Metro

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Metro

Post autor: Vaisnava-Krpa » 14 lut 2007, 15:54

"METRO" nr 4 (506) 6 I 2005

Pamiętnik Metra i Radia Złote Przeboje
TEGO DNIA

1852 - w wieku 43 lat zmarł Louis Braille - francuski pedagog, ociemniały od trzeciego roku życia, twórca systemu pisma dotykowego dla niewidomych;

1412 - przyszła na ?wiat Joanna d'Arc, bohaterka narodowa Francji. Oskarżona o herezję, spłonęła na stosie w Rouen w wieku 19 lat. W 1456 r. dokonano rewizji wyroku i rehabilitacji Joanny;

1838 - w Morristown w stanie New Jersey Samuel Morse zaprezentował telegraf, ale dopiero w sze?ć lat póĽniej uzyskał ?rodki finansowe pozwalaj?ce na założenie pierwszej linii telegraficznej ł?cz?cej Baltimore z Waszyngtonem. Tak rozpoczęła się ?wiatowa kariera słynnego telegrafu Morse'a;

1964 - grupa The Rolling Stones rozpoczęła pierwsz? trasę koncertow? po Wlk. Brytanii;

2002 - Sven Hannawald jako pierwszy skoczek w historii wygrał wszystkie konkursy 48. Turnieju Czterech Skoczni oraz zgromadził rekordow? liczbę punktów - 1077,6;

2003 - zawalił się (zabijaj?c trzech robotników) ogromny pos?g hinduskiego Boga Kriszny znajduj?cy się w pobliżu Nowego Delhi w Indiach.

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Metro

Post autor: Bolito » 31 lip 2010, 22:46

"METRO" nr 1879 21 VII 2010

Na Woodstocku zawsze się spinam

To będzie ich czwarty raz w Kostrzynie. Już w piątek 30 lipca na zakończenie pierwszego dnia Przystanku Woodstock wystąpi prowadzone przez Huberta "Spiętego" Dobaczewskiego Lao Che. - Tu jest fajnie międzyludzko - mówi nam muzyk

Ze "Spiętym" rozmawia Artur Tylmanowski

Czym Woodstock różni się od innych festiwali?
- Przede wszystkim muzyka nie jest tutaj na pierwszym miejscu. Ma to swoje dobre i złe strony. Dobra jest taka, że najważniejsi na Woodstocku są ludzie i atmosfera zabawy. Ta troszkę gorsza - czasami ta zabawa jest dla niektórych za mocna. Inne festiwale są bardziej stonowane. Przyjeżdżają ludzie, słuchają koncertu, gapią się na scenę, potem się rozchodzą i nic ich nie spaja. A tu jest fajnie międzyludzko. Najbardziej było to uderzające za pierwszym razem, szczególnie poprzez te jednoczące ludzi zabawy w błocie. Jak na dłoni widać od lat, że nie przyjeżdżają do Kostrzyna, żeby zobaczyć jakąś tam kapelę, ale po to, żeby pobyć ze sobą.
Co jest najbardziej zachwycające na tej imprezie?
- Proponuję przejść się między tymi namiotami, posłuchać, o czym mówią ludzie. Przyjeżdżasz, jest sobota i jest wolność wyboru: ktoś się tam może upić i walnąć w błoto, bo to jest jego sprawa i nikt nie będzie go specjalnie wytykał palcami ani go stamtąd usuwał. Ludzie czują się wolni, nieskrępowani i jest im dobrze. Tam masz wybór, możesz iść do krysznowców i ich posłuchać, możesz iść do Akademii Sztuk Przepięknych, możesz iść na Przystanek Jezus. Jest na wielu płaszczyznach ekumenicznie. Nawet na Open'erze, gdzie jest fajna atmosfera i grają najlepsze na świecie zespoły, nie ma czegoś takiego, jak na Woodstocku.
Jak się czujesz, gdy stoisz na woodstockowej scenie?
- To duże podniecenie i zarazem dużo w tym lęku. Mnie się tam zawsze trudno gra, bo traktuję koncertowanie na Woodstocku jako olbrzymie wyzwanie. Ogrom tej sceny, ilość ludzi to wielka odpowiedzialność. Nie są to dla mnie jako artysty swobodne koncerty, ale to już mój problem wewnętrzny. Strasznie się spinam, ale przy okazji tegorocznego czwartego występu mam wielką chęć to przełamać. Mówię oczywiście za siebie, nie za zespół. Dlatego jest szansa, że uda mi się wyluzować i po prostu bawić.
Kogo jako fan chciałbyś zobaczyć na Woodstocku?
- Słyszałem, że będzie Łąki Łan. Byłem na ich koncercie kameralnym w Płocku i dlatego mam niedosyt. Podobało mi się. Wierzę, że na dużej woodstockowej scenie ten zespół może naprawdę dużo namieszać.
A jaki koncert zagra Lao Che?
- To będzie przekrój. My lubimy krzyżować wszystko - od stylów muzycznych po muzykę na płytach. Żadnej nie wyróżniamy - na koncertach miksujemy materiał z naszych czterech krążków. Najwięcej będzie prawdopodobnie z najnowszego "Prąd stały/prąd zmienny", ale na pewno nie zapomnimy o "Powstaniu", "Gospelu" i coś tam z "Guseł" też się trafi.
Nie jedz na czczo (grafitti)

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Metro

Post autor: Bolito » 09 sie 2011, 20:40

„METRO” nr 2139 8 VIII 2011

Woodstockowicze: szacunek!

