele jest w nich pychy, żeby uznać swoj? podrzêdn? wobec Stwórcy rolę. Człowiek zawsze d?ży do tego, by pozbyć się jednostek niewygodnych – dlatego Józef zostaje wykluczony z życia swojej rodziny.
Obecno?ć „marnotrawnego ojca” nie sprowadza się wył?cznie do apelu w stronę moralno?ci rodziny. Józef podejmuje aktywne działania, bo zależy mu na dobru tych, których wprawdzie zostawił, ale nadal kocha. Co wobec tego robi? Psuje rodzinie ich pomysł na życie. Powstrzymuje żonę od cudzołóstwa, udaremnia polityczne oszustwa syna, ratuje córki przed narkomani? i prostytucj?. Pomy?leliby?my: „To ?wietnie! Przecież on im w ten sposób ratuje życie”. Lecz ocaleni s? innego zdania. W wyniku działań Józefa cała rodzina trafia do szpitala z rozmaitymi obrażeniami. W zwi?zku z tym ojciec traktowany jest jak kto?, kto wnosi nieszczę?cie do rodziny. Za próbę powstrzymania żony i dzieci od straceńczych działań jest obrzucony obelgami i całkowicie już przez nich znienawidzony. Dlaczego? Tu po raz kolejny pojawia się człowiecza duma. Nie potrafimy prosić o pomoc, nawet gdy doskonale wiemy, że właœnie jej nam potrzeba. Przyznanie się do własnej niedoskonało?ci jest jednym z najtrudniejszych zadań, przed którym może stan?ć człowiek. Tak samo jest z przychodzeniem do Boga. Żeby przyj?ć zbawienie, trzeba zrozumieć swoj? bezsilno?ć. I wbrew pozorom podjęcie tej decyzji wymaga niecodziennej odwagi i nie każdego stać na zrobienie tego kroku. Wolimy raczej nurzać się w rozkoszy grzechu i nie musieć rozważać eschatologicznych konsekwencji ziemskiego życia. W końcu Józef odchodzi. Zostawia swoj? rodzinę ponownie, lecz tym razem nie z własnego wyboru. Mieszkaj?c w noclegowni, może obserwować jak ci, których kocha, prowadz? normalne, bezpieczne i dobre życie. Nie wraca do klasztoru – tam drzwi s? przed nim zamknięte. Pozostaje mu więc bezcelowa tułaczka i próba prowadzenia przyzwoitego życia. Finał historii przynosi nam niespodziewany zwrot akcji. Józef przystępuje do wyznawców Kryszny. Razem z nimi stoi na rogu jednej w głównych ulic miasta i z u?miechem na twarzy ?piewa: „Hare Kryszna, Hare, Hare, Hare Kryszna”.
Czy to dziwi? Raczej tak. W końcu Józef tyle lat spędził w klasztorze. Reżyser demaskuje płytko?ć, z jak? ludzie, bohater, podchodz? do chrze?cijaństwa. Być może Józef nigdy nie poznał wspaniało?ci Jedynego Boga, a bycie mnichem było dla niego wył?cznie czę?ci? kamuflażu. Może zmienił religię, bo był konformist?, albo zwyczajnie zawiódł się na ludziach i nie znalazł innego sposobu na życie. Z drugiej strony, ludzie nazywaj?cy się chrze?cijanami odrzucili go, kiedy najbardziej potrzebował pomocy, kiedy o ni? prosił. To przestroga dla ludzi ?wiadomie wierz?cych. Nasze chrze?cijañstwo ma być integralne, bezkompromisowe i konsekwentne. W przeciwnym wypadku nie ostoi się i okaże bezużyteczne.
Kiedy na ekranie pojawiła się ostatnia scena, nie mogłam oprzeć siê my?li, że reżyser wie o ludziach więcej niż bym przypuszczała. Powiedział o nas tyle i w taki sposób, że aż trudno jest przełkn?ć tę gorzk? diagnozę. I choć bardzo smutna, taka ocena człowieka jest prawdziwa. Bez Boga mamy nieodpowiednio ustawione priorytety, bez Boga tworzymy niewła?ciwy obraz samych siebie i wreszcie, bez Boga prognozy na przyszło?ć s? niepomy?lne. Dlatego nie wystarczy być troskliwym człowiekiem, nie wystarczy wiedzieć, o co chodzi w chrze?cijañstwie, ba! nie wystarczy znać jego struktur, trzeba kochać Boga całym sob? i w podejmowaniu decyzji zdać się na Jego m?dro?ć. Wtedy pogoda na jutro będzie słoneczna. Codziennie.
Bogna Czudek

ODPOWIEDZ