Czy Bóg jest szalony?

Jak dużo dumasz, to dużo pisz. "Zaawansowana wiedza powinna zostać użyta do ustanowienia chwał Pana i w tym leży jej prawdziwy sens. Wiedza naukowa zatrudniona w służbę dla Pana i wszystkie podobne czynności są w rzeczywistości hari-kirtana, czyli gloryfikacją Pana." - 01.05.22 Zn.
Awatar użytkownika
Jagadisha das
Posty: 107
Rejestracja: 17 lut 2007, 12:18
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Jagadisha das » 14 paź 2007, 11:44

Witam wszystkich dyskutantów, a zwłaszcza Murariego, którego bardzo lubię. Nie wiem tylko, czy to co pisze jest po prostu jego stylem bycia, manierą, przekomarzaniem się dla rozrywki, czy też jego zamierzoną prowokacją, której celem ma być wywołanie dyskusji - dla korzyści wszystkich oczywiście... Owa prowokacja byłaby o tyle cenna, że może się kiedyś zdarzyć, że faktycznie spotkamy osobę, która na poważnie postawi pytanie, „Czy Bóg oszalał?" i na swoje nieszczęście zacznie to uzasadniać. (Koza jest w stanie zjeść wszystko, a głupiec jest w stanie wszystko powiedzieć).

Zakładam więc, że należy udzielić odpowiedzi na takie pytanie i zakładam też, że stawiający je może nie uznawać autorytetu Wed, czy też nawet jakiegokolwiek innego autorytetu poza swoim umysłem. A sugeruje to już samo postawienie takiego wyzywającego pytania. Pozostańmy więc przy zwykłym zdrowym rozsądku.