Anita Karwowska
Młodzi z Przystanku Woodstock pokazali klasę. Wbrew obawom gwiazd z The Prodigy, bez ekstra ochroniarzy, przeszukiwania plecaków i specjalnych środków bezpieczeństwa, 650 tys. osób bezpiecznie bawiło się na koncercie. Nikomu nic się nie stało, było bezpiecznie. Wystarczyło zaufanie Owsiaka do uczestników imprezy
- Zagraliśmy największy koncert w Europie - mówił w euforii Owsiak po sobotnim występie The Prodigy. A jeszcze kilka godzin wcześniej wszystko wisiało na włosku. Na wieść, że na występ gwiazdy XVII festiwalu przyjechało aż 650 tys. fanów, zespół nagle postawił nowe, nieuzgodnione wcześniej warunki dotyczące bezpieczeństwa. Zażądał m.in., by między sceną a publicznością ustawiono specjalne bariery ochronne. Inaczej nie przyleci do Polski. Nie wierzył, że uda się ustawić barierki w trakcie trwających non stop w Kostrzynie koncertów innych zespołów.
Jurek Owsiak był wściekły. - To wbrew całej filozofii Przystanku Woodstock. Tu nigdy nie było barierek między publicznością a artystami. Na Przystanku było i jest bezpiecznie. Nasza zasada to otwartość i zaufanie - mówił ze sceny. By nie zawieść fanów, postanowił jednak spełnić wymagania gwiazdy i z całej Polski zaczął ściągać specjalne barierki. Miał raptem kilka godzin na przekonanie menedżera The Prodigy, że operacja się uda i że będzie bezpiecznie, choć nie da się zastosować innych zabezpieczeń typowych na tak wielkich koncertach, np. przeszukiwania plecaków, czy obstawienia pola armią ochroniarzy.
- Przepraszam, że muszę to zrobić. Mam do was całkowite zaufanie. Ale skoro chcą tych pieprz... barierek, to je dostaną - mówił do woodstockowiczów. Dostał owację. Barierki ustawiono i The Prodigy zagrało. Muzycy wyszli spięci, na początku uważnie obserwowali, jak zachowują się ludzie pod sceną. - Krok do tyłu. Dwa kroki do tyłu - komenderowali co chwila do publiczności. Woodstockowicze pokazali klasę: spokojnie stosowali się do poleceń zespołu, co nie przeszkadzało im w świetnej zabawie: tańczyli, krzyczeli, śpiewali, skakali. I nic nikomu się nie stało. Na koniec sami gwiazdorzy musieli przyznać, że ich obawy o bezpieczeństwo i zachowanie fanów okazały się nieuzasadnione. - Nigdy nie widzieliśmy tak dużej publiczności. Polacy, szacunek! - powiedział ze sceny lider The Prodigy.
Dumny z woodstockowiczów był też Owsiak: - Bawiliśmy się z godnością, pokazaliśmy klasę. Dziękuję wam wszystkim, jesteście wspaniali! Zapewnił, że zasady Przystanku się nie zmienią: barierek między publicznością a sceną więcej nie będzie.
Owsiak po raz kolejny udowodnił, że jego zaufanie do młodych to nie puste deklaracje. A młodzi - że są tego warci. Grali o bardzo wysoką stawkę: prestiż budowanej od 17 lat marki Przystanku Woodstock jako imprezy bezpiecznej, otwartej, opartej na szacunku do młodych i poważnym traktowaniu ich jak wartościowych ludzi, a nie potencjalnych zadymiarzy. Gdyby The Prodigy nie przyjechało, albo cokolwiek stało się podczas ich występu, w świat poszedłby przekaz, że filozofia Owsiaka poniosła klęskę. Ale zespół zagrał i było bezpiecznie. Wystarczyło zaufanie.

Woodstock rządzi

Rekordy: 700 tys. gości. Było ich tylu, że zapchała się droga dojazdowa z Niemiec, cały Kostrzyn był zastawiony samochodami, od godz. 19 w piątek i przez całą sobotę po prostu nie było gdzie stanąć.
Kolejki: do toalety, choć było ich mnóstwo (z relacji uczestnika - stały aż po horyzont). Do skoku na bungee - 4 godziny, choć impreza kosztowała 70 zł. Do Lidla (po raz pierwszy na przystanku) - wpuszczali tylko po 30 osób.
Życie codzienne: wstawało się od 7 rano, proces ten kończył się o godz. 16 (pierwsze koncerty zaczynały się o godz. 15) - zależy od tego, o której kto się położył. Główną przystankową aleją cały czas wędrowały pochody ludzi, a to w sukniach ślubnych, a to w samych stringach, generalnie bardzo kolorowo. Kilkuletnie dzieci, których na przystanku było sporo, miały na plecach przyczepione kartki z telefonami komórkowymi mamy i taty, na wszelki wypadek.
Zdziwienia: prysznic kosztował 5 zł, więc wiele osób z własną słuchawką prysznicową podłączało się do darmowych kranów. Nie było koszy na śmieci, ale śmieci też nie było, bo każdą puszkę po piwie natychmiast zgarniali przedsiębiorczy, choć nieco śmierdzący panowie.
Obecni: Przystanek Jezus, krisznowcy, joga, Przystanek Broda - tylko niegolący się faceci (bo maszynki teraz opanowały kobiety), Fundacja Anny Dymnej, Animalsi, Gaja, centrum medytacji i samorealizacji - z ich namiotu dobiegało monotonne "oranga, oranga" (piętnastoosobowe grupy zmieniały się co 20 minut).


