Prasa lokalna i mało znana o nas

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Prasa lokalna i mało znana o nas

Post autor: Bolito » 06 sie 2012, 23:11

„MIASTO KOBIET” nr 4 (48) VIII – IX 2012

Rośliny na talerzu.
po wegetariańskiej warszawie oprowadza Natalia Przybysz.


Fast food po wegańsku
Restauracja wegańska z azjatycką kuchnią. Można zjeść azjatyckie sajgonki, wiele rodzajów tofu, różne formy sejtanów (np. z bakłażanem) i bardzo dobre zupy . Polecam zupę pho, czyli rosół z makaronem ryżowym i świeżymi ziołami: kolendrą, miętą, pietruszką. Wszystko jest smaczne i chrupiące. Większość potraw to rzeczy smażone.

Loving hut al. Jana Pawła II 41 A lok.8

Vege po hindusku
Krysznowska stołówka, dosyć tania, można się naprawdę dobrze najeść. Samosy, pakory, kofty, sabji i inne hinduskie przysmaki. Jedyne, co mnie tam trochę męczy, to sól – ja w swojej kuchni stosuję jej dużo mniej. Dochód ze sprzedaży posiłków Vega w całości przeznacza na akcję dożywiania dzieci.

Bar Vega al. Jana Pawła II 36 c

Wegetariańskie fusion

Bardzo eleganckie miejsce, z europejską kuchnią, trochę droższe od wcześniej wspomnianych. Duży wybór sałat. Szczególnie lubię miks sałat z kiełkami i prażonymi pestkami dyni i słonecznika. Są makarony, tortille, a dla dzieci kotlety z marchwi i patyczaki, czyli frytki domowej roboty.

Biosfeera, al. Niepodległości 80 / wejście od ul. Odyńca.

Bazyliowy raj
Lubię chodzić do włoskich knajp i samodzielnie komponować wegetariańskie dania. Mamma Marietta to moje ostatnie odkrycie. Mają świetne makarony, bakłażany i genialny sos pomidorowy z bardzo dużą ilością dobrej, świeżej bazylii.

Mamma Marietta, ul. Wolska 74 A

________________________________________________________________________________
Natalia Przybysz – weganka, wokalistka występująca pod pseudonimem Natu, wcześniej z siostrą Pauliną tworzyły zespół Sistars.
Nie jedz na czczo (grafitti)

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Prasa lokalna i mało znana o nas

Post autor: Bolito » 13 sie 2012, 21:09

Tym razem o bhaktach ani słowa. "Relacje" wg mnie zmyślone, ale wyróżniony fragment ewidentnie napisany o nas (tylko bez nazw, żeby nikt się nie mógł przyczepić...)

„VICTOR -JUNIOR” nr 16 (210) 2 VIII 2012

Manipulatorzy

Wydawali się tacy mili… Wydawał się taki miły…. Nieważne, czy to była grupa, czy ktoś jeden. Z jakichś powodów chcieli sprawić, żeby Anka i Martyna im uwierzyły.
Santa Fe, Stany Zjednoczone, 26 marca 1997 r. Trzydzieści dziewięć osób popełnia zbiorowe samobójstwo. Badający tajemniczą sprawę i przedstawiciele policji szybko ustalają motyw nietypowego zachowania. Wszystkie osoby były członkami sekty Wrota Nieba. Ich guru przedstawiał im śmierć jako jedyne rozwiązanie ich (przyszłych) problemów. Impulsem do zbiorowego samobójstwa miało być dla członków sekty pojawienie się na niebie komety.
To nie pierwszy i nie ostatni taki przypadek w historii. Jednym z bardziej makabrycznych przykładów działalności sekt był chociażby przypadek z 19 kwietnia 1993 r., kiedy to ponad 80 osób (w tym kilkanaścioro dzieci!) zginęło po spaleniu i wysadzeniu w powietrze farmy Waco w Teksasie (Stany Zjednoczone). Ofiarami tego tragicznego wydarzenia byli członkowie Szczepu Dawidowego.
W Polsce, na szczęście, do podobnych przypadków masowych samobójstw związanych z działalnością sekt nie doszło. Co nie znaczy, że wiele młodych osób nie padło ofiarą nieuczciwych ludzi podających się za przywódców duchowych.

Tacy inni, kolorowi
Anka (17 lat) nigdy nie słyszała o sekcie „NIEBO” ani o wielu innych tego typu stowarzyszeniach. Dwa lata temu pojechała po prostu na festiwal. Rodziców okłamała, że jedzie na działkę do cioci przyjaciółki. Gdyby wiedzieli, że na festiwalu będą wykłady na temat duchowości Wschodu, na pewno by się nie zgodzili na jej udział w takiej imprezie. Już i tak kręcili nosem, że przestała jeść mięso i chodzić z nimi do kościoła. Tymczasem dla Anki festiwal był objawieniem. Nie tylko poszerzyła swoją wiedzę na temat reinkarnacji i uznała, że wszyscy mamy w sobie coś z biedronki czy motyla, słuchała wspaniałej muzyki, ale jeszcze do tego… poznała tych niesamowitych ludzi. Byli od niej kilka lat starsi, ale to nie miało znaczenia. Byli tacy otwarci, tacy kolorowi!
– Zupełnie inni od tych drechów u mnie w szkole – napisała w SMS-ie do swojej przyjaciółki. Jednym z ostatnich, jakie wymieniły. Bo odkąd Anka poznała tych ludzi, przestała mieć dla kogokolwiek czas. Liczyli się tylko oni, nabożeństwa, w których trzeba było uczestniczyć co najmniej raz w tygodniu, dziwne i nietypowe książki, które Anka od nich dostawała. Przyjaciółka zaczęła się o Ankę poważnie niepokoić, kiedy tamta coraz częściej mówiła o porzuceniu szkoły i zamieszkaniu z „przyjaciółmi”. Przyjaciółka krzyknęła wtedy na nią ostro:
– Nie widzisz, że to sekta, że oni tobą manipulują?!
Anka po prostu odwróciła się i wyszła z jej mieszkania. Więcej się do niej nie odezwała. Na razie wciąż mieszka z rodzicami, ale rodzice dawno stracili z nią kontakt. Nie wiedzą, co robi i co myśli. Jej zachowanie wydaje im się coraz bardziej dziwaczne. Ostatnio z przerażeniem dowiedzieli się, że ich córka powtarza ponad 1500 razy dziennie pewną mantrę. Nie widzi w swoim zachowaniu nic nienaturalnego.


