Psychiatryzacja i medykalizacja kultury

Ayur Weda, medycyna, yoga, naturalne metody leczenia. "Naukowcy mogli zrobić postęp w medycynie, ale czy jest jakieś lekarstwo, które pozwoli nam stwierdzić: "Już nie ma więcej chorób?" Czy jest takie lekarstwo? Nie. Na czym więc polega postęp naukowców? Właściwie ilość chorób jedynie wzrasta. Pojawia się tak wiele nowych." - Śrila Prabhupad - Prawda i Piękno rozdz. 29
Awatar użytkownika
trigi
Posty: 2068
Rejestracja: 09 sie 2011, 13:38
Lokalizacja: UK

Re: Psychiatryzacja i medykalizacja kultury

Post autor: trigi » 05 wrz 2012, 11:45

Co ósme dziecko chore psychicznie?

Korepetycje zamiast pigułek – to rada Jerome Kagana, guru amerykańskiej psychologii, który łapie się za głowę, gdy słyszy, że u co ósmego dziecka diagnozuje się ADHD, autyzm albo depresję. Kim jest człowiek, który na współczesnej psychologii i psychiatrii nie pozostawia suchej nitki? Ten 83-letni profesor zajmuje 22 miejsce na liście najbardziej znaczących psychologów XX wieku (wyprzedził nawet Carla Gustava Junga i Iwana Pawłowa). Zbadał rozwój dwulatków: skokowe wzbogacanie się słownictwa, pojawienie empatii, poczucia moralności i samoświadomości. Odkrył, że wpływ doświadczeń z dzieciństwa na resztę życia jest przeceniany i nawet dzieci, które doświadczyły skrajnie niekorzystnych warunków mogą rozwijać się normalnie, o ile zmienią otoczenie. Ukuł teorię wrodzonego temperamentu: dzieci, które w wieku 4 miesięcy reagują lękiem na nowe sytuacje, przedmioty i osoby (jest ich ok. 20 proc.) określił jako „high reactives” i wykazał, że wyrastają one na lękliwych dorosłych. Tymczasem 40 proc. spokojnych, łatwych w pielęgnacji i ciekawych świata niemowląt „low reactives”, staje się zrównoważonymi, opanowanymi dorosłymi.
Co sądzi o fali chorób psychicznych diagnozowanych współcześnie u dzieci?
Zdaniem Kagana choruje raczej branża, którą się zajmuje, co może mieć fatalne skutki dla osób niesłusznie diagnozowanych jako chore psychicznie. Zauważa, że problemy psychiczne nasiliły się głównie w rodzinach ubogich, imigrantów oraz mniejszościowych – głównie ze względu na wzrost nierówności społecznych.
Kagan nie boi się stwierdzić, że liczba 5,4 mln dzieci chorujących w USA na ADHD jest wzięta z sufitu, a na zaburzenia metabolizmu dopaminy cierpi zaledwie 10 proc. z nich. Twierdzi, że lekarze mając do dyspozycji określony lek, stawiają dopasowaną do niego diagnozę.
Za podobny absurd uważa określanie autystycznym jednego na 88 amerykańskich dzieci. Oznacza to, że psychiatrzy stwierdzają autyzm u każdego dziecka, które zachowuje się nieco dziwacznie. Kagan oskarża swoich kolegów po fachu o wygodnictwo i brak dociekliwości w szukaniu przyczyn danego zachowania.
To normalne, że młodzi ludzie są lękliwi i nieco zagubieni. Wybór studiów, zawód miłosny, niepowodzenia w szkole – to wszystko nie jest niczym szczególnym. Tymczasem wśród młodych ludzi masowo diagnozuje się depresję czy zaburzenia afektywne dwubiegunowe.
„To więcej pieniędzy dla przemysłu farmaceutycznego, psychiatrów, naukowców” – mówi psycholog. Doszukiwanie się jednostek chorobowych u nastolatków, którzy borykają się z przejściowymi problemami emocjonalnymi, porównuje do średniowiecznych polowań na czarownice. Z tą różnicą, że w roli inkwizytorów występują dziś koncerny farmaceutyczne. „Lekarze nie są źli, po prostu są omylni” – kwituje Kagan.
Podobny mechanizm możemy zauważyć w przypadku diagnozowania depresji. To poważna choroba, ale nie każde obniżenie nastroju czy chwilowy brak wiary we własne siły należy leczyć farmakologicznie. Kagan podkreśla, że u dorosłych depresję wywołuje ciężka strata, poczucie winy lub niemożność osiągnięcia upragnionego celu. Małe dzieci nie są zdolne do tego typu uczuć, tymczasem w USA antydepresanty przepisuje się nawet kilkulatkom. Ekspert przypomina, że o łagodnych stanach depresyjnych można mówić dopiero w przypadku maluchów, które doznały silnej traumy lub straciły któregoś z rodziców.
Jerome Kagan nie umniejsza znaczenia farmakologii w leczeniu chorób psychicznych. Leki pomagają ludziom, którym depresja, schizofrenia, zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne czy fobia społeczna niszczą życie. Jednak należy ich odróżniać od osób, które są lękliwe czy depresyjne np. z powodu biedy lub odrzucenia. Ekspert podkreśla, że psychiatrzy powinni przede wszystkim szukać przyczyn konkretnych zachowań. Pomoc w rozwiązaniu problemów może być bowiem alternatywą dla psychotropów.
„U których dzieci diagnozuje się ADHD? U tych, które źle się uczą. Dobrzy uczniowie nie mają ADHD. Co powiecie na korepetycje zamiast pigułek?” – dodaje Kagan.

