Jak na prawdę było na festiwalu w Wenecji
: 08 lip 2009, 15:40
Hare Kryszna!
Witam wszystkich niezwykle bardzo serdecznie!
Jako, że wyjazd grupy wielbicieli na festiwal do Wenecji wywołał wiele dyskusji i emocji, mimo że minęło już trochę czasu, chciałbym się z Wami podzielić moimi nadzwyczajnymi wrażeniami z tego festiwalu.
Pojechałem tam jako „obserwator”.
Nie ma to jak samemu czegoś doświadczyć.
Festiwal obfitował w wydarzenia, spotkania i niezwykłe emocje.
Nie chcę się za nadto rozpisywać bo już jedni zaczynają mieć a inni już dawno mają dosyć.
A ja jestem do tej pory podekscytowany, o wielu rzeczach mógłbym napisać, ale będę się streszczać i podzielę się z Wami paroma wrażeniami jak np.: wielką kolejką składających dandavaty przed jeszcze większym portretem A.C.Bhaktiwedanty Swamiego Prabhupady zawieszonym w festiwalowym namiocie. Każdy po kolei podchodził i z celebracją składał pokłon.
Patrzyłem na to w nabożnym zaciekawieniu, ale tak jakoś mi się to wydało, tak jakoś...ni to trochę sztuczne, ni to uroczyste a jakby przygotowane dla wywarcia wrażenia jakiegoś zawczasu, niby uśmiechy i szacunek a w oczach jakaś przekora i dziwny błysk. Coś mnie tknęło i przypadkiem zaglądnąłem za przepierzenie z tyłu, a tam widzę dziwną scenę jak jakaś grupa osób nachyla się nad małym murti naszego Prabhupada i wbijają długie szpile w Niego a jeden w pomarańczowym stojący nad nimi mówi: „Uważajcie, aby robić to subtelnie!”.
Zbaraniałem.
Nie wiedziałem o co chodzi, ale zaraz myśli się pojawiły, że to chyba przygotowania do jakiegoś teatru czy coś w tym stylu...jakieś tam walki półbogów z demonami, albo prześladowania czystych bhaktów przez Hiranyakszę i Hiranyakaszipu...
Na dłuższe zastanawianie się nie było czasu bo już nabrzmiewający zgiełk i radosne okrzyki z niedaleka dobiegające wyciągnęły mnie z namiotu na zewnątrz gdzie wśród korowodów atrakcyjnych bhaktinek i stołów uginających się od uwodzących parafernaliów, bardzo przyjemnych rozmów, niebiańskiego prasadam i zapachów wszystkie moje wątpliwości rozwiały się bez śladu.
Ale najlepsze było na końcu! Tego się nie da opisać. Po prostu cudowne! Wszystkiego dobrze nie pamiętam, bo było to tak ekstatyczne, a szczegóły umykają. Pamiętam tylko wielki, wielki kirtan a później jak wszyscy złapaliśmy się za ręce, objęli ramionami i udali się PROSTO DO BRAHMAJYOTI!!!
ABSOLUTNA REWELACJA! Uff!!! Czegoś takiego nigdy nie przeżyłem odkąd przeszło dwadzieścia lat temu przyłączyłem się do bhaktów. Niesamowite!
Nadal jestem pod wielkim wrażeniem i na pewno za rok jadę tam znowu! I Was też do tego zachęcam! Nie pożałujecie! Zapewniam Was serdecznie.
Witam wszystkich niezwykle bardzo serdecznie!
Jako, że wyjazd grupy wielbicieli na festiwal do Wenecji wywołał wiele dyskusji i emocji, mimo że minęło już trochę czasu, chciałbym się z Wami podzielić moimi nadzwyczajnymi wrażeniami z tego festiwalu.
Pojechałem tam jako „obserwator”.
Nie ma to jak samemu czegoś doświadczyć.
Festiwal obfitował w wydarzenia, spotkania i niezwykłe emocje.
Nie chcę się za nadto rozpisywać bo już jedni zaczynają mieć a inni już dawno mają dosyć.
A ja jestem do tej pory podekscytowany, o wielu rzeczach mógłbym napisać, ale będę się streszczać i podzielę się z Wami paroma wrażeniami jak np.: wielką kolejką składających dandavaty przed jeszcze większym portretem A.C.Bhaktiwedanty Swamiego Prabhupady zawieszonym w festiwalowym namiocie. Każdy po kolei podchodził i z celebracją składał pokłon.
Patrzyłem na to w nabożnym zaciekawieniu, ale tak jakoś mi się to wydało, tak jakoś...ni to trochę sztuczne, ni to uroczyste a jakby przygotowane dla wywarcia wrażenia jakiegoś zawczasu, niby uśmiechy i szacunek a w oczach jakaś przekora i dziwny błysk. Coś mnie tknęło i przypadkiem zaglądnąłem za przepierzenie z tyłu, a tam widzę dziwną scenę jak jakaś grupa osób nachyla się nad małym murti naszego Prabhupada i wbijają długie szpile w Niego a jeden w pomarańczowym stojący nad nimi mówi: „Uważajcie, aby robić to subtelnie!”.
Zbaraniałem.
Nie wiedziałem o co chodzi, ale zaraz myśli się pojawiły, że to chyba przygotowania do jakiegoś teatru czy coś w tym stylu...jakieś tam walki półbogów z demonami, albo prześladowania czystych bhaktów przez Hiranyakszę i Hiranyakaszipu...
Na dłuższe zastanawianie się nie było czasu bo już nabrzmiewający zgiełk i radosne okrzyki z niedaleka dobiegające wyciągnęły mnie z namiotu na zewnątrz gdzie wśród korowodów atrakcyjnych bhaktinek i stołów uginających się od uwodzących parafernaliów, bardzo przyjemnych rozmów, niebiańskiego prasadam i zapachów wszystkie moje wątpliwości rozwiały się bez śladu.
Ale najlepsze było na końcu! Tego się nie da opisać. Po prostu cudowne! Wszystkiego dobrze nie pamiętam, bo było to tak ekstatyczne, a szczegóły umykają. Pamiętam tylko wielki, wielki kirtan a później jak wszyscy złapaliśmy się za ręce, objęli ramionami i udali się PROSTO DO BRAHMAJYOTI!!!
ABSOLUTNA REWELACJA! Uff!!! Czegoś takiego nigdy nie przeżyłem odkąd przeszło dwadzieścia lat temu przyłączyłem się do bhaktów. Niesamowite!
Nadal jestem pod wielkim wrażeniem i na pewno za rok jadę tam znowu! I Was też do tego zachęcam! Nie pożałujecie! Zapewniam Was serdecznie.