Uczestniczka forum
Martyna (14 lat) na żadnym festiwalu nigdy nie była. Tak naprawdę większość swojego dotychczasowego życia spędziła w czterech ścianach pokoju. Czasami przychodziła do niej przyjaciółka z domu naprzeciwko, rozmawiały i oglądały seriale. Martyna zawsze chciała mieć przyjaciółkę, a jeszcze lepiej chłopaka, ale jakoś tak zawsze wychodziło, że nie miała nikogo takiego. Chłopcy się nią nie interesowali, dziewczyny też trzymały się na dystans. Może przeszkadzało im to, że jest nieśmiała i nie lubi rozmawiać o ciuchach i chichotać z byle powodu? A może to, że dobrze się uczy i nie pyskuje nauczycielom?
Dlatego stałe łącze założone w te wakacje było dla Martyny wybawieniem. W końcu mogła codziennie siadać do kompa. Miała swoje ulubione forum dla nastolatków i była tam jedną z najaktywniejszych uczestniczek. Tam poznała Roberta. Oczywiście wie, że to nie jest jego prawdziwe imię, ale ona też nie powiedziała mu, jak się naprawdę nazywa. Na początku. Bo później to powiedziała mu już o sobie wszystko.
Tak wspaniale im się rozmawiało. Okazało się, że są z tego samego miasta. Martyna dała chłopakowi swój numer telefonu. Pierwszy dziwny SMS przyszedł po dwóch dniach. Robert nalegał na spotkanie, choć Martyna wyraźnie powiedziała mu, że na razie to niemożliwe, bo jej rodzice są zdecydowanie przeciwni, żeby spotykała się z ludźmi poznanymi przez net. Do Roberta jakby to nie dotarło.
Po tym pierwszym SMS-ie zaczęły przychodzić kolejne. Już nie rozmawiali na forum. Martyna zaczęła się bać odbierać telefon, bo te wiadomości były coraz dziwniejsze. Prawdę mówiąc Robert pisał o takich rzeczach, że wstydziła się pokazać te SMS-y nawet koleżankom w szkole, nie mówiąc już o rodzicach. Kiedy napisał jej, jak jest ubrana, i opisał, którędy dokładnie szła do sklepu, dotarło do niej, że ten chłopak ją śledzi. To już nie było miłe. Czuła się dziwnie. Bała się.
Przestała wychodzić z domu, bo nie chciała się gdzieś na niego natknąć. Liczba wiadomości doszła do 40 dziennie. Zmieniła numer, ale po kilku dniach on znowu miał do niej dostęp. Czuła się osaczona.
Rodzice zauważyli, że dziwnie się zachowuje. Wzięli ją na poważną rozmowę. Pękła, powiedziała im wszystko. Jaka była naiwna, zaczynając tę znajomość. Ojciec nie zastanawiał się długo. Przejrzał jej telefon. Przeczytał tylko kilka ostatnich wiadomości, ale to wystarczyło. Zgłosił sprawę na policji.
– Byłam strasznie głupia – Martyna zwiesza głowę. – Okazało się, że ten cały „Robert” to dorosły facet. Ma żonę i syna. Podobno pisał do mnie „dla zabawy”, ale na szczęście policja mu nie uwierzyła. Dowiedziałam się, że jest takie przestępstwo, które nazywa się stalking. To prześladowanie kogoś, nękanie np. wiadomościami, mailami. Ten człowiek właśnie za to przestępstwo odpowie. Grozi mu do trzech lat więzienia.

O czym pamiętać, by nie zostać ofiarą manipulatorów?

Buduj poczucie własnej wartości. Osoba przekonana o tym, że jest niepowtarzalna i wartościowa jest mniej podatna na techniki stosowane przez nieuczciwych ludzi.
Nie nawiązuj przygodnych znajomości. Na początku naprawdę wystarczy zwykłe „cześć, miło cię poznać”. Nie musisz wymieniać się z każdym nowo poznanym człowiekiem historią życia!
Nie wsiadaj do nieznanych samochodów, nie chodź do mieszkań ludzi, którzy Cię tam z jakichś powodów zapraszają (zwłaszcza sama!) – jednym słowem: zachowaj czujność.
Zachowaj bardzo ograniczone zaufanie wobec ludzi, którzy krytykują Twoich rodziców, Twoje dotychczasowe otoczenie, namawiają Cię na radykalne zmiany w życiu (np. wmawiają Ci, że nie musisz chodzić do szkoły!).
Nie dawaj nieznajomym żadnych pieniędzy!
Pamiętaj, że – choć to smutne – niewiele rzeczy można otrzymać w życiu bezinteresownie. Jeśli ktoś na początku znajomości obdarowuje Cię ponad miarę (np. rzeczami materialnymi), zastanów się, czego może chcieć w zamian.
Nigdy nie podejmuj działań, które musisz ukrywać przed rodzicami. Nie daj się wciągnąć w żadne „wspólne tajemnice”. Jeśli jakieś działanie musisz ukryć (np. kłamiąc), bardzo prawdopodobne, że przyniesie Ci ono więcej szkody niż pożytku!
Nie jedz na czczo (grafitti)