Na podstawie wywiadu udzielonego przez Jerome Kagana dla "Der Spiegel"

Awatar użytkownika
Misialina
Posty: 158
Rejestracja: 27 maja 2012, 21:50

Re: Psychiatryzacja i medykalizacja kultury

Post autor: Misialina » 05 wrz 2012, 15:55

Po przeczytaniu tego tematu nie mogłam nie pomyśleć o mojej kochanej kuzyneczce, która ma 16 lat i 2 wizyty w szpitalu psychiatrycznym, diagnozę depresji w wieku 14 lat, oraz próbę samobójczą za sobą ... :( Cóż tak to już jest w tym świecie...
bhajahu re mana sri-nanda-nandana-abhaya-charanaravinda re
durlabha manava-janama sat-sange taroho e bhava-sindhu re

Awatar użytkownika
trigi
Posty: 2068
Rejestracja: 09 sie 2011, 13:38
Lokalizacja: UK

Re: Psychiatryzacja kultury - Epidemia psychiatrii

Post autor: trigi » 15 wrz 2012, 09:29

Vaisnava-Krpa pisze:Cywilizacja amerykańska jest nastawiona na natychmiastowy efekt, nie uznaje skutku odroczonego. Ma być szybko, łatwo i skutecznie - mówi Ryszard Praszkier. - Farmakologia psychiatryczna podejmuje się uregulować wszystko, co przeszkadza w funkcjonowaniu w społeczeństwie sukcesu.
W Ameryce do psychiatry można trafić nieomalże zaraz po urodzeniu. Zdarza się diagnozowanie depresji u niemowląt. Nieprzetestowane na dzieciach leki antydepresyjne, neuroleptyki, środki nasenne zapisywane są przedszkolakom, a nawet niemowlętom.
Niemowlaki są wkurzające to fakt i wytłumaczyc im coś jest strasznie ciężko, na szczęscie potrzebują dużo snu...
nie wolno ich potrząsać!
Czym jest zespół dziecka potrząsanego?
Obecnie mówi się coraz więcej o przemocy fizycznej wobec dzieci, takie zachowania są piętnowane, a my stajemy się bardziej uważni na krzywdę maluchów. Niestety niewiele uwagi poświęca się zjawisku, którym jest zespół dziecka potrząsanego, a które może być śmiertelnie niebezpieczne. Rzadkie wzmianki na ten temat zapewne wynikają z trudności diagnostycznych, ponieważ na ciele nie ma siniaków czy zadrapań, a z uwagi na przeciętny niewielki wiek dziecka, nie ma ono możliwości opowiedzenia o swoich doświadczeniach. Najczęściej ofiarami tej formy krzywdzenia są dzieci, które nie ukończyły jeszcze 1 roku życia. Przeciętny wiek mieści się pomiędzy 3 a 8 miesiącem życia, choć problem ten dotyka także dzieci starsze. Zespół dziecka potrząsanego jest efektem silnego potrząsania niemowlęciem, a w związku z kruchą i delikatną budową anatomiczną, są one bardziej narażone na negatywne konsekwencje tego zachowania.
http://dzieci.pl/breedingAid,14920330,c ... caid=6f2c1
Dane szacunkowe w Stanach Zjednoczonych wskazują na 50 000 przypadków w skali roku, z czego jedna czwarta dzieci umiera w wyniku trwałych, nieodwracalnych uszkodzeń mózgu, choć oczywiście należy pamiętać, że to wyłącznie dane szacunkowe.
W grupie ryzyka znajdują się dzieci, których rodzice żyją w ubóstwie, są bardzo młodzi, mają niedostatecznie rozwinięte kompetencje rodzicielskie, nie potrafią zabezpieczyć podstawowych potrzeb dziecka, mają deficyty emocjonalne i społeczne. Nieumiejętność radzenia sobie np. z płaczem dziecka może powodować narastającą frustrację. Jest to swego rodzaju czynnik spustowy, który wraz z brakiem umiejętności panowania nad swoimi impulsami sprzyja niewłaściwym i niebezpiecznym zachowaniom. W tej sytuacji nierozumienie dziecka, niedostrojenie się we wzajemnej relacji, wpływa na wzrost napięcia u rodzica, który następnie próbuje go zredukować przez atak na dziecko.
Gdy opiekun jest rozluźniony i spokojny, może sporządzić sobie plan działania, do którego będzie mógł się odnieść w kryzysowej sytuacji.
Taki plan może zawierać możliwe zachowania, jakie pomogą w sytuacji np. płaczu dziecka, który może być drażniący, np.:
- sprawdź, czy dziecko ma suchą pieluszkę;
- sprawdź, czy nie jest głodne;
- upewnij się, że nie jest marudne z powodu gorączki czy ząbkowania;
- spróbuj podać smoczek;
- wyjdź z dzieckiem na spacer;
- poproś o pomoc partnera, mamę, przyjaciółkę(? :shock: ), czy inną bliską osobę, a sama/sam odejdź od dziecka i postaraj się wyciszyć.
(Hare Kryszna, Hare Kryszna, Kryszna Kryszna, Hare Hare/Hare Rama, Hare Rama, Rama Rama, Hare Hare, itd..)
Ja lubiłem spacery z dzieciakiem w wózku, nawet zimą przy -20 oczywiście nie za długo.