Nie podpierając się więc Wedami, które wymieniają dwa rodzaje żywych istot, półbogów i demony, możemy stwierdzić na podstawie zwykłych obserwacji, że są tacy co uznają istnienie Istoty Najwyższej i akceptują jej zwierzchnictwo i są też tacy, którzy wobec tej Najwyższej Istoty się buntują lub zaprzeczają Jej istnieniu. Podobno słowo "demon" wywodzi się od słowa "demonstracja" i określa osobę obsesyjnie eksponującą własne Ja i nie dopuszczającą nawet myśli o podporządkowaniu się Bogu. Co prawda pytanie, „Czy Bóg oszalał?” nie jest może jeszcze skrajnością, ale postawa wyzywająca jest ewidentna.
Przede wszystkim wyjaśniam że nie mam aspiracji do tworzenia filozofii, czy spójnych koncepcji. Są to tylko oderwane od siebie wątpliwości co do charakteru Boga jako osoby. Oczywiście że nie możemy objąć go swoim zrozumieniem, choćby ze względu na jego masę w każdym aspekcie. Jednak kilka prostych kwestii jesteśmy w stanie zrozumieć. Inaczej nie tworzyłby tych wszystkich instrukcji, na które się powołujesz. Zgadzając się co do Jego własnych opisów (jak wygląda, co robi itp.) mam odmienną ocenę co do Jego charakteru. Jest narcystycznym egoistą.
Niezrozumienie relacji pomiędzy Najwyższym Kontrolerem a kontrolowanymi jest niemalże normą w tym świecie, trudno więc krytykować kogoś za samo posiadanie wątpliwości (nawet oderwanych od siebie). Decydująca tu jednak będzie postawa towarzysząca tym wątpliwościom. Postawa przychylna Najwyższej Istocie przynosi ogólnie mówiąc korzyść, a postawa nieprzychylna prowadzi wprost do własnego cierpienia. Określenie "narcystyczny egoista" jest wyraźnie obelżywe i sugeruje, że osoba je wypowiadająca nie wyczuwa żadnego ryzyka poniesienia tego konsekwencji. Autor pisze, że „kilka prostych kwestii jesteśmy w stanie zrozumieć”. Zakładam więc, że nawet jeśli autor nie jest w stanie zrozumieć Osoby Boga, to powinien być w stanie zrozumieć, że on sam Bogiem nie jest. Niektórzy rozumieją to w lot, innym potrzebny jest pewien wysiłek myślowy, ale jeśli to nie wystarcza, to jest jeszcze ostatnia szansa dla mniej pojętnych. Cięgi od losu w końcu doprowadzą taką osobę do zrozumienia, że on Bogiem nie jest. A gdy ktoś już rozumie, że Bogiem nie jest, w końcu zaczyna też rozumieć, że to nie on lecz Osoba Boga ustanawia Reguły Gry zwanej życiem (i wszelkie inne). Na koniec osoba taka powinna jeszcze zrozumieć, że ten podział ról jest niezmienny, Bóg nigdy nie przestaje być Bogiem, a arogancka istota nie ma sposobu by stać się Bogiem. To wszystko można zrozumieć nie uznając autorytetu żadnych pism świętych, i wykorzystując tylko substancję mózgową.
Znane są nam jednostki chorobowe w których osoba chora, tworzy osobowości wewnątrz swojej osobowości. Prowadzi z nimi dialog, a nawet przejmują one nad im kontrolę. Bóg, jako jedyny w swoim gatunku, (to też mnie zastanawia) całkowicie osamotniony, i najwyraźniej cierpiący z tego powodu, tworzy byty (awatary, inkarnacje itp.) z którymi może prowadzić dialog. Pogrążony we śnie tworzy światy, przeżywa najrozmaitsze rozrywki. Dzieje się to może na inną skalę, ale w sposób znany z narkotycznych lub chorobowych halucynacji. Człowiek jako żywa istota jakościowo tożsama z Bogiem, ma nieprzepartą potrzebę przebywania w towarzystwie innych istot. Na pewno więc ta cecha jest również integralną częścią osobowości Boga. Skąd ona sie mogła wziąć? Jeśli nie ma nic poza Nim. Żywa istota poddana deprawacji sensorycznej wystarczająco długo, staje się szalona. Jedną z reakcji obronnych jest wtedy tworzenie własnego „wszechświata”. Może to świadczyć o tym że stan bycia Bogiem, nie jest dla niego naturalny. Dziecinny charakter Jego rozrywek w tej halucynacji może świadczyć o tym że jest on na bardzo wczesnym etapie rozwoju, i brakuje mu kontaktu z rówieśnikami.
==> Jest to dalszy ciąg filozofii twierdzącej, że Bóg nic (mi) nie może zrobić, bo albo jest bezsilny, albo tak na prawdę w ogóle go nie ma. Śrila Prabhupada wielokrotnie używał określenia „just no brain”. Nawet najprostszy siepacz Czyngis-Chana nie odważyłby się podejść do wodza, nie okazać mu szacunku i nawtykać mu, że ma urojenia. Dlaczego? Bo wiedział, że zostałby skrócony o głowę natychmiast, czyli wyraźnie widział zależność pomiędzy respektowaniem swego wodza i wygodnym usytuowaniem głowy na własnym karku. Powyższy tekst mówiący o halucynacjach Boga, między innymi wskazuje na to, że jego autor nie widzi bezpośredniego związku pomiędzy respektowaniem Boga i Jego praw, a swoim nędznym i bardzo niepewnym status-quo. Wydawać by się mogło, że takie powody do zadowolenia jak młoda, szczęśliwa i kompletna rodzina, dom, samochód, praca i konto w banku nie mają nic wspólnego z postawą wobec Najwyższej Osoby i będą trwać wiecznie. Czyżby? Oczywiście nie każdy jest w stanie zrozumieć, że to życie jest tak niepewne jak kropla wody na płatku lotosu... Just no brain, lub szaleństwo własne.
Rozwijający w dobrej wierze naiwną miłość bhakta, na podstawie opisów i zapewnień z śiastr, może się srogo zdziwić czym tak naprawdę ta „miłość” jest w świecie duchowym Smile
==> Pławiący się w naiwnym samozachwycie arogant, na podstawie podszeptów swego umysłu, może się srogo zdziwić czym tak naprawdę jest śmierć dla osoby rzucającej swą postawą wyzwanie Najwyższemu Kontrolerowi. Podcina gałąź na której sam siedzi, lecz będąc ślepym, nie widzi tego.
Znowu obietnice na „potem”.
Tak naprawdę przez cały czas będzie się to opierało na "wierze". Aż do końca bez pewności. Zgodnie z radą zrobiłem eksperyment. A nawet doświadczyłem emocjonalnych uniesień (jakiej natury?). Tylko że jednocześnie nic nie zmniejszyło skali wątpliwości. Możesz powiedzieć że nie wypełniałem procesu właściwie i do końca. I to jest prawda.
Wiarę można zyskać i można też stracić. Bezpieczniej jest więc rzeczy rozumieć niż w nie wierzyć. Ale nie wystarczy rozpocząć nauki. Trzeba je kontynuować właśnie do końca, aż do momentu, kiedy wszystko będzie dla nas jasne. Poddanie się przed metą jest nie tylko przyznaniem się do porażki (po prostu mięczak), ale również otwiera drogę do kontynuacji cierpienia. Ale oczywiście trzeba mieć brain, żeby to widzieć. Co więcej, żeby osiągnąć nawet ten najwyższy cel w życiu duchowym, wcale nie jest potrzebna wielka inteligencja. Często jest ona wręcz przeszkodą, gdyż prowadzi do takich właśnie sytuacji, że arogancka istota z powodu niedoskonałości swoich widzi niedoskonałości w Bogu.
Tylko, mając przykład osób które poświęciły się naprawdę, a porzuciły proces tuż przed końcem. Boję się że mętna obietnica: "po śmierci", nie wystarczy.
Brainless mięczak często nie chce wziąć odpowiedzialności za swój brak sukcesu i upadek innych chętnie wykorzystuje jako usprawiedliwienie swej porażki. Taka nieodpowiedzialność może na krótką metę być wygodna, jednak nawet odrzucający autorytet śastr mięczak, jeśli ma brain, to dostrzeże, że piasek w jego klepsydrze przesypuje się nieubłaganie. Tego nie widzą tylko zwierzęta, ludzie tak. Oznacza to, że jeśli ktoś zaniedba nauki pilotażu z instruktorem, to na Egzaminie Końcowym może wylądować fatalnie... Wtedy nie pomogą tłumaczenia, że instruktor się upił, lub stracił licencje pilota. Liczyć się będzie tylko to, czy będziemy potrafili dobrze wylądować.

