Mój drogi mistrz duchowy, Bhakti Charu Swami...

System przekazywania wiedzy - parampara, guru-sadhu-śastra, guru i uczeń. "Jeśli słucha się z właściwego źródła, wtedy proces działa bardzo szybko. Na ogół ludzie jednak słuchają od nieautoryzowanych osób. Takie nieautoryzowane osoby mogą być bardzo uczone, biorąc pod uwagę ich akademickie kwalifikacje, ale ponieważ nie przestrzegają one zasad służby oddania, słuchanie od nich staje się po prostu stratą czasu. Czasami teksty są interpretowane zgodnie z modą, dla zaspokojenia własnych osobistych celów. Zatem, po pierwsze, należy wybrać kompetentnego i bona fide mówcę i wtedy słuchać od niego. Kiedy proces słuchania jest doskonały i kompletny, inne procesy stają się automatycznie doskonałymi w ich własny sposób. - 01.08.36 Zn.
Awatar użytkownika
Jagadisha das
Posty: 107
Rejestracja: 17 lut 2007, 12:18
Lokalizacja: Kraków

Mój drogi mistrz duchowy, Bhakti Charu Swami...

Post autor: Jagadisha das » 26 sty 2013, 18:51

Obrazek

8. Bombaj.

Jednego dnia dowiedzieliśmy się, że Prabhupada wybiera się do Bombaju. Pomyślałem, że na pewno ja też tam pojadę, ale Bhavananda Maharadża powiedział mi, że mam zbyt wiele służby w Mayapur by ją zostawić. W tamtych dniach nie było wielu hinduskich bhaktów i ciężko byłoby komuś z zachodnich bhaktów przejąć moje obowiązki. Rozumiałem to i jednocześnie czułem się bardzo Bhavanandzie zobowiązany, gdyż to on umożliwił mi zbliżenie się do Śrila Prabhupady.

Jakiś dzień lub dwa przed wyjazdem Śrila Prabhupada zapytał mnie, czy jadę z nim. W pewnym sensie czekałem na takie pytanie (śmiech). Więc raczej niewinnym głosem powiedziałem Prabhupadzie, że Bhavananda Maharadża poprosił mnie żebym został w Mayapur. I że również powiedział mi, że służenie w rozłące jest lepsze niż służenie w bezpośrednim towarzystwie. Wtedy Prabhupada rzekł: "Tak, to prawda, ale myślę, że kiedy twój duchowy mistrz chce abyś z nim jechał, wtedy powinieneś pojechać." (śmiech) Właśnie na taką wypowiedź Śrila Prabhupady czekałem (śmiech). Poleciałem do Bhavanandy i powiedziałem mu, że Prabhupada chciał bym pojechał z nim do Bombaju. On powiedział: "No cóż, jeżeli Prabhupada tego chce, to musisz jechać." I wtedy jeszcze powiedziałem Bhavanandzie, że Prabhupada również powiedział mi, że Bhavananda ma również zapłacić za mój bilet." (śmiech). W taki właśnie sposób miałem możliwość bycia ze Śrila Prabhupadą. Chociaż do Ruchu przyszedłem stosunkowo późno, ale byłem wielkim szczęściarzem i byłem ze Śrila Prabhupadą praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę. No i pojechaliśmy do tego Bombaju.

W Bombaju na Cross Maidanie miał być trzydniowy program. Prabhupada liczył, że zatrzyma się w swojej nowej kwaterze, ale nowa świątynia z dwoma wieżami będącymi domami gościnnymi mieszczącymi nową kwaterę Prabhupada, była jeszcze nie ukończona. Samochód skierował się więc w stronę starej kwatery, lecz Prabhupada zaoponował i uparł się jechać do nowej kwatery. Później zrozumieliśmy dlaczego tak się uparł, bo była to jego ostatnia wizyta w Bombaju. Lokal był nie ukończony. Brakowało drzwi, nie działała winda itp. Wtedy Tamal Krishna Maharadża wpadł na świetny pomysł. Cross Maidan, gdzie miał być trzydniowy program, znajdował się po drugiej stronie miasta, godzina do półtorej godziny jazdy samochodem. Lepiej byłoby znaleźć lokum dla Śrila Prabhupada znacznie bliżej tego miejsca. Pierwszą osobą wziętą pod uwagę był Bhagilal Patel, bardzo zamożny człowiek, w pałacu którego Prabhupada czasami się zatrzymywał. Niestety, okazało się, że nie było go wtedy w Bombaju. Poczyniono więc starania by Prabhupada mógł zatrzymać się w domu pana Kartikeyi Mahadevii. Był to piękny, luksusowy dom przy plaży. Pan Mahadevia z rodziną zwolnili najpiękniejszy apartament dla Śrila Prabhupady z jego świtą i przenieśli się w inną część domu. Do tej świty należał Tamal Krishna Maharadża, Bhavananda Maharadża i ja. W ciągu tych trzech dni trwały jednocześnie przyspieszone prace nad ukończeniem nowej kwatery Prabhupada, które odbywały się dzień i noc.

Wieczorami Śrila Prabhupada dawał wykłady. Bardzo ciekawe było to, że mimo, że Prabhupada był wtedy chory i słaby, to kiedy siadał na vyasasanie przed tysiącami ludzi, w miarę jak mówił odżywał, zyskiwał siły, a jego ciało wyprostowywało się. Jego głos stawał się bardzo potężny. Można było wyraźnie zobaczyć, jak jego zewnętrzny stan zupełnie nie miał wpływu na jego świadomość Kryszny.

Któregoś wieczora, w sześcio- czy siedmiotysięcznym tłumie Śrila Prabhupada wypatrzył dżentelmena ubranego po arabsku. Prabhupada wysłał po niego dwóch sannyasinów, by go przyprowadzili do niego. Arab ten został posadzony na krześle tuż obok vyasasanu Śrila Prabhupady. Ponieważ ja wtedy wachlowałem Prabhupadę, miałem sposobność przysłuchiwać się ich konwersacji. Okazało się, że był to Szef Policji z Kuwejtu, który odbywał w Bombaju leczenie i właśnie wyszedł ze szpitala na przepustkę. Wybrał się na spacer do parku, a że zobaczył olbrzymi tłum ludzi, podszedł z ciekawości i tak stał w tłumie. Tam wypatrzył go Prabhupada. To był piękny widok. Wielki, duchowy lider z Indii, w otoczeniu swych wielu uczniów z różnych stron świata i w towarzystwie muzułmańskiego dżentelmena. ISKCON nie jest sekciarską grupą. ISKCON jest otwarty dla każdego, kto zechce przyjąć nauki Wed i zechce ustanowić swój związek z Najwyższą Osobą, z Bogiem. To był piękny gest Śrila Prabhupady, którym pokazał swoją wielkość.

Były też wydarzenia nieprzyjemne. Podczas pytań i odpowiedzi jeden człowiek z wyrzutem zapytał dlaczego wielbimy tylko Krysznę, a nie Ramę. Śrila Prabhupada odpowiedział, że wielbimy Najwyższą Osobę, Boga. Rama i Kryszna to ta sama osoba. Ten człowiek jednak nie był usatysfakcjonowany tą odpowiedzią. Wtedy Prabhupada powiedział, że intonujemy przecież Hare Rama, Hare Rama, Rama Rama, Hare Hare. Gdy ten człowiek czepiał się nadal, Prabhupada w końcu wybuchnął: "A czy ty w ogóle widzisz kogo wielbisz?!" Tłum podirytował się tym mężczyzną i siłą go wyprowadzono.

Po każdym takim programie Śrila Prabhupada wracał do domu Kartikeyi Mahadevii. Był wtedy wyczerpany, a ja masowałem jego lotosowe stopy. Któregoś razu podczas tego masowania stóp Prabhupada żartobliwie zapytał jak podobał mi się jego wykład. Powiedziałem: "O, wykład był wspaniały." Wtedy Prabhupada zapytał co było w nim takiego wspaniałego i musiałem przypominać sobie wszystkie szczegóły. Widziałem, że był zadowolny. Prabhupada był bardzo zadowolony gdy słuchaliśmy jego słów z uwagą.

Po trzech dniach programu na Cross Maidanie Prabhupada udał się do świątyni przy Juhu. W międzyczasie jego kwatera została już wykończona. Prabhupada miał darshan bóstw Radha Rasabihari, które stały w blaszanej szopie. Główna świątyni nie była jeszcze oddana do użytku, a cały teren był jednym wielkim placem budowy. Wjechaliśmy windą na piąte piętro i widzieliśmy jak Prabhupadę ucieszył widok ukończonych prac. Tamal Krishna Maharadża i ja też zatrzymaliśmy się w kwaterze Prabhupady, dołączając do jego sekretarza i służących. Przybył również Upendra Prabhu. I tak służyliśmy Śrila Prabhupadzie we trzech.