„METRO” nr 2140 9 VIII 2011

Uśmiechnij się, jesteś na Woodstock

Alicja Bobrowicz
Ostatni Woodstock był rekordowy. Do Kostrzyna nad Odrą przyjechało ok. 700 tys. ludzi. Ja też. Chciałam sprawdzić, jak bardzo impreza się zmieniła, odkąd byłam na niej ostatni raz - 11 lat temu
Ostatni punkowy koncert? Jakieś 12 lat temu. Ostatni Woodstock? Jeszcze w Żarach - przed 11 laty. Dzwony i glany są w mojej szafie już tylko pamiątką. Mimo to postanowiłam sprawdzić, czy trzydziestka może się dobrze bawić na Woodstocku. I czy festiwal zestarzał się razem ze mną.

Pierwszy znak czasu
Dojazd. Jedenaście lat temu dotarłam do Żar zapchanym pociągiem. Impreza zaczynała się już na dworcach. Dziś - samochód. 500 km z dwiema przyjaciółkami z Warszawy pokonujemy w 10 godzin. Dojeżdżamy około 22. Przejeżdżamy przez Kostrzyn, opanowany przez woodstockowiczów. Rozbijamy namiot. I właściwie od razu dostaję odpowiedź na jedno z moich pytań: czy dzisiejsi woodstockowicze też będą tak otwarci jak kiedyś? Chwilę po tym, jak wysiadamy z samochodu, zagaduje nas przechodzący chłopak. Wypytuje, skąd przyjechałyśmy, tłumaczy, jak dojść do sceny. - Przejdźcie lasek, przez kładkę, wzdłuż płotu. Potem toi toi, poczujecie go na pewno, dalej wioska z piwem, w lewo i już. Tylko uważajcie na młode turbo punki, zaraz wyciągną od was kasę na piwo - tłumaczy.

Im się chce
- Kiedy człowiek odkrywa, że jest gejem? - dopytuje ktoś z tłumu, zebranego w jednym z namiotów Akademii Sztuk Przepięknych. Trwają tu warsztaty na temat orientacji seksualnych z psychologami ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Obok grupki ludzi malują na płótnach, inni uczą się gry na gitarach. Nawet namiot sanepidu przyciąga rozmówców. Rozglądam się zdziwiona: to jest zupełnie nowa jakość. I tym wszystkim ludziom, po nocy imprezowania, jeszcze się chce? Pośród kolejnych stoisk, znajduję namioty fundacji. - Witaj Alicja. Nie bierzesz narkotyków, jesteś OK. - oznajmia mi chłopak w jednym z nich i wiąże mi na ręku pomarańczową wstążkę. Takie opaski będę widziała u wielu osób.

Za czym ta kolejka?
Ale nowości nie da się przeoczyć. 11 lat temu w Żarach było tylko kilka budek z jedzeniem, dziś jest tu cała aleja handlowa. Kupicie wszystko od koralików, przez sukienki po glany. Można też zafundować sobie dredy. Na polu stanął Lidl, do którego stało w kolejce po pół tysiąca osób. Gdzie się obejrzeć, reklamy - coca - -cola, piwo Carlsberga i Allegro.
- Pojawił się Lidl, zobaczysz za dwa lata obok mnie staną z koszulkami H&M i tym podobne - mówi jeden z handlarzy koszulek, przyjeżdżający na Woodstock od wielu lat. Komercji jest coraz więcej, nawet na meczach antyrasistowskiego Stowarzyszenia "Nigdy Więcej". Co rok woodstockowicze grali na klepisku. Teraz boisko ze sztuczna murawą zafundował im koncern piwny. Był też wodzirej, który zachęcał do kibicowania, ale w puencie przypominał zwykle o zakupie "pięciopaka".
Nic się nie zmieniło za to w Pokojowej Wiosce Kriszny. Słychać mantry, trwa wydawanie tanich posiłków (takich jak dziesięć lat wcześniej). Kawałek dalej - Przystanek Jezus. Ale jednak bardziej nowoczesny. - A teraz "Waka Waka" - zapowiada hit Shakiry młody ksiądz.