Awatar użytkownika
Mathura
Posty: 994
Rejestracja: 15 cze 2007, 12:02
Lokalizacja: Sławno

Re: Psychiatryzacja i medykalizacja kultury

Post autor: Mathura » 05 lut 2013, 13:01

Czytałem ostatnio ciekawą książkę. Opowiada ona o uzdrowicielu, który stosując hawajską metodę uzdrawiania, leczy ludzi z ciężkich psychicznych chorób. Niezwykłe jest to, że "lecząc" innych, nie stosuje on praktycznie niczego, co normalnie stosowane jest przez psychiatrów i psychologów.
Zrozumienie tego, na czym polega jego podejście do tzw. chorych, i na czym polega jego metoda, pomóc może w uświadomieniu sobie, gdzie swoje źródło mają problemy dyskutowane ostatnio na forum: homoseksualizm, związki partnerskie, dewiacje, itp. I nie tylko te problemy.

Pozwolę sobie na wklejenie kilku fragmentów z tej książki. Nieco dużo czytania, ale sądzę, że warto.
Książkę mam w PDFie, więc gdyby ktoś był zainteresowany, to prześlę całą na maila. Za darmo.


„W sierpniu 2004 roku przemawiałem na dorocznym zjeździe Krajowego Stowarzyszenia Hipnotyzerów, gdzie miałem również swoje stoisko. Czułem wibrującą w powietrzu energię i cieszyłem się na spotkania z ludźmi, będące okazją do nawiązania nowych kontaktów. Jednak nie byłem przygotowany na wydarzenie, które miało odmienić moje życie. Na moim stoisku nie byłem sam. Towarzyszył mi przyjaciel Mark Ryan, który tak samo jak ja jest hipnoterapeutą. Mark to osoba elo-kwentna, otwarta i ciekawa świata, która z wnikliwością i zapałem bada wszystkie tajemnice życia. Stojąc razem na stoisku, często prowadziliśmy dyskusje, które nieraz trwały po kilka godzin. Rozmawialiśmy o mistrzach terapii takich jak Milton Erickson, ale również o mniej znanych szamanach. Podczas jednej z takich dyskusji Mark zaskoczył mnie pytaniem: — Słyszałeś o terapeucie leczącym ludzi, których nigdy widział na oczy? Byłem zdumiony. Wiem, że są uzdrowiciele, którzy leczą na odległość, ale Mark mówił chyba o czymś innym. — To psycholog, który wyleczył cały oddział psychiczne chorych przestępców, mimo że nigdy nie spotkał się z żadnym ze swoich pacjentów.”


„W końcu, 21 października 2005 roku, odbyłem pierwszą rozmowę z doktorem Hew Len. Jego pełne imię i nazwisko to Ihaleakala Hew Len. Poprosił jednak, żebym mówił na niego „E". Tak —jak ta litera alfabetu. Dobrze. Żaden problem. Moja pierwsza rozmowa telefoniczna z JE" trwała około godziny. Poprosiłem go, żeby opowiedział mi całą historię o swojej pracy w zawodzie terapeuty. Wyjaśnił, że przez trzy lata pracował w Hawajskim Szpitalu Stanowym. Oddział, na którym trzymano chorych psychicznie przestępców, był bardzo niebezpieczny. Pracownicy szpitala często brali urlop chorobowy albo po prostu zwalniali się z pracy. Ludzie chodzili po korytarzach, opierając się plecami o ścianę, aby ustrzec się niespodziewanego ataku ze strony pacjentów. To nie było miłe miejsce do pracy, odwiedzin ani jakiejkolwiek innej formy spędzania czasu. Doktor Hew Len („E") przyznał, że nigdy nie spotykał się służbowo ze swoimi pacjentami. Nigdy nie udzielał im porad. Jedynie przeglądał ich akta, a po zapoznaniu się z nimi zaczynał pracę nad sobą. W efekcie stan zdrowia pacjentów poprawiał się. Historia hawajskiego terapeuty zrobiła się jeszcze ciekawsza, gdy dowiedziałem się, że: „po kilku miesiącach terapii pacjentom, których dotąd zakuwano w kajdanki, pozwolono swobodnie spacerować po szpitalu. Innym, którzy zażywali silne środki, zmniejszono dawki leków. Pacjentów, którym nie dawano żadnych szans na wyleczenie, wypisywano ze szpitala". Byłem pełen podziwu. — To nie wszystko — kontynuował mój rozmówca. — Pracow nicy szpitala zaczęli lubić swoją pracę. Skończyły się urlopy chorobowe, zniknął też problem rotacji kadr. Doszło do tego, że mieliśmy więcej personelu, niż potrzebowaliśmy, bo z jednej strony zmniejszyła się liczba pacjentów, a z drugiej pracownicy szpitala zaczęli regularnie przychodzić do pracy. Dzisiaj ten oddział jest nieczynny. Wtedy musiałem zadać pytanie za sto punktów:

— Co takiego robiłeś ze sobą, że ci ludzie tak się zmienili?

— Po prostu oczyszczałem tę część siebie, którą z nimi dzieliłem.

— Ze co?

Nie rozumiałem.”