Podsumowanie.
Postawa wyzywająca, niezrozumienie niezmienności ról Najwyższego Kontrolera i kontrolowanego oraz nie dostrzeganie ubywającego czasu, wszystkie wskazują na szaleństwo własne lub brak nawet najzwyklejszego rozsądku. Te rzeczy każda istota ludzka powinna rozumieć bez pomocy śastr, tak jak nie trzeba podejmować studiów wyższych by nauczyć się pisać i liczyć.

Oczywiście, takie moje podejście do tematu może się komuś nie podobać, i dostrzegam różne (cenne) sposoby reagowania dyskutantów na czyjeś ewentualne próby stawiania diagnozy o halucynacjach Najwyższego Magika i Kontrolera Wszelkich Halucynacji. Można dać się wciągnąć w dyskusję i dzielić włos na czworo, lecz to do niczego dobrego nie doprowadzi. W procesie poznawania wiedzy wszelkie wątpliwości znikają po kolei, ale do tego warunkiem niezbędnym jest nieustanne, cierpliwe pozostawanie w procesie poznawania wiedzy i przychylna, a nie wyzywająca postawa. I koniecznie prasadam-yoga... :D

Pozdrawiam wszystkich, łącznie z przebiegłym prowokatorem. :wink:
Trust no future, however pleasant...
Ten świat nie jest miejscem dla gentelmana...

mura

Post autor: mura » 14 paź 2007, 21:43

Prawdę mówiąc, mam mieszane uczucia do twierdzeń które tutaj miały występować w roli argumentów. Przyznaję się bez bicia że moje uwagi są czystą spekulacją, jednak to co tutaj usłyszałem od moich oponentów to w sporej części „odjechana mieszanka”. Luźno tylko związana ze Świadomością Kryszny.

Pseudo mistyczny żargon: „...nie możesz argumentować na ten temat z platformy pierwszych trzech czakramów...”, z jednoczesną asekuracją: „...tajemnica przekazywaną dla tych, którzy mają szczescie....”. No cóż. Nie maiłeś szczęścia. Może w przyszłym życiu :)

Podstawowym argumentem przeciwko moim spekulacjom, jest ich antropomorfizm. Jednocześnie przeciwstawiając temu, obrażającego się Boga i ognie piekielne wiecznego potępienia: „...Określenie "narcystyczny egoista" jest wyraźnie obelżywe i sugeruje, że osoba je wypowiadająca nie wyczuwa żadnego ryzyka poniesienia tego konsekwencji....” Jeśli naprawdę by się obraził, to tylko by to potwierdziło.
Na etapie średniowiecznych gróźb, całkiem naturalną konsekwencją jest paternalizowanie: „...a zwłaszcza Murariego, którego bardzo lubię...”. Tylko po to, by przejść do sedna następnego etapu „oświeconej” argumentacji: „...głupiec jest w stanie wszystko powiedzieć...”, I tutaj dziękuję za dobre rady: „...arogancka istota nie ma sposobu by stać się Bogiem. ....można zrozumieć.... wykorzystując tylko substancję mózgową....”. Nie żebym od razu pomyślał że mam jakąś: „just no brain”, „... trzeba mieć brain, żeby to widzieć...”, „....Brainless mięczak...”. Rozumiem że nie jest to przejaw twojej arogancji i chamstwa, a jedynie pokora i współczucie dla uwarunkowanej istoty.
Najwyraźniej mój przedmówca nie dotarł jeszcze do tłumaczenia słowa „sadhu”.