Pięknie wyglądacie
To zdanie pada chyba najczęściej z głównej sceny. Kolejni artyści są pod wrażeniem liczącego ponad pół miliona tłumu. Ja też. Nie pamiętam, kto grał na moim Woodstocku. Pewnie Pidżama Porno, chyba Maanam. A tych koncertów nie zapomnę. Woodstock z małego festiwalu rozrósł się do wielkiego muzycznego święta. A publiczność? Jakby czas się zatrzymał. Nastolatki z kolorowymi irokezami, glany i dzwony. I myślę sobie - oni ubierają się tak jak my dziesięć lat temu. Tylko moi rówieśnicy są już dziś stonowani. Ale tu się nie czuje różnicy wieku. I można zostać zbesztanym przez mijanego dwudziestolatka: - Uśmiechnij się, jesteś na Woodstock.
Nie zmienia się też Jurek Owsiak. Dziesięć lat temu, kiedy wszyscy krytykowali nasze stroje i muzykę, on mówił: jesteście fantastyczni, możecie wszystko, o czym zamarzycie. Dziś też tak mówi. I, jak wtedy, dodaje: "zadzwoniliście już do rodziców?".
ał, gw
Nie jedz na czczo (grafitti)

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Metro

Post autor: Bolito » 12 sie 2012, 23:20

„METRO” nr 2374 3-5 VIII 2012

Przystanek Woodstock. Siema tu karnawał radości

Konrad Wojciechowski
Setki tysięcy ludzi w Kostrzynie nad Odrą słuchają dobrej muzyki. Woodstockowiczów powitali prezydenci Polski i Niemiec. Bronisław Komorowski powiedział tłumowi, że "jest z nich dumny". Dumni są też występujący tu artyści - związany z Woodstockiem od początku Carrantouhill, Farben Lehre, Gooral, GaGa czy zaproszeni goście Bogusław Wołoszański czy Roman Paszke
Z gośćmi festiwalu rozmawia Konrad Wojciechowski

Carrantouhill dla noblistów
Grają po irlandzku, cenią Beatlesów, a komplementował ich sam Czesław Miłosz. Z Woodstockiem związani są od początku - organizują tam Scenę Folkową
Jak do tego doszło, że zaczęliście przyjeżdżać na Woodstock?
- 1 maja 1995 roku zagraliśmy koncert w Łęknicy na granicy polsko-niemieckiej. Imprezę prowadził Jurek Owsiak. Przyjechały zespoły grające ostrą muzykę, a my - z buzuki i skrzypcami - trochę nie pasowaliśmy do towarzystwa. Ale ludziom i Jurkowi się spodobało. Wtedy wspomniał, że planuje zrobić Woodstock i wystosował zaproszenie.
Nie baliście się, że folk irlandzki się tam nie przyjmie?
- Trochę się obawialiśmy, ale Jurek fantastycznie nas zapowiedział, mówiąc, że muzykę irlandzką tańczy się tak jak pogo, tylko dwa razy szybciej i w lewo [śmiech].
Kogo zaprosiliście w tym roku na Scenę Folkową, którą sami organizujecie?
- Znany zespół rumuński Fanfare Cocarlia. W zeszłym roku byłem pod wrażeniem ich "bitwy muzycznej" z innym bałkańskim zespołem. Postanowiliśmy przenieść ten patent na Przystanek i urządzić pojedynek irlandzko-rumuński. Walka na dźwięki rozegra się na Dużej Scenie i potrwa godzinę.
Jak do tego doszło, że graliście koncerty dla noblistów?
- Jerzy Illg z wydawnictwa Znak szukał zespołu, który wystąpi na spotkaniu z irlandzkim poetą Seamusem Heaney'em. Wybrał Carrantouhill. Gdy po roku Heaney otrzymał Nobla, żartowano, że nasza muzyka przynosi szczęście [śmiech]. Dla Czesława Miłosza zagraliśmy w kościele św. Katarzyny, a on zabrał nas na festiwal do Kalifornii.
Może otrzymacie kiedyś Nobla w dziedzinie muzyki?
- Już takiego mamy! Podczas koncertu w zabrzańskim Domu Sztuki i Tańca Jurek Illg wręczył nam Nobla z czekolady [śmiech]. A redakcja "Trójki" przyznała "Granoscara", czyli skrzyżowanie Grammy, Nobla i Oscara. Największą nagrodą jest jednak to, że ludzie przychodzą na koncerty i kupują nasze płyty.

Przykazania utopistów
Zielone Żabki alias Ga-Ga i ich lider Mirosław "Smalec" Malec zagrają na Woodstocku materiał z płyty "Alternatywne światy"
Pobawmy się w utopistów i zbudujmy lepsze społeczeństwo. Na początek dieta bezmięsna?
Mirosław "Smalec" Malec: - Co najmniej połowa społeczności punkowej to wegetarianie. Wielu angażuje się w akcje na rzecz obrony praw zwierząt. Mieszkam w Jaworze i w ramach stowarzyszenia organizujemy cykliczną "Wegetariadę". Chcemy pokazać ludziom, że można się odżywiać zdrowiej.
Świat bez prasy, radia i telewizji?
- Raczej nie. Uważam dziennikarstwo za bardzo pożyteczny zawód, byleby rzetelnie informować, czyli nie pisać relacji z koncertu, na którym się nie było. A co do samej telewizji i zwłaszcza telewizora - uważam go za dobry wynalazek, ale źle wykorzystywany... kradnie czas, pożera energię.
Wyrzucamy z nowego wspaniałego świata billboardy reklamowe?
- Chyba się nie da, przynajmniej teraz. Jeden chce sprzedać, drugi potrzebuje kupić, a konkurencja nie śpi. Lepiej wprowadzić limity decybeli na telewizyjne spoty reklamowe, które są głośniejsze od zwykłych programów telewizyjnych.
Co z korporacjami?
- Inwestujmy we własną ziemię i własną produkcję, a nie pracujmy tylko dla dużych firm. Nonsensem jest to, że muszę kupować w sklepie mleko, które jest sprowadzane z miejscowości oddalonej o kilkaset kilometrów, podczas gdy krowa stoi za płotem. Ja sam właśnie kupuję działkę, na której będę uprawiać ogródek, tak jak kalifornijscy bohaterowie filmu "Ogórkowa rewolucja". To jest konieczne, bo coraz więcej ludzi nie ma pojęcia, jak wyhodować marchewkę.
Woodstock na tych kilka dni to...?
- Tam sprawdza się zasada: "myśl globalnie, działaj lokalnie".

