Nauka czy szarlataneria?

Ayur Weda, medycyna, yoga, naturalne metody leczenia. "Naukowcy mogli zrobić postęp w medycynie, ale czy jest jakieś lekarstwo, które pozwoli nam stwierdzić: "Już nie ma więcej chorób?" Czy jest takie lekarstwo? Nie. Na czym więc polega postęp naukowców? Właściwie ilość chorób jedynie wzrasta. Pojawia się tak wiele nowych." - Śrila Prabhupad - Prawda i Piękno rozdz. 29
Vaisnava-Krpa
Posty: 4935
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Nauka czy szarlataneria?

Post autor: Vaisnava-Krpa » 21 kwie 2010, 11:28

http://www.piotrskarga.pl/ps,4872,12,0, ... macje.html#

Nauka czy szarlataneria?

To jest chyba największe oszustwo naukowe w historii medycyny. Doktor Scott Reuben, były członek biura rzecznika prasowego firmy Pfizer, zgodził się przyznać się do winy sfałszowania kilkudziesięciu prac badawczych, które zostały opublikowane w czasopismach medycznych.

Główne media podają fakt, że doktor Reuben przyjął od Pfizera 75.000 dolarów dotacji na badania leku Celebrex w 2005 roku. Jego badania, które zostały opublikowane w czasopiśmie medycznym, były od tamtego czasu cytowane przez setki innych lekarzy i naukowców jako “dowód“, że Celebrex pomógł zmniejszyć ból podczas terapii po operacjach chirurgicznych. Jest tylko jeden problem z tym wszystkim: żaden z pacjentów nie był nigdy objęty tymi badaniami!

Okazuje się, że doktor Scott Reuben sfałszował całe badania i pomimo to opublikował je.

To nie pierwsze badania sfałszowane przez doktora Reubena: jak podaje Wall Street Journal on także sfałszował dane z badań leków Bextra i Vioxx.

W wyniku sfałszowanych przez doktora Reubena badań recenzowane czasopismo medyczne “Anesthesia & Analgesia” musiało wycofać 10 “naukowych” artykułów autorstwa Reubena. Londyński The Day podaje, że 21 artykułów napisanych przez doktora Reubena, które pojawiły się w czasopismach medycznych najwyraźniej zostały również sfabrykowane i muszą być wycofane.

Po przyłapaniu na fabrykowaniu badań dla Big Pharmy doktor Reuben – jak podano – podpisał zobowiązanie, które będzie wymagać od niego zwrotu 420.000 dolarów otrzymanych od firm farmaceutycznych. Grozi mu również kara do 10 lat więzienia oraz grzywna 250.000 dolarów.

Został także zwolniony z pracy w Baystate Medical Center w Springfield w stanie Massachusetts, po wewnętrznym audycie, który wykazał, że doktor Reuben fałszował dane z badań przez 13 lat.

Biznesowy standard Big Pharma

Co zasługuje na uwagę w tej historii, to nie fakt, że lekarz sfałszował badania kliniczne dla przemysłu farmaceutycznego. To również nie fakt, że tak zwane “naukowe” czasopisma medyczne opublikowały jego sfabrykowane badania. To nawet nie fakt, że firmy farmaceutyczne wypłaciły temu szarlatanowi blisko pół miliona dolarów, podczas gdy on pompował kolejne sfabrykowane badania.

Sedno sprawy polega bowiem na tym, że jest to biznesowy standard w przemyśle farmaceutycznym. Tak naprawdę działania doktora Reubena nie są aż tak niezwykłe. Firmy farmaceutyczne rutynowo płacą łapówki naukowcom oraz lekarzom. Czasopisma medyczne regularnie publikują fałszywe, oszukańcze badania. Członkowie paneli certyfikujących FDA (Food and Drug Administration – federalna agencja dopuszczania żywności i lekarstw w USA) regularnie powołują się na sfałszowane badania w procesie podejmowania decyzji. Media w relacjach z badań naukowych też regularnie cytują sfałszowane wyniki.

Innymi słowy – sfałszowane wyniki są szeroko rozpowszechnione we współczesnej medycynie. Właściwie przemysł farmaceutyczny nie może bez tego funkcjonować. To właśnie sfałszowane badania dają mu najskuteczniejsze efekty rynkowe oraz najsilniejsze aprobaty FDA. Tacy szarlatani, jak doktor Scott Reuben, są ważną częścią farmaceutycznego mechanizmu do robienia zysków, ponieważ bez sfałszowanych badań, przekupstwa i korupcji ten sektor przemysłu miałby bardzo niewiele badań.

Zwróćmy szczególną uwagę na fakt, że w Anesthesia & Analgesia (usypianie i znieczulanie) chętnie publikowano sfałszowane badania doktora Reubena nawet pomimo tego, że to medyczne czasopismo twierdzi, iż jest “naukowym” medycznym wydawnictwem recenzowanym (peer review). Doprawdy to śmieszne, że naukowe medyczne czasopismo chętnie publikuje fałszywe badania z danymi, które po prostu wymyślił sobie autor badań. Być może te czasopisma medyczne powinny w uniwersyteckich bibliotekach zostać przeniesione z sekcji non-fiction i umieszczone w działach z literaturą science fiction.

Pamiętajmy też, że wszyscy orędownicy leków, szczepionek i mammografii z ignorancją twierdzą, że ich medycyna konwencjonalna jest oparta na “rzetelnej nauce.” To jest wszystko naukowe i godne zaufania – twierdzą – oskarżając medycynę alternatywną, że jest “umizgiwaniem się” i nienaukowym myśleniem życzeniowym. Powinni teraz spojrzeć w lustro i zdać sobie sprawę, że to ich własny system medycyny szarlatańskiej w dużej mierze jest oparty na fałszywych badaniach naukowych, przekupstwie i korupcji.

Właściwie trzeba się śmiać, gdy słyszymy jak promotorzy szczepionek i leków twierdzą, że ich medycyna jest “naukowa“, podczas kiedy medycyna naturalna jest “niesprawdzona“. Z pewnością to jest naukowe – prawie tak naukowe, jak fabuła w popularnym komiksie, albo tak wiarygodne, jak lekarska licencja sześciolatka, który właśnie wśród podarków pod choinkę otrzymał zestaw “Pobaw się w doktora“. Wielu badaczy-farmakologów miałoby lepsze kariery, gdyby zamiast prac naukowych pisali powieści fiction.

Wszystkim tym, którzy z ignorancją twierdzą, że nowoczesna nauka farmaceutyczna jest oparta na “dowodach naukowych”, trzeba tylko podać te trzy słowa: Doktor Scott Reuben.

Firmy farmaceutyczne wspierają fałszywe badania

Nie zapominajmy, że firmy farmaceutyczne otwarcie wspierały badania doktora Scotta Reubena. Bowiem one płaciły mu za to, ażeby kontynuował fabrykowanie badań.

Firmy farmaceutyczne uważają się za niewinne temu wszystkiemu, ale przecież za kulisami musiały wiedzieć co się faktycznie dzieje. Badania doktora Reubena były po prostu zbyt konsekwentnie korzystne dla interesów firmy farmaceutycznej, aby być naukowo uzasadnione. Jeżeli firma farmaceutyczna chciała “udowodnić”, że ich specyfik był dobry dla nowych zastosowań, wszystko co musieli zrobić, to poprosić doktora Reubena o przeprowadzenie badań, puszczając oko. ?Oto kolejne pięćdziesiąt tysięcy dolarów na badania, czy nasz lek jest dobry na ból po operacjach chirurgicznych (i znowu mrugnięcie).

Pełny tekst: Bibula.com
Oszust zajmuje miejsce nauczyciela. Z tego powodu cały świat jest zdegradowany. Możesz oszukiwać innych mówiąc: "Jestem przebrany za wielbiciela", ale jaki jest twój charakter, twoja prawdziwa wartość? To powinno być ocenione. - Śrila Prabhupada

Visakha
Posty: 33
Rejestracja: 02 lut 2010, 11:07

Post autor: Visakha » 28 kwie 2010, 19:50

Dla przeciwwagi podam że osobiście znam bardzo ważne w medycynie osoby, które przyjęły korzyści, aby poprzeć sprzedaż suplementów diety. Ludzie we wszystkim znajdą biznes i wszystkie opinie mogą nieco zafałszować. Taka jest nasza współczesna rzeczywistość.
V.

Visakha
Posty: 33
Rejestracja: 02 lut 2010, 11:07

Re: Nauka czy szarlataneria?

Post autor: Visakha » 09 lut 2011, 23:49

Homeopatia to dziedzina, opierająca się na przekonaniu, iż wielokrotnie rozcieńczone w wodzie substancje zachowują mimo rozcieńczenia swojego "ducha" i mogą sprawić, że ciało się wyleczy. Z chemicznego punktu widzenia w lekach homeopatycznych zwykle nie ma nic - poza cukrem i wodą. Dlaczego więc wydajemy na nie kilkaset milionów złotych rocznie? Wiele osób twierdzi, że leki homeopatyczne "naprawdę im pomogły". Jednak sceptycy zauważają, iż poprawa zdrowia u pacjentów przyjmujących leki homeopatyczne może być po prostu spowodowana efektem placebo. Najpierw bierze się kroplę substancji leczniczej. Co nią jest? Różnie: może to być wyciąg z ziół albo preparat pochodzenia zwierzęcego. Do kropli leku dodaje się 99 kropli wody i gwałtownie potrząsa (ortodoksyjne podejście każe dziesięciokrotnie uderzyć fiolką z roztworem w skórzaną poduszkę albo w oprawioną w skórę książkę). Do kropli tak otrzymanej mikstury znowu dodaje się 99 kropli wody i potrząsa. Rozcieńczanie powtarza się kilkaset razy. Już po 12. ginie najmniejszy ślad po substancji czynnej. Homeopaci twierdzą, że im więcej rozrzedzeń, tym leki są skuteczniejsze.
W najpopularniejszym środku homeopatycznym - oscillococcinum - proces rozcieńczania, jak możemy przeczytać na opakowaniu, powtarzany był 200 razy (mówi o tym oznaczenie K200). Po 200-krotnym rozwodnieniu otrzymany roztwór teoretycznie ma stężenie 1 do 10 do potęgi 400. To niewyobrażalna liczba. Dość powiedzieć, że gdyby cały Wszechświat był złożony z wody i gdybyśmy rozpuścili w nim jedną jedyną cząsteczkę (i dobrze wymieszali!), uzyskany roztwór miałby stężenie zaledwie 1 do 10 do potęgi 80.
Co pozostaje w tak rozcieńczonym roztworze? Nic, z wyjątkiem nieuniknionych zanieczyszczeń (nawet woda destylowana nie jest od nich całkowicie wolna). Czym różni się ona od zwykłej wody? Homeopaci przekonują, że choć z chemicznego punktu widzenia niczym, to istota sprawy tkwi w jej "pamięci". Woda poddana magicznym procesom dynamizacji (potrząsania) miałaby przechowywać w swojej strukturze informację o leczniczej cząsteczce. "To podobnie jak z dyskietką komputerową - tłumaczył Peter Fisher, dyrektor Royal London Homeopathic Hospital, podczas debaty w telewizji BBC - jeśli pokażesz ją chemikowi i zapytasz, z czego się składa, powie ci, że to kawałek plastiku pokryty tlenkiem żelaza. Tyle że jeden kawałek plastiku może być zupełnie pusty, a inny nieść wirusy lub mieć zapisane poezje Szekspira, bo całe bogactwo informacji pozostaje zaszyfrowane w strukturze namagnesowanych cząstek. Istota leku homeopatycznego - podobnie - nie leży w jego składzie chemicznym, ale w zmienionej strukturze wody".
O ile informację na dyskietce umiemy świadomie odczytywać i zapisywać, a doświadczenia przeprowadzane (przez każdego z nas na domowych komputerach) są powtarzalne i naukowo weryfikowalne, o tyle nie sposób powiedzieć tego samego o informacji zapisanej w wodzie.
Nie stwierdzono jej istnienia w żadnym doświadczeniu naukowym. Nie wiadomo, na czym miałaby polegać. Nie wiadomo, jak długo miałaby trwać. Na ile pamiętliwa jest woda? Czy pamięta tylko ostatnią rozpuszczoną w niej cząsteczkę? Czy wszystkie - na przestrzeni wieków? Czy i jak można z niej tę pamięć wymazać? Ach, no i najciekawsze następuje na końcu, bo rozcieńczony roztwór, a właściwie wyposażoną w uzdrawiającą "pamięć" wodę, miesza się z cukrem. Na tym rola wody się kończy - może odparować. Całą odpowiedzialność za przechowywanie "zapisanej w strukturze wody" informacji przejmuje cukier. To jego kuleczki trafiają ostatecznie do opakowań z homeopatycznymi lekami. Nikt nie wie, w jaki sposób cukier dziedziczy "pamięć" wody.
Brak zrozumienia, jak działa lek, oczywiście nie jest żadną przeszkodą - ważne, żeby działał. Problem w tym, że skuteczności preparatów homeopatycznych na razie nie udało się potwierdzić w żadnym metodologicznie poprawnym badaniu naukowym - wykonanym na odpowiednio dużych próbach, by wyeliminować ryzyko przypadku. Przeciwnie, opublikowane trzy lata temu w prestiżowym piśmie "Lancet" badania międzynarodowego zespołu kierowanego przez profesora Matthiasa Eggera zadały poważny cios zwolennikom homeopatii. Przeanalizowano 220 programów naukowych, biorąc pod lupę najróżniejsze dziedziny - m.in. ginekologię, neurologię, chirurgię, anestezjologię i choroby układu oddechowego. - Nie znaleźliśmy żadnego dowodu na to, że skuteczność homeopatii w którymkolwiek przypadku przewyższyła skuteczność podawania placebo - ogłosili członkowie zespołu Eggera . W 1998 roku rozpoczęto w Szwajcarii zakrojone na ogromną skalę badania, które miały ocenić skuteczność medycyny komplementarnej, m.in. antropozofii, homeopatii i medycyny chińskiej. Trwające ponad sześć lat badanie kosztowało blisko 4,5 mln euro, a po przeanalizowaniu jego wyników w 2005 roku rząd Szwajcarii zdecydował o zaprzestaniu finansowania wszystkich form terapii alternatywnych z systemu powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego jako nieprzydatnych w lecznictwie. Do tej pory nikomu jeszcze nie udało się udowodnić skuteczności homeopatii w podwójnie ślepej próbie (kiedy ani ekspert oceniający stan zdrowia badanego, ani badany przyjmujący daną substancję nie wiedzą czy w danym przypadku użyto badanej substancji czy placebo - wie to tylko eksperymentator). Choć w wielu krajach (w tym w Polsce) leki homeopatyczne są często przypisywane przez lekarzy, naukowcy zwracają uwagę na fakt, że nie ma żadnych podstaw, aby uznać homeopatię za skuteczną. Po wielokrotnym rozcieńczeniu w leku nie ma już ani śladu substancji aktywnej, a preparat składa się wyłącznie z wody i cukru. Tymczasem w Polsce blisko 70 proc. dorosłych przynajmniej raz w życiu sięgnęło po preparat homeopatyczny. Na alternatywne medykamenty Polacy wydają niemal miliard złotych rocznie. Nie jesteśmy pod tym względem wyjątkowi - podobną popularnością cieszy się medycyna niekonwencjonalna we Francji i w Niemczech. Amerykanie wykładają na nią blisko 30 mld dolarów rocznie - więcej, niż przeznaczają na leczenie tradycyjne.
Jakże często słyszy się zapewnienia: "A mnie (sąsiadce, znajomym) homeopatia pomogła". Albo jeszcze inne: "Pomaga - i nie może to być tylko efekt placebo (siła sugestii), bo leczy skutecznie nawet malutkie dzieci i zwierzęta". Może więc jednak coś w tym jest?
Powodzenie homeopatii można zrozumieć w kontekście historycznym. Leki proponowane przez XIX-wieczną medycynę bardziej przypominały trucizny (rtęć, antymon), a i stosowano je w zabójczych zwykle dawkach. Odstąpienie od zatruwania organizmu na rzecz nieszkodliwego placebo ze słodkiej wody często miało zbawienny efekt - bo mógł bez przeszkód zadziałać naturalny układ odporności chorego. Dokładnie w ten sam sposób homeopatia działa dziś - przeziębienie minie zdecydowanie szybciej, jeśli nie osłabiać pacjenta nieskutecznymi w przypadku wirusów antybiotykami. Słodkie granulki zapewne są wciąż dobrą alternatywą dla źle dobranego lekarstwa.
Dlatego też najprawdopodobniej lekarze tak chętnie przepisują homeopatyczne środki dzieciom. Młode organizmy są nastawione na przeżycie. Przy wszystkich przeziębieniach i innych infekcjach wirusowych wystarczy tylko "dać się wychorować" w cieple i spokoju, nie obciążając wysiłkiem ani ciężkostrawną dietą. Niestety, to ciężka próba dla rodziców, którzy widząc cierpienia swoich pociech, często chcą je leczyć za wszelką cenę.

Chorzy sięgają po preparaty homeopatyczne w nadziei wyleczenia. Zwykle nie zdają sobie sprawy z ich mizernej skuteczności, niekiedy - o zgrozo - zastępują nimi klasyczną terapię. Profesor Marek Pawlicki z krakowskiego Instytutu Onkologii szacuje, że co roku przynajmniej 5 tysięcy Polaków umiera z powodu zbyt późno rozpoczętej terapii - najpierw bowiem próbują tzw. alternatywnych metod leczenia.
W Polsce w świetle panującego u nas prawa (art. 21 ustęp 7 ustawy z 6 września 2001 r. Prawo farmaceutyczne) produkty homeopatyczne nie wymagają dowodów skuteczności terapeutycznej, by zostały dopuszczone do sprzedaży! Oznacza to, że aby zarejestrować i wprowadzić do aptek lek, producent nie musi wcale wykazywać, że on działa. Z kolei pacjent, płacąc za takie lekarstwo w aptece, nie ma najmniejszej gwarancji jego skuteczności.

Przez ostatni weekend (tj. 5-6.02.2011) setki sceptyków skrajnie przedawkowywały leki homeopatyczne. Czy znudziło im się życie? Nic z tych rzeczy, dziś mają się znakomicie. Po prostu postanowili udowodnić nieskuteczność homeopatii. Zorganizowana przez grupę 10:23 (liczba ta nawiązuję do postulowanej przez homeopatów "cudownej" proporcji - 1 cząsteczka aktywna substancji na 10 do potęgi 23 cząsteczek wody) akcja polegała na przyjmowaniu przez ochotników z ponad 20 krajów skrajnie dużych dawek leków homeopatycznych, aby udowodnić, że nie ma w nich substancji aktywnych, które mogłyby truć bądź leczyć. Aktywiści z Wirginii Zachodniej, mieszając homeopatyczne pastylki i syropy nasenne przyjęli "lek" w dawce aż milion razy większej niż zalecana. Po tym karkołomnym wyczynie nie tylko się nie rozchorowali, ale nawet nie poczuli się senni. Podobny happening kampanii 10:23 odbył się w Warszawie, podczas której kilka osób połknęło setki środków homeopatycznych. Więcej na: http://www.1023.org.uk/
Znani homeopaci ostrzegali ich, że jak zażyją bardzo wysoką dawkę „leku” homeopatycznego, to wywoła on chorobę, na którą stosuje się dany specyfik.
Ale okazuje się, że jedyną realną i mierzalną rzeczą w tej historii są pieniądze, które zarabiają na homeopatii koncerny farmaceutyczne.

Źródło: Gazeta Wyborcza
V.

ODPOWIEDZ