Śrila Prabhupada rzadko pojawiał się na dole. Cały czas spędzał w swojej kwaterze zajęty tłumaczeniem Śrimad-Bhagavatam. Czasami budził się już o 23.oo i siadał do tłumaczenia. To był piękny widok. Wszędzie zalegała cisza, czasami w oddali zaszczekał jakiś pies, a Prabhupada tłumaczył i nagrywał na dyktafon. Rano Prabhupada kładł się na trochę, po czym miał poranną toaletę. Ja szedłem kupić kilka gazet i o 7.oo czytałem Prabhupadzie na głos nagłówki z gazet. Jak go coś zaintersowało, to czytałem cały artykuł. W tym czasie Indie przechodziły przez polityczne zmiany, a Indira Ghandi nazywała ten czas stanem wyjątkowym. Śrila Prabhupada nie miał o niej dobrego zdania. Mówił, że pochodziła ze zdegradowanej rodziny wywodzącej się z Allahabad. A ponieważ Prabhupada spędził tam wiele lat, miał z tą rodzina kontakt. Nie podobał mu się fakt, że Indira Ghandi była przy władzy oraz, że w pewnym sensie prześladowała święte osoby żyjące we Vrindavan. Ja sam też byłem świadomy tego rodzaju prześladowań sadhu przez jej starszego syna, Sanjayę Ghandiego. Później zginął on w wypadku lotniczym. Jej następny syn, Rajiv Ghandi, który później został premierem, został zamordowany. Możecie zobaczyć, jak człowiek płaci za swoje poczynania. Karmiczne reakcje dopadają każdego. Kiedyś Śrila Prabhupada powiedział mi, że Nehru urodził się jako pies w Szwecji. Tak więc materialna natura zajmuje się czynami człowieka.

Po zapoznaniu się z prasy z bieżącymi wydarzeniami, Prabhupada jadł lekkie śniadanie, głównie owoce albo sok. Potem spotykał się z bhaktami i wypytywał o postęp prac. Któregoś dnia Prabhupada natknął się na artykuł w prasie dotyczący budowy świątyni, ale w całym artykule nie było ani słowa o nim. Bardzo go to zbulwersowało. Odpowiedzialnym za budowę tej świątyni był wtedy Surabhi Prabhu. Zdaje się, że to on udzielił prasie informacji i pominął osobę Śrila Prabhupady. Prabhupada wezwał go i bardzo ostro skarcił. Później dotarło do mnie, dlaczego Śrila Prabhupada tak bardzo zwracał uwagę, by umieszczać wszędzie jego osobę jako założyciela-acaryi. On wiedział, że aby utrzymać instytucję w całości, ustanowienie jego osoby jako założyciela-acaryi było absolutnie konieczne. Później Śrila Prabhupada ustanowił regułę, że gdziekolwiek używana jest nazwa ISKCON, czy to przy budowie świątyń, czy drukowaniu książek, musi być wymieniona jego osoba jako założyciela-acaryi. W ten sposób ISKCON nie jest różny od Śrila Prabhupady i ta identyfikacja jest bardzo ważna. W celu utrzymania instytucji w całości, potrzebna jest jej głowa, punkt centralny, jądro. I tym jest właśnie Śrila Prabhupada. I nawet dziś widzimy, że ISKCON jest razem, ponieważ zachował zjednoczoną tożsamość. Śrila Prabhupada jest założycielem-acaryą, a GBC jest wykonawcą jego woli, jego asystentem, jego sekretarzami dbającymi o instytucję w jego imieniu. GBC jest najwyższą władzą zarządzającą ISKCON-u.

Po moim codziennym odczytywaniu Śrila Prabhupadzie odpowiedzi na listy, Prabhupada miał masaż z użyciem oleju. Czasami masował go Upendra Prabhu, a czasami Bhavananda Maharadża. Po masażu Śrila Prabhupada brał prysznic i jadł obiad. W tamtych dniach gotowała dla niego Pallika, jedna z naszych sióstr duchowych. Czasami podpatrywałem jej gotowanie. Któregoś dnia kupiliśmy szybkowar, do którego załączona była mała książeczka kucharska. Zacząłem więc eksperymentować z gotowaniem i jednego dnia, do tego co ugotowała Pallika dołączyłem koftę z jackfruita (chlebowiec różnolistny) ugotowaną przez siebie i zaniosłem Śrila Prabhupadzie. Gdy taca wróciła od Prabhupady, Pallika skosztowała tę koftę i orzekła, że wyszła mi bardzo dobrze. Zacząłem gotować więc różne potrawy dla Śrila Prabhupady i było to naszą tajemnicą. Pallika oceniała moje potrawy dobrze.

Jakiś czas po obiedzie Śrila Prabhupada zwykł ucinać sobie drzemkę, która trwała do około 15.oo. Potem Prabhupada dyktował listy Tamal Krishna Maharadżowi, potem czasami spotykał się z różnymi osobami, a czasami ja czytałem Śrila Prabhupadzie Śrimad-Bhagavatam lub Caitanya Caritamritę. Wieczorami zwykle Prabhupada nie jadł. Koło 21.oo siadał do tłumaczenia. Któregoś dnia Prabhupada powiedział mi, żebym nie siedział tak obok niego i nie przyglądał mu się jak tłumaczy. Od tamtej pory siedziałem za drzwiami i wsłuchiwałem się w słowa jakie Prabhupada nagrywał na dyktafon.

W Bombaju służyłem Śrila Prabhupadzie praktycznie dzień i noc. Kiedykolwiek Prabhupada mnie potrzebował, dzwonił dzwonkiem i już byłem u niego. Po jakimś czasie takiej służby, czułem się trochę zardzewiały, brakowało mi ruchu. Któregoś dnia zapytałem Śrila Prabhupadę, czy mógłbym poćwiczyć jakieś asany (robiłem to jeszcze przez przyłączeniem do ISKCON-u). Ale Śrila Prabhupada nie pochwalił tego pomysłu i polecił mi raczej iść popływać w oceanie, gdyż był to rodzaj naturalnego masażu i taka kąpiel wzmagała też apetyt. Kiedykolwiek więc miałem okazję na to, to z niej korzystałem.

Któregoś razu Śrila Prabhupada dał mi dyktafon do mojego tłumaczenia Bhagavad-Gity na Bengali, gdyż powiedział, że tak jest dużo szybciej. Było to dla mnie bardzo trudne. Siedziałem przed Bhagavad-Gitą z dyktafonem w ręku i miałem pustkę w głowie. Pisanie było o wiele łatwiejsze, ponieważ łatwiej było zebrać myśli. Gdy powiedziałem o tym Prabhupadzie, odrzekł: "Trening czyni mistrzem." Więc kontynuowałem aż z czasem faktycznie stało się to łatwe. I oczywiście praca szła szybciej.

Śrila Prabhupada spotykał się z różnymi ludźmi, a nie każdy mógł się do niego dostać. Pewnego dnia do Prabhupady przyszedł wielki uczony by zaprezentować swą książkę w Sanskrycie. To była bardzo gruba książka. Śrila Prabhupada spojrzał na nią, ale jak widziałem, nie zrobiła ona na nim żadnego wrażenia: "Ile osób przeczyta tę książkę?", spytał Prabhupada. "No tak, w dzisiejszych czasach niewiele osób zna Sanskryt", odparł ten człowiek. Wtedy Prabhupada zapytał: "To jaki będzie z niej pożytek?" Ten wielki uczony, uznany przez koła rządowe i polityków, przy Prabhupadzie wyglądał jak głupiec. "Jaki jest pożytek z wiedzy, która nie przyniesie korzyści ludziom, nie rozwinie ich? Taki wysiłek można przyrównać do lampy przykrytej kubłem. Lampa się pali, ale światło nie wydostaje się na zewnątrz." Potem Prabhupada zacytował werset ze Śrimad-Bhagavatam (10.2.19) i powiedział, że esencją Wed jest oddanie dla Kryszny, zrozumienie Kryszny, zostanie Jego wielbicielem. Cała wiedza, powinna więc ogniskować się na tym punkcie.

Któregoś ranka Śrila Prabhupada powiedział mi, że chce się napić soku pomarańczowego. Rozejrzałem się wszędzie za pomarańczami, ale w żadnej z kuchni ich nie było. Musiałem więc polecieć na bazar, bo wtedy w pobliżu świątyni nie było jeszcze żadnych sklepów. Jak tylko wróciłem, zanim zacząłem wyciskać sok, nagle rozległ się dzwonek. Poleciałem do pokoju Śrila Prabhupady. "Co jest z moim sokiem pomarańczowym?", zapytał Prabhupada. Powiedziałem, że już przynoszę. Oczywiście sok musiałem dopiero wycisnąć. Znów rozległ się dzwonek i dzwonił bez przerwy. Wyobrażałem sobie jaki niezadowolony musiał być Śrila Prabhupada i byłem mocno niespokojny. Nalałem sok do srebrnego kubka, postawiłem na tacy i pobiegłem do niego. Gdy tylko otworzyłem drzwi, usłyszałem gromy z jasnego nieba nieustannie przewalające się ponad moją głową. Prabhupada był na mnie zły i kazał mi zabrać sok, bo już go nie chce. Ale mając w pamięci podobne wydarzenie z Mayapur, tym razem postanowiłem się nie poddać. Trzymając w ręku cały czas tacę z kubkiem, zbliżyłem się do Śrila Prabhupady i po prostu czekałem na to, co się wydarzy. Po dłuższej chwili Śrila Prabhupada wziął kubek i zaczął pić. Wtedy nagle przypomniałem sobie, że nie przyniosłem wody do przepłukania ust. Zwykle po piciu soku Prabhupada płukał usta. Poleciałem więc do kuchni i za chwilę byłem z powrotem z wodą. Gdy Prabhupada płukał usta, nagle uprzytomniłem sobie, że nie przyniosłem serwetki do wytarcia ust. Nie było już czasu lecieć do kuchni. Z szafy Prabhupady wyciągnąłem jakiś mały ręcznik i podałem mu. Wtedy Śrila Prabhupada się odezwał: "Widzisz, tak bardzo próbujesz mi dobrze służyć, a ja zawsze cię karcę. Na starość ludzie stają się wybuchowi, proszę nie przejmuj się tym." Kiedy Prabhupada strofował mnie nie czułem się źle, ale kiedy powiedział coś takiego, serce zaczęło mi pękać. Chciałem mu powiedzieć, żeby nie mówił w ten sposób, ale krtań miałem tak ściśniętą, że nie wydobyłem z siebie ani słowa. A Prabhupada mówił dalej w tym duchu. W końcu udało mi się powiedzieć: "Śrila Prabhupada, ja popełniam tyle błędów. Jeśli nie skorygujesz ich, to ze mną będzie?" Ja nie zaprotestowałbym nawet, gdyby Śrila Prabhupada zbił mnie kijem, ale on czuł się źle ilekroć musiał mnie zbesztać, był tak pokorny. Nie było potrzeby, aby światowej rangi acarya przepraszał ucznia za karcenie. A on taki był. Najwspanialsza i najtroskliwsza osoba jaką kiedykolwiek widziałem. Prabhupada był całkowicie unikalny i niezrównany. Nikt swoim charakterem nawet nie zbliżył się do niego w żadnym aspekcie. Wszystkie osobistości tego świata, które kiedyś uważałem za wielkie, zupełnie znikły z horyzontu mojego umysłu odkąd poznałem Śrila Prabhupadę.