Dziękuję wielbicielom którzy wypowiedzieli się w tym wątku. Mam nadzieję że dzięki waszym pozytywnym przesłaniom odniosę korzyść. Proszę o jego nie kontynuowanie aby nie popełniać więcej obraz. Murari das.

Awatar użytkownika
Trisama
Posty: 254
Rejestracja: 23 lis 2006, 14:31

Post autor: Trisama » 14 paź 2007, 22:40

mura pisze:
Trisama pisze:...obawy, lecz rozwiać je może tylko towarzystwo osób, które takich obaw nie mają i są przynajmniej stałe w swojej wierze. ...
Jakiekolwiek stałe towarzystwo sprzyja psychomanipulacji. Tym bardziej przyjęte z własnej woli, i ułatwia imprint jakiejkolwiek idei. Tak samo działali z sukcesem Hunwejbini. Więc to nie dowodzi skuteczności procesu, tylko określonych schematów w psychice człowieka. Skutecznie to wykorzystują różne ruchy. Np. kirtany na ulicach. Musisz zaakceptować się jako bhakta by to zrobić. Jeśli tego nie zrobisz będziesz cierpiał. A umysł nie lubi cierpieć więc następuje proces takiej "wymuszonej" identyfikacji.
Nie zgadzam się z ta opinią. Myślę, że to może być jedna z przyczyn Twoich obaw. To, że przyjmujesz stałe towarzystwo kogokolwiek jest Twoim wyborem tak samo jak i to, że wybierasz go nie przyjmować. To, że jesteś manipulowany lub nie wynika z intencji osoby, a nie z faktu jej istnienia. To Ty wybierasz czy chcesz zostać kibicem, filatelistą czy też osoba religijną. Gdy wchodzisz w krąg takich grup czekają tam już na Ciebie gotowe wzorce zachowań i gdy je akceptujesz zostajesz wewnątrz a gdy nie szukasz innej grupy, z którą chcesz się utożsamić np krytyków kibiców, sympatyków filatelistów itd.

Akceptacja kirtanów na ulicach nie wymaga od Ciebie bycia bhaktą. Wiele osób nie będących bhaktami lubi takie pochody i pyta się kiedy następny. Na pewną są tacy, którzy tego nie akceptują. Lecz to nie fakt istnienia czegoś tylko Twoje nastawienie powoduje cierpienie lub przyjemność. Jeśli ktoś nie akceptuje kirtanów nie bierze w nich udziału i sprawa załatwiona.

Ten proces jest doświadczany na sobie. (Przynajmniej tak twierdzi Kryszna w Bhagavad-gicie). Używając materialnych ciał możemy rozwijać cechy materialne lub duchowe. To co uduchawia nas to kontakt z Kryszną w formie świętego imienia, bhakty, Śrimad-Bhagavatam, Bóstwa, dham. Gdy tego spróbujesz możesz się o tym przekonać na własnej skórze. I tego Tobie z całego serca życzę.

Vaisnava-Krpa
Posty: 4936
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: Vaisnava-Krpa » 15 paź 2007, 00:16

C.C. Antya 02.170 Rozrywki Śri Caitanyi Mahaprabhu są niczym nektar i głębokie są jak ocean. Ogół ludzi nie może ich pojąć, lecz zrównoważony bhakta może je zrozumieć.

C.C. Antya 02.171 Proszę, słuchajcie rozrywek Śri Caitanyi Mahaprabhu z wiarą i przekonaniem. Nie spierajcie się, gdyż uzyskacie wtedy przeciwny rezultat.

C.C. Antya 02.172 Modląc się u lotosowych stóp Śri Rupy i Śri Raghunathy, zawsze pragnąc ich miłosierdzia, ja, Krsnadasa, opowiadam Śri Caitanya-caritamrtę, podążając w ich ślady.