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Prasa lokalna i mało znana o nas

Post autor: Bolito » 17 sie 2012, 23:35

„IDZIEMY” nr 32 (361) 5 VIII 2012

Jezus pojechałby na Woodstock

Gdyby moje dzieci miały jechać na Woodstock, pojechałbym razem z nimi. Młodzież potrzebuje obecności kogoś mądrzejszego, by nie przyjmować rzeczywistości bezkrytycznie – mówi ks. Artur Godnarski, koordynator Przystanku Jezus w rozmowie z Michałem Ziółkowskim.
Z ks. Arturem Godnarskim, duszpasterzem młodzieży i głównym koordynatorem Przystanku Jezus, rozmawia Michał Ziółkowski
Po co Ksiądz jeździ na Przystanek Jezus?
W Ewangelii Jezus, podejmując swoją misję, opuszcza bezpieczną przystań – rodzinny Nazaret – i idzie do Kafarnaum. W mieście, które później nazwie „swoim”, styka się z wielością kultur. Krzyżują się tam szlaki handlowe, stacjonują legioniści, koncentruje życie społeczne. Jezus udaje się w miejsce, gdzie gromadzi się wielu ludzi. Dziś nieraz chcemy zamknąć Go skrzętnie w tabernakulum i złocić koronami. Tymczasem On najnormalniej w świecie pragnie przychodzić w pokorze i bez czynienia wyrzutów mówić o miłości Ojca i prawdzie Królestwa Bożego. Podobnie postępujemy jako ewangelizatorzy na Przystanku Jezus, gdy wychodzimy do młodzieży z Przystanku Woodstock. Nie chcemy jej przeciągać na swoją stronę. Raczej pobudzić w tych młodych ludziach myślenie: po co żyją? Co w ich życiu jest najważniejsze? Czy wliczają w nie Boga? Jestem przekonany, że Jezus z ogromną radością przysiadłby się do woodstockowiczów.
W Kafarnaum Jezus spotyka rybaków oraz celników i spośród nich wybiera pierwszych apostołów. Kogo znalazłby na polu w Kostrzynie?
Zagubione dzieci Boże. Kiedyś bracia redemptoryści zapytali mnie, kto dzisiaj w Kościele jest najbardziej opuszczony? Zaryzykuję stwierdzenie, że właśnie młodzi, ponieważ nie są „dochodowi”. Ucząc się czy studiując, nie przynoszą pieniędzy do Kościoła, a wciąż trzeba w nich inwestować. Stąd dla ludzi przeliczających wiele spraw na złotówki młodzież nieustannie znajduje się „pod kreską”. Z doświadczenia duszpasterskiego wiem, że o wiele łatwiej jest zajmować się tymi, którzy są w stanie się odwdzięczyć. Młodzież za to może ofiarować przyjaźń. Mnie jako pedagogowi daje ona ogromną satysfakcję.
Jezus spotkałby w Kostrzynie ludzi, którzy nie mają do kogo się zwrócić ze swoimi pytaniami. Dziś w samochodzie przez kilka godzin rozmawiałem z 18-latkiem na tematy niebanalne. On w pewnej chwili przyznał: wie ksiądz, jak ciężko jest z kimś porozmawiać o poważnych sprawach? My się ciągle wydurniamy, gramy innych, niż jesteśmy.
Jakie pytania stawiają młodzi ludzie?
Mają ich całą gamę. Pytają o swoje życie, bo nie potrafią go zinterpretować. Chcą wiedzieć na przykład, czemu nie potrafią się dogadać z ojcem czy matką. Dlaczego rodzice ciągle tylko krzyczą, czegoś od nich wymagają, a nie są zainteresowani ich życiem? Szukają punktu odniesienia w kimś spoza kręgu więzów krwi, co jest zresztą naturalne. Pytają również o rzeczywistość dookoła. Nie rozumieją świata polityki ani tego, jak manipuluje się dzisiaj ludźmi np. przez media. Gdy dotykamy tematów ojczyzny czy troski o dobro wspólne, często się zniechęcają. Mówią: nie wiemy, dlaczego u dorosłych jest takie zacięcie w danej sprawie. Brakuje im odniesień historycznych, w dużym procencie nie znają historii Polski. Są na swój sposób Europejczykami – poprzez posługiwanie się językami obcymi, czytanie prasy, śledzenie wydarzeń w internecie. Ale nie doświadczyli wydarzeń, które byłyby kamieniami milowymi na ich drodze ku dorosłości. Nie wiedzą, komu mogą ufać, a komu nie. Te szczere pytania dotyczą nieraz spraw na pozór oczywistych. Czym jest prawda? Czy naprawdę Bóg jest, czy istnieje życie wieczne? Dlaczego Pismo Święte jest tak ważne dla chrześcijan?
Poważne i trudne tematy jak na festiwal, który w powszechnym odczuciu jest okazją do nieskrępowanej zabawy.
Wielu młodych przyznaje, że dopóki nie wypiją alkoholu, blokują ich wstyd i nieśmiałość. Kiedy zawory puszczają, może zacząć się szczery dialog. Nie stanowi dla nas problemu rozmowa, a nawet modlitwa z kimś, kto wcześniej wypił kilka piw. Ale to nie jest reguła. Spotykamy się także z tymi, którzy alkoholu nie piją wcale, a przyjechali po prostu dobrze się bawić.
Trzeba też mieć świadomość, że pole Przystanku Woodstock żyje własnym życiem. Pod sceną Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy faktycznie bawi się mniej więcej jedna czwarta jego uczestników. Pozostali chodzą po obrzeżach i zajmują się zupełnie czym innym.
Na targowisku idei, jakim jest Przystanek Woodstock, Dobra Nowina jest tylko jedną z propozycji…
Naszą motywacją do ewangelizacji nie jest obecność np. wyznawców Hare Kryszny. Chrystus nie kazał być konkurencyjnym, tylko dał konkretne zadanie do wykonania: Idźcie i głoście Ewangelię. Czyńcie uczniów. Przewagą naszej „oferty” jest to, że mamy świadomość, Kogo spotkaliśmy. Kryszny jeszcze nikt nie spotkał, Jezusa – tak. On sam się broni. Od razu widać to na polu. Ewangelizatorzy zachowują się naturalnie, chodzą bez obstawy. Nie różnią się nawet od woodstockowiczów wyglądem zewnętrznym: też mają swoje nabijane ćwiekami katany [kurtki] i inne gadżety.