Któregoś dnia Pallika zachorowała i nie mogła gotować dla Śrila Prabhupady. Wtedy inna jego uczennica została poproszona o gotowanie i Śrila Prabhupada wytłumaczył jej co i jak ma ugotować. Ale gdy zaniosłem mu później jedzenie, widziałem, że nie był w stanie tego jeść. A w tamtych dniach Prabhupada i tak jadał bardzo mało. Czułem się źle, że Prabhupada nie zjadł, więc następnego dnia zapytałem go, czy jedzenie nie było dobre. Śrila Prabhupada odpowiedział, że ona nie potrafi gotować, więc zapytałem, czy ja mogę spróbować jutro ugotować dla niego. Prabhupada się zgodził.

Następnego dnia podczas masażu Śrila Prabhupada mnie zawołał i powiedział co chce abym mu ugotował. Miałem iść kupić popularne w Indiach warzywo zwane parwal (w Bengali nazywane potal), które nie jest znane na Zachodzie. Jest to rodzaj podłużnej dyni z twardą skórą i jaśniejszymi paskami. Potem powiedział mi jak je obrać i pokroić i co miałem zrobić z ziemniakami. Potem miałem wsypać do garnka dużo turmeriku, aż Prabhupada powiedział, że było dosyć. Potem kazał mi odpowiednio pokroić czerwone, suszone chili. Sporo tego chili kazał wrzucić do garnka. Potem Prabhupada kazał mi przynieść puszkę oleju gorczycowego jaki przywieźliśmy z Kalkuty do jego masaży i miałem go wlewać do garnka. Prabhupada cały czas był masowany, a ja lałem olej. W pewnym momencie, kiedy wlałem już całkiem sporo tego leju, pomyślałem sobie, że może Śrila Prabhupada nie zorientował się ile tego oleju już wlałem. Odchyliłem więc puszkę i przestałem lać. Wtedy Śrila Prabhupada zapytał "Dlaczego przestałeś? Lej dalej." No więc lałem dalej. Potem miałem przykryć warzywa wodą, dodać trochę soli i postawić garnek na ogniu. Po wyparowaniu wody warzywa miały zacząć się przypalać na dnie wydając przy tym dźwięk czat, czat, czat i miał pojawić się biały dym. Wtedy należało zdjąć garnek z ognia by nieco potrawę przestudzić, a przed podaniem zeskrobać trochę przypalonych warzyw i wymieszać z całością. Ta potrawa nazywała się bati charchari. Więc tak zrobiłem i Prabhupadzie bardzo to smakowało. Smakowały mu też inne potrawy jakie zrobiłem. Odebrałem tacę z naczyniami i myłem ją w kuchni, a w tym czasie Upendra Prabhu pomagał Prabhupadzie położyć się na łóżku do wypoczynku. Potem Upendra przyszedł do kuchni i i zapytał mnie: "Hej, coś ty tam ugotował Śrila Prabhupadzie? Bardzo zachwalał twoją potrawę i polecił mi też spróbować." Więc nałożyłem Upendrze z wszystkiego co ugotowałem. Potem przyszedł Tamal Krishna Maharadża i też powiedział, że Prabhupada bardzo zachwalał moje gotowanie. Byłem wtedy w siódmym niebie, sam widziałem, że od dawna Prabhupada nie zjadł tak dużo.

Następnego dnia też zrobiłem bati charchari, ale Śrila Prabhupada nie miał zadowolonej miny. Spróbował tylko kilka kęsów i powiedział: "Nie masz żadnego standardu. Jednego dnia gotujesz dobrze i cię chwalę, a następnego dnia się opuszczasz." Czułem się zdewastowany. Trzeciego dnia jednak przyłożyłem więcej uwagi i znów Prabhupada był zadowolony. Ponieważ Tamal Krishna Maharadża i inni starsi bhaktowie, którzy mieli okazję kosztować maha-prasadam chwalili moje umiejętności kulinarne, Śrila Prabhupada zwykł nazywać mnie słynnym kucharzem. Od dłuższego już czasu dla Prabhupady gotowały uczennice, a do podróżowania z Prabhupadą potrzebny był kucharz płci męskiej, więc wszyscy zgodnie uznali, że kucharz taki własnie się znalazł w mojej osobie. A największe poparcie dla tego rozwiązania wyrażał Tamal Krishna Maharadzą, który przepadał za moimi potrawami.

Któregoś dnia siedziałem ze Śrila Prabhupadą na balkonie z widokiem na świątynię. Bóstwa nie były jeszcze zainstalowane, a cały teren był placem budowy. W pewnym momencie Prabhupada zaczął mówić: "Ci hinduscy biznesmeni, dostawcy materiałów budowlanych, oszukują zachodnich bhaktów na każdym kroku. Zachodni bhaktowie nie mają doświadczenia w Indiach, nie wiedzą jak postępować. Ufają Hindusom, a ci ich oszukują, bo są przekonani, że zachodni bhaktowie śpią na pieniądzach. Dlatego tak opornie idzie ta budowa. Przydałby się tutaj jakiś hinduski bhakta do nadzorowania tej budowy." Serce zaczęło walić mi jak młotem z obawy, że Śrila Prabhupada zechce mnie zostawić tutaj do tej służby i że nie będę już mógł z nim podróżować. Ale nic takiego nie nastąpiło. Śrila Prabhupada wyraził po prostu swoje rozczarowanie Indiami, skądinąd chwalebnym krajem. Po odrzuceniu kultury wedyjskiej Hindusi stracili wszystkie dobre cechy. Śrila Prabhupada powiedział, że ponieważ Indie porzuciły świadomość Kryszny, dlatego dopadło je ubóstwo. Odrzucili Narayana, więc Lakszmi przestała obdarzać Indie specjalnymi względami i ludzie mocno zbiednieli. W rzeczywistości Indie są bardzo bogatym krajem, są najbogatszym krajem na świecie, ale sami ludzie zbiednieli, bo odrzucili Krysznę. A gdy kogoś dotyka ubóstwo, traci wszystkie dobre cechy. Tracą dobre cechy właśnie dzięki ubóstwu. W ten sposób Śrila Prabhupada zapewnił, że gdy ktoś przyjmie świadomość Kryszny, podporządkuje się Krysznie, to Kryszna dostarczy mu wszystkiego co potrzeba. Lakszmidevi będzie dostarczała bogactwa swoimi czterema rękoma, tak że my nie będziemy w stanie go użyć naszymi dwoma rękoma. Potem Prabhupada powiedział: "Jestem najbogatszym człowiekiem na świecie, nawet z materialnego punktu widzenia. Tyle tysięcy osób mi się podporządkowało i pracuje dla mnie. Kto inny tak ma? Bogaci ludzie może mają po dziesięć, czy dwadzieścia domów, a ja mam ponad sto świątyń na świecie. Przyjmij Krysznę, a On dostarczy ci wszystko. Ale jeśli Go odrzucisz, wszystko stracisz."

Zdrowie Prabhupady ciągle nie było dobre i jadł on bardzo mało. Któregoś dnia powiedział, że jeśli da radę zjeść cztery chapati, to uzna, że jest już zdrowy. Ale niestety, nie był w stanie zjeść więcej niż jednego, a czasami nawet i jednego nie zjadł. A te chapati były niezwykle cienkie. Śrila Prabhupada był bardzo wybredny co do tego, który chapati jest dobrze zrobiony. On lubił chapati miękkie i całkowicie nadęte jak piłka futbolowa. Prawie w ogóle nie jadł ryżu, chociaż był dla niego gotowany.

Wtedy jednego dnia dwie ważne osoby przyszły zobaczyć jak się czuje Śrila Prabhupada. Był to emerytowany gubernator Madrasu Sriman Narayana i jego szwagier Ramakrishna Bajaj, prezes Bajaj Industries, wielkiej firmy produkującej motocykle, skutery itp. Zaproponowali, by Prabhupada udał się do Hrishikesh u podnóża Himalajów. Mówili, że może woda z Gangesu pomoże Śrila Prabhupadzie wrócić do zdrowia. Ponieważ byli bardzo zamożni i wpływowi, byli w stanie załatwić tam najpiękniejszy dom w okolicy do użytku Śrila Prabhupady. Prabhupadzie pomysł ten się spodobał, jako że jeszcze nie był wcześniej w Hrishikesh. Zostały więc poczynione przygotowania i Śrila Prabhupada w asyście Tamal Krishna Maharadża, Upendry Prabhu i mnie udał się samolotem do Delhi, a stamtąd samochodem do Hrishikesh. Tam już był Trivikrama Swami, Pramana Swami, Vira Prakasha Swami i kilku innych bhaktów których nie pamiętam, którzy przygotowali wszystko na przyjazd Śrila Prabhupady.
Trust no future, however pleasant...
Ten świat nie jest miejscem dla gentelmana...