WIARA JEST POCZĄTKIEM W KAŻDEJ NAUCE, tak samo musimy wierzyć w teorie naukowe jak i objawione, następnie zaś otrzymujemy rezultat gdy stosujemy się do instrukcji. Brak wiary w proces, który wymaga wyrzeczenia może wynikać z niechęci do tych wyrzeczeń, z lęku, że straci się czas, z zaklimatyzowania się świadomości w tym świecie jakby ten świat był właściwy i oryginalny, i zaniepokojenia, że tak nie jest. W głębi rzeczy, świadomie lub nie, wynika to z walki wewnętrznej o realizację swoich pragnień, z walką o wyzwolenie z tego źle poukładanego przez inne żywe istoty świata, które pragną kontrolować innych, a nie potrafią kontrolować siebie. Głęboka frustracja na tym poziomie, która zapewne odciska wyraźny ślad na psychice i mentalności powoduje awersję tego rodzaju. Pamiętać należy, że psychika działa wg pewnych praw, umysł działa jak maszyna, więc stałe długie oddziaływanie na niego powoduje przyzwyczajenia i sposób myślenia. W takim przypadku zapanowanie nad urazami wrytymi w psychikę jest trudne i wymaga wysiłku oraz szczerej praktyki, a do tego trzeba chęci, do chęci trzeba pragnienia, a do pragnienia trzeba wiary. A niemoc jest cierpieniem.
Oszust zajmuje miejsce nauczyciela. Z tego powodu cały świat jest zdegradowany. Możesz oszukiwać innych mówiąc: "Jestem przebrany za wielbiciela", ale jaki jest twój charakter, twoja prawdziwa wartość? To powinno być ocenione. - Śrila Prabhupada

mura

Post autor: mura » 15 paź 2007, 12:21

Trisama pisze: ...Ten proces jest doświadczany na sobie.
Zupełnie odeszliśmy od pierwotnego pytania. Przez powtarzanie truizmów jako argumentów: "...ze wszystkie odpowiedzi na te i inne pytania znajduja sie w ksiazkach srila prabhupada...", "...nie za bardzo jest jakakolwiek dobra alternatywa odnosnie sciezki duchowej prowadzacej do milosci do Boga..." zasugerowano moją negację procesu bhakti yogi. A nawet sugerowano to że sam uważam się za Boga :) "...Cięgi od losu w końcu doprowadzą taką osobę do zrozumienia, że on Bogiem nie jest....".
Tak więc, akceptuję że jest Bóg, i jest proces który zbliża do niego. Moją wątpliwością jest charakter Boga, oraz to że może on być nieobiektywny i nie świadomy swoich ograniczeń. Wystarczy by znajdował sie on w wystarczająco wielkiej umownej pustej przestrzeni. Z tym można się nie zgadzać, ale nie można temu zaprzeczyć. Ponieważ sam Bóg by wtedy o tym nie wiedział :)

Vaisnava-Krpa
Posty: 4936
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: Vaisnava-Krpa » 15 paź 2007, 13:17

Ciężko cię zrozumieć, bo zbyt mało powiedziałeś na ten temat, teraz lepiej, przypomniało mi się jak kiedyś wyrażałeś się, że chcesz wiedzieć, czy nad Kryszną jest ktoś jeszcze, może my dla Kryszny jesteśmy mali, a on może ma nad sobą kogoś jeszcze,zrozumiałem to tak, jakby była wątpliwośc czy my dla Kryszny nie jesteśmy jak dla nas np. zwierzęta hodowlane o które dbamy, a nad nami jest Bóg. Z tej perspektywy natura Boga jest określona i mogłoby wynikać, że nie jest doskonała. Chyba o to ci chodziło, jeżeli nie, napisz więcej, rozpisz się, aby inni mogli podchwycić twój tok myślenia.
Oszust zajmuje miejsce nauczyciela. Z tego powodu cały świat jest zdegradowany. Możesz oszukiwać innych mówiąc: "Jestem przebrany za wielbiciela", ale jaki jest twój charakter, twoja prawdziwa wartość? To powinno być ocenione. - Śrila Prabhupada

mura

Post autor: mura » 15 paź 2007, 15:16

:) To proste. Bóg przekazał nam informację taką jak on to widzi. I tutaj nie mam zamiaru negować. Przyjmuję to na wiarę :) Jeśli poza Nim, nic dla niego nie istnieje, i z niczym innym niż On, nie ma kontaktu, to naturalnie o niczym więcej nie może nam opowiedzieć, jak tylko o sobie. Jednak jego antropomorficzne cechy świadczą o tym że jest osobą towarzyską z natury. Więc może jest więcej takich Bogów jak ON. Przyjmujemy na wiarę że jest zawartych w Bogu wiele kwestii które są dla nas niewyobrażalne. Jak na przykład "nieskończoność". Więc teoretycznie jest możliwa umowna przestrzeń w której z kolei On, dryfuje nawet jej nie postrzegając. Osoby religijne emocjonalnie mogą się z tym nie zgodzić. Niestety nigdy się nie dowiemy, naprawdę nigdy. Nawet jeśli w pełni odtworzymy nasz związek z Bogiem :)

Awatar użytkownika
Jagadisha das
Posty: 107
Rejestracja: 17 lut 2007, 12:18
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Jagadisha das » 15 paź 2007, 16:29

A więc nie była to jednak prowokacja intelektualna... Na początku pragnę więc przeprosić wszystkie osoby które poczuły się moim postem dotknięte, z Murarim na początku. Zakładam, że każda osoba, która wypowiada się na forum publicznym jest świadoma, że bierze na siebie pewne ryzyko, tym większe, im większe kontrowersje może wywołać jej post.