Farben Lehre: rozbijamy "układ warszawski"
Młodych ludzi próbowano przekonać, że punk rock ma stołeczny rodowód i żadne kapele spoza Warszawy nie miały z tą muzyką wiele wspólnego. Naszą odpowiedzią na to było PRL, "Punky Reggae Live" - mówi Wojciech Wojda, lider formacji Farben Lehre

Dlaczego przez wiele lat nie było was na Przystanku?
Wojciech Wojda: To był 1996 rok. Publika na koncercie reagowała bardzo dobrze, może nawet za dobrze, zaś organizatorzy przestrzegali czasu występu i nie zgadzali się na bisy. Ludzie pod sceną protestowali, a za całe zamieszanie zostaliśmy ukarani my i przez osiem lat Farben Lehre nie było zapraszane na Przystanek.
Wróciliście i znowu pojawiły się problemy
- Złośliwość rzeczy martwych. Kable nie działały, zbliżał się nasz koncert, a ekipa techniczna zniknęła ze sceny. Było nerwowo, ale daliśmy radę. Jak mawia klasyk - facetów poznaje się nie po tym jak zaczynają, tylko jak kończą. Skończyliśmy usatysfakcjonowani.
To dlatego zorganizowałeś trasę Punky Reggae Live?
- Nie tylko dlatego. Mój projekt był swoistą odpowiedzią na koncert Punk Rock Later, który odbył się w 2003. Przekonywano młodych ludzi, że punk rock ma stołeczny rodowód i żadne kapele spoza Warszawy nie miały z tą muzyką wiele wspólnego. Kult, Armia, Brygada Kryzys, Dezerter, T. Love... A gdzie Moskwa z Łodzi, Abaddon z Bydgoszczy, Rejestracja z Torunia czy Sedes z Wrocławia?
Gdzie Farben Lehre?
- My załapaliśmy się na sam koniec PRL-u, więc nasza nie-obecność była akurat uzasadniona. Powołałem do życia przedsięwzięcie, które tylko z nazwy było tożsame. Z tym że skrót PRL rozwinąłem jako Punky Reggae Live. Nasza trasa była reakcją na "układ warszawski".
Sam organizujesz trasę kapeli. To trudna rola?
- Jest takie stare punkowe hasło - "Do It Yourself", czyli "zrób to sam". Od zawsze w pojedynkę załatwiałem sprawy organizacyjne Farben Lehre. Mam spore doświadczenie, więc nie tracę przy tym głowy.

Odkrywam siebie, a nie nieznane lądy
Pasją Romana Paszkego jest woda i bicie rekordów. Na zwiedzanie nie ma już czasu.
Skąd zamiłowanie do żeglugi?
Roman Paszke: - Pochodzę z Gdańska, urodziłem się nad morzem, to przyszło naturalnie. Od wczesnej młodości chodziłem w miejsca opisywane przez Güntera Grassa w "Kocie i Myszy" oraz "Blaszanym bębenku". Z plaży w Brzeźnie i Nowego Portu był tylko krok do Zatoki Gdańskiej i do żeglowania.
Pamięta pan początki obcowania z wodą?
- Zaczynałem w otoczeniu Twierdzy Wisłoujście, której historia bardzo pobudzała moją wyobraźnię. Tam, hen, za morskim horyzontem była wtedy wolność. Tęskniłem za czymś, co nieznane, za zapachem Mórz Południowych, za przygodą
Czy na wodzie czuje się pan bezpieczniej niż na lądzie?
- Czuję się inaczej. Morze nie jest naszym naturalnym środowiskiem, ale żyjemy z morza, pracujemy na morzu. Kwestia bezpieczeństwa wynika z rozeznania własnych możliwości i opanowania słabości. Im lepsze przygotowanie, tym większy stopień wtajemniczenia.
Jakie myśli towarzyszą żeglarzowi, kiedy samotnie przemierza mile morskie?
- Jeśli celem jest zwycięstwo w regatach i pobicie rekordu, myśli ogniskują się wokół zrealizowania tego zamiaru. Na inne rozważania nie ma po prostu czasu.
Dużo niebezpieczeństw czyha na morzu i oceanie?
- Jest ich kilka. Może to być duży ruch statków w wąskich przejściach Kanału La Manche, Cieśniny Gibraltarskiej czy u północno-zachodnich wybrzeży Afryki. Dużo problemów sprawia żeglarzom ograniczona widoczność i mgła.
Dziś nie trzeba opływać świata, aby wykazać, że ziemia nie jest płaska. Jaki jest więc cel pana podróży?
- Ja podróżuję tylko przy okazji. Jestem żeglarzem regatowym i wszystkie starty podporządkowane są biciu rekordów. Całe moje życie to ściganie się na morzu. Mogę w ciągu doby pokonać katamaranem odległość z Gdańska do Zakopanego i z powrotem. Na zwiedzanie nie ma czasu. Zamiast nieznanych lądów można odkrywać siebie. Ludzki mózg to największy ocean na świecie.
Który z bohaterów jest panu bliższy: realny Leonid Teliga czy literacki Santiago ze "Starego człowieka i morze" Ernesta Hemingwaya?
- Leonid Teliga był wielkim polskim pionierem żeglarstwa, natomiast Ernest Hemingway to jeden z moich ulubionych autorów. Ale wzoruję się na francuskim żeglarzu Eriku Tabarly. Z polskich inspirowali mnie Kazimierz Kuba Jaworski, Jerzy Siudy, Zygfryd Perlicki i mój nauczyciel Jurek Klimek.
Słucha pan muzyki podczas rejsów, a może śpiewa szanty?
- Oczywiście. Mam swoich ulubionych wykonawców, to klasycy rocka - Led Zeppelin, The Beatles, Nirvana, The Doors, Jimi Hendrix. Bardzo lubię Gershwina, szczególnie w wykonaniu Adama Makowicza. Mam też pokaźną bibliotekę - Gombrowicz, Kołakowski, wcześniej Jack London, ale najchętniej sięgam po "Mistrza i Małgorzatę" Bułhakowa. Audiobooków słucham sporadycznie.