Awatar użytkownika
Jagadisha das
Posty: 107
Rejestracja: 17 lut 2007, 12:18
Lokalizacja: Kraków

Mój drogi mistrz duchowy, Bhakti Charu Swami...

Post autor: Jagadisha das » 03 lut 2013, 17:35

Obrazek

9. Hrishikesh

Gdy tylko przybyliśmy do Hrishikesh, Śrila Prabhupada zapragnął napić się wody. Upendra Prabhu przyniósł mu wodę do picia, ale Prabhupada nie był zadowolony: "Nie po to jechałem taki kawał drogi, by napić się wody z kranu." Natychmiast zrozumiałem o co chodzi Śrila Prabhupadzie. Złapałem jakiś garnek i przyniosłem wody z Gangesu. Śrila Prabhupada napił się i był bardzo zadowolony. Naprawdę liczył, że jego zdrowie ulegnie tu poprawie.

Grupa bhaktów służących Śrila Prabhupadzie rosła. Oprócz Trivikrama Swamiego, Vira Prakasha Swamiego i Pramany Swamiego, był tam jeszcze Gauridasa Pandit służący Tamal Krishna Maharadżowi, Pradyumna Swami zajmujący się edycją Sanskrytu, oraz Yadubara Prabhu, który specjalnie przyjechał filmować Śrila Prabhupadę.

Przez pierwsze kilka dni Śrila Prabhupada odpoczywał. Ponieważ rozeszła się wieść o jego przybyciu do Hrishikesh, coraz więcej osób zacząło przychodzić na darshany jaki Śrila Prabhupada dawał o godzinie 17.oo. A ponieważ zwykł on wykorzystywać każdą okazję do nauczania świadomości Kryszny do maksimum, zauważylismy, że bardzo go to wyczerpywało. Czasami darshan trwał nawet dwie i pół godziny. Któregoś dnia Tamal Krishna Maharadża powiedział, że musimy coś z tym zrobić. Postanowiliśmy, że po godzinie darshanu będziemy już gości wypraszać, a gdy znajdzie się ktoś bardziej zainteresowany, to my przejmiemy nauczanie. Czasami więc zabieraliśmy te osoby na dach, czasami na balkon, a czasami na trawnik i tam kontynuowaliśmy rozmowy. Byłem wtedy jeszcze nowym bhaktą, ale podobało mi się to, co robili inni, więc ja też nauczałem gości.

Któregoś dnia usiadłem po darshanie Śrila Prabhupady z takim młodym sadhu i z rozmowy okazało się, że jest on impersonalistą, Mayavadi. Zacytowałem więc werset z SB.1.2.11 vadanti tat tattva-vidas tattvam yaj jnanam advayam brahmeti paramatmeti bhagavan iti sabdyate, tłumacząc, że realizacja Brahmana jest tylko wstępną, częściową realizacją Prawdy Absolutnej. Jnani, który w poszukiwaniu Prawdy Absolutnej poprzez proces neti neti nawet osiąga sukces, jest jak człowiek, który długo przebywał w ciemnościach i nagle został wystawiony działanie blasku słonecznego. Zostaje on oślepiony i jeśli ma dużo szczęścia, to rozumie, że zabrnął w ślepą uliczkę i zmienia kierunek swoich poszukiwań. Z jnani'ego staje się yoginem, który - jeśli osiągnie sukces na tej ścieżce - to dochodzi do realizacji Paramatmy. I jeśli się Jej podporządkuje, to jest to początek jego służby oddania. I tak się zapomniałem w tym nauczaniu, że nie zwróciłem nawet uwagi, że mówiłem bardzo głośno. Nawet nie wiem czy ten sadhu przyjął to, co do niego mówiłem. W końcu wyszedł, a ja zszedłem na dół. Wtedy Upendra Prabhu powiedział, że Śrila Prabhupada chce mnie widzieć. Wtedy zaniepokoiłem się, gdyż uprzytomniłem sobie, że Prabhupada był tuż za ścianą i musiał wszystko słyszeć. Z pewnością był na mnie zły. Z bijącym sercem wszedłem do pokoju Śrila Prabhupady. "No i co robisz?" - zapytał Śrila Prabhupada. "Nauczałem jednego Mayavadi sadhu." - odparłem. "Jak nauczałeś?" - zapytał Śrila Prabhupada. Opowiedziałem więc wszystko po kolei. Śrila Prabhupada milczał dłuższą chwilę. Zapytałem więc: "Śrila Prabhupada, czy powiedziałem coś niewłaściwego?" "Nie, wszystko co powiedziałeś było bardzo dobre i właściwe." Poczułem ekscytację i radość. I tak spędzaliśmy czas w Hrishikesh w bliskim towarzystwie Śrila Prabhupady, który cały był gotowy odbierać naszą służbę jaką dla niego wykonywaliśmy.

Jednego dnia w Hrishikesh przegapiliśmy Ekadasi. Zjedliśmy na śniadanie coś z ziarnem i dopiero potem ktoś odkrył, że właśnie tego dnia wypada Ekadasi. Śrila Prabhupada był bardzo wytrącony z równowagi tym, że nie pamiętaliśmy o tym. W naszej grupie był Pradyumna Prabhu, który był naukowcem i dlatego Prabhupada nazywał go panditą. Wtedy Śrila Prabhupada powiedział: "Cóż za pożytek z posiadania przez nas pandity, jeśli nie potrafi on wykombinować kiedy jest Ekadasi?" Zapytaliśmy Prabhupadę, co w takiej sytuacji powinniśmy zrobić. I Śrila Prabhupada powiedział, że będziemy pościć (od ziarna) nazajutrz i następnego dnia pościł razem z nami. Później wyczytałem z Hari Bhakti Vilasa, że dzieci poniżej ósmego roku życia i osoby powyżej osiemdziesiątego roku życia nie muszą przestrzegać Ekadasi. Ponieważ Prabhupada miał już wtedy więcej niż osiemdziesiąt lat, nie miało to znaczenia, że zjadł ziarno. Ale dał nam cudowną lekcję solidarności z nami. Należy zawsze trzymać z bhaktami, z grupą. Podążając za tym przykładem Śrila Prabhupady, kiedy w późniejszych latach jeździłem do Jagannath Puri i zachodni bhaktowie nie byli wpuszczani do świątyni Pana Jagannatha, ja również do niej nie wchodziłem.

Tak więc następnego dnia mieliśmy pościć za Ekadasi, ale nie był to post w pełnym tego słowa znaczeniu. Śrila Prabhupada pokazał mi, jak przygotować ekadaszową ucztę. Kazał mi kupić kottu atta (mąkę gryczaną) i singara atta (mąkę z buzdyganka). Z tych dwóch rodzajów ekadaszowej mąki, Prabhupada powiedział mi jak zrobić pakory, purisy i słodycze. Gdy mu zaserwowałem gotowe potrawy, był z nich bardzo zadowolony. Dzięki łasce Śrila Prabhupady rozwinąłem smykałkę do gotowania i wielokrotnie byłem w stanie przygotować potrawy wyłącznie na podstwie jego instrukcji, i smakowały mu one. Ale bywało też, że nie był zadowolony.

Któregoś dnia Prabhupada powiedział, bym ugotował dla niego bati charchari. Jest to potrawa bogata w ghee i chili, i nauczyłem się ją robić już w Bombaju. Tego dnia jednak dałem zbyt mało chili i to bardzo nie spodobało się Śrila Prabhupadzie. Zbeształ mnie za to, że zapomniałem jak przygotować potrawę, którą sam mnie nauczył. I nie zbeształ mnie tylko raz, lecz przez następne dwa dni kiedykolwiek byłem w jego pobliżu, wyrzucał mi jak mogłem zapomnieć instrukcji, których mi udzielił. W końcu któregoś dnia Śrila Prabhupada złagodniał i zapytał, jak to było możliwe, że zapomniałem jego lekcji gotowania. Wtedy wyjaśniłem mu: "Śrila Prabhupada, ja nie zapomniałem, ale ponieważ miałeś problemy żołądkowe celowo dałem mniej chili do bati charchari." Wtedy on zapytał: "To dlaczego od razu mi tego nie powiedziałeś? Widzisz, jest taka zasada. Kiedy używasz dużo ghee, musisz dać dużo chili, ponieważ one znoszą się wzajemnie. Czy ci się to podoba, czy nie, tak należy robić. Oba smaki są bardzo bogate i gorące, a użyte razem, neutralizują się. Jeśli chcesz dobrze strawić ghee, musisz dać dużo chili." To była wielka lekcja jaką otrzymałem.