Zaglądają tu różne osoby mające własne realizacje, przemyślenia i wątpliwości, ciekawe prowadzonych tu rozmów, sporów, argumentów, moja wypowiedź nie jest więc skierowana bezpośrednio do Murariego. On tylko ubrał w słowa pewne problemy ogólne, jak np. kwestia braku wiary, czy odchodzenie z procesu.

A teraz odniosę się do kilku kwestii:
Podstawowym argumentem przeciwko moim spekulacjom, jest ich antropomorfizm. Jednocześnie przeciwstawiając temu, obrażającego się Boga i ognie piekielne wiecznego potępienia: „...Określenie "narcystyczny egoista" jest wyraźnie obelżywe i sugeruje, że osoba je wypowiadająca nie wyczuwa żadnego ryzyka poniesienia tego konsekwencji....” Jeśli naprawdę by się obraził, to tylko by to potwierdziło.
==> Pisząc, że osoba określająca Boga narcystycznym egoistą nie wyczuwa żadnego ryzyka poniesienia tego konsekwencji nie miałem na myśli ognia wiecznego potępienia, lecz sytuację obecną, która w każdej chwili może ulec zmianie, nawet gdy nie dostrzegamy jeszcze żadnych tego oznak. Oczywiście jest to tylko mało znaczący detal, gdyż istotą mojej wypowiedzi było stwierdzenie bezwarunkowej zależności od Najwyższego Kontrolera. Nadal obstaję przy stwierdzeniu, że określenie "narcystyczny egoista" jest obelżywe. Oczywiście jestem otwarty na argumenty, może ktoś zechce mnie przekonać, że tak nie jest. Wywód logiczny lub dowód z śastr mile widziane.
Na etapie średniowiecznych gróźb, całkiem naturalną konsekwencją jest paternalizowanie: „...a zwłaszcza Murariego, którego bardzo lubię...”. Tylko po to, by przejść do sedna następnego etapu „oświeconej” argumentacji: „...głupiec jest w stanie wszystko powiedzieć...”
==> Nie jestem pewnien, czy dobrze zrozumiałem sens wypowiedzi, ale ten etap średniowiecznych gróźb ma się chyba odnosić do ognia wiecznego potępienia... Dla jasności swojej wypowiedzi doprecyzuję, że "ryzyko poniesienia konsekwencji" jest ciągle aktualne i nie ogranicza się wyłącznie do średniowiecza. Jeden z problemów poruszonych przez Murariego dotyczył upadków różnych osób podążających procesem, jak wiemy, wielu było z najwyższej półki. Śastry mówią, przyczyną tego jest właśnie popełnianie obraz. Skoro w ich przypadku popełnianie obraz doprowadziło do poniesienia konsekwencji, to dlaczego miałoby tak nie być w przypadku osoby mówiącej o szaleństwie i halucynacjach Boga?
Za paternalizowanie bardzo przepraszam, nie sądziłem że to może urazić. Napisałem prawdę. Lubię osobę, ale nie akceptuję postawy wyzywającej wobec Najwyższej Osoby.
I tutaj dziękuję za dobre rady: „...arogancka istota nie ma sposobu by stać się Bogiem. ....można zrozumieć.... wykorzystując tylko substancję mózgową....”. Nie żebym od razu pomyślał że mam jakąś: „just no brain”, „... trzeba mieć brain, żeby to widzieć...”, „....Brainless mięczak...”.
==> To nie są dobre rady. To w ogóle nie są rady. To są wnioski jakie wyciągnąłem czytając post. Oczywiście może ktoś spróbuje mnie przekonać, że wyciągnąłem błędne wnioski, albo też, że można wyciągnąć wnioski różne. To nie jest kpina lub cynizm. Chętnie zobaczę błędy w swoim myśleniu, po to, by uniknąć ich w przyszłości.
Co do mięczaka, to przyznaję, można było użyć innego słowa. Z całą pewnością, osobę która zamiast walczyc o swoje szczęście wieczne porzuca proces przed metą, można inaczej określić. Może jakieś propozycje?
Rozumiem że nie jest to przejaw twojej arogancji i chamstwa, a jedynie pokora i współczucie dla uwarunkowanej istoty. Najwyraźniej mój przedmówca nie dotarł jeszcze do tłumaczenia słowa „sadhu”.
==> Tutaj zostałem potraktowany naprawdę ulgowo. Oprócz arogancji i chamstwa mam dużo więcej wad, które można mi wytknąć. Nie przejawiam pokory, moja roślinka służby oddania nie wspięła się zbyt wysoko. A jeśli chodzi o współczucie, to w przypadku zwierząt już się zamanifestowało. A tak na bardzo poważnie, to współczucie dla wszystkich cierpiących żywych istot jest niewyobrażalnie wysoką platformą.
Co do słowa "sadhu" to uwagę tę odbieram jako nietrafioną, gdyż wiadomo, że te etykietki nadaje administrator... Wcale się nie zdziwię, jak "sadhu" zostanie zdegradowany do "dziadu" za moje posty. Do tłumaczenia słowa "sadhu" dotarłem, ale piszący o szalonym Bogu też przecież kiedyś dotarł do tego słowa...
Dziękuję wielbicielom którzy wypowiedzieli się w tym wątku. Mam nadzieję że dzięki waszym pozytywnym przesłaniom odniosę korzyść. Proszę o jego nie kontynuowanie aby nie popełniać więcej obraz. Murari das.
==> Śmiem twierdzić, że szczera wymiana myśli może przynieść korzyść nie tylko Murariemu, mnie przyniesie też. Z powyższego akapitu dowiedziałem się, że kontynuowanie tego wątku może zaprowadzić nas do popełnienia obraz. To wskazuje na to, że pomyliłem się w ocenie autora pytania "Czy Bóg oszalał?", konkludując, że osoba przyjmująca wyzywającą postawę wobec Boga, nie akceptuje autorytetu Wed, a jedynie swój własny umysł. Skoro mamy ustrzec się przed popełnieniem obraz, to znaczy, że jednak autorytet Wed nie został w pełni odrzucony. Nie rozumiem tylko, jak można jednocześnie uznawać się za bhaktę, obawiać się popełnienia obraz w trakcie dyskusji na forum i pisać o halucynacjach narcystycznego Boga nie uznając tego za obrazę?

