Tajemnicze przymierze

Co cię porusza, boli, cieszy
Awatar użytkownika
Purnaprajna
Posty: 2267
Rejestracja: 23 lis 2006, 14:23
Lokalizacja: Helsinki/Warszawa
Kontakt:

Post autor: Purnaprajna » 23 gru 2009, 10:36

Bolito pisze:...ale jak przyjdzie mi ochota na krytykę kolejnej teorii, usiądę i poczekam, aż mi przejdzie. Albo prześpię się z tematem, a rano odkryję, że już mi przeszło. A jak nadal będzie mnie to gryźć, to coś napiszę.
Pamiętaj też, aby wysyłać posty wcześnie rano. Wyrównasz wtedy własne szanse przeciw adwersarzom cierpiącymi na insomnię, co do stosunku ilości wyprodukowanych liter do wolnego czasu spędzanego na internecie. Jeżeli tego nie zrobisz, i nie daj Boże wyślesz coś wieczorem, to rano może okazać się, że zostałeś przytłoczony lawiną różnych liter, a co gorsza Kryszny tam, ani widu, ani słychu.

Zaufaj mi, bo wiem to z własnego doświadczenia. Nie masz szans w dyskusji z osobami cierpiącymi na bezsenność, bo w internecie chodzi o ilość, co jest elektronicznym ekwiwalentem tubalnego głosu i potężnych płuc. ;) :lol:

Agasti
Posty: 63
Rejestracja: 11 lut 2009, 20:35

Post autor: Agasti » 23 gru 2009, 13:07

Arkadiusz pisze:
Adam Katowice napisał:
Paranoiczne tezy, ubrane w pseudonaukową retorykę, czy też bronione poprzez pseudonaukową retorykę, nie przestają z tego powodu być paranoicznymi tezami.
Agasti napisał:
Dokładnie tak.

Dlatego ja czasami wymiękam podczas dyskusji, bo mnie rozbraja to i nie chce mi się robić tyle zamieszania aby to wytłumaczyć i zmienić czyiś punkt widzenia o 180 stopni. Wydawałoby się, ze wystarczy odwrócić głowę aby zobaczyć co za nami ale pewne tezy czasami nie pozwalają na odwracanie głowy i trudno przekonać.
Rozumiem cię.

Ja jednak cierpię na pewną formę psychoneurotycznej paranoi ze zdysocjowaną manią prześladowczą, która wywołała u mnie fascynację bohaterem powieści napisanej przez Williama Shakespeare'a (Cardenio) nieznanego jako Francis Bacon, dla Cervantesa -- Don Quixote zza Kanału La Manche.

Jak wiadomo Don Quixote cierpiał na insomnię, bo mu się wiatraki śniły i w odwecie porywał się na nie - czynność tyle ciekawa, co próżna, jak mi to już wytknął łaskawie Purnaprajna Prabhu na Vrindzie wskazując, że człowiek w trakcie takich zajęć robi krzywdę nie tylko sobie, lecz także innym. Zrewanżowałem się mu "Manifestem Psychoneurotyka" po czym uznał mnie za przypadek nieuleczalny, bo zamilkł, co jest dla niego raczej nietypowe.

W związku z wyjątkowym zainteresowaniem zagadnieniami zdrowia i zaburzeń psychicznych w tym wątku, niniejszym zamieszczam ten manifest w języku zagranicznym z trudnymi słowami.

Be greeted psychoneurotics!

For you see sensitivity in the insensitivity of the world, uncertainty among the world’s certainties.
For you often feel others as you feel yourselves.
For you feel the anxiety of the world, and its bottomless narrowness and self-assurance.
For your phobia of washing your hands from the dirt of the world,
For your fear of being locked in the world’s limitations,
For your fear of the absurdity of existence.
For your subtlety in not telling others what you see in them.
For your awkwardness in dealing with practical things, and
For your practicalness in dealing with unknown things,
For your transcendental realism and lack of everyday realism,
For your exclusiveness and fear of losing close friends,
For your creativity and ecstasy,
For your maladjustment to that “which is” and adjustment to that which “ought to be”,
For your great but unutilized abilities.
For the belated appreciation of the real value of your greatness which never allows
the appreciation of the greatness of those who will come after you.
For your being treated instead of treating others,
For your heavenly power being forever pushed down by brutal force;
For that which is prescient, unsaid, infinite in you.
For the loneliness and strangeness of your ways.

Be greeted!


Zaznaczam, że ten manifest został napisany przez nietypowego polskiego psychologa i psychiatrę - Kazimierza Dąbrowskiego.

Agasti
Posty: 63
Rejestracja: 11 lut 2009, 20:35

Post autor: Agasti » 23 gru 2009, 13:18

Agasti pisze:
Adam Katowice pisze:Paranoiczne tezy, ubrane w pseudonaukową retorykę, czy też bronione poprzez pseudonaukową retorykę, nie przestają z tego powodu być paranoicznymi tezami.
Dokładnie tak.

[...]

Powiedziałbym zatem Prabhu, zanim sformułujesz tezę uzbrojoną w określoną retorykę, zastanów się chociaż, czy nie strzelasz sobie w stopę.
Ponieważ Bollywood jest w tym wątku popularną stacją, polecam tym razem filmik z Hollywoodu. To oczywiście dotyczy stopy.

http://www.youtube.com/watch?v=eP6UvNgb ... re=related
Ostatnio zmieniony 23 gru 2009, 13:24 przez Agasti, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Purnaprajna
Posty: 2267
Rejestracja: 23 lis 2006, 14:23
Lokalizacja: Helsinki/Warszawa
Kontakt:

Post autor: Purnaprajna » 23 gru 2009, 13:24

Agasti pisze:Zrewanżowałem się mu "Manifestem Psychoneurotyka" po czym uznał mnie za przypadek nieuleczalny, bo zamilkł, co jest dla niego raczej nietypowe.
O ile pamiętam, to w tym momencie zaczęliśmy pisać do siebie nawzajem listy miłosne. :)

Awatar użytkownika
Mathura
Posty: 994
Rejestracja: 15 cze 2007, 12:02
Lokalizacja: Sławno

Post autor: Mathura » 23 gru 2009, 14:39

"Gdy emocje już opadną jak po wielkiej bitwie kurz..." proponuję przeczytać poniższy tekst. Nie ma on wiele wspólnego z tematem wątku, ale z nie ma z nim również wiele wspólnego większość z wypowiedzi tutaj, wiec chyba nie będzie to Wam przeszkadzać.. Dostaliśmy go z żoną dzisiaj od przyjaciółki. Ponieważ dyskusja zboczyła na tematy związane ze stanami psychicznymi uczestników, więc może być on pomocny w rozwiązaniu naszych problemów.
Nie ma on pewnie dużo wspólnego z zachodnią czy wedyjską psychologią, ale jak powiedział jeden z naszych mistrzów duchowych: "Wedyjskie jest to co działa"". Warto więc spróbować, a może zadziała :)


Joe Vitale & Ihaleakala Hew Len
Dwa lata temu usłyszałem o terapeucie z Hawajów, który wyleczył cały oddział niezrównoważonych psychicznie przestępców, bez oglądania na oczy któregokolwiek z nich. Ów psycholog studiował kartę więźnia, a potem szukał w sobie, w jaki sposób wykreował chorobę tej osoby. Gdy uleczał problem w sobie, pacjent też był uleczony.
Gdy po raz pierwszy usłyszałem tę historię, pomyślałem, że to kolejna miejska legenda. Jak ktoś mógł uleczyć innych ludzi lecząc siebie? Jak, nawet najlepszy mistrz samodoskonalenia, mógł uleczyć obłąkanych kryminalistów? To nie trzymało się kupy. Nie miało to logiki, więc odrzuciłem tę historię.

Jednakże, po roku usłyszałem ją ponownie. Dowiedziałem się, że ów terapeuta stosował hawajski sposób uzdrawiania zwany ho 'oponopono. Nigdy o nim nie słyszałem i nie mogłem tego tak zostawić. Jeśli historia była prawdziwa, musiałem dowiedzieć się więcej. Zawsze rozumiałem "całkowitą odpowiedzialność", jako odpowiedzialność za własne myśli i czyny. Reszta jest poza moim zasięgiem. Wydaje mi się, że tak pojmuje to większość ludzi. Jesteśmy odpowiedzialni za to, co sami robimy, a nie za to, co inni robią - i tu tkwi błąd.
Ten terapeuta z Hawajów, który leczył tych niezrównoważonych pacjentów, nauczył mnie nowej zaawansowanej perspektywy całkowitej odpowiedzialności. Nazywał się Dr Ihaleakala Hew Len. Podczas pierwszej rozmowy telefonicznej przegadaliśmy prawie godzinę. Poprosiłem go, aby opowiedział mi całą historię jego pracy terapeutycznej. Wyjaśnił mi, że od czterech lat pracuje w hawajskim państwowym szpitalu. Oddział, na którym trzymali obłąkanych przestępców był niebezpieczny. Psychologowie w ciągu miesiąca rzucali tam pracę. Obsługa siedziała na zwolnieniach lekarskich, lub po prostu odchodzili. Idąc przez oddział, ludzie przemieszczali się plecami do ścian, bojąc się ataku pacjentów. To nie było miłe miejsce do życia, pracy, czy wizyty.
Dr Len powiedział, że nigdy nie widział pacjentów. Zgodził się na otwarcie biura i przeglądanie ich akt. Kiedy przeglądał akta pracował nad sobą. Gdy pracował nad sobą, pacjent zaczynał zdrowieć.
"Po kilku miesiącach, pacjenci, którzy musieli być związani, mogli chodzić wolno. Innym, którzy byli na ciężkich lekach, zmniejszono dawki. Ci, którzy nie mieli szans na wyjście na wolność zostali wypuszczeni." Byłem wstrząśnięty, gdy Dr Len kontynuował - "nie tylko to się zmieniło. Obsługa zaczęła lubić swoją pracę. Zwolnienia i braki się skończyły. Skończyło się na tym, że mieliśmy więcej personelu niż potrzeba, ponieważ pacjenci byli zwalniani, a cała obsługa przychodziła do pracy. Dziś oddział jest zamknięty."
W tym momencie musiałem zadać pytanie za milion dolarów: -"Co robiłeś w sobie, co powodowało, że ci ludzie się zmieniali?"
"Ja po prostu uzdrawiałem tę cześć mnie, która ich stworzyła" odpowiedział. Nie zrozumiałem. Dr Len wyjaśnił, że całkowita odpowiedzialność za twoje życia oznacza, że wszystko w twoim życiu - po prostu, dlatego, że to jest w twoim życiu - jest twoją odpowiedzialnością. W dosłownym sensie cały świat jest twoją kreacją.
Uff. To jest ciężkie do przełknięcia. Być odpowiedzialnym, za to, co mówię lub robię to jedno. Być odpowiedzialnym za to, co wszyscy w moim życiu mówią lub robią to coś zupełnie innego. Jednak prawda jest taka: - jeśli weźmiesz całkowitą odpowiedzialność za swoje życie, wówczas wszystko, co widzisz, słyszysz, czujesz, czego dotykasz lub czego w jakikolwiek inny sposób doświadczasz jest twoją odpowiedzialnością, ponieważ jest w twoim życiu.
Oznacza to, że terroryzm, prezydent, ekonomia lub cokolwiek doświadczasz a nie lubisz - jest do uzdrowienia. Te rzeczy nie istnieją, są tylko projekcją z wewnątrz ciebie. Problem nie leży w nich, jest w tobie i żeby zmienić ich, musisz zmienić siebie.
Wiem, że ciężko to pojąć, nie mówiąc już o akceptacji, czy wręcz życiu tą wiedzą. O wiele łatwiej jest winić, niż brać całkowitą odpowiedzialność; jednak, gdy rozmawiałem z Dr Len'em zacząłem rozumieć, że dla niego i wedle koncepcji ho 'oponopono uzdrowienie znaczy po prostu miłowanie siebie.
Jeżeli chcesz polepszyć swoje życie, musisz je uzdrowić. Jeżeli chcesz uzdrowić kogokolwiek, nawet obłąkanego kryminalistę, uczynisz to uzdrawiając siebie. Zapytałem Dr Len'a, jak zaczął uzdrawiać siebie. Co konkretnie robił, kiedy przeglądał akta tych pacjentów?
"Wciąż sobie powtarzałem "Tak mi przykro" i "Kocham cię", ciągle i bezustannie.
- Tylko tyle?
- Tylko tyle.
Okazuje się, że miłowanie siebie jest najlepszym sposobem na udoskonalenie się, a im bardziej się udoskonalasz tym bardziej udoskonala się świat.
"Pozwól, że dam ci prosty przykład, jak to działa: któregoś dnia ktoś przysłał mi email, który mnie zdenerwował. W przeszłości dałbym sobie z tym radę pracując z moimi emocjami, lub próbując dyskutować z nadawcą głupiej wiadomości.
Tym razem postanowiłem spróbować metody Dr Lena. Po cichu powtarzałem "Tak mi przykro" i "Kocham cię". Nie mówiłem tego do nikogo konkretnie. Po prostu próbowałem obudzić ducha miłości we mnie, by uzdrowić wewnątrz to, co spowodowało zaburzenie na zewnątrz. W ciągu godziny dostałem e-maila od tej samej osoby, z przeprosinami za jego wcześniejszą wiadomość.
Zauważcie, że nie powziąłem żadnej zewnętrznej akcji, aby uzyskać te przeprosiny. Nawet nie odpisałem tej osobie. Jednak mówiąc "Kocham Cię" w jakiś sposób uzdrowiłem wewnątrz mnie to, co wykreowało jego.
Później uczęszczałem na warsztaty ho 'oponopono prowadzone przez Dr Len'a. Ma on teraz 70 lat i jest uważany za dobrotliwego szamana i trochę pustelnika.
Pochwalił moją książkę "The Attractor Factor". Powiedział, że gdy udoskonalę się, wibracje mojej książki podniosą się i poczuje to każdy, kto ją przeczyta. Mówiąc krótko, gdy ja staję się lepszy, moi czytelnicy również się staną.
A co z książkami, które już się sprzedały i są gdzieś indziej? - zapytałem.
Nie ma "gdzieś indziej" - wyjaśnił, po raz kolejny zadziwiając mnie swoją wiedzą mistyczną. "One są wciąż w tobie. Krótko: nie ma "gdzieś indziej" Trzeba by całej książki, aby wyjaśnić tę zaawansowaną technikę z głębią, na którą zasługuje. Niech wystarczy to, co powiem: - kiedykolwiek chcesz poprawić coś w swoim życiu, jest tylko jedno miejsce do spojrzenia: - wewnątrz siebie. Gdy tam spojrzysz, patrz z miłością.

Awatar użytkownika
Purnaprajna
Posty: 2267
Rejestracja: 23 lis 2006, 14:23
Lokalizacja: Helsinki/Warszawa
Kontakt:

Post autor: Purnaprajna » 23 gru 2009, 19:54

Wytwórnia filmów krótkometrażowych "Purna i spółka", w kooperacji z "Jezusową Sangą" przedstawia świąteczną produkcję, w postaci dreszczowca z zaskakującym zakończeniem!

"Demony są pośród nas"

"Demony są w każdym z Nas"

"Dzień Triumfu Ostatecznego"

"Nie Wszystko Złoto, Co Się Świeci"

PS. Błąd ortograficzny jest zamierzony. :)

Bolito
Posty: 839
Rejestracja: 17 lut 2008, 21:06
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Bolito » 23 gru 2009, 23:06

Purnaprajna pisze:Pamiętaj też, aby wysyłać posty wcześnie rano.
Dzięki za radę, ale to niestety niemożliwe. Rano muszę się zmusić do wstania i iść do pracy, co w obecnej porze roku jest wyjątkowo męczącym i niemiłym zajęciem. A latem, jak już budzę się wcześniej, wolę pomantrować. W robocie może dałoby się w ramach dopuszczalnego obijania relaksującego coś napisać, ale sumienie nie pozwoliłoby mi robic tego zbyt długo. Pozostaje mi popołudnie i wieczór.

Wytwórnia filmów krótkometrażowych "Purna i spółka", [...] :D :lol:
Nie jedz na czczo (grafitti)

Awatar użytkownika
Mathura
Posty: 994
Rejestracja: 15 cze 2007, 12:02
Lokalizacja: Sławno

Post autor: Mathura » 24 gru 2009, 10:45

O zawieraniu pokoju nie ma mowy, bo najpierw musiałaby być wojna. Ja tu żadnej nie toczę, a tym bardziej z kimś, któremu na forumowych bojach nie jedna jak wnioskuję wiosna minęła. Nie chce mi się również uwierzyć, że jakąś wojnę toczy tu nasz uttama-adhikari. Taka osoba wszystkich przecież traktuje na równi, a zatem nie ma wrogów. Chyba, że pod postacią klakierów pompujących mu ego.
Jak już wspomniałem wyżej, zakusy w moim kierunku nie robią na mnie szczególnego wrażenia. Różnych już (tu proszę o wybaczenie, ale inne słowo jakoś mi nie pasuje), klaunów w życiu widziałem i jeden więcej, a zwłaszcza wirtualny, mi nie przeszkadza. Klaun służy do zabawiania widowni i choć zakłada wesołą maskę, to w środku jest smutny. Radość jego sztuczna jest. W swoich występach ukazuje jakąś mądrość i spryt. Popisuje się i dokazuje. Koziołki fika, ironizuje. Lecz cóż z tego wynika? W sumie nic, pokazuje jakiego ma bzika.


Ratlerek to stworzenie boże
Które w zasadzie niewiele może.
Choć ambicje jego wielkie
Możliwości ma niewielkie
Ale szczeka, dokazuje
Ząbki szczerzy, kąsać próbuje
Tu się nastroszy, powarczy tam
Jam jest tu ważny, jam jest tu pan.
A potem czeka, nasłuchuje
Oklasków i pochwał oczekuje.
Gdy je usłyszy, rozpływa się
Jestem wspaniały, każdy to wie.
Lecz choćby nie wiem jak się wytężał
Gardło wysilał , mięśnie naprężał
To z Ratlera nie zrobisz Buteliera

Wierszyk o ratlerku nie ma nic wspólnego z reżyserem filmowym określającym się tutaj mianem Purna. Nie ma też z nim nic wspólnego wzmianka o klaunie. Reżyser ten bowiem jest z całą pewnością godny szacunku (ze względu na niezwykle osiągnięcia twórcze) i takowym jest darzony.

A teraz lecę przygotować coś na proszoną wigilię. „Przywiązana do materialnych desygnatów katolicka rodzinka" „ zaprosiła nas do siebie, więc jako reprezentant Jedynej Słusznej Drogi wykorzystam okazję i zaniosę im prasadam.
Nie będę też więcej odpowiadał na zaczepki ratlerka, nawet gdyby mi to byłe jeszcze dane.

Vaisnava-Krpa
Posty: 4936
Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: Vaisnava-Krpa » 24 gru 2009, 11:46

Odnośnie oceniania stanu psychicznego uczestników dyskusji:

Za Wikipedią:

Prawo Godwina

"Prawo Godwina, także Reguła Godwina Analogii do hitleryzmu, Prawo Perdono, reductio ad Hitlerum i argumentum ad hitlerum – humorystyczne spostrzeżenie Mike'a Godwina sformułowane w 1990 w odniesieniu do grup dyskusyjnych. Brzmi ono następująco:


Wraz z trwaniem dyskusji w Internecie prawdopodobieństwo przyrównania czegoś lub kogoś do nazizmu bądź Hitlera dąży do 1 (ang. „As an online discussion grows longer, the probability of a comparison involving Nazis or Hitler approaches 1.”)[1]

W tradycji użytkowników wielu grup Usenetu wątek, w którym w jednej z wypowiedzi pojawia się porównanie do nazizmu lub Hitlera, uważany jest za skończony, a ponadto uznaje się, że osoba, która użyła tego porównania, „przegrała” dyskusję[2]. Obecnie reguła ta rozciąga się na wszelkie inne internetowe sposoby wymiany zdań.

W 2007 „The Economist” stwierdził, że „w większości dyskusji dobrą zasadą jest, że pierwsza osoba, która wyzwie drugą od nazistów, automatycznie przegrywa dyskusję”.[3]

Powoływanie się na prawo Godwina jest rodzajem pozamerytorycznego argumentu osobistego – sposobem argumentowania, w którym na poparcie swojej tezy dyskutant powołuje się na niezwiązane z tematem opinie lub zachowania swego oponenta. Z drugiej strony w sytuacji, gdy ktoś porówna swego rozmówcę do hitlerowców, ten chwyt erystyczny może też być rodzajem obrony przed tego typu argumentami osobistymi."


Hitler czy paranoik, na jedno wychodzi.

Ciekawość może być krokiem do piekła ale i krokiem do nieba. Nie sama ciekawość tu decyduje ale jej motywacje w siłach natury.
Po każdej ze stron znajdują się wszystkie zbiory tzn. można znaleźc ludzi
a) bojacych się przyszłości i lubiacych nie wiedzieć jak i
b) ludzi nie bojacych się przyszłości i lubiących wiedzieć ale także mozna spotkać
c) ludzi bojących się przyszłości ale lubiacych wiedzieć i
d) ludzi nie bojących się przyszłości i nie zainteresowanych co ona przyniesie.

Dlatego pisanie do pewnych osób ma sens, gdyz różne postawy nie wykluczają się, pod warunkiem, ze się nie zwalczają. Pewne uwagi dotyczące osób bojących się (strach - guna ignorancji) nie koniecznie są zwalczaniem, a może próbą pchnięcia ich w wyżesze siły, pod warunkiem nie przypisywania komuś motywacji kierowanej strachem (chyba, że tak jest).
Oszust zajmuje miejsce nauczyciela. Z tego powodu cały świat jest zdegradowany. Możesz oszukiwać innych mówiąc: "Jestem przebrany za wielbiciela", ale jaki jest twój charakter, twoja prawdziwa wartość? To powinno być ocenione. - Śrila Prabhupada

Awatar użytkownika
Purnaprajna
Posty: 2267
Rejestracja: 23 lis 2006, 14:23
Lokalizacja: Helsinki/Warszawa
Kontakt:

Post autor: Purnaprajna » 24 gru 2009, 12:29

Arkadiusz pisze:Hitler czy paranoik, na jedno wychodzi.
No niezupełnie, ponieważ paranoik może być zupełnie nieszkodliwy społecznie. Tak więc różnice z pewnością istnieją. Poza tym, nikt nikogo nie nazwał w tym wątku Hitlerem, a jedynie "inkwizytorem". Przy tym, to nawet "paranoik" brzmi niczym pochwała.

Problemem nie jest też, określenie pewnych idei czy kwestii jako np. paranoidalne czy pozbawione sensu, jeżeli jesteśmy w stanie uzasadnić nasz punkt widzenia. Problemem jest natomiast, kiedy zaczynamy używać epitetów ad personam, i poprzez, mające na celu zdyskwalifikowanie cech charakteru adwersarza osobiste wycieczki, pozbawić jego argumentów mocy i racji bytu.

Podobnie ma się rzecz ze stylem ad personam typu: "Cechami głupca, jest to, to i tamto, ale w oczywisty sposób, nie mam na myśli osoby X". To niezbyt wyrafinowany sposób ekspresji własnych poglądów i nie wróży dobrej przyszłości ani forum, ani wzajemnym relacjom.

Niestety, kiedy przywiązani jesteśmy do pewnej idei czy zjawiska, jej krytykę bierzemy jako osobistą potwarz, i wtedy zaczyna się eskalacja złości i argumentów ad hominem, a pierwotnie dyskutowana sprawa nie ma już najmniejszego znaczenia. Jest to oznaką, że nadszedł najwyższy czas na interwencję moderatora.

ODPOWIEDZ