Jednego dnia Śrila Prabhupada postanowił uczyć nas gotowania, a właściwie, to uczyć mnie, bo nie potrafiłem właściwie ugotować ryżu. Ryż, który ugotowałem był rozmiękły, paćkowaty. W Hrishikesh można łatwo kupić wysokiej jakości ryż basmati, który pochodzi właśnie z tego regionu. Nazywa się Dehradun. Więc po umyciu ryżu i jego obeschnięciu na słońcu, mieszamy go z ghee, po czym wrzucamy ten wysmarowany w ghee ryż do garnka z wrzącą wodą, której powinno być dokładnie dwa razy więcej niż ryżu. Gdy zniknie już prawie cała woda, wyłączamy ogień i przykrywamy garnek pokrywką. Po ugotowaniu ryżu Śrila Prabhupada pokazał mi na łyżce, jak każde ziarenko było dokonale ugotowane, a jednocześnie nie sklejało się z innymi. Potem Tamal Krishna Maharadża zapragnął nauczyć się od Śrila Prabhupady jak robić czapati. Więc on robił czapati, a ja gotowałem sabdżi. Prabhupada nauczył nas jak gotować trzy, cztery potrawy jednocześnie. Co do czapatów, to najpierw rozwałkowujesz ciasto, przypiekasz je na patelni najpierw z jednej strony - dłużej, a potem przewracasz i pieczesz krócej. Następnie bierzesz czapata nad płomień, a on nadyma się jak piłka futbolowa. Jak już wspominałem wcześniej, dla Śrila Prabhupady było bardzo ważne by czapati były prawidłowo wzdęte i miękkie. Osobną rzeczą jest to, że jak podczas robienia ciasta dasz za mało soli, to później czapaty będą bez smaku. Właściwą według Prabhupady proporcją była pełna, czubata łyżka soli na jeden kilogram mąki lub warzyw, lub nawet trochę więcej (do półtorej łyżki). Śrila Prabhupada używał dużo soli. Kiedyś lekarz powiedział mu, że z uwagi na problemy z nerkami powinien używać mniej soli, ale Prabhupada nie posłuchał go.

Gotowałem dla Śrila Prabhupady co rano. Robiłem najpierw zakupy, przygotowywałem śniadanie i serwowałem. Potem dołączałem do reszty bhaktów, którzy spędzali wolny czas na pływaniu w Gangesie, którego nurt był tam bardzo silny. Jedną z naszych rozrywek było wdrapywanie się na przepływające koło nas kłody drewna, które spławiane były z górnych partii Gangesu. Po jakimś czasie trzeba było dopłynąć do brzegu i wracać na piechotę. I tak spędzaliśmy czas aż do obiadu.

Któregoś dnia pogoda odmieniła się raptownie i rozpętała się burza z ulewą i wichurą. Sieć energetyczna została gdzieś uszkodzona i cała okolica pozbawiona była prądu. Śrila Prabhupada był tym poirytowany, gdyż nie mógł w nocy konynuować swoich tłumaczeń. Potrzebował zarówno światła, jak i prądu do zasilania dyktafonu, gdyż nie był to dyktafon na baterie. Wtedy pomyślałem sobie, że trzeba by zabezpieczyć Śrila Prabhupadzie przynajmniej światło. Następnego dnia udałem do Haridwaru, który leży jakieś siedem, osiem kilometrów od Hrishikesh, w nadziei, że uda mi się zdobyć tam jakąś lampę. I udało mi się wypożyczyć lampę kerozynową Petromax, która daje bardzo jasne światło. W międzyczasie zrobiło się późno, a przy Gangesie nie było żadnej łodzi by się przeprawić na drugą stronę. Postanowiłem więc przejść wiszącym mostem Lakshman Jhula, który był na drugim końcu Hrishikesh. (Jest to baaardzo długi most - dopisek tłumacza). Z uwagi na silny wiatr most kołysał się i było to dość przerażające przeżycie. Gdy dotarłem na drugą stronę skierowałem się leśną ścieżką w stronę naszego domu. W tamtych dniach chodziłem boso. Po drodze natknąłem się na mały sklep i jego właściciel zapytał mnie dokąd idę. Powiedziałem mu do którego domu zmierzam, ale on odradził mi bosą wędrówkę tą ścieżką. Jest tam mnóstwo węży i skorpionów, a bez światła łatwo jest zgubić drogę. Zawróciłem więc z powrotem i poszedłem w stronę miejsca gdzie przeprawiają się łodzie. Musiało być już koło 21.oo. Usłyszałem nagle dźwięk silnika i zobaczyłem łódź zbliżającą się w moją stronę. Miałem wielkie szczęście. Jakiś urzędnik państwowy został przeprawiony przez Ganges o tak późnej porze i dzięki temu mogłem zabrać się tą łodzią na drugi brzeg. W końcu dotarłem do domu, zapaliłem lampę i zaniosłem Śrila Prabhupadzie. Ponieważ jednak dyktafon nie działał, Śrila Prabhupada postanowił udać się na spoczynek.

Każdej nocy gdy Śrila Prabhupada spał, ktoś z nas czuwał przy nim. Moja zmiana była od północy do 2.oo, a ponieważ już było około 1.oo w nocy, usiadłem i czekałem, czy Śrila Prabhupada nie będzie czegoś potrzebował. W pewnym momencie usłyszałem jego wołanie. Śrila Prabhupada leżał na łóżku pod moskitierą. "Przyszedł na mnie czas by opuścić ten świat. Chcę opuścić ciało we Vrindavan. Proszę poczyńcie starania by zabrać mnie do Vrindavan." - powiedział Prabhupada. Byłem w szoku słysząc te słowa. Natychmiast zbiegłem na dół, obudziłem Tamal Krishna Maharadża i powtórzyłem mu słowa Śrila Prabhupady. Pełen niepokoju Tamal Krishna Maharadża popędził do Śrila Prabhupady, a Prabhupada powtórzył mu te same słowa. Nie wiedzieliśmy co robić, ale życzenie Śrila Prabhupady było dla nas rozkazem. Jeszcze tej nocy spakowaliśmy wszystko, a rano Tamal Krishna Maharadża i ja udaliśmy się na stację w Haridwarze by zarezerwować przedział pierwszej klasy do Delhi. Ale nie było mowy nawet o jednym wolnym miejscu, nie mówiąc już o całym przedziale. Całkowicie zniechęceni wróciliśmy do domu skazani na jazdę samochodem.
Trust no future, however pleasant...
Ten świat nie jest miejscem dla gentelmana...

Awatar użytkownika
Jagadisha das
Posty: 107
Rejestracja: 17 lut 2007, 12:18
Lokalizacja: Kraków

W sprawie pisowni...

Post autor: Jagadisha das » 03 lut 2013, 17:52

Bardzo wszystkich przepraszam za mój bałagan w pisowni sanskryckich słów. Występują tu zapisy zsanskryczczone (wiem, że takiego słowa nie ma :D ), zangielszczone, jak i spolszczone. Jakoś nie mogłem się jeszcze zdecydować. Bałagan jest również w pisowni wielkich i małych liter oraz w stosowaniu kursywy. To wszystko jeszcze wymaga przemyślenia. Na razie skupiam się tylko na tłumaczeniu.

PS. Jeśli ktoś chciałby coś doradzić na przyszłość, to jestem otwarty na sugestie.
Trust no future, however pleasant...
Ten świat nie jest miejscem dla gentelmana...

Awatar użytkownika
Jagadisha das
Posty: 107
Rejestracja: 17 lut 2007, 12:18
Lokalizacja: Kraków

Mój drogi mistrz duchowy, Bhakti Charu Swami...

Post autor: Jagadisha das » 04 lut 2013, 17:36

Obrazek

10. Sannyasa

Gdy przeprawialiśmy się łodzią przez Ganges, cały czas intonowałem "Jaya Śrila Prabhupada, Jaya Śrila Prabhupada, Jaya Prabhupada", a Prabhupada patrzył na mnie i uśmiechał się. Gdy dotarliśmy do Delhi, tej nocy Śrila Prabhupada spał na łóżku wyniesionym na dach. Ja siedziałem w pobliżu i intonowałem. W pewnym momencie Prabhupada zawołał mnie i powiedział: "Musisz się położyć. Odpocznij." Położyłem się więc na podłodze koło łóżka Śrila Prabhupady i zasnąłem.

Sam nie wiem jak się obudziłem. Może to Prabhupada zawołał mnie, on już był na nogach. Kazał mi iść się wykąpać. To było jakoś tuż po mangala-arati. Niedługo później wyruszyliśmy w kierunku Vrindavan. W międzyczasie Tamal Krishna Maharadża zadzwonił do Adikeśavy Maharadża, GBC Nowego Yorku w tym czasie i poinformował go o wszystkim. Piorunująca wiadomość, że Śrila Prabhupada udaje się do Vrindavan by opuścić ciało, obiegła świat lotem błyskawicy. Wydawało się, że Śrila Prabhupada spał dobrze tej nocy, gdyż wyglądał na wypoczętego. Prawdopodobnie to perspektywa znalezienia się we Vrindavan tak go ożywiła. Dla mnie miała to być pierwsza wizyta we Vrindavan. Miałem odwiedzić to najświętsze miejsce na całej planecie w towarzystwie czystego wielbiciela Pana, w towarzystwie Śrila Prabhupady.

Droga z Delhi do Vrindavan nie była w dobrym stanie. Była pełna wybojów i łatanych dziur. Widziałem, że ta jazda samochodem nie była dla Śrila Prabhupady komfortowa. Gdy dojechaliśmy do skrzyżowania Agra Road i Chattikara Road zobaczyliśmy jak jakiś bhakta wskoczył na motor, odpalił i śmignął przed nami. Tamal Krishna Maharadża poinformował Śrila Prabhupadę, że był to prezydent świątyni we Vrindavan, Gunarnava Prabhu. Czekał przy tym skrzyżowaniu na nasz przyjazd i pojechał wszystkich uprzedzić. W tamtych czasach nie mieliśmy jeszcze telefonów komórkowych i trzeba było radzić sobie inaczej.