Drogi Joe
Dziękuję Ci za tę możliwość. Musisz wiedzieć, że piszę do Ciebie ten list razem z Emory Lance Oliviera z pomocy społecznej, która pracowała na tym samym oddziale, co doktor Hew Len. Zostałam wyznaczona do pracy w nowo otwartej placówce medycyny sądowej w stanowym szpitalu psychiatrycznym na Hawajach. Jej pełna nazwa to Zamknięty Oddział Intensywnej Ochrony (Closed Intensive Security Unit — CISU). Jej pacjentami byli więźniowie skazani za ciężkie zbrodnie zabójstwa, gwałtu, napaści, rozboju, molestowania, a także różnych kombinacji powyższych przestępstw, u których zdiagnozowano poważne zaburzenia umysłowe. Wśród pacjentów byli przestępcy uniewinnieni z powodu braku poczytalności i skierowani na pobyt w szpitalu psychiatrycznym; byli również prawdziwi psychopaci wymagający leczenia; a także podejrzani, których zdolność do uczestniczenia w procesie wymagała fachowej oceny lekarskiej (chodzi o zdolność do zrozumienia stawianych im zarzutów i bronienia się przed sądem). Mieliśmy schizofreników, upośledzonych umysłowo, osoby cierpiące na psychozę maniakalno-depresyjną, a także psychopatów i socjopatów. Byli również tacy, którzy chcieli przekonać sąd, że zaliczają się do którejś z powyższych kategorii. Wszyscy byli zamknięci w naszej placówce i mogli ją opuszczać tylko z dwóch powodów: wizyty u lekarza lub w sądzie. Zawsze wtedy zakładano im kajdanki na ręce i nogi. Pacjenci spędzali większość czasu w izolatkach — były to obskurne pokoiki bez okien, z zamkniętą łazienką i betonowymi ścianami oraz sufitami. Wielu z nich przez cały czas było na silnych lekach. Rzadko organizowano dla nich jakieś zajęcia dodatkowe. „Incydenty" zdarzały się bardzo często: pacjenci atakowali pracowników oddziału, wszczynali bójki między sobą, próbowali uciekać. Problemem były również „incydenty" wśród pracowników —próby manipulowania pacjentami, narkotyki, zwolnienia chorobowe, odszkodowania, kłótnie między pracownikami, ciągle rotacje w administracji, a także na stanowiskach psychologów i psychiatrów, problemy z instalacją elektryczną i wodno-kanalizacyjną, itd., itd. To było miejsce pełne przemocy; dzikie i przygnębiające. Nawet kwiaty nie chciały tam rosnąć. I nawet gdy przeniesiono cały oddział do wyremontowanej, dużo bezpieczniejszej jednostki z ogrodzonym terenem rekreacyjnym, nikt nie oczekiwał zmian na lepsze. Dlatego, gdy na naszym oddziale pojawił się „kolejny z tych psychologów", myśleliśmy, że będzie próbował wprowadzić jakieś 'zmiany, poeksperymentuje trochę z supernowoczesnymi technikami, a potem szybko się podda i odejdzie, tak jak jego poprzednicy.
Jednak tym razem to był doktor Hew Len, który oprócz tego, że był dla wszystkich bardzo miły, nie robił praktycznie nic. Nie robił analiz, ocen ani diagnoz; nie wykonywał testów psychologicznych ani nie prowadził żadnej terapii. Często się spóźniał, nie brał udziału w naradach na temat stanu zdrowia pacjentów i nie dodawał żadnych wpisów do ich akt. Jedyne, co robił, to stosował swoją „dziwną" metodę Tożsamości poprzez Ho'opvnopono, która mówiła cos' o wzięciu na siebie pełnej odpowiedzialności za samego siebie, patrzeniu w swoje wnętrze i pozbywaniu się negatywnej energii. Najdziwniejsze było to, że ten psycholog zawsze miał dobry nastrój — wydawało się, że praca na oddziale sprawia mu przyjemność! Często się śmiał i wygłupiał się z pacjentami i personelem. Na każdym kroku było widać, że lubi to, co robi. My też bardzo go polubiliśmy mimo tego, że naszym zdaniem nie poświęcał zbyt wiele czasu swoim pacjentom. I nagle wszystko zaczęło się zmieniać. Izolatki opustoszały, a pacjenci wzięli na siebie odpowiedzialność za własne sprawy i potrzeby. Chętnie uczestniczyli w przygotowywaniu i wdrażaniu programów oraz projektów dotyczących ich samych. Zmniejszyliśmy im dawki leków i zaczęliśmy wypuszczać ich poza placówkę bez kajdanek. Cały oddział ożył — stał się spokojniejszy, jas'niejszy, bezpieczniejszy, czystszy, bardziej aktywny, produktywny i rozrywkowy. Rośliny zaczęły rosnąć, skończyły się problemy z instalacją, przestało dochodzić do aktów przemocy, a pracownicy zrobili się rozluźnieni i pełni entuzjazmu. Skończyły się urlopy chorobowe, a my stanęliśmy przed nowym, zupełnie innym problemem — nadmiernego zatrudnienia. Z tamtego okresu szczególnie zapadły mi w pamięć dwie sytuacje. Mieliśmy pacjenta cierpiącego na urojenia i paranoje, który poważnie zranił nie tylko pracowników szpitala, a także osoby poza placówką. To nie był jego pierwszy raz na naszym oddziale. Tym razem odbywał karę za zabójstwo. Strasznie sie go bałam. Zawsze, gdy się do mnie zbliżał, czułam ciarki na plecach. Doktor Hew Len pracował wtedy na naszym oddziale jakiś rok albo dwa. Któregoś dnia z ogromnym zdziwieniem zobaczyłam tego niebezpiecznego pacjenta na korytarzu w eskorcie pracowników bez kajdanek na rękach i nogach. Tym razem nie poczułam ciarek na plecach. Spokojnie go obserwowałam i starałam się nie dokonywać żadnych ocen, nawet wtedy, gdy mijaliśmy się na korytarzu. Po raz pierwszy nie miałam wtedy ochoty rzucić się do ucieczki. Zauważyłam, że pacjent jest spokojny. W tamtym czasie nie pracowałam już na oddziale, ale musiałam się dowiedzieć, co się stało. Powiedziano mi, że pacjent od jakiegoś czasu nie jest trzymany w izolatce i nie musi nosić kajdanek. Tę niezwykłą przemianę przypisywano metodzie ho'oponopono, którą stosował doktor Hew Len wraz z kilkoma pracownikami szpitala. Druga sytuacja miała miejsce, gdy oglądałam wiadomości w telewizji. Wzięłam sobie dzień wolnego, żeby odpocząć psychicznie od pracy i trochę się zrelaksować. W telewizji pokazano pacjenta naszego oddziału, który został oskarżony o molestowanie i zabójstwo trzy- lub czteroletniej dziewczynki. Przetrzymywano go w szpitalu, ponieważ nie był w stanie zrozumieć stawianych mu zarzutów. Został zbadany przez kilku psychiatrów i psychologów, którzy sugerowali uniewinnienie go z powodu braku poczytalności. Gdyby tak się stało, człowiek ten nigdy nie poszedłby do więzienia, lecz zostałby skierowany do placówki o słabszym rygorze z możliwością warunkowego zwolnienia. Doktor Hew Len spotkał się z tym pacjentem. Ten wyznał mu, że chciałby nauczyć się Tożsamości poprzez Ho 'oponopono. Podobno stosował tę metodę z niezwykłą wytrwałością, jak na byłego oficera marynarki wojennej przystało. W końcu uznano go za poczytalnego i wyznaczono termin rozprawy, dając mu możliwość pełnego uczestnictwa. Większość pacjentów na jego miejscu próbowałaby doprowadzić do stwierdzenia niepoczytalności, jednak on postąpił inaczej. Dzień przed rozprawą zwolnił swojego adwokata. Następnego ranka z ogromnym żalem wyznał sędziemu:, Jestem za to odpowiedzialny i bardzo żałuję". Nikt się tego nie spodziewał. Nawet sam sędzia potrzebował chwili, żeby ogarnąć to, co się przed chwilą stało. Wcześniej zdarzyło mi się zagrać w tenisa z doktorem Hew Len i tym pacjentem dwa lub trzy razy. Mimo że chory starał się być bardzo uprzejmy i taktowny, nie mogłam się powstrzymać od dokonywania ocen na jego temat. Jednak tamtego dnia, gdy zobaczyłam go w sądzie, poczułam do niego miłośc i czułość. Zauważyłam, ze ta zmiana objęła wszystkich obecnych na sali sądowej. Sędzia i adwokaci zaczęli mówić łagodnym głosem, a osoby zgromadzone na sali patrzyły na oskarżonego z czułym uśmiechem. To była niezapomniana chwila. Dlatego gdy doktor Hew Len zapytał nas kiedyś w trakcie gry w tenisa, czy chcielibyśmy poznać metodę ho'oponopono, od razu zgłosiłam się na ochotnika, nie mogąc się doczekać, aż gra się wreszcie skończy. Od tamtego czasu minęło 20 lat, a ja wciąż nie mogę wyjść z podziwu do Boskiej Mocy, która dokonała cudów za pośrednictwem doktora Hew Len w Hawajskim Szpitalu Stanowym. Jestem dozgonnie wdzięczna doktorowi za to, że mogłam poznać jego „dziwną" metodę. Jesteś ciekawy, co się stało z pacjentem? Otóż został on uznany za winnego, a sędzia okazał mu życzliwość, przychylając się do jego prośby o odbycie kary w federalnym zakładzie karnym znajdującym się w pobliżu jego miejsca zamieszkania, tak aby mógł być blisko żony i dzieci. Dziś, prawie po 20 latach od tamtych wydarzeń, zadzwoniła do mnie sekretarka, która kiedyś pracowała w naszej placówce, z pytaniem, czy doktor Hew Len chciałby wziąć udział w spotkaniu zorganizowanym przez pracowników oddziału, z których większość jest już na emeryturze..... Odbędzie się ono za dwa tygodnie. Ciekawe, co się na nim wydarzy? Już nie mogę się doczekać kolejnych zadziwiających historii.
Pokój,