Jak pracują ewangelizatorzy Przystanku Jezus? Wychodzą na woodstockowe pole i co dalej?
Niezmienne jest to, że poruszają się zawsze w parach lub trojkami, dla bezpieczeństwa i wzajemnego wsparcia. Poza tym życie pisze tak różnorodne scenariusze, że trudno określić jakieś schematy. W ostatnich latach nie musimy nawet oddalać się zbytnio od pola Przystanku Jezus. Mnóstwo młodych ludzi przychodzi pod nasz biały krzyż i scenę, na której wyświetlamy filmy i prowadzimy spotkania. Wiedzą, że usłyszą tam konkretne odpowiedzi od tych, którzy już doświadczyli Boga. A także znajdą księdza do spowiedzi. Ten biały krzyż przyciąga jak magnes.
A "w terenie" – w jaki sposób ewangelizatorzy zwracają uwagę uczestników? Zagadują do nich?
Tak. Atmosfera Przystanku Woodstock sprawia, że wyjątkowo szybko znika dystans pomiędzy obcymi dla siebie osobami. Oni pytają, my pytamy. Często punktem wyjścia do rozmowy jest czyjś ubiór, który zwykle coś odzwierciedla. Nie jest żenujące pytanie: dlaczego nosisz tę skorupę z arbuza na głowie? – A, żebyś zwrócił na mnie uwagę – słyszymy. – To chodź, pogadamy. Skąd jesteś, co u ciebie słychać? To normalne pytania ciekawskich młodych ludzi.
Pamiętam, jak kiedyś grupa bawiących się na festiwalu podeszła do jednego z biskupów. Nie wiedzieli, kim jest. Zaciekawił ich duży srebrny krzyż, który zobaczyli na sutannie. Zapytali: czym się różnisz od innych, że masz ten krzyż na wierzchu, a oni takich nie mają? W takiej chwili można się zdenerwować z powodu czyjejś ignorancji. Albo wykorzystać ją, by opowiedzieć o Chrystusie, którego nosi się na szyi, niekoniecznie podkreślając, że się jest biskupem.
Pomysłodawca Przystanku Jezus bp Edward Dajczak opowiada, że kiedyś pod jego rezydencją stanęli uczniowie z liceum znajdującego się naprzeciw. Nie wiedzieli, kto mieszka w tym budynku. Słowa na „k” latały na prawo i lewo. Biskup nie mógł wytrzymać i w pierwszym odruchu chciał zamknąć okno. Ale potem pomyślał: czemu z nimi nie porozmawiam? Zszedł więc do nich i zaprosił do środka na herbatę. Od tamtej pory zaczął regularnie otwierać drzwi.
Są sytuacje, w których do rozmowy nie dojdzie?
To przypadki skrajne – gdy ktoś jest agresywny lub zwyczajnie bełkocze. Ale ewangelizatorzy i tak go nie zostawią. Otoczą błogosławieństwem i pomodlą się w jego intencji.
Na Przystanku Woodstock bywa niebezpiecznie?
Jako ksiądz jeżdżę na Przystanek Jezus od 13 lat. Nigdy nie towarzyszyło mi poczucie lęku. To nie oznacza: och, jak tam cieplutko i wspaniale, rodzice kochani, puszczajcie swoje dzieci na Woodstock. Trafiają tam ludzie z ogromnym bagażem życiowych doświadczeń. Dochodzi do wielu trudnych sytuacji, które eskaluje alkohol. Ale to ma też swoją dobrą stronę, bo dialog jest szczery. Nie ma fasadowości, udawania, co bardzo sobie cenię.
Gdyby moje dzieci miały jechać na Woodstock, pojechałbym razem z nimi. Młodzież potrzebuje obecności kogoś mądrzejszego, by nie przyjmować rzeczywistości bezkrytycznie. Łatwo można ją oszukać.
Czy młodzież z obu Przystanków w jakiś sposób się różni?
Jest jedna zasadnicza różnica: ci z Przystanku Jezus już spotkali Zbawiciela w swoim życiu. Świadomie podejmują misję ewangelizacyjną. Zresztą wiele osób, które poznaliśmy na Woodstocku, przyjeżdża w kolejnych latach już na nasz Przystanek, bo doświadczyli piękna Kościoła bez bufonady, patosu, za to prostego, naturalnego, bliskiego. Odrzucającego konwenanse na rzecz spotkania człowieka z człowiekiem: odkryłem Jezusa i chcę ci o Nim opowiedzieć. Dzięki temu te spotkania zyskują niesamowitą dynamikę, jakiej nie widziałem w żadnych innych okolicznościach.
Ci, którzy kiedyś szukali, teraz pomagają znaleźć.
Chłopak, którego kilka lat temu spotkaliśmy na polu, jest dziś prężnie działającym katolikiem z diecezji poznańskiej. Organizuje wspólne spływy kajakowe dla ojców i synów. Zabrał zresztą głos na I Kongresie Nowej Ewangelizacji w ubiegły weekend. Z kolei Rafał, którego poznaliśmy na… śmietniku, zamieszkał w domu naszej Wspólnoty św. Tymoteusza w Gubinie. Kiedy już stanął na nogi, wyjechał do Irlandii, został śmieciarzem i założył tam rodzinę. W tym roku razem zjawili się w Kostrzynie.
Czego muszą się nauczyć ewangelizatorzy Przystanku Jezus?
Przystanek skupia ludzi o różnym dorobku duchowym. Członkowie Ruchu Światło-Życie wnoszą do niego umiłowanie Pisma Świętego i modlitwy różańcowej, charyzmatycy – entuzjazm głośnej i równoczesnej modlitwy. Są też ludzie z neokatechumenatu i Szkoły Nowej Ewangelizacji. Ci ostatni przechodzą kursy ewangelizowania ludzi ochrzczonych, którzy porzucili praktyki religijne. Dwa podstawowe to „Nowe Życie” i „Paweł”.
Pierwszą zasadą naszej misji jest piękno kerygmatu. Ciągle w Kościele bawimy się w odczytywanie wierszyków, cytowanie książek… To wspaniałe, ale ludzie mogą je sobie przeczytać sami. Św. Paweł zaznacza natomiast bardzo wyraźnie: „…spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących” (1 Kor 1, 21). Nie ma co filozofować, zastanawiać się, czy Pan Bóg stworzyłby kamień tak wielki, że nie mógłby go unieść. Drogą kerygmatu Duch Święty prowadzi nie przez mądrość słowa, ale prostotę krzyża. Ten niesamowity klucz ciągle w Kościele w Polsce wydaje się nieodkryty.