Polacy nie gęsi, swą historię znają?
Czy nauka historii powinna polegać na deklamowaniu nazw, nazwisk i dat. A nie lepiej, żeby były to wycieczki do Verdun, Dachau, linii Maginota czy Drezna?
Jaki jest pana zdaniem stan wiedzy młodych ludzi na temat historii?
Bogusław Wołoszański - W ciągu ostatnich lat zainteresowanie historią bardzo się rozwinęło, czego dowodem rosnąca liczba grup rekonstruktorskich. Podobno bierze w nich udział nawet kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi. To świadczy o tym, że historia jest nadal pociągająca, szczególnie II wojny światowej.
Ale chyba nie tylko współczesność jest nam bliska?
- W Poznaniu działa grupa, która dba o historię Powstania Wielkopolskiego. Wielu pasjonatów sięga głębiej, cofając się do epoki napoleońskiej i nawet średniowiecza. Kolekcjonują broń oraz zbroję, co wymaga ogromnego samozaparcia i pochłania dużo wydatków, a najczęściej nie są to osoby zamożne.
Czy są rocznice, których nie wypada nadmiernie celebrować?
- Wszystko powinno się odbywać w granicach przyzwoitości, które bywają czasami przekraczane. To oczywiście wynika z żarliwości młodych ludzi i niedostatecznej jeszcze wiedzy oraz braku opiekuna, który by tę młodzież ukierunkował. Ale to margines.
Co jest ważniejsze z punktu widzenia edukacji: zapamiętywanie dat czy kojarzenie faktów?
- Nauka historii wciąż polega na deklamowaniu nazw, nazwisk i dat, które nic uczniowi nie mówią. Niby w szkołach stoją komputery, ale czy mają dobre programy? Historii trzeba dotknąć, co w dzisiejszej Europie nie jest takie trudne. A jak często szkoły organizują wycieczki do Verdun, Dachau, linii Maginota, Drezna?
Jak pan przyjął wypowiedź Obamy o "polskich obozach śmierci"?
- To przecież nasza wina! To kolejny dowód, że nie tylko nie umiemy uczyć historii, ale też nie potrafimy jej bronić. Mało kto na świecie wie, że Polska podczas II wojny światowej miała czwartą pod względem liczebności armię, że wojna została wygrana dzięki polskim kryptologom, którzy złamali niemiecką maszynę szyfrującą Enigma. Powszechnie na Zachodzie tę zasługę przypisuje się kryptologom angielskim. O bohaterstwie Polaków pod Monte Cassino, Tobrukiem w bitwach powietrznych nad Anglią też na Zachodzie niewiele wiadomo. Nie potrafimy się tym chwalić.

