Tomasz Matkowski Polowaneczko

Literatura religijna, naukowa i akademicka. " Osoba która pragnie zrobić postęp w duchowym zrozumieniu, powinna niezwykle starannie unikać czytania zwykłej literatury. Świat pełen jest zwykłej literatury, która wywołuje niepotrzebne poruszenie umysłu. Literatura taka, jak gazety, dramaty nowele i magazyny, w rzeczywistości nie jest przeznaczona dla robienia postępu w wiedzy duchowej. Prawdę powiedziawszy, została ona opisana jako miejsce dla kruków. Ktokolwiek pragnie zrobić postęp w wiedzy duchowej, musi odrzucić taką literaturę. Co więcej, nie powinny nas obchodzić, wnioski różnych logików czy filozofów. Oczywiście ci, którzy nauczają, muszą czasami spierać się z argumentami przeciwników, jednak tak bardzo, jak jest to możliwe, należy unikać takiego spornego nastawienia." - 07.13.07 Zn.
Awatar użytkownika
albert
Posty: 497
Rejestracja: 28 lis 2006, 13:15
Lokalizacja: Dziadoszyce

Tomasz Matkowski Polowaneczko

Post autor: albert » 08 kwie 2009, 11:46

To już druga po "Farba znaczy krew" książka jaka niedawno się ukazała mówiąca o myśliwych i myśliwstwie jako wynaturzeniu.

http://www.nowy-swiat.pl/ns/?p=343

http://www.granice.pl/recenzja.php?id=5&id3=1830

„To, że nietoperz jest ssakiem (…), że oczywiście odczuwa ból, nie ma najmniejszego znaczenia. Nietoperz to tylko coś, co fruwa, macha skrzydełkami i spada, jak do tego trafić” – pisze z przekąsem Tomasz Matkowski w „Polowaneczku”, książce, która powinna być lekturą obowiązkową i która pewnie takiego statusu nigdy się nie doczeka, bo dla wielu hobbystów-myśliwych jest po prostu obrazoburcza, a dla zwykłych czytelników – niewygodna.
To relacja, która wyrosła z niezgody na polowania. Tomasz Matkowski przytacza całą jej genezę, publikacja jest zresztą ciekawym dokumentem, zapoczątkowanym przez artykuł w „Gazecie Wyborczej”: ale przede wszystkim to okrzyk protestu. Stanowczy, bezwzględny i wolny od wpływów organizacji ekologicznych – okrzyk przedstawiciela jednego gatunku w obronie innych gatunków.
Matkowski wyśmiewa myśliwych. Przyznaje, że jedyną możliwą do zaakceptowania próbą usprawiedliwienia polowań byłaby atawistyczna radość płynąca z zabijania. Do tej jednak nikt nie chce nawiązywać: przyjęło się wygodne dla samych zainteresowanych nazywanie polowań sportem, a krwi zwierząt – farbą. Statystyki i liczby przytaczane przez Matkowskiego za specjalistycznymi publikacjami także nie zdradzają ogromu cierpienia – autor przejmuje więc pałeczkę i zaczyna opowiadać o ciemnej stronie polowań. Bardzo emocjonalnie i bardzo ironicznie – co do tej pierwszej kwestii trudno mu się dziwić, kto zobaczy za szeregiem cyfr ginące dla przyjemności człowieka zwierzęta, kto kolejne „sukcesy” myśliwych potraktuje nie jako dowód ich umiejętności, a zestaw niepotrzebnych śmierci – sam wpadnie w podobny ton dyskursu. Ironia z kolei, wyzierająca tu najpierw z przewrotnego tytułu (nadanego przez Mariusza Szczygła), potem – z każdej niemal strony – objawia się przede wszystkim palinodycznym potakiwaniem. Matkowski szydzi sobie ze zwyczajów łowieckich, na każdym kroku podkreślając okrucieństwo polujących. Cytuje fragmenty podręczników i przekłada je z języka ezopowego na dosłowne komentarze. Interesuje go wyłącznie tragedia zwierząt – „usprawiedliwiana” na różne sposoby. Nie zgadza się na to, by traktować zwierzęta jak zabawki. Głośno mówi o tym, że na jedno zabite „elegancko” – bez męczarni – zwierzę przypada przynajmniej kilka poważnie okaleczonych, ginących w bólu i strachu. Obala mity prezentowane na użytek nie-myśliwych.
Wysuwane przez Matkowskiego zarzuty odpierają (lub potwierdzają) internauci. Ich opinie są bodźcem do kolejnych wywodów autora. „Bardzo bym chciał, żeby to wszystko, co opisałem, było przesadą, nieprawdą, bzdurą, jakimś koszmarnym snem” – pisze. Dla oponentów jest Matkowski bezlitosny – druga część jego opisu to przede wszystkim zbiór obnażający chwyty erystyczne dyskutantów. Jak wiadomo, internet daje złudzenie anonimowości: wiele z przytoczonych tu opinii w zasadzie budzi jedynie pusty śmiech (i przeciętnie inteligentny czytelnik odrzuciłby je bez pośrednictwa Matkowskiego).
Ale autor sam dochodzi do wniosku, że może powinien opisać rzeczywistość mniej emocjonalnie – nie zarzucać myśliwym uczuciowego kalectwa, nie drwić i nie atakować, lecz ze względu na obserwacje poczynione na polowaniach – nie potrafi. To książka przerażająca – i nie chodzi w niej o przedstawianie faktów, a o niewątpliwie istniejący problem etyczny. Matkowski daje popis walki o swoje ideały – czyni to we wstrząsającej publikacji. Może ona poruszy społeczeństwo na tyle, by ograniczyło ilość zadawanych zwierzętom cierpień. Trzeba przeczytać i trzeba wyrobić sobie własne zdanie na ten temat, bo „Polowaneczko” to jeden z głosów w dyskusji. „Na razie spróbujmy przynajmniej przeciwstawić się zabijaniu dla zabawy – to już będzie wielki krok na drodze od barbarzyństwa do cywilizacji” – apeluje Matkowski.

Izabela Mikrut
Wierzę w las, wierzę w łąkę i w noc w czasie której rośnie zboże (Thoreau)

ODPOWIEDZ