Ogólnie.
Spotkałem się z kilkoma artykułami na temat księży, którzy stracili wiarę. Niektórzy tuż przed śmiercią przyznawali, że tak na prawdę, to oni nie wiedzą czy ten Bóg w ogóle istnieje. Dlaczego o tym wspominam...? Dlatego, że system zdobywania wiedzy i umacniania wiary polega na tym, że zaczyna się od podstaw, potem wiedzy przybywa, a rozkwit jest na końcu, nie na odwrót. Nikt nie idzie na uczelnię wyższą przed szkołą średnią i podstawową. A gdy ktoś nie przyswoi sobie dobrze podstaw, to później może mieć problemy. Podstawy te Śrila Prabhupada tłumaczył na okrągło, do znudzenia. Nie jesteśmy tym ciałem, jest Kriszna, On jest Najwyższym Kontrolerem, a my jesteśmy kontrolowani. Tendencja umysłu jest taka, żeby lecieć dalej, do tematów mistycznych, kosmicznych czy rozrywek Kriszny w najbardziej intymnych związkach. Umysł jest już znudzony słuchaniem, że nie jesteśmy tymi ciałami. Jednak, jeśli ktoś nie przerobi dobrze lekcji A, B, C, to nagle gdzieś przy literze K, może okazać się, że nie do końca jeszcze zrozumiał A, nie wierzy w B, i nie jest pewien C.

Pewnie wszyscy znają gry planszowe, użyję tego porównania. Czasami w grze tracimy ruch, trudno, stoimy. Ale czasami, jak nastąpimy na "minę", to wracamy aż do bazy, do punktu wyjścia. W życiu duchowym mogą zdarzyć się przestoje, nawet cofniecie o kilka pól, każdy to wie. Ale ktoś, kto uważa się za bhaktę, niezależnie jak bardzo zaawansowanego, nie powinien nigdy znaleźć się w punkcie wyjścia.

Mimo, że można mieć filozoficzne wątpliwości w różnych kwestiach, to czy można nagle po latach zacząć krytykować Boga? Jaka motywacja pozwala stwierdzić, że stan bycia Bogiem, nie jest dla niego naturalny, a dziecinny charakter Jego rozrywek może świadczyć o tym, że jest on na bardzo wczesnym etapie rozwoju, i brakuje mu kontaktu z rówieśnikami... ? Nie rozumiem. Dlatego jestem gorącym zwolennikiem zdobywania wiedzy i umacniania wiary według porządku. Dobre zrozumienie pozycji Kontrolera i kontrolowanych jest podstawą, wtedy będzie mniej frustracji, gdy nam coś nie wyjdzie.