To nie jest kultura dresu i beemki
Góral puszczający w klubie dubstepową muzę to rzadki obrazek. A Mateusz Górny, czyli "Gooral", który komputerowe dźwięki okrasza ludową nutą to już zjawisko z pogranicza magii.
Zanim zacząłeś muzykować, jeździłeś zawodowo na nartach.
Mateusz Górny: - Gdy miałem 8 lat, rodzice zapisali mnie do klubu. Tam uprawiałem narciarstwo. Później pracowałem jako instruktor. Za zarobione pieniądze kupowałem instrumenty.
Czujesz się bardziej związany z elektroniką czy z góralszczyzną?
- Moje muzyczne korzenie tkwią zdecydowanie w elektronice, ale niedawno dowiedziałem się, że pradziadkowie byli rdzennymi góralami. Mój ojciec jednak w żadnej kapeli góralskiej nie grał i nie nosił parzenicy. Muzyka, która jest mi najbliższa, robi furorę w Berlinie.
Tam mieści się słynna filharmonia.
- Ale nie miałem na myśli muzyki symfonicznej, tylko klubową [śmiech]. Pociąga mnie techno i kto wie, czy nie nagram płyty właśnie w tym stylu.
Ta muzyka chyba nie ma u nas wysokich notowań?
- Zaważyły na tym stereotypy, że jej odbiorcy poruszają się czarnym BMW i noszą dresy. Kultura hip-hopu też zrobiła swoje, często nieprzychylnie odnosiła się do techno, marginalizując je i zamykając w ciasnej szufladzie. A przecież w Niemczech ta muzyka ma dużą publikę. Jeszcze w latach 90. byłem na Love Parade i widziałem na własne oczy dwumilionowy tłum falujący w rytm techno. Tak liczną publiczność może jeszcze co najwyżej zgromadzić papież albo Fidel Castro [śmiech].
Kto więc w Polsce gra techno?
- Istnieje kilka dobrych składów, ale nie funkcjonują w mainstreamowym obiegu. To raczej scena alternatywna, żadna popkultura.
A ty zaliczasz się do popkultury?
- Nie jestem bardzo rozpoznawalny, nie wyskakuję z telewizora jak z przysłowiowej lodówki.
Ale łączysz ethno z electro, a to pewna nowość.
- Proporcje są takie, że absolutny fundament stanowi muzyka klubowa. Góralszczyzna jest dodatkiem, ozdobą, formą interpretacji i dodatkową siłą.
Czy obrońcy kultury ludowej nie uważają cię za złodzieja tradycji?
- Wiem, że wiele osób nie rozumie tego, co robię. Niemniej nie spotkałem się z krytyką pod swoim adresem z powodu wykorzystywania strzeżonej jak oko w głowie spuścizny.
Komponując przy użyciu komputera, nie wyręczasz się martwym sprzętem?
- Komputer daje mi niewyczerpane możliwości, ale wszystko siedzi w głowie. Muzyka jest wytworem ludzkiej wyobraźni i tylko od nas samych zależy, dokąd sięgają jej granice.
Nie jedz na czczo (grafitti)

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Metro

Post autor: Bolito » 20 sie 2015, 12:49

„METRO” (online) 28 VII 2015

Oto nasz subiektywny poradnik Woodstockowicza

Jedziesz na Przystanek Woodstock pierwszy raz? Może jesteś stałym bywalcem i pamiętasz jeszcze słoneczniki w Żarach albo Czymanowo? Nie ważne, rady z naszego poradnika mogą się przydać każdemu!
Wyjazd na Przystanek Woodstock jest poważnym przedsięwzięciem logistycznym. Jeśli jednak wsiadłeś do pociągu i przyjechałeś na festiwal, to koniecznie przeczytaj nasz poradnik, a dowiesz się, co zrobić, by festiwalowy czas minął ci jak najprzyjemniej. Dowiesz się, gdzie znaleźć najlepsze miejsce na namiot i kiedy robić zakupy w polowym Lidlu.

Mieszkanie
Najwygodniejszą opcją jest wynajem pokoju lub mieszkania. Teraz jednak jest już na to za późno - wszelkie kwatery są zajęte rok przed festiwalem. Wybierając hotele, trzeba się też liczyć z koniecznością dojazdu na woodstockowe pole.
Jeżeli nie obejdziesz się bez prysznica i ceramicznej toalety, to wybierz płatne pole namiotowe TOI CAMP. Oferuje ono ochronę namiotów 24 h, punkt gastronomiczny z płatnymi zimnymi napojami, stałą obsługę punktów sanitarnych, kontenery z ceramicznymi toaletami, miejsca dla dzieci i niepełnosprawnych oraz osobny punkt opieki medycznej. Taka przyjemność kosztuje 30 zł za osobę za noc.
Jednak chcąc poczuć woodstockowy klimat i kurz, koniecznie rozbij się na bezpłatnym polu namiotowym, które jest praktycznie wszędzie poza wyznaczonymi strefami (nie, nie możesz się rozbić pod Dużą Sceną! Pod Małą Sceną też nie!). Najlepszym miejscem na rozbicie namiotu jest skarpa na górce ASP. Musisz się jednak liczyć z codziennym wchodzeniem do namiotu pod górę. Pamiętaj też, żeby ułożyć w środku materac czy karimatę tak, by głowa znajdowała się wyżej niż nogi, nie odwrotnie. Wcześniej warto też dokładnie sprawdzić podłoże - spanie na gnieździe mrówek lub na wystającym pniu nie jest zbyt przyjemne. Gdy rozbijesz się na bezpłatnym polu, masz do dyspozycji wszystkie atrakcje pola woodstockowego, w tym: mycie się pod kranem, ogólnodostępne toi-toie i kąpiel pod wodą z węża strażackiego.
Ostatnią, ale niezmiernie ważną sprawą są okolice namiotu. Pamiętaj, żeby je regularnie sprzątać. Zostawiając butelki, papiery czy resztki jedzenia na zewnątrz, zaśmiecasz przestrzeń sobie i innym. Część odpadów w wysokich temperaturach zaczyna pleśnieć i śmierdzieć. Natomiast szklane butelki nagrzewają się w słońcu i mogą zaprószyć ogień. Pamiętaj, że mieszkamy na wysuszonym polu w leśnej okolicy. Szanuj przyrodę i środowisko dookoła siebie.

