Ameryka wierzy w cudowne pigułki, które błyskawicznie rozwiązują każdy życiowy problem. Psychiatryzacja i medykalizacja wychowania to prawdziwa rewolucja kulturowa. Tak jak ciało ludzkie stało się w Ameryce materiałem do plastycznej obróbki, tak i kształtującą się osobowość dziecka można korygować lekami psychotropowymi.
Wystarczy nazwać kłopoty wychowawcze w języku medycznym. Kiedy amerykańskie dziecko nie może usiedzieć w miejscu, gubi rzeczy, jest zbyt rozgadane, jego rodzice nie mówią, że jest nieznośne, ale podejrzewają je o ADHD. Ten czteroliterowiec, który oznacza zespół nadpobudliwości i trudności w koncentracji uwagi, zrobił oszałamiającą karierę w Stanach Zjednoczonych. Jego symptomy są na tyle ogólnikowe, ze diagnoza zależy w dużej mierze od nastawienia lekarza, np. dziecko macha rękami i nogami, jest źle zorganizowane, wykrzykuje odpowiedzi, nie czekając na swą kolej. Zmęczeni rodzice i nauczyciele łatwo mogą przypisać ADHD bystremu dziecku, które znużone nudną lekcją zatapia się w myślach, albo ruchliwemu, które denerwuje mamę, bo wszędzie się gramoli i wspina. W Stanach Zjednoczonych już u czterech milionów dzieci zdiagnozowano ADHD.
ADHD zaraziła się Europa Zachodnia. - Ciągle okazuje się, że ktoś z naszych znajomych ma dziecko z zespołem ADHD, które musi brać leki - mówi mi zaprzyjaźniona dziennikarka holenderska Renee Postma.
ADHD jest hasłem o tyle chwytliwym, że podczas gdy z nieznośnym dzieckiem trzeba jakoś wytrzymać aż dorośnie (czasem dając mu klapsa czy rwąc sobie włosy, jak kto woli) na ADHD wystarczy podać lek. Na każdym rozpoznaniu ADHD zarabia koncern CibaGeigy, producent ritalinu.
- Cywilizacja amerykańska jest nastawiona na natychmiastowy efekt, nie uznaje skutku odroczonego. Ma być szybko, łatwo i skutecznie - mówi Ryszard Praszkier. - Farmakologia psychiatryczna podejmuje się uregulować wszystko, co przeszkadza w funkcjonowaniu w społeczeństwie sukcesu.
W Ameryce do psychiatry można trafić nieomalże zaraz po urodzeniu. Zdarza się diagnozowanie depresji u niemowląt. Nieprzetestowane na dzieciach leki antydepresyjne, neuroleptyki, środki nasenne zapisywane są przedszkolakom, a nawet niemowlętom.
W Ameryce do psychiatry może trafić dziecko, które cierpi na nocne koszmary, samotne, zbyt ruchliwe. Oceniają to rodzice, którzy mają o połowę mniej czasu dla swych dzieci, niż ich rodzice mieli go dla nich, i bezsilni nauczyciele. Amerykańskim gabinetom psychiatrycznym i laboratoriom psychofarmakologicznym nie grozi plajta.
Psychiatria dziecięca musi uwzględniać aspekt rozwojowy dziecka. Zadać sobie pytanie, czy ma do czynienia z objawami trwałymi, czy przejściowymi. Rozwój dziecka postępuje skokowo, tzn. jedna funkcja (np. ruchowa) rozwija się, a druga (np. mowa) chwilowo się cofa. Nie da się tu po prostu przenieść doświadczeń psychiatrii dorosłej. Ale to właśnie się dzieje.
Traktuje się dzieciństwo jak chorobę umysłową - mówi Ryszard Praszkier.
Amerykańscy lekarze zapewniają, że są w stanie odróżnić bez trudności przejściowe problemy dzieciństwa i wieku dorastania, które obęda się bez farmacji, od prawdziwych zaburzeń, które przeszkadzają dziecku normalnie funkcjonować i które trzeba leczyć. Ale są pod presją rodziców, którzy nalegają na radykalne rozwiązania.
- Często rodzice przychodzą i mówią, że dziecko jest nieposłuszne i proszą, żeby coś z tym zrobić - mówi Gutenberg.
"Wczesne dzieciństwo to czas najintensywniejszego rozwoju mózgu. Nie wiemy, jakie mogą być konsekwencje podawanie w tym okresie leków psychotropowych" - pisze dr Joseph Coyle, psychiatra wykładający na Harvardzie w "Journal of The American Medical Association".
tekst: Maria Kruczkowska dla Gazety Wyborczej
Źródło:
http://skuteczna-psychoterapia.pl/gw_na ... ieci_2.php