Wjazd do Vrindavan przez Chattikara Road był niezwykle piękny! Cały czas miałem w głowie, że każde ziarenko kurzu tutaj jest spełniającym pragnienia kamieniem cintamani, wszystkie drzewa są drzewami pragnień, a niezliczone krowy pasące się po drodze są krowami Surabhi. Wyobrażałem sobie, że mając więcej szczęścia mógłbym zobaczyć nawet rozrywki Kryszny, które mają tam miejsce wiecznie, są nitya lila.

Kiedy dojechaliśmy do Kryszna-Balaram Mandir, zobaczyłem setki bhaktów czekających na drodze na Śrila Prabhupadę i intonujących. Kiedy Śrila Prabhupada dojechał, bhaktowie byli rozentuzjazmowani maksymalnie, można powiedzieć, że ogarnęło ich radosne szaleństwo. Śrila Prabhupada wysiadł z samochodu, a bhaktowie wypełniali całą atmosferę najbardziej wibrującymi rytmami i melodiami. Prabhupada wszedł najpierw do świątyni na darshan Śri Śri Gaura-Nitai, Krishna-Balaramy i Radha-Syamasundary, potem zaszedł do swojej kwatery, cały czas w towarzystwie tłumu wielbicieli i chłopców z Gurukuli pod przewodnictwem Yaśodanandany Maharadża. Chłopcy ci prowadzili kirtan. Następnie Śrila Prabhupada usiadł na vyasasanie, a wszyscy usiedli na wprost niego. Śrila Prabhupada zaczął mówić. Gdy powiedział, że przyjechał do Vrindavan by ouścić ciało, ekstaza wielbicieli w ułamku sekundy zamieniła się w agonię. Wielu zaczęło płakać i cała atmosfera stała się niezwykle ciężka. Śrila Prabhupada wyczuł to natychmiast i zaczął wyjaśniać werset z Bhagavad-Gity (2.13): dehino'smin yatha dehe, że to materialne życie jest tymczasowe. Ciało podlega zmianom, a dusza pozostaje niezmienną. Skoro zmiany jakich doświadcza ciało nie wpływają na duszę, to jest to dowodem, że po opuszczeniu ciała dusza istnieje dalej. A osoba, która osiągnęła wewnętrzny spokój, ten czysty wielbiciel nie jest oszołomiony takimi zmianami jak narodziny czy śmierć. Śrila Prabhupada powiedział, że przyjechał by udzielić nam lekcji. Nie powinniśmy być pod wpływem śmierci, lecz powinniśmy śmierć pokonać. Dlatego nie powinniśmy pogrążać się w bólu, niezależnie od tego jak droga nam może być umierająca osoba. Po tym jak Śrila Prabhupada przemówił w ten sposób, bhaktowie doznali pewnej ulgi.

Tamal Krishna Maharadża polecił mi załatwić jakiś pokój w którym moglibyśmy się razem zatrzymać. Gdy byłem w trakcie załatwiania, jeden bhakta poinformował mnie, że Śrila Prabhupada mnie wzywa. Poleciałem więc do jego pokoju i zobaczyłem, że Prabhupada wciąż siedział na vyasasanie. Powiedział do mnie, że nie mam już dalej gotować dla niego, ani mam nie zmuszać go, by cokolwiek zjadł: "Jaki jest sens jeść, jeśli nie ma apetytu?" Gdy Prabhupada mówił w ten sposób, przypomniał mi się natychmiast Pariksit Maharadża, który postanowił pościć wiedząc, że zostało mu już tylko siedem dni życia. Jasna i wyraźna instrukcja jaką dostałem spowodowała, że poczułem się bezradny. Nie wiedziałem co począć, więc pobiegłem do Tamal Krishna Maharadży. On też był przekonany, że wobec tak jasnego polecenia nie mogłem ani pójść do kuchni gotować, ani nie mogłem go nakłaniać do jedzenia.

Przez jakieś dwa, trzy dni Śrila Prabhupada nie jadł niczego. W międzyczasie z całego świata zjechało jeszcze więcej bhaktów, w tym wielu liderów. Odbyło się zebranie i na tym zebraniu wielbiciele doszli do wniosku, że nie mogą pozwolić by Śrila Prabhupada opuścił nas już teraz. Śrila Prabhupada jest czystym wielbicielem Kryszny i gdyby tylko zechciał jeszcze pozostać, Kryszna spełnił by jego pragnienie. Więc uradzono, że należy poprosić Prabhupadę by nie odchodził. Po tym zebraniu wszyscy gromadnie udali się do pokoju Śrila Prabhupady, a Kirtanananda Swami jako najstarszy został wybrany na rzecznika. Kirtanananda siedział czy klęczał obok łóżka Śrila Prabhupady. Zaczął mówić: "Jesteśmy jeszcze bardzo młodzi w świadomości Kryszny. Jesteśmy jak małe, kilkuletnie dzieci. Śrila Prabhupada, jeśli opuścisz nas teraz, to będziemy sierotami. Co się stanie z nami bez opieki naszego duchowego ojca?" - Kirtanananda Swami rozpłakał się. A Śrila Prabhupada położył mu rękę na plecach, poklepał go i powiedział: "W porządku. Jeśli właśnie tego chcecie, to zostanę." I wszyscy bhaktowie zerwali się w ekstazie krzycząc: "Jaya! Jaya Śrila Prabhupada!" To była najbardziej pamiętna chwila, kiedy nasza agonia w jednej chwili zamieniła się w wielką radość.

Śrila Prabhupada polecił nam, abyśmy modlili się do Kryszny: "Kryszno, jeśli taka jest Twoja wola, to niech Śrila Prabhupada pozostanie jeszcze z nami." I powiedział: "Dajcie mi coś do picia." Natychmiast poleciałem po kubek z sokiem z granatu, który miałem schowany przez te dni na wypadek, gdyby Śrila Prabhupada zmienił zdanie i chciał się napić. Co jakiś czas wymieniałem tylko sok na nowy i w ten sposób kubek soku cały czas był w pogotowiu. Gdy mu podałem ten sok, Śrila Prabhupada wydawał się być trochę zaskoczony, że przyniosłem sok tak szybko. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. I znów zacząłem gotować dla Śrila Prabhupady, a on znów zaczął jeść.

Dwa tygodnie po przyjeździe do Vrindavan Prabhupada miał dawać sannyasę. Dwa dni wcześniej było Nirjala Ekadasi, kiedy to po raz pierwszy w życiu przestrzegałem pełnego postu, nie pijąc nawet wody. A było to trudne, gdyż upał we Vrindavan był nieznośny. Pierwszym kandydatem do sannyasy był Premyogi, uczony eks-mayavadi sannyasin, który przyjął schronienie Śrila Prabhupady. Drugą osobą był pochodzący z Pendżabu Caitya Guru Prabhu. Od pewnej osoby dowiedziałem się, że Śrila Prabhupada rozważał również danie sannyasy i mnie. Gdy się to rozniosło, niektórzy bhaktowie byli bardzo temu przeciwni. Do tej grupy zaliczał się również Tamal Krishna Goswami. Uważali, że byłem w Ruchu zbyt krótko. Najpierw próbowali przekonywać mnie, że nie powinienem przyjmować sannyasy, bo jestem zbyt młodym bhaktą. Dla mnie w sumie nie było to aż tak istotne, sannyasa czy nie, cokolwiek chce Śrila Prabhupada, to jest dobre. Ważne jest być zostać czystym wielbicielem Kryszny. To liczy się naprawdę. Mahaprabhu powiedział: kiba vipra, kiba nyasi [CC Madhya 8.128]: nie ma znaczenia, czy ktoś jest braminem, sannyasinem, śudrą czy brahmacharinem, czy też grihasthą. Znaczenie ma to, czy jest się bhaktą Kryszny. Yei krsna-tattva-vetta. Potem słyszałem, że poszli prosto do Śrila Prabhupady by przekonać go by nie dawał mi sannyasy, lecz Śrila Prabhupada zrugał ich. Nie podam tu więcej szczegółów dotyczących tej sytuacji, bo nie jest właściwe by opowiadać o sobie, ale w ten właśnie sposób Śrila Prabhupada bardzo łaskawie dał mi sannyasę. Pamiętam, że byłem wtedy w kuchni i gotowałem dla Śrila Prabhupady, gdy Tamal Krishna Mahardża i Bhavananda Maharadża przyszli do kuchni. Tamal Krishna Maharadża oznajmił: "Chłopcze, udało ci się. Śrila Prabhupada daje ci jutro sannyasę. Szykuj się." Po południu razem z Caitya Guru udaliśmy się na Loy Bazaar by kupić nowe szaty oraz bambusowe kije na dandę. Jeden z moich braci duchowych (Pramana Swami z Wenezueli) pomógł mi zrobić dandę. Następnego dnia odbyła się ofiara ogniowa przed świątynią. Prabhupada był wtedy chory i wręczył nam dandy w swoim pokoju. Po raz pierwszy wtedy Śrila Prabhupada zaczął nadawać imiona zaczynające się od Bhakti. Premyogi dostał imię Bhakti Prema, Caitya Guru dostał imię Bhakti Caitanya, a ja Bhakti Caru. Potem był długi, ekstatyczny kirtan w pokoju Prabhupady. Po południowym posiłku Prabhupady siedzieliśmy razem z Bhakti Caitanyą przy Śrila Prabhupadzie. Prabhupada zaczął mówić: "Od teraz jesteście sannyasinami. Bycie sannyasinem oznacza bycie guru i inicjowanie uczniów. Ale jak długo mistrz duchowy jest obecny, tak długo nie przyjmuje się własnych uczniów. To jest taka formalność, etykieta." I była czasami taka śmieszna sytuacja, gdy Prabhupada wołał mnie Bhakti Caru Maharadża. Moje wcześniejsze brahmacarińskie imię miałem tylko przez jakieś trzy miesiące, Khirchora Gopinatha Das. Prabhupada nazywał mnie wtedy Gopinath. Ale moja służba nie uległa zmianie. Nadal byłem cały czas przy Śrila Prabhupadzie. Gotowałem dla niego, podawałem mu lekarstwa i dbałem o jego potrzeby.