Zakupy
Nie trzeba już chodzić kilka kilometrów do Kostrzyna na zakupy. Ale trzeba pamiętać, że do Lidla, który jest dostępny na miejscu, zawsze są ogromne kolejki. Z racji natłoku pracy jedynie członkowie Pokojowego Patrolu i Medycznego Patrolu mogą do niego wchodzić bez czekania. Wszyscy inni muszą być przygotowani na co najmniej godzinę stania przed wejściem w pełnym słońcu (warto zabrać ze sobą kapelusz lub czapkę, by ochronić się od słońca!). W samym sklepie jest natomiast wszystko co najpotrzebniejsze na festiwalu - woda, zimne napoje, pieczywo, owoce, warzywa i konserwy (zimne arbuzy są hitem festiwalu od kilku lat).
Chcąc natomiast zjeść ciepły obiad, trzeba pójść do strefy gastronomicznej, która jest na terenie festiwalu - (po prawej stronie od Dużej Sceny). Można tam dostać zestawy obiadowe mięsne, fast foody, dania wegetariańskie, a nawet wegańskie. W tym roku dostępne będą m.in.: kotlety schabowe z ziemniakami, hot dogi i tortille z warzywami. Alternatywną opcją jest jedzenie z Pokojowej Wioski Kryszny. Oferują oni dania wegetariańskie: dal z soczewicy (rodzaj gulaszu), chipsy z kminkiem i halawy (słodki, bananowy deser). Wioska Hare Kryszna zawsze usytuowana jest na końcu głównej alejki naprzeciwko kranów i z racji radosnych śpiewów dochodzących z ich sceny zazwyczaj słychać ją z oddali.

Bezpieczeństwo podczas festiwalu
Pamiętaj, żeby o siebie dbać. Może brzmi to banalnie, ale Przystanek Woodstock to ogromny, niestrzeżony teren. Nie zostawiaj wartościowych rzeczy w namiotach bez opieki, bo potem pretensje o ewentualne kradzieże możesz mieć tylko do siebie. Podczas upałów zakładajcie okrycia na głowę, nie siedźcie w pełnym słońcu, smarujcie się kremami z filtrem i pijcie dużo wody. Nie chodź boso po polu. W piasku i trawie można nadepnąć na rozbite szkło. Uważajcie ze znajomymi na siebie nawzajem. Jeżeli widzicie, że ktoś się źle czuje lub długo nie wychodzi z namiotu, natychmiast poinformujcie Pokojowy Patrol. Nie pozwalajcie kolegom spać w rozgrzanych namiotach. Na słońcu szybko się nagrzewają i działają prawie jak piekarnik - są wręcz zagrożeniem dla życia.

Awaryjne wypadki
Jeżeli widzisz, że doszło do wypadku, natychmiast zareaguj. Wezwij Pokojowy Patrol - powiedz im dokładnie, co i gdzie się stało, żeby mogli szybko i skutecznie pomóc. Nie zatrzymuj jadących quadów. One już zostały wezwane do poszkodowanego i jadą mu pomóc. Najlepiej zejdź im z drogi i poproś innych, by się odsunęli.
Jeżeli zdarzyło się coś, co nie wymaga transportu i natychmiastowej pomocy, przyjdź do jednego z medycznych punktów terenowych. Tam zajmą się tobą dyżurujący ratownicy i lekarze - opatrzą lub dadzą odpowiednie leki. Znajdziesz je w pobliżu: stoisk gastronomicznych, ASP, po prawej stronie Dużej Sceny, stojąc do niej przodem, na początku pasażu handlowego naprzeciwko sklepiku WOŚP, obok Pokojowej Wioski Kryszny i Wioski Piwnej (tuż obok szpitala Hel).
Trzymajcie się razem, większą grupą. Na Przystanku Woodstock jest bardzo dużo ludzi i łatwo się zgubić. Jeżeli nie możecie znaleźć przyjaciół, możecie spróbować nawiązać z nimi kontakt poprzez Radio Woodstock. Można poprosić stojący pod sceną Pokojowy Patrol, by zanieśli kartkę z informacją do prowadzących.

Odjazd
To jest zawsze najtrudniejszy moment Przystanku Woodstock. Fani muzyki zjeżdżają się przez wiele dni, a wyjeżdżają jednego. Najlepszym rozwiązaniem jest wyjazd jeszcze w sobotę po koncertach lub w niedzielę wieczorem. W innym wypadku jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że nie wsiądziesz do pociągu i będziesz czekał wiele godzin na dworcu. Koniecznie kup wcześniej bilet, oszczędzisz sobie prawie dwóch godzin stania w kolejce przed kasami. Możesz również spytać Pokojowego Patrolu, z jakiego peronu odjeżdża pociąg, to zawsze usprawni podróż. Pamiętaj, że na peronach jest mnóstwo ludzi. Uważajcie na siebie i nie przepychajcie się.
Nie jedz na czczo (grafitti)

ODPOWIEDZ