Ks. Artur Godnarski (1969), kapłan diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, duszpasterz młodzieży, także akademickiej. Ukończył seminarium w Paradyżu. Mieszka z młodzieżą w Domu Wspólnoty św. Tymoteusza w Gubinie, której jest założycielem. Współorganizator Ogólnopolskiej Inicjatywy Ewangelizacyjnej „Przystanek Jezus”. Sekretarz Zespołu Konferencji Episkopatu Polski do spraw Nowej Ewangelizacji. Uwielbia pielgrzymki do Ziemi Świętej; przez rok mieszkał w Jerozolimie.
Nie jedz na czczo (grafitti)

Awatar użytkownika
Purnaprajna
Posty: 2267
Rejestracja: 23 lis 2006, 14:23
Lokalizacja: Helsinki/Warszawa
Kontakt:

Re: Prasa lokalna i mało znana o nas

Post autor: Purnaprajna » 18 sie 2012, 06:47

Ks. Artur Godnarski pisze:Kryszny jeszcze nikt nie spotkał, Jezusa – tak. [...]

W takiej chwili można się zdenerwować z powodu czyjejś ignorancji.
Oj można się zdenerwować!

Awatar użytkownika
trigi
Posty: 2068
Rejestracja: 09 sie 2011, 13:38
Lokalizacja: UK

Re: Prasa lokalna i mało znana o nas

Post autor: trigi » 18 sie 2012, 09:23

Purnaprajna pisze:
Ks. Artur Godnarski pisze:Kryszny jeszcze nikt nie spotkał, Jezusa – tak. [...]
W takiej chwili można się zdenerwować z powodu czyjejś ignorancji.
Oj można się zdenerwować!
Ale już niedługo spotka! Jak donoszą newsy z ostatniej chwili, Kryszna nadchodzi! http://www.youtube.com/watch?v=nWED3DlwSdE
To dopiero się zirytują! :wink:
Co to będzie! Co to będzie Jezusiczku drogi !
Bolito pisze: Już i tak kręcili nosem, że przestała jeść mięso i chodzić z nimi do kościoła.
(Argumenty ciężkie, aż trudno polemizować)
Bolito pisze:Byli od niej kilka lat starsi, ale to nie miało znaczenia.
(To jest poważny zarzut nawet jak nie wspomina sie kto dokładnie, trzeba z tym do sądu, w końcu to gazeta dla juniorów, nawet nie gimnazjalistów, poważne pomówienie)
Bolito pisze: Przyjaciółka krzyknęła wtedy na nią ostro:
– Nie widzisz, że to sekta, że oni tobą manipulują?!
(uzywanie podniesionego głosu manipulacją nie jest)
Bolito pisze:Ostatnio z przerażeniem dowiedzieli się, że ich córka powtarza ponad 1500 razy dziennie pewną mantrę. Nie widzi w swoim zachowaniu nic nienaturalnego.

