Mathura pisze:Życie uczy, że gdy związek się rozpada wina zazwyczaj nie leży tylko po jednaj stronie. Rozżalona kobieta nie jedno potrafi zmyślić, o czym przekonałem się na swojej skórze. Druga strona albo nie wie, że jest tu obgadywana, albo wie i nie ma chęci zabierać głosu.(...)
W każdym bądź razie łatwo kogoś niesłusznie oczernić.
Nigdy nie chciałam go oczerniać ani obgadywać. Sytuacja jest bardzo złożona i choćbym chciała to nie przedstawię tu pełnego obrazu.On nie chce być w związku, tyle,że jest jeszcze jedna rzecz, on ma stwierdzoną schizofrenię, przez cały czas jak byliśmy razem nie miał raczej żadnych objawów, a teraz..nie wiem sama..nie jestem pewna, niby zachowuje się normalnie,ale jest jak taki cyborg bez uczuć..i tylko wstaje o 2 w nocy i robi różne rzeczy dla Kryszny,jest taki ortodoksyjny i bezwzględnie pozbawiony uczuć do mnie..to rozwój duchowy czy choroba, nie mam pojęcia..w każdym razie strasznego doła mam...a jednocześnie staram się pamiętać o Krysznie i jestem pokorna i nie złoszczę się na sytuację, w której jestem( a mam jeszcze kilka innych stresorów), odbieram swoją karmę i już, rozumiem i czuję zasady rządzące prawem karmy..a za rozpad związku jestem ja w dużej mierze odpowiedzialna, studiowałam zaocznie(czemu on był przeciwny), dużo pracowałam(aby zarobić na podstawowe potrzeby), nie poświęcałam mu czasu, miałam etap,że chciałam mieć dziecko(ale z nim to niemożliwie, on tego nie chce), w końcu miałam durny okres, że podobał mi się pewien mężczyzna(ale nie ma mowy o zdradzie, chociaż zależy jak ją rozumieć), co było totalnym idiotyzmem..ale to dlatego,że nie czułam wsparcia z jego strony, zero męskiej energii,ciągle mnie krytykował, po prostu mieliśmy kryzys, który zakończył się moją wyprowadzką z naszego domu i świata, w którym byłam i który kochałam przez 6 lat..ach te przywiązania, przynoszą taki ból..nie do opisania..kocham go, ale chyba już nie możemy być razem..jestem teraz na pustyni..ale intonuję, czytam..czasem mam ochotę skoczyć z mostu,ale wiem jakie to przyniosłoby beznadziejne skutki, nie pozostaje mi nic innego jak pokora i cierpliwość..i nie użalam się nad sobą, bo wszystko jest zbieraniem tego co zasiałam, w tym życiu, związku, i w poprzednich..przepraszam byłego partnera za wszystko za co powinnam go przeprosić, i za to,że w ogóle zawracałam mu głowę sobą..(chociaż bycie ze mną uważam,że dobrze na niego wpływało, szkoda,że się rozstaliśmy, nie tak miało być,ale skoro on już nie chce to nic nie poradzę).Ale życzę mu jak najlepiej, martwię się o niego i chciałabym mu dać miłość i ciepło,ale już za późno, zawaliłam sprawę..
i nic nie zmyślam, piszę szczerze..
Hare Krsna!