Któregoś dnia zapytałem Śrila Prabhupadę, dlaczego my nie przestrzegamy zasad sannyasy w taki sposób, jak opisują to pisma. To znaczy jest faza kuticaka, kiedy sannyasin pozostaje w pobliżu swojej rodziny, która troszczy się o jego jedzenie i inne potrzeby. Potem jest faza bahudaka, kiedy sannyasin nie polega już na swojej rodzinie i sam dba o swoje potrzeby. Potem jest faza parivrajaka, kiedy sannyasin podróżuje po miejscach pielgrzymek, a ostatecznie jest faza paramahamsa, transcendentalna platforma suddha-sattvy. Śrila Prabhupada wyjaśnił, że ten system sannyasy przeznaczony jest dla osób poszukujących wyzwolenia. A naszym celem nie jest osiągnięcie wyzwolenia. Naszym celem jest rozwinięcie oddania dla Kryszny i rozprzestrzenianie świadomości Kryszny, dlatego nie zawracamy sobie głowy tymi czterema poziomami sannyasy. Nasza sannyasa znana jest jako tridanda sannyasa. Trzy kije dandy reprezentują całkowite zadedykowanie ciała, umysłu i słów służbie szerzenia świadomości Kryszny. Nieraz uważałem się za szczęśliwca, ponieważ mogłem pytać o różne rzeczy bezpośrednio Śrila Prabhupadę i usłyszeć od niego klarowne instrukcje.

Śrila Prabhupada jadł, ale nie dużo, gdyż nie miał apetytu. Któregoś razu po obiedzie zapytał mnie, czy wiem gdzie jest Gopinatha Bazaar. Odpowiedziałem, że jest to moja pierwsza wizyta we Vrindavan, więc nie wiem, ale jeśli on coś potrzebuje, to ja to zdobędę. Śrila Prabhupada rzekł: "Więc jedź na Gopinatha Bazaar i tam znajdziesz ayurvedyjskiego doktora, nazywa się Banamali Kaviradża. Powiedz mu, że chcę żeby mnie leczył." Tego popołudnia wziąłem rikszę i udałem się na Gopinatha Bazaar. Jakiś sklepikarz wskazał mi drogę do doktora. To był taki mały sklepik. Za stołem siedział wychudzony, stary człowiek o bystrych oczach i młodym duchu, Banamali Kaviradża. Wyjaśniłem mu, że Prabhupada chce być leczony właśnie przez niego. Banamali Kaviraja powiedział, że jest za stary i że nigdzie się nie rusza. Miał 92 lata. Przychodzi tylko codziennie z domu na kilka godzin do swojego punktu medycznego. Zacząłem go prosić, błagać i w końcu upadłem mu do stóp. Po długiej perswazji, wreszcie pozwolił się zabrać do naszej Świątyni Kryszna-Balarama. Ponieważ lekarstwo musiało być za każdym razem robione na świeżo, zaproponowałem mu pokój w naszym domu gościnnym, ale on odmówił. Chciał wrócić do własnego domu. Przyszedł mi wtedy pewien pomysł do głowy, aby nauczył mnie jak przyrządzać to lekarstwo, i ten pomysł mu się spodobał.

Banamali Kaviradża i ja udaliśmy się na łąkę i tam pokazał mi dwie rośliny. "To jest Punarnava, a to jest Patharkuchi." Zebrał liście z tych roślin i pokazał mi jak wycisnąć z nich sok. Potem wyciągnął jakieś różne rodzaje soli. Jedna była biała, później dowiedziałem się, że był to azotan sodu, a drugiej nazwy nie pamiętam, ale miała kolor rdzy. Niewielkie ilości tych soli zmieszane z odpowiednią ilością soku z Punarnavy i Patharkuchi dały niezbędne lekarstwo dla Śrila Prabhupady. Codziennie więc przyrządzałem ten lek i codziennie jechałem samochodem Śrila Prabhupady po doktora by Prabhupadę zobaczył. Wydawało się, że leczenie przynosi pozytywny efekt, zdrowie Prabhupady zaczęło się poprawiać. Gdy Śrila Prabhupada poczuł się lepiej, coraz bardziej nie mógł znaleźć dla siebie miejsca i zaczął myśleć o wyjeździe na Zachód by nauczać. Zaczął nawet mówić, że żołnierz nie umiera w łóżku. Pomysł wyjazdu Prabhupady na Zachód podchwycił również Tamal Krishna Maharadża, przekonany, że to ożywi Prabhupadę. Ale kiedy o tych planach poinformowałem Banamali Kaviradżę, zdecydowanie powiedział, że nie powinniśmy na to się zgodzić. Pierwsze lekarstwo jakie zaaplikował Śrila Prabhupadzie miało go wstępnie wzmocnić przed podaniem lekarstwa właściwego, którym jest Makaradhvaja. A podanie Makaradhvajy zaplanował na zimę, gdyż do tej pory zdrowie Śrila Prabhupady poprawi się jeszcze bardziej, a zimowa pogoda wzmocni działanie leku. Powiedziałem o tym Tamal Krishna Maharadżowi, ale on wątpił, czy ktoś jest w stanie zmienić plany Prabhupady. "Śrila Prabhupada jest czystym wielbicielem Kryszny. Może zrobić co tylko zechce. To wszystko, to są jego rozrywki. Zdrowie Prabhupady nie jest zależne od żanych lekarstw." Ja też czułem podobnie. Śrila Prabhupada już ułożył swoją trasę: Londyn, Nowy Jork, Gita-Nagari, Los Angeles i Hawaje. A poza tym chciał kontynuować tłumaczenie dziesiątego Canta Śrimad-Bhagavatam.
Trust no future, however pleasant...
Ten świat nie jest miejscem dla gentelmana...

Awatar użytkownika
Jagadisha das
Posty: 107
Rejestracja: 17 lut 2007, 12:18
Lokalizacja: Kraków

Mój drogi mistrz duchowy, Bhakti Charu Swami...

Post autor: Jagadisha das » 07 lut 2013, 18:52

Obrazek

11. Zapowiedź rozłąki

Ponieważ wylot z Delhi do Londynu był rano, z Vrindavan musieliśmy wyruszyć w nocy. Śrila Prabhupada był już ubrany i tylko czekał, aż bhaktowie dadzą mu znak, że trzeba jechać. Ja siedziałem u jego stóp. Wtedy Śrila Prabhupada zapytał: "A ty co, nie jedziesz?" Powiedziałem mu, że nie mam paszportu - co było prawdą - były też i jeszcze jakieś inne powody. Nie miałem też oczywiście wiz. Ale tak naprawdę to nikt nie zaproponował, abym towarzyszył Śrila Prabhupadzie w wyjeździe na Zachód. Uznałem, że kiedy Prabhupada jest w Indiach, to jest to naturalne, że mu towarzyszę, ale kiedy jedzie on na Zachód, to nie ma potrzeby abym jechał z nim. Jednak kiedy Śrila Prabhupada usłyszał że nie jadę z nim, to był tym bardzo zaskoczony i zdziwiony, że nie powiedziałem mu o tym. "W porządku. W takim razie dołączysz do mnie na Hawajach." - powiedział Śrila Prabhupada. Tam miał zatrzymać się na dłużej. Znów ogarnęła mnie niezmierną radość, że będę mógł nadal mieć jego towarzystwo.

Na lotnisku byliśmy na czas. Śrila Prabhupada w otoczeniu bhaktów siedział i czekał na wezwanie do odprawy. Gdy pasażerowie zostali wezwani, pokłoniłem się Śrila Prabhupadzie kładąc swoją głowę na jego stopach i modląc się by Kryszna pozwolił mi jak najszybciej dołączyć do Śrila Prabhupady. A Śrila Prabhupada uśmiechnął się i bardzo współczującym wzrokiem spojrzał najpierw na mnie, a potem na wielbicieli, którzy lecieli razem z nim. Do Vrindavan wróciłem razem z Bhavanandą, który przyjechał specjalnie z Mayapur na odlot Prabhupady do Londynu. Tego dnia było Balarama Jayanti, dzień pojawienia się Pana Balaramy. Spędziliśmy go we Vrindavan, po czym za sugestią Bhavanandy, towarzyszyłem mu w drodze do Mayapur.