(Ja widzę - powinno być 1728)
Victor-Junior co oni się tak czają? Dziwne, jak sie mówi a to trzeba i b. "Tacy inni, kolorowi" fajna gazetka, tez taka inna, kolorowa tylko czyz artykuł dla juniorów nie nadawał sie do gimnazjalisty?
Bolito pisze:
W Kafarnaum Jezus spotyka rybaków oraz celników i spośród nich wybiera pierwszych apostołów. Kogo znalazłby na polu w Kostrzynie?
Zagubione dzieci Boże. Kiedyś bracia redemptoryści (czyt. Ojciec Dyrektor) zapytali mnie, kto dzisiaj w Kościele jest najbardziej opuszczony? Zaryzykuję stwierdzenie, że właśnie młodzi, ponieważ nie są „dochodowi”.
Po czym Ojciec Dyrektor stracił zainteresowanie pojawianiem sie na PJ. Celne spostrzeżenie.
Celników i strazy granicznej tez było pełno. Wędkarzy mniej, choć nad morze 120 kilosów.
A tak de facto dzieci te jak wrócą po 3 dniach picia piwa to przestają być zagubione?
Czy w ogóle zagubione nie były, tylko wizja Artura - misjonarza wymusza takie spojrzenie.
Na plebani p.Godlewski straci wizje zagubionych dzieci.
Bolito pisze: Poważne i trudne tematy jak na festiwal, który w powszechnym odczuciu jest okazją do nieskrępowanej zabawy.
Wielu młodych przyznaje, że dopóki nie wypiją alkoholu, blokują ich wstyd i nieśmiałość. Kiedy zawory puszczają, może zacząć się szczery dialog. Nie stanowi dla nas problemu rozmowa, a nawet modlitwa z kimś, kto wcześniej wypił kilka piw.
Kiedy zawory puszczają, po odblokowaniu wstydu i niesmiałości? Czas na szczery dialog?
O czym oni rozmawiają po kilku piwach jak puszczą zawory?
"a nawet modlitwa z kimś, kto wcześniej wypił kilka piw" - wierze.
(We wsi Wielki Łęck ( warmińsko-mazurskie ) już po raz kolejny pijany ksiądz odprawiał msze. 12 marca odprawiał Drogę Krzyżowa dla wiernych a po ceremonii... wsiadł w samochód i odjechał.Na trasie Cibórz — Wielki Łęck pijany ksiądz rozpędził swoją skodę i następnie spowodował wypadek.)
Bolito pisze:Pozostali chodzą po obrzeżach i zajmują się zupełnie czym innym.
????

Awatar użytkownika
trigi
Posty: 2068
Rejestracja: 09 sie 2011, 13:38
Lokalizacja: UK

Re: Prasa lokalna i mało znana o nas

Post autor: trigi » 18 sie 2012, 21:44

Bolito pisze:„IDZIEMY” nr 32 (361) 5 VIII 2012

[Kiedy zawory puszczają, może zacząć się szczery dialog.
Jeszcze taki drobiazg jeśli mowa o chodzeniu i "puszcaniu zaworów", "hamulców" i innych zabezpieczeń:

Niektórzy traktują pielgrzymkę jak obóz odchudzający, inni szukają swojej drugiej połówki. Są też tacy, którzy "konsumują" na niej nowo powstałe związki. Po wypiciu kilku "głębszych" puszczają hamulce... Ksiądz to nie ochroniarz, więc okazji jest mnóstwo. Krzysiek często chwali się znajomym, że podczas peregrynacji zbił majątek na sprzedaży prezerwatyw.
http://religia.onet.pl/publicystyka,6/p ... 47447.html
Polacy wierzą, że jako naród są otoczeni opieką Matki Bożej, dlatego też kult maryjny stopniowo stał się nieodłącznym elementem polskiej tradycji. Turystyka religijna, jako taka rozpowszechniła się w kraju na początku lat 90. Związane jest to przede wszystkim z działalnością papieża Jana Pawła II, który często podkreślał, że jako chłopiec pielgrzymował ze swoim ojcem.
(...)Prawdziwi pielgrzymi wolą nie wypowiadać się na temat religijnych turystów.

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Prasa lokalna i mało znana o nas

Post autor: Bolito » 22 sie 2012, 22:47

„NASZA DROGA” nr 15-16 (...) VIII 2012


Bóg i bogowie

Właściwie to nie wiem co myśmy złego uczynili, gdzie tkwi błąd w naszym wychowywaniu Ani.Miała wszystko, co było jej potrzebne, chociaż nie była rozpieszczana. Nigdy nie brakowało pieniędzy w domu, ale mąż pozwalał jej zarabiać, wraz z innymi dziećmi, pomocą w wakacyjnej stołówce. Często z nią rozmawiałam na różne tematy, a żadne jej pytanie nie zostawialiśmy bez odpowiedzi. Bo chociaż nasz prywatny interes pochłaniał nam mnóstwo czasu, uważaliśmy, że nie wolno nam skąpić czasu na to, co najważniejsze. Przez całe lata było dobrze. Była solidną uczennicą, dobrą koleżanką, nie omijała kościoła. Wszystko zaczęło się wraz ze studiami. Musiała zamieszkać w akademiku, bo codzienne dojazdy pochłaniałyby zbyt dużo czasu. A przecież nie można było pozwolić na brak czasu na studiowanie. Koleżanka z pokoju już wcześniej poznała tych ludzi. Ania opowiadała o wygolonych głowach, ciekawych pieśniach, wegetarianizmie... Lecz czy mogłam się spodziewać, że ona też w to wejdzie? Rzuciła studia. Ma zaliczone zaledwie dwa lata. Załatwiłam jej - nawet o tym nie wie - urlop dziekański, gdyby się ocknęła, to jest szansa na kontynuowanie planów, które miała. Zamieszkała w ich "wspólnocie". Ktoś ze znajomych widział ją, jak wraz z innymi chodzi po ulicach i śpiewa jakieś dziwne pieśni, tańcząc przy dźwiękach bębnów. Rozdaje ulotki i zaproszenia na degustacje wegetariańskich potraw. Od dłuższego czasu nie mam od niej wiadomości. Podobno pracuje w ich piekarni. Ona, która nigdy nie pracowała fizycznie, wstaje skoro świt i wykonuje ciężką pracę przy piekarzu? Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. Ostatnio kuzyn, jej rówieśnik, spotkał ją na ulicy. Była bardzo wychudzona i smutna. Podobno prosiła go o ciepły sweter i narzekała, że muszą spać na twardej podłodze. W Centrum Informacji o Sektach powiedzieli mi, że to pierwszy etap powrotu do domu. Mamy przygotować się na dobre jej przyjęcie: bez pytań, narzekań, wyrzutów... A mnie już wszystko jedno, byle wróciła. Przecież to jest moje jedyne dziecko... Więcej dzieci nie mogłam mieć. Czy to możliwe, że ona sama wróci? A może trzeba iść na policję, albo do zaskarżyć ich o porwanie dziecka?
Teresa L. z Katowic

