Post
autor: ParamatmaDas » 14 paź 2012, 23:47
Ciekawe w sumie ze jak to mozliwe ze wiekszosc religii jednak naucza o miłości. I to takiej nie na żarty, absolutnej. O takiej akceptacji, na foll, z etak powiem, o takiej wiedzy - która wykracza poza wsztsko, o wyjsciu poza iluzje, a takze o wyjsciu poza "zło". O takich przymitach jak choćby w Gicie w rodziale 12. "Pokora, wolność od dumy, tolerancjia, przjecie mistrza, wolnosc od zazdrosci....to uważam za wiedze" itp. o empatii, tak czy tak kulimunjacej w milosci - jak u nas premabhakti.
Teoretycznie jak to możliwe ze bierzemy tą wiedze, tę cechy, miłośc, czy fiolozfie, która do tego ma prowdzić i robimy z siebie nie czułe automaty, gotowe niemal że nie zwracac uwage na uczucia innych ale nawet na swje własne jakies. Ze myśłimy ze nauczenie sie cytatów zaowcuje wyzwolniem, a te cytaty głównie kierujmy przeciwko innym. Ciekawe co by było gdyby nakazac ze CAŁA WIEDZA ZDOBYTWANA MA POMOC NAM, (A nie słuzyc gnebiniu innych) ZE CALA WIEDZA mamy nakierwac na siebie zeby sobie pomoc w wyzwolniu. A kiedys moz epomoc innym.
W kazdym razie ciekawe, jak cos co ma pomoc , nie raz słuzy jakby gnebiniu siebie i innbych i jakby utzrmywaniu siebie w przedsczniu złym - np z ejestesmy bardzo mądrzy, ze wyzwolni juz, lub ze jestesmy lepsi. Ciekawe jak to działa. niesamowte w sumie zywa istota potrfi karzada rzecz wykzrstac przecwko sobie.