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Psychiatryzacja i medykalizacja kultury

Post autor: Vaisnava-Krpa » 13 sie 2013, 12:21

Zwracasz uwagę na to co jesz? Czytasz etykiety i kupujesz tylko "zdrową żywność"? Uważasz, że dane produkty nie powinny być spożywane przez Ciebie? Uważaj! Psychiatra się Tobą zainteresuje ! Możesz być chory na Orthorexia Nervosa

Zdrowe jedzenie, jako choroba umysłowa.

Przez ostatnie 60 lat liczba chorób psychicznych wzrosła z kilku do ponad 300 jednostek chorobowych. Najnowszą chorobą odkrytą w psychiatrii jest tzw. „Syndrom zdrowego żywienia” z łac. Orthorexia – nerwowy na tle jedzenia. Zaburzenie polega na selekcjonowaniu pokarmów. Osoba „zaburzona” stara się nie spożywać cukru, drożdży, produktów mlecznych, soi, kofeiny, alkoholu, pszenicy, glutenu, roślin nawożonych, opryskiwanych i modyfikowanych genetycznie. Do listy należy dodać spożywanie wody osobiście uzdatnionej w domowym zaciszu. W ten sposób upodobania kulinarne i ograniczanie spożywania toksyn wszelakiego rodzaju zostało uznane za chorobę psychiczną.

Znany psychiatra Thomas Szasz jasno określa ekspansję chorób psychicznych - epidemią. Autor ten w swoich publikacjach i wywiadach podkreśla metaforyczne znaczenie choroby psychicznej, jako nieistniejący zabieg manipulacyjny mający na celu kontrolę społeczną. Wątek ten został szerzej przedstawiony między innymi w publikacjach: Ervinga Goffmana „Instytucje totalne” i „Piętno Socjologia Dewiacji i kontroli społecznej”. Psychiatria od początku była wykorzystywana jako narzędzie kreujące normy społeczne. Wielokrotnie w historii reżimy totalitarne wykorzystywały zakłady psychiatryczne jako miejsca pacyfikowania opozycjonistów. Za czasów ZSRR chorobą psychiczną uznawano niepopieranie ideologii komunistycznej. W czasach niewolnictwa czarnoskóry niewolnik, uciekając z plantacji bawełny, otrzymywał etykietę: chorego na drapetomanię - co oznacza manię uciekania. Dzisiejszych czasach koncerny farmaceutyczne zarabiają krocie na lekach psychiatrycznych. W Interesie molochów leży produkcja nowych jednostek chorobowych jak wspomniana wcześniej Orthorexia. Osoby chcące ograniczyć zależność od celowo zanieczyszczonej żywności, muszą się liczyć z otrzymaniem etykiety chorego psychicznie, a nawet przymusem leczenia.

Więcej: http://wolnaludzkosc.pl/pl/zdrowie-fakt ... s%C5%82owa
Oszust zajmuje miejsce nauczyciela. Z tego powodu cały świat jest zdegradowany. Możesz oszukiwać innych mówiąc: "Jestem przebrany za wielbiciela", ale jaki jest twój charakter, twoja prawdziwa wartość? To powinno być ocenione. - Śrila Prabhupada

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Psychiatryzacja i medykalizacja kultury

Post autor: Vaisnava-Krpa » 19 gru 2013, 20:40

Wymyślił ADHD dla pieniędzy

Attention Deficit Hyperactivity Disorder, czyli zespół nadpobudliwości psychoruchowej z zaburzeniami koncentracji, w skrócie ADHA, jako jednostka chorobowa, nie istnieje i nigdy nie istniał. Przyznał się do tego – kilka miesięcy przed śmiercią – Leon Eisenberg, który jako pierwszy opisał i sklasyfikował ten zespół. W swoi ostatnim wywiadzie dla Der Spiegel (2 luty 2012), Eisenberg powiedział. że „ADHA to fikcyjna choroba”.
Nadpobudliwe dziecko, które w nadmiarze energii „skacze po ścianach” doprowadzając tym samym swoich opiekunów do kresu wytrzymałości, szybko otrzymuje etykietkę „ADHD”. Za przyczynę ADHD podaje się uwarunkowania genetyczne. To proste – jeśli trudno ustalić wyraźną przyczynę, najłatwiej zrzucić na geny. Osoby z ADHD według powszechnej wersji mają specyficzne wzorce pracy mózgu. Jednak czy aby na pewno?
Po co „tworzyć” chorobę?

Na chorobie można całkiem nieźle zarobić. Najpopularniejszym sposobem „leczenia” ADHD jest farmakoterapia. Jednym z najczęściej stosowanych specyfików jest Ritalin. Tylko w samych Niemczech sprzedaż leków na ADHD wzrosła z 34 kg w 1993 roku, do 1760 kg w 2011 roku. To 51 krotny wzrost sprzedaży! W Stanach Zjednoczonych co dziesiąty chłopiec wśród dziesięciolatków codziennie zażywa leki na ADHD. I jest to tendencja rosnąca.

Szwajcarska Narodowa Komisja Doradcza do spraw Bioetyki (NEK) skrytykowała użycie Ritalinu. W opinii NEK z 22 listopada 2011 roku czytamy, że środki farmakologiczne zmieniają zachowanie bez żadnego wkładu ze strony dziecka. Doprowadziło to do ingerencji w wolność i prawa człowieka, ponieważ środki farmakologiczne wywołują zmiany w zachowaniu, ale nie uczą dzieci jak samodzielnie osiągnąć te zmiany. W ten sposób dzieci są pozbawiane umiejętności uczenia się na doświadczeniu, ich wolność jest ograniczona, a rozwój zablokowany. Zadaniem psychologów, nauczycieli i lekarzy jest bycie mądrym przewodnikiem dla dziecka w jego naturalnym rozwoju.