Duchowe dzieci Jego Boskiej Miłości A.C. Bhaktivedanta Swamiego Prabhupada, członkowie Międzynarodowego Towarzystwa na Rzecz Świadomości Kryszny głoszą, że nowo wstępujący do ich sekty nie są zobowiązani do zmiany swojej religii. Przy rytmicznym uderzaniu w bębny i kolorowym, zwiewnym tańcu wyjaśniają, że pragną tylko ogólnego obudzenia się społeczeństwa, aby zdało sobie sprawę z potrzeby kultywowania wiedzy o Bogu. Wszyscy bogowie są dobrzy. Jednym z nich był Jezus... Nie chcą konfrontować swojej nauki o plejadzie bóstw - pośród których Kryszna sprawuje władzę naczelną, o wędrówce dusz (reinkarnacji), karmie i iluzji fizycznego świata z religią chrześcijańską. Nie jest bowiem istotne, jak Boga nazwiemy. Ważne jest tylko to, by o nim pamiętać. Zaaferowani odkryciem "nowej prawdy" i szerokością "tolerancji wobec innych religii" młodzi adepci egzotycznej sekty najczęściej nie przypominają sobie w porę słów Pisma Świętego, że "w żadnym innym imieniu, poza imieniem Jezus, nie możemy być zbawieni" (Dz 4, 12), a więc musimy zdecydowanie wybrać, za kim chcemy iść i kogo uznać za Nauczyciela i Zbawcę... Obraz Prawdy, jako jednej góry, na której szczyt prowadzi wiele dróg, jest bardzo często powtarzany przez synkretystów, próbujących zatrzeć różnice między religiami i powtarzających bez żadnej racji: "Wszystkie są tym samym". Synkretyzm religijny jest bowiem próbą unifikacji, "zlewania wszystkich religii". Tymczasem Golgota była tylko jedna i tylko Jezus Chrystus wziął krzyż na Swe ramiona, aby z nim dojść na jej szczyt... Jan Paweł II, zabierając 5 czerwca 1985 r. na audiencji generalnej głos na temat stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich, powiedział m.in., że "w religii człowiek szuka odpowiedzi; różne niechrześcijańskie religie to przede wszystkim wyraz tego ludzkiego poszukiwania, podczas gdy wiara chrześcijańska oparta jest na Objawieniu pochodzącym od Boga". Synkretyzm może przybierać różną postać. W historii wielokrotnie podejmowano próby stworzenia "religii uniwersalnej", sklejającej wszystkie istniejące w jedną całość. Dróg do synkretyzmu może być wiele. Np. Morihe Uyeshiba propaguje aikido (sztukę wojenną) jako drogę do poznania siebie, harmonii z siłami natury, jako "wiatr, który wymiata z naszych umysłów wszelkie zło, byśmy stali się jedną rodziną ludzką". Synkretyzmowi służy z pewnością próba zacierania wszelkich różnic między religiami i traktowania ich jako wyłącznie produktu kultury ludzkiej. W zestawie "amuletów magicznych" jednego z centrów ezoterycznych obok kalendarza azteckiego, egipskiej Stelli Metternicha, kamienia asyryjskiego z Suze, czy kwiatu Arawów, umieszczono "Krzyż chrześcijański z symbolem Golgoty", który opisano jako "dążenie do zbawienia przez wytrwałość w pokonywaniu trudów, cierpień, niepowodzeń". Ten prosty zabieg sugeruje, że chrześcijaństwo, tak jak inne starożytne religie, wykształciło talizmany, a noszenie krzyżyka przez młodego ucznia Chrystusa jest w gruncie rzeczy tym samym, co posiadanie starokoreańskiej monety szczęścia z dynastii Li lub zawieszenie na szyi "serpentyny gwiazdozbiorów". A czyż nie jest rozmywaniem prawdy o chrześcijaństwie ukazywanie świąt Bożego Narodzenia w ornamencie zajączków, krasnali, elfów, sarenek i choinek z bańkami, tradycji i przyśpiewek ludowych, bez przypomnienia Tego, który "dla nas stał się człowiekiem"? Podobnym "przeróbkom" dla potrzeb zlaicyzowanych mass mediów podlegają inne święta i wydarzenia religijne. Chrześcijanie pierwszych wieków oddawali swe życie na arenie cyrkowej - rzucani zwierzętom na pożarcie, krzyżowani lub paleni - oskarżeni o "bezbożność". Ich "areligijność" polegała na tym, że nie chcieli pokłonić się bogom, uznanym przez Imperium Rzymskie. Rzymianie bowiem oddawali cześć wszystkim bożkom podbitych narodów, budowali im świątynie, brali udział w ich kulcie. Zbudowali nawet dla nich Panteon. Chrześcijanie jednak nie godzili się, by Jezus Chrystus był jednym z bogów Panteonu. Uparcie powtarzali, że Bóg jest jeden, oni Go poznali i świadczą o Nim. Minęło wiele wieków, Jezus Chrystus "wypędził" wszystkich bożków z Panteonu. Na tym miejscu stanęła świątynia Jezusa Chrystusa, Jedynego Zbawiciela. Jeden jest bowiem Bóg i nie ma innego... Jezus powiedział: "Jam jest drogą i prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie" (J 14, 6).

Ks. Andrzej Zwoliński
Nie jedz na czczo (grafitti)

Awatar użytkownika
trigi
Posty: 2068
Rejestracja: 09 sie 2011, 13:38
Lokalizacja: UK

Re: Prasa lokalna i mało znana o nas

Post autor: trigi » 23 sie 2012, 07:08

Bolito pisze:„Jan Paweł II, zabierając 5 czerwca 1985 r. na audiencji generalnej głos na temat stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich, powiedział m.in., że "w religii człowiek szuka odpowiedzi; różne niechrześcijańskie religie to przede wszystkim wyraz tego ludzkiego poszukiwania, podczas gdy wiara chrześcijańska oparta jest na Objawieniu pochodzącym od Boga".
Ekumenizm=JHS jedynym zbawieniem. Religie niechrześcijańskie to pogańskie, ludzkie spekulacje "na drodze" do Boga.
Generalnie ekumenizm obejmuje odłamy chrzescijańskich kościołów i wspólnot, pod przewodnictwem KK.
Nie wyznając JHS za Boga idziecie do piekła.
Są to teksty ekumeniczne najwyższej wagi. Poza granicami wspólnoty katolickiej nie rozciąga się próżnia eklezjalna. Liczne elementy wielkiej wartości (eximia), które w Kościele katolickim są integralnie włączone w pełnię środków zbawienia i darów łaski tworzących Kościół, znajdują się także w innych Wspólnotach chrześcijańskich.
http://www.nonpossumus.pl/encykliki/Jan ... sint/I.php
Ale w religiach niechrzescijańskich brak jest darów łaski potrzebnych do zbawienia...
Sorry, papa rzekł nie ma nadziei dla was bez Jezusa, nawróćcie się niewierni!
Tak więc KK jedynym boskim objawieniem. Zapewne stwierdzone jest to w tym objawieniu.

Chyba jednak JPII był niedouczony i nie znał prawdziwej postaci rzeczy, wypowiadając swoje własne spekulacje o tematach na których się nie znał lub chciał przedstawić je w na swój sposób.
Bhagavad-gita jest słowem Boga, Jego objawieniem.
Nawet jakby chciał stwierdzić że poprzez wypełnianie poleceń Bhagawad-gity można osiągnąć doskonałość i wrócić do Boga, to nie wolno mu było wypowiadać takich hipokryzji.

A pani Teresce radze wizytę w świątynii i szczerą rozmowę z córką zamiast żalenie się w rekaw ks. Andrzeja. Może zabrać ze sobą sweter. Ksiądz tu i tak nic nie pomógł jedynie indoktrynował na rzecz jedynej drogi umożliwiającej zbawienie, oby z niej skorzystał w 100 % i jego zycie zakończyło sie sukcesem przy tak wielu ułatwieniach w praktykowaniu zycia duchowego.
Córka zapewne ucieszy sie na widok mamy. A mama zobaczy co robi córka z bliska.
Bo z daleka wygląda to na "Międzynarodowe Towarzystwo na Rzecz Świadomości Kryszny"
a jest MTŚKryszny i tak krok po kroku każda niejasność może zostać wyjaśniona, a pani Tereska niech nie opiera sie na zdaniu osób 3cich, kum z bloku lub targu z Załęża.
Ktoś ze znajomych widział ją, jak wraz z innymi chodzi po ulicach i śpiewa jakieś dziwne pieśni, tańcząc przy dźwiękach bębnów. Rozdaje ulotki i zaproszenia na degustacje wegetariańskich potraw. Od dłuższego czasu nie mam od niej wiadomości. Podobno pracuje w ich piekarni. Ona, która nigdy nie pracowała fizycznie
No to rewelacja księzniczka na ziarnku grochu...
Chyba nie myslała że tak będzie całe życie?
Z daleka tak właśnie wygląda, czas pani Teresko na poważnie zainteresowanie się tym czym zainteresowało się jedyne dziecko w rodzinie, nienawykłe do pracy.
Obóz pracy panie, nic nie jeść tylko pracować i śpiewać ze szczęścia...
W XXI wieku kto by pomyślał?

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Re: Prasa lokalna i mało znana o nas

Post autor: Bolito » 23 sie 2012, 21:44

trigi pisze:A pani Teresce radze wizytę w świątynii i szczerą rozmowę z córką zamiast żalenie się w rekaw ks. Andrzeja.
To niestety propozycja w próżnię. Ten list jest sztampowy i podobny do innych takich "relacji". Jestem niemal pewien, że jest wymyślony, a jego autorka i opisywana córka nie istnieją. Czytałem już podobne publikacje, z podobna kolejnością zdarzeń.
Nie jedz na czczo (grafitti)

Awatar użytkownika
Purnaprajna
Posty: 2267
Rejestracja: 23 lis 2006, 14:23
Lokalizacja: Helsinki/Warszawa
Kontakt:

Re: Prasa lokalna i mało znana o nas

Post autor: Purnaprajna » 23 sie 2012, 22:28

Bolito pisze:Ten list jest sztampowy i podobny do innych takich "relacji". Jestem niemal pewien, że jest wymyślony, a jego autorka i opisywana córka nie istnieją. Czytałem już podobne publikacje, z podobna kolejnością zdarzeń.
Dokładnie. Ja mam w domu całą teczkę z listami o smutnych, wychudzonych, wstających wcześnie rano i ciężko pracujących klerykach bez swetrów, ale ponieważ jestem dosyć fajnym gościem, to ich nie publikuję. ;)

ODPOWIEDZ