Arek napisał:
C.C. Antya 02.171 Proszę, słuchajcie rozrywek Śri Caitanyi Mahaprabhu z wiarą i przekonaniem. Nie spierajcie się, gdyż uzyskacie wtedy przeciwny rezultat.
==> Ha! Gdyby to było takie proste... W czasach wedyjskich stwierdzenia śastr były przyjmowane jako ostateczny dowód. Dzisiaj wątpiący umysł mówi, "A dlaczego miałbym ci wierzyć? Udowodnij, że masz rację!"
- Szanowny Prabhu, z kad wiesz ze Bog jest narcyzem:)?
- A skąd wiesz że nie jest? Ja stąd że ciągle gada o sobie, i namawia innych żeby intonowali Jego chwały.
Oto dowód na to, że współczesny (a może tylko zachodni?) umysł, jeśli tylko chce, odrzuca autorytet pism. Jest autorytetem sam dla siebie.

Pozdrawiam.
Trust no future, however pleasant...
Ten świat nie jest miejscem dla gentelmana...

Awatar użytkownika
Jagadisha das
Posty: 107
Rejestracja: 17 lut 2007, 12:18
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Jagadisha das » 15 paź 2007, 17:40

Tak więc, akceptuję że jest Bóg, i jest proces który zbliża do niego. Moją wątpliwością jest charakter Boga, oraz to że może on być nieobiektywny i nie świadomy swoich ograniczeń. Wystarczy by znajdował sie on w wystarczająco wielkiej umownej pustej przestrzeni. Z tym można się nie zgadzać, ale nie można temu zaprzeczyć. Ponieważ sam Bóg by wtedy o tym nie wiedział :)
1) Wątpliwości co do charakteru Boga są całkowicie bezzasadne, po pierwsze dlatego że jest On tylko jeden, nie ma Ich dwóch, więc i tak znika podstawa twojego dylematu. A jest On taki, jaki jest i inny nie będzie, bo taki chce być. Chociaż katolicy mówią czasami o niemoralności Boga, a ty widzisz w Nim inne niedoskonałości, to i tak jesteśmy skazani na Niego takiego, jakim On jest, i nie ma innej opcji. A jaki On jest? On Sam stwierdza, że jest wystarczająco różnorodny by każdy odczuł pełnię satysfakcji z relacji z Nim... I tu jest wybór smaku. Oczywiście możesz Mu nie wierzyć, ale jeśli nie Jemu, to komu?

2) Wątpliwości co do charakteru Boga są całkowicie bezzasadne, po drugie dlatego, że nie możesz zbadać Go sam, tylko musisz dowiedzieć się o Nim od Niego. Nie ma wyboru. Proces też jest narzucony z góry.

3) Dlatego też twoje spekulacje o Nim, pustej przestrzeni itp, też są całkowicie bezzasadne, bo nie sprawią, że On stanie się inny niż jest.

4) Dlatego zrozumienie tego jest niezwykle cenne, bo oznacza koniec wszystkich dylematów. Tak jak król na szachownicy, który dostał mata i nie ma już ani jednego możliwego ruchu, nie ma już dylematów. Osoba, która dokładnie rozważy pozycję Kontrolera i kontrolowanego stwierdzi, że musi być usatysfakcjonowana tymi narzędziami postępu (wiarą, wiedzą, procesem...) jakie dostała, ponieważ nie ma innego wyboru. Jak nie ma wyboru, to nie ma też dylematów. Musi nam wystarczyć to, czym dysponujemy. Chociaż umysł skacze jak małpa po klatce, i tak innych możliwości nie ma...

5) Skoro innych możliwości nie ma, to szalejącą małpę umysłu trzeba jak najszybciej uspokoić, oczywiście tymi narzędziami jakie nam dano, no bo innych nie ma. I tak jak jak król na szachownicy, który nie mając innego możliwego ruchu (a więc i dylematów) osiągnął w końcu spokój, tak samo my, gdy tylko małpa umysłu przestaje szaleć osiągniemy spokój, a potem całą resztę. :)

Trochę się powtarzałem, sorry... :D
Trust no future, however pleasant...
Ten świat nie jest miejscem dla gentelmana...

mura

Post autor: mura » 16 paź 2007, 09:39

Jagadisha das pisze:...pragnę więc przeprosić wszystkie osoby które poczuły się moim postem dotknięte....
Obrażasz własną inteligencję twierdząc że nie chciałeś nikogo obrazić sugerując brak mózgu.

ODPOWIEDZ