Całość: http://3obieg.pl/wymyslil-adhd-dla-pieniedzy


Prawy TV
Narasta społeczny bunt przeciw biopsychiatrii”,
mówi Robert Whitaker w wywiadzie dla Nowej Debaty.

W ostatnich latach nawet w środowisku psychiatrycznym uważa się, że teoria nierównowagi chemicznej w mózgu – traktowana obecnie jako przyczyna zaburzeń psychicznych i stanowiąca fundament współczesnej biopsychiatrii – to metafora, czy wręcz mit. Nigdy nie udało się naukowo udowodnić, że jakiekolwiek zaburzenie psychiczne wywołane jest nierównowagą chemiczną w mózgu. Co więcej, rosną rozbieżności między tym, co naukowcy piszą w literaturze medycznej a tym, co media i reklamy leków promują jako naukowe fakty. Jakie są korzenie „chemicznej” teorii i na czym polegają jej fundamentalne słabości?
http://nowadebata.pl/2012/08/06/narasta ... hitakerem/
Oszust zajmuje miejsce nauczyciela. Z tego powodu cały świat jest zdegradowany. Możesz oszukiwać innych mówiąc: "Jestem przebrany za wielbiciela", ale jaki jest twój charakter, twoja prawdziwa wartość? To powinno być ocenione. - Śrila Prabhupada

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Psychiatryzacja i medykalizacja kultury

Post autor: Vaisnava-Krpa » 02 maja 2014, 10:43

Już wiemy: posiadanie własnych poglądów to choroba psychiczna

Posted by Marucha w dniu 2014-04-30 (środa)

Współczesna psychiatria jest nauką politycznie skorumpowaną. Typowym przejawem tej korupcji jest demonizowanie ludzi mających inne poglądy i próba traktowania ich jak chorych umysłowo.

Uderza to w oczy w najnowszym wydaniu „Diagnostycznego i statystycznego podręcznika chorób umysłowych” (Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders, DSM), który jako umysłowo chorych określa ludzi nie zgadzającym się z tym, co władze dekretem ogłaszają jako normalne.

Tak więc jeśli osoba zachowuje się niekonformistycznie, nie idzie w stadzie, oznacza to, iż cierpi na przypadłość zwaną „Oppositional Defiant Disorder” [ODD, kolejny paruliterowy skrót "chorób" wymyślonych przez pseudonaukowe dziwki - admin]. Nowy podręcznik DSM definiuje ją jako „trwale przejawiające się wzorce nieposłusznego, wrogiego i prowokującego zachowania”. „Choroba” ODD należy do tej samej kategorii, co „Attention Deficit Hyperactivity Disorder” (osławiona ADHD, zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi), o której jej twórca, dr Leon Eisenberg sam przyznał na łożu śmierci, iż jest zmyślona.

Jak można się spodziewać, zgodnie z powyższą definicją prawie każde zachowanie, postrzegane przez kogoś innego jako dziwne lub niepożądane, może być zakwalifikowane jako ODD. Dzieci, które wpadają w złość lub pobiją się z rodzeństwem mogą być uznane za chore psychicznie, podobnie jak dzieci, które wyrażają sprzeciw wobec rodziców lub nauczycieli.

Nieposłuszeństwo i sprzeciwianie się to typowe dla małych dzieci zachowania, które rodzice od dawna traktowali przez wymaganie odpowiedniej dyscypliny. Zresztą nie wszystkie przypadki nieposłuszeństwa i sprzeciwu są naganne; zależy kto i czego wymaga. Uczeń, któremu nauczyciel zakazuje wygłaszania niepopularnych poglądów i który nie respektuje tego zakazu, może po prostu korzystać z prawa do swobodnego wyrażania swej niezgody.

Problem z wtłaczaniem w ramki pozbawionych precyzji definicji takich „chorób”, jak ODD, polega na tym, że każde niekonwencjonalne zachowanie, burzące aktualne status quo, można będzie określić mianem chorobliwego. Wielkie umysły, jak np. Thomas Edison albo Alexander Graham Bell, których pomysły wydawały się w ich czasach szalone, mogli by dziś zostać zaliczeni do osób chorych na ODD lub inną, podobną chorobę.

Jeszcze większym niebezpieczeństwem jest zagrożenie dla wolności słowa i prawa do posiadania własnych poglądów politycznych. Rząd federalny już próbował zadeklarować jako „politycznych paranoików” osoby, które sprzeciwiają się, lub nawet tylko kwestionują jego dyktatorskie posunięcia.

Charakteryzowanie nonkonformizmu jako choroby psychicznej jest cechą reżymów totalitarnych (np. byłych Sowietów). Dzisiejszym lekarstwem dla nonkonformistów są substancje psychotropowe, zmieniające świadomość człowieka i mające fatalne skutki uboczne.

Oto, co pisał na temat nadużyć psychiatrii w dawnym ZSRR i Chinach znany Journal of the American Academy of Psychiatry and the Law w roku 2002:

Zamykanie w zakładach psychiatrycznych zdrowych osób jest jednoznacznie rozumiane jako szczególnie groźna forma represji, ponieważ używa się potężnych środków medycznych jako narzędzi karania – i jest obelgą wobec praw człowieka, opartą na oszustwie i podstępie.
Lekarze, którzy pozwalają, aby używać ich do takich celów… zdradzają zaufanie, jakim obdarza ich społeczeństwo i łamią najbardziej podstawowe zasady etyki zawodowej.

Więcej można przeczytać tu: http://jaapl.org/content/30/1/136.full.pdf

Źródła:
http://breakingdeception.com
http://www.naturalnews.com
http://rense.com
http://jaapl.org
http://science.naturalnews.com

http://marucha.wordpress.com/2014/04/30 ... sychiczna/
Oszust zajmuje miejsce nauczyciela. Z tego powodu cały świat jest zdegradowany. Możesz oszukiwać innych mówiąc: "Jestem przebrany za wielbiciela", ale jaki jest twój charakter, twoja prawdziwa wartość? To powinno być ocenione. - Śrila Prabhupada

Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Psychiatryzacja i medykalizacja kultury

Post autor: Vaisnava-Krpa » 16 maja 2015, 19:33

1,5 mln Polaków trafia do psychiatryka. Rocznie!
"Rodzinę zamieniliśmy na kolegów z korporacji, przyjaciół na wirtualnych znajomych z Facebooka.

– Pracujemy do upadłego, zatracamy się w firmach, które wysysają z nas siły witalne, zaniedbujemy jednocześnie to, co wspiera higienę psychiczną człowieka – dobre, bezinteresowne relacje z ludźmi – wylicza psychiatra dr Dariusz Wasilewski, dyrektor ośrodka Psychomedica w Warszawie.

Efekt?

Już co czwarty Polak cierpi na zaburzenia psychiczne: omamy, fobie, ataki paniki. I panicznie boi się o tym głośno mówić."


"Dawniej Kościół, wiara, modlitwa, kontakty z księdzem były tym, co pozwalało niejednemu przetrzymać najcięższy okres i wyjść na prostą. W Kościele czuło się opiekę i podporę, a właściwe ustawienie kłopotów ziemskich w perspektywie zbawienia dodawało sił – choćby do pogodzenia się z losem.

Dziś Kościół propaguje jakąś rozmytą ideologię, trochę prawoczłowiekową, trochę tolerastyczną… jego główne przesłanie to „Bądźmy mili dla siebie”. Kościół nie daje już wskazówek, jak żyć – a przecież tego oczekuje od niego wierzący. Pójście na „Mszę” Bugniniego nie wzmacnia duchowo. Kazania mówią o niczym, ogólnikowe, bezpłciowe, ugodowe, oderwane od realiów i potrzeb owieczek.

Taki Kościół, gdzie wiernym nie stawia się wymagań, nie jest nikomu potrzebny – choć złoczyńcy i głupcy wmawiają nam, że to właśnie nadmierne wymagania odsuwają ludzi od Kościoła. Jest zaś dokładnie odwrotnie. W protestantyzmie w zasadzie już wszystko wolno – dokonywać aborcji, rozwodzić się, być sodomitą, zdradzać małżonka… a ich świątynie świecą pustkami i mało kto bierze tę religię na poważnie.

Człowiek nie mający oparcia w religii, w Kościele, w kapłanach, jest bardziej narażony na problemy psychiczne, z którymi sam sobie nie daje rady.

Kończymy ten komentarz. Nic on nie zmieni, na nic nie wpłynie… ot takie piardnięcie komara podczas trąby powietrznej…"


https://marucha.wordpress.com/2015/05/1 ... a-rocznie/
dom-wariatow-jung.jpg
dom-wariatow-jung.jpg (39.84 KiB) Przejrzano 4876 razy
1264692586_by_ShadowQ_500.jpg
1264692586_by_ShadowQ_500.jpg (47.8 KiB) Przejrzano 4876 razy
relacje-miedzyludzkie.jpg
relacje-miedzyludzkie.jpg (36 KiB) Przejrzano 4876 razy

Czy wielbiciele Kryszny potrzebują w ogóle psychiatry lub psychologa?
Poniekąd taką rolę pełni astrolog, ponieważ na podstawie wpływu energii planet widzi wzajemne oddziaływania na człowieka.

Poniżej bardzo ciekawy artykuł:

To przez psychologię pustoszeją zakony!

Policzmy - było w zgromadzeniu 615 zakonnic, po roku „terapii” wysłanych zostało 300 próśb do Rzymu o zwolnienie ze ślubów. Wnioski?

Skruszony psycholog wyznaje, że musiał zatem przerwać swoje działania po dwóch latach, ponieważ ich przedmiot badań przestał istnieć. Wyznaje: nie chcieliśmy zniszczyć, chcieliśmy ulepszyć. Tymczasem wszystko rozpadło się nam w rękach…

Przeczytajcie cały artykuł:

https://www.fronda.pl/a/to-przez-psycho ... 51368.html
Oszust zajmuje miejsce nauczyciela. Z tego powodu cały świat jest zdegradowany. Możesz oszukiwać innych mówiąc: "Jestem przebrany za wielbiciela", ale jaki jest twój charakter, twoja prawdziwa wartość? To powinno być ocenione. - Śrila Prabhupada

Waldemar
Posty: 743
Rejestracja: 31 paź 2008, 19:03

Re: Psychiatryzacja i medykalizacja kultury

Post autor: Waldemar » 19 maja 2015, 14:36

Dużo o psychologii i psychiatrii mówi jedno słowo:

psy......

ODPOWIEDZ