To był pierwszy raz, kiedy jechałem do Mayapur po otrzymaniu sannyasy. Gdy dojechaliśmy, bhaktowie byli bardzo szczęśliwi z tego powodu, że Śrila Prabhupada dał mi sannyasę w tak krótkim czasie. Powrót do Mayapur był dla mnie niczym powrót do domu. Tu byłem u siebie, tu przyłączyłem i tu otrzymałem pierwsze dwie inicjacje. Należałem do tego miejsca. Zobaczyłem też, że w międzyczasie przyłączyło kilku nowych wielbicieli. Byli to bardzo mili, młodzi chłopcy z Kalkuty lub okolic. Zaczęli patrzeć na mnie jak na lidera, bo byłem Bengalczykiem jak oni. Zacząłem dawać im wykłady i opowiadać jak to wspaniale jest być ze Śrila Prabhupadą i mu służyć.

W międzyczasie zacząłem się zastanawiać jak mam polecieć na Hawaje do Śrila Prabhupady. W tamtych czasach nie było komputerów czy internetu. Dodzwonienie się już tylko do Kalkuty było nie lada wyczynem, a uzyskanie połączenia telefonicznego z zagranicą było wręcz niewyobrażalne, było trudniejsze niż wygranie bitwy pod Kurukszetrą. Zwykle poprzedniego wieczora trzeba było umawiać połączenie na drugi dzień rano, na określoną godzinę, a potem czekać czy połączenie w ogóle dojdzie do skutku. Jedyną drogą komunikacji były listy, a nawet i otrzymanie listu w Mayapur nie należało do normalności. Aby zrealizować plan udania się na Hawaje, musiałem najpierw złożyć podanie o paszport, gdyż poprzedni gdzieś zagubiłem. Nie wiedziałem też skąd wziąć pieniądze na lot. Nie mogłem przecież napisać do Śrila Prabhupady by zorganizował moją podróż do niego. Pomyślałem sobie więc, że znów wróciłem do mojego normalnego życia, do służby w Mayapur. Jedyną zmianą było to, że byłem teraz sannyasinem. Pogodziłem się więc z losem, bo cóż innego mogłem zrobić?

Któregoś dnia po południu, to było jakieś dwa tygodnie po odlocie Śrila Prabhupady do Londynu, dostałem telegram: "Śrila Prabhupada chce, abyś natychmiast przyjechał do Vrindavan." Telegram nie był podpisany, chociaż domyślałem się, że wysłał go Tamal Krishna Maharadża. Poszedłem z tym do Bhavanandy, a on powiedział: "Skoro Prabhupada chce abyś przyjechał...". Dowiedziałem się też od niego, że w Londynie zdrowie Śrila Prabhupady znacznie się pogorszyło. Przeszedł tam jakiś zabieg, po czym wrócił do Indii i obecnie jest we Vrindavan.

Następnego ranka byłem już w Kalkucie, skąd miałem lot do Delhi, a wieczorem dotarłem do Vrindavan. To było gdzieś około 19.oo-20.oo. Przed drzwiami Śrila Prabhupady przywitał mnie Tamal Krishna Maharadża i gorąco uściskał. Wymieniliśmy pokłony i zapytałem o stan zdrowia Śrila Prabhupady. Okazało się, że Śrila Prabhupada miał kłopot z nerką i zapalenie dróg moczowych, a ponadto był przeziębiony i kaszlał. Ponieważ Śrila Prabhupada odpoczywał, postanowiłem mu nie przeszkadzać, ale z jego pokoju wyszedł Upendra Prabhu i ucieszył się na mój widok. "Chodź do środka," - powiedział. Usiadłem zaraz przy drzwiach. Do dziś nie zapomnę tego widoku. Pokój był zaciemniony. W powietrzu czuć było zapach kadzidła olibanum i olejku eukaliptusowego. Bardzo wychudzony Śrila Prabhupada leżał na łóżku przykryty białym prześcieradłem i zdawał się być na równi z łóżkiem. Jedynie spoczywająca na poduszce głowa wystawała ponad płaszczyznę łóżka. W pewnym momencie Śrila Prabhupada obudził się kaszląc, a Upendra natychmiast pobiegł do niego i powiedział, że przyjechałem. Śrila Prabhupada spojrzał w moją stronę i zapytał: "Gdzie on jest?" Podszedłem więc do Śrila Prabhupady, a on wydawał się być bardzo szczęśliwy widząc mnie. Prabhupada chciał usiąść, więc pomogłem mu i podparłem poduszkami. Widziałem jak bardzo był wychudły. Powiedziałem: "Śrila Prabhupada, jesteś tak bardzo wychudzony." A Prabhupada odpowiedział: "Tak, to ciało jest jedynie kupą kości w worku ze skóry." I miał rację. Nie widziałem u niego ani mięśni, ani tłuszczu, tylko skórę i kości.

Patrząc na Śrila Prabhupadę i wspominając słowa Banamali Kaviraja, że lekarstwo zaczyna działać i Śrila Prabhupada nie może nigdzie jechać, zacząłem się przeklinać: "Dlaczego Prabhupada uparł się jechać na Zachód i dlaczego nie powstrzymałem go?" - zastanawiałem się. Obecna sytuacja była się boleśnie trudna, chociaż zdawała się nie mieć na Śrila Prabhupadę wpływu. Zaczął mnie pytać co robiłem w ostatnich tygodniach, co słychać w Mayapur, czy są jakieś postępy w moich tłumaczeniach. Powiedziałem mu, że tłumaczę jego Bhagavad-gitę i że wielu nowych bhaktów przyłączyło do Mayapur, co bardzo go ucieszyło.

Kiedy poprzednim razem opuściłem Vrindavan po odlocie Śrila Prabhupady do Londynu, miałem wrażenie, że straciłem swoją bliską, osobistą służbę dla niego i że już jej nie odzyskam. Moje obowiązki przejęli wtedy inni bhaktowie. Kirtanananda Swami łącznie ze swoim pomocnikiem Kuladri Prabhu przejęli gotowanie dla Śrila Prabhupady, a Upendra przejął bezpośrednią opiekę, czyli służenie ciału Śrila Prabhupady. Ponieważ wtedy Prabhupada prawie w ogóle nie odpowiadał na listy w Bengali czy w Hindi, jedyna rzecz jaka przychodziła mi do głowy jaką mógłbym robić jako służbę dla niego, było odczytywanie mu moich tłumaczeń. Kiedy szedłem tego wieczora do pokoju Śrila Prabhupady, zahaczył mnie Tamal Krishna Maharadża: "No więc, gdzie są twoje bagaże?" i zaprosił do zatrzymania się w jego pokoju w domu gościnnym. Byłem bardzo szczęśliwy, że tym zaproszeniem zostałem niejako przywrócony do mojej bliskiej służby dla Śrila Prabhupady. Tamal Krishna Maharadża wyjaśnił mi, że Śrila Prabhupada ściągnął mnie z Mayapur ponieważ chciał kontynuować leczenie u Banamali Kaviraja i ja miałem się tym zająć.

Następnego dnia Banamali Kaviraja zbadał Śrila Prabhupadę, dał lekarstwa, a ja je podawałem. Niestety, nie było poprawy. Po kiku dniach Banamali Kaviraja powiedział mi, że jego lekarstwo nie działa i nie chciał dalej kontynuować leczenia. Sam miał już ponad 92 lata i przyjeżdżanie do świątyni by zobaczyć Śrila Prabhupadę było dla niego wielkim wysiłkiem. Poczuliśmy się wszyscy kompletnie bezradni. Wtedy przypomnieliśmy sobie nauki Śrila Prabhupady, żeby całkowicie polegać tylko na Krysznie. "Któregoś dnia, przytrafi się każdemu z was to, przez co ja przechodzę teraz." Swoim własnym przykładem Śrila Prabhupada pokazywał nam, jak należy przygotować się do opuszczenia ciała.
Trust no future, however pleasant...
Ten świat nie jest miejscem dla gentelmana...

Awatar użytkownika
Jagadisha das
Posty: 107
Rejestracja: 17 lut 2007, 12:18
Lokalizacja: Kraków

Mój drogi mistrz duchowy, Bhakti Charu Swami...

Post autor: Jagadisha das » 14 lut 2013, 04:18

Obrazek
Trust no future, however pleasant...
Ten świat nie jest miejscem dla gentelmana...

Awatar użytkownika
Jagadisha das
Posty: 107
Rejestracja: 17 lut 2007, 12:18
Lokalizacja: Kraków

Mój drogi mistrz duchowy, Bhakti Charu Swami...

Post autor: Jagadisha das » 15 lut 2013, 18:44

Obrazek
Trust no future, however pleasant...
Ten świat nie jest miejscem dla gentelmana...

Awatar użytkownika
Jagadisha das
Posty: 107
Rejestracja: 17 lut 2007, 12:18
Lokalizacja: Kraków

Mój drogi mistrz duchowy, Bhakti Charu Swami...

Post autor: Jagadisha das » 22 lut 2013, 18:34

Obrazek
Trust no future, however pleasant...
Ten świat nie jest miejscem dla gentelmana...

Awatar użytkownika
Jagadisha das
Posty: 107
Rejestracja: 17 lut 2007, 12:18
Lokalizacja: Kraków

Mój drogi mistrz duchowy, Bhakti Charu Swami...

Post autor: Jagadisha das » 26 lut 2013, 17:45

Obrazek
Trust no future, however pleasant...
Ten świat nie jest miejscem dla gentelmana...

Awatar użytkownika
Jagadisha das
Posty: 107
Rejestracja: 17 lut 2007, 12:18
Lokalizacja: Kraków

Mój drogi mistrz duchowy, Bhakti Charu Swami...

Post autor: Jagadisha das » 02 mar 2013, 18:52

Obrazek
Trust no future, however pleasant...
Ten świat nie jest miejscem dla gentelmana...

ODPOWIEDZ