Jak przegrzewa się mózg

Co cię porusza, boli, cieszy
Awatar użytkownika
albert
Posty: 497
Rejestracja: 28 lis 2006, 13:15
Lokalizacja: Dziadoszyce

Jak przegrzewa się mózg

Post autor: albert » 18 sie 2009, 22:23

Wklejam bardzo interesujący wywiad jaki ukazał się w Wyborczej:

Jak przegrzewa się mózg, czyli Homo sapiens na zakręcie

Dawid Wiener*



Kiedy tylko cywilizacja znalazła cyfrowy wytrych do naszych mózgów, zaczęliśmy mieć problemy z empatią i twórczym myśleniem - mówi neurokognitywista


Artur Włodarski: Jak by się czuł człowiek średniowiecza przeniesiony do współczesnej metropolii? Jedna codzienna gazeