Gazeta Kołobrzeska

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Gazeta Kołobrzeska

Post autor: Vaisnava-Krpa » 14 sie 2012, 09:24

Wywiad z Jayadevem Prabhu, który przeprowadzony był dla Gazety Kołobrzeskiej i ukazał się 3 sierpnia 2012r.

"DOŚWIADCZYŁEM TEGO CO NAJLEPSZE"

Rozmowa z Johnem Richadsonem, perkusistą grupy The Rubettes, która 26 lipca wystąpiła w Kołobrzegu na Sunrise Festival, autorem książki "Reperkusje, czyli jak zostawiłem glam rocka dla podróży przez wiele wcieleń"

Z The Rubettes koncertowałeś po raz pierwszy pod koniec lat 70. Graliście wtedy również w Kołobrzegu. Jak zapamiętałeś Polskę i Polaków z tamtego okresu?


To były trudne czasy. Koncertowaliśmy w takich miejscach, gdzie represja wobec ludzi była bardzo odczuwalna. Graliśmy, zdając sobie sprawę, że np. było 10 tys miejsc na widowni, a pierwsze trzy rzędy były zajęte przez policję. Ich obecność była bardzo odczuwalna. W czasie koncertu młodzież wstawała i próbowała tańczyć, ruszać się i wtedy policja używała pałek przywołując ją do porządku. Myśmy byli bardzo zasmuceni, że ludzie musieli znosić takie traktowanie. Ale dzięki Waszym wojownikom o wolność i Lechowi Wałęsie, ten represyjny system został obalony.

A jakie wrażenie robili Polacy z którymi spotykaliście się poza koncertami? Byli bardziej sympatyczni, niż np. Francuzi?

Każdy jest lepszy od Francuzów (śmiech)! Oh nie, to nie fair tak mówić. Żartowałem. Polacy są naturalnie ciepli. Nie byli zepsuci przez zachodnie, materialistyczne podejście do życia. Potrafili więcej rzeczy docenić.

Masz mocny, ekspresyjny głos. Nie czułeś się nigdy trochę niedowartościowany, siedząc za perkusją i dośpiewując chórki, zamiast występować solo?

Nie, ja jestem zadowolony z każdego miejsca w którym jestem, z przodu czy z tyłu. Kiedy występuję ze swoim Mantra chórem, wykonując swoją duchową misję, jestem zawsze z przodu. W ten sposób spełniam się i dowartościowuję.

Wasza pierwsza płyta "Sugar Baby Love" rozeszła się w nakładzie 30 mln. egzemplarzy. To mniej wiecej tyle, ile w tamtym czasie (1974r.) liczyła ludność Polski. Jak to jest mieć świadomość, że Twoja widownia nagle stała się tak duża.

Pamiętam jak nasza firma nagraniowa zadzwoniła rano z wiadomością, że jesteśmy numerem jeden na liście przebojów. To był jeden z najważniejszych momentów mojego życia. Już jako dziecko, zawsze marzyłem o odniesieniu sukcesu. Tak jak wiele dzieci z powojennej Anglii, byliśmy bardzo biedni. Zawsze w duchu marzyłem, żeby mieć ładne ubrania i lepsze życie.

Miałeś żal do swojego ojca, że nie wspierał Cię na drodze muzycznej kariery?

Mój ojciec chciał, żebym grał na akordeonie, więc zacząłem się uczyć gry na tym instrumencie. Zapraszałem dziewczyny z mojej klasy, żeby przyszły zobaczyć, jak dobrze mi to wychodzi. Ale dziewczyny nie chciał słuchać, nie były zainteresowane akordeonem. Więc nie chciałem się dalej uczyć, porzuciłem akordeon. Potem zdecydowałem, że chcę zostać perkusistą. W jednym ze snów zobaczyłem siebie w przyszłości, grającego na perkusji. Ale mój ojciec już mnie nie wspierał, ponieważ porzuciłem grę na akordeonie. Moi rodzice byli biednymi ludźmi, a ja zawsze chciałem odnieść sukces. Miałem dość biedy. Ale kiedy przyszedł sukces i spełnił moje materialne potrzeby, doznałem szoku stwierdzając, że mam nadal pustkę w sercu. To zapoczątkowało moje poszukiwania wartości duchowych w życiu.

Niektórzy twierdzą, że The Rubettes stracili popularność na własne życzenie nagrywając dwie nietrafione piosenki: "Under one roof" oraz : "Foe Dee oh Dee". Czy rzeczywiście nagrywaliście te piosenki, świadomie dokonując autodestrukcji?

Ja napisałem "Under one roof" jako rodzaj protestu przeciwko dyskryminacji ludzi. W pewnym sensie było to za wcześnie, piosenka wyprzedziła trochę czas. Chciałem pokazać,że homoseksualność jest czasami produktem dysfunkcyjnego dzieciństwa, złuch uwarunkowań. Ta posenka nie była typowym naturalnym pop songiem. Jako grupa chcieliśmy zacząć mówić o poważnych sprawach.

Nie mieliście świadomości, że obie piosenki mogą zostać źle przyjęte?

Nie zdawałem sobie sprawy, że "Under one roof" może spowodować kontrowersje, myślałem, że to całkiem dobra piosenka. Ale "Foe Dee oh Dee" nie podobała mi się. Myślę, że to było dobre technicznie nagranie, ale piosenka nie była wystarczająco mocna, dobra. Wiesz, przeznaczenie jest przedziwną rzeczą. Czasem Cię wznosi wysoko, a czasem powoduje, że upadasz. Tak musiało być.

W swojej książce piszesz, że odszedłeś od zespołu, żeby znaleźć równowagę życiową. Nigdy potem nie ciągnęło Cię do tamtego stylu życia: imprez z alkoholem, dawnego towarzystwa, itp?

Nie, ja przeżyłem i doświadczyłem tego, co było najlepsze, co mogłem osiągnąć. Dałem z siebie wszystko, co mogłem dać. Ale moje serce podpowiadało mi, żebym odnalazł samego siebie i zrozumiał kim naprawdę jestem, po co tutaj jestem i dokąd zmierzam. Ja już udowodniłem, że mogę odnieść materialny sukces, a więc chciałem podjąć podróż do własnego wnętrza. Ale niestety mój zespół nie chciał iść ze mną.

Były rockman zakłada sklepik z ziołami i zaczyna leczyć ludzi. Twoi znajomi pewnie zaczęli traktować Cię jak dziwaka?

Większość przyjaciół z którymi się wtedy zadawałem, było moimi kompanami do picia i zabawy. Kiedy przestałem pić, był to dla nich największy szok. Z trudem tolerowali fakt, że byłem wegetarianinem, ale nie mogli absolutnie pogodzić się z tym, że przestałem pić z nimi. To mnie nie martwiło, poszedłem swoją drogą wiedząc, że spotkam na niej nowych przyjaciół.

Dałeś się jednak namówić na powrót do zespołu?

Tak ale dopiero po dwudziestu latach mojej duchowej podróży. Alan odwiedził mnie w domu i zapytał, czy nie wróciłbym do zespołu, ponieważ zaczęły się tam problemy. Ponieważ mam dość silny charakter, myślał, że mój powrót pozwoli łatwiej je rozwiązać. Na początku nie chciałem tego zrobić, nie widziałem sensu, aby w tym momencie mojej własnej drogi, wrócić do zespołu. Zrobiłem to dla Alana, no a potem z trzech miesięcy zrobił się rok i więcej. Nadal zajmowałem się własnym życiem duchowym, ale w weekendy zakładałem swój zespołowy garnitur i czapkę i grałem na perkusji. Kiedy wróciłem, wszyscy byli tym zaskoczeni. Niektórzy się ze mnie śmiali i żartowali, ale ja się nie przejmowałem. Kilkakrotnie wyjeżdżaliśmy w trasę koncertową z innymi grupami, czasami ktoś zachorował i ja wtedy szukałem odpowiednich ziół w lokalnych sklepikach, aby go wyleczyć. Robiłem masaże, bo jestem wykwalifikowanym masażystą i krok po kroku zyskiwałem ich uznanie. Ja ich nie nauczałem, nie próbowałem nawrócić na własną drogę, moje nauczanie wyrażało się w dobrym traktowaniu i niesieniu pomocy innym.

Swoje zainteresowanie religią zacząłeś od Biblii, jednak odnalazłeś swoją drogę w życiu jako wyznawca Kryszny. Zawdzięczasz to pewnemu Hindusowi, który zamieszkał w twoim sąsiedztwie i zapoznał Cię z tą religią. Gdyby w jego miejsce zjawił się katolicki ksiądz, wszystko potoczyłoby się inaczej?

Tak, gdyby ksiądz katolicki potrafił satysfakcjonująco odpowiedzieć na moje pytania, byłbym dzisiaj katolikiem. Chciałem znaleźć najlepszą drogę na doskonalenie samego siebie i najlepszy sposób na kochanie Boga. Kiedy prowadziłem spotkania o reinkarnacji i regresji, zauważyłem, że doświadczenia opisywane przez uczestników spotkań są podobnedo tych, spisywanych w piśmie świętym filozofii Wschodu - Bhagavad Gitcie. To mnie umocniło w przeświadczeniu, że podjąłem właściwą decyzję.

Z Kołobrzegu jedziesz na spotkanie we Wrocławiu, gdzie masz wykład właśnie o reinkarnacji. Dużo osób przychodzi na takie spotkania?

Generalnie na moje spotkania przychodzi około 200-300 osób, to zależy. Do tej pory organizowałem je w Rosji, na Ukrainie, na Węgrzech, w Ameryce i Australii. Daję też koncerty z Mantra Chórem i prowadzę masowe sesje regresji a także indywidualne.

Od wielu lat nagrywasz własną muzyke. Jak byś ją określił, do kogo jest skierowana?

Do zwykłych ludzi, bez specjalnych religijnych tendencji. Chciałbym wyjść z moją muzyką do masowego odbiorcy. Wykorzystuję więc starożytne mantry i aranżuję je w popowym formacie. Komponowanie tej muzyki daje mi ogromną przyjemnośći jest dla mnie ważne. Próbuję znaleźć sposób na przybliżenie tej muzyki masowemu odbiorcy. Eksperymentuję z różnymi gatunkami i stylami. Grałem w Doniecku po finałowym meczu Francji z Hiszpanią podczas Euro 2012. Napisałem na tę okazję specjalnie dużo ciężkiego rocka z wkomponowaną mantrą. Ludzie słyszeli święte imiona w formie przystępnej dla nich. Ja często występuję w klubach yogi, czy na konwencjach New Age dla ludzi, którzy już zaczęli poszukiwać. Jestem wszędzie tam, gdzie ludzie mnie chcą.

Nadal potrafisz przewidzieć przyszłośc?

Nie, ale czasami przyszłość pokazuje się w moich snach. Jak ktoś zadaje mi pytanie o swoją przyszłość, ja zawszę mówię: powiedz mi co teraz robisz i jakie masz intencje, ponieważ myśl poprzedza działanie.

A więc nie wiadomo, czy przyjedziesz jeszcze do Kołobrzegu?

Jeśli zechcecie abym przyjechał - oczywiście.



Dziękuję Dorocie Małyszczak za zorganizowanie spotkania z Johnem Richardsonem oraz Małgorzacie Warhoł za pomoc w tłumaczeniu.
Z Johnem Richardsonem rozmawiał Marek Zieliński
Oszust zajmuje miejsce nauczyciela. Z tego powodu cały świat jest zdegradowany. Możesz oszukiwać innych mówiąc: "Jestem przebrany za wielbiciela", ale jaki jest twój charakter, twoja prawdziwa wartość? To powinno być ocenione. - Śrila Prabhupada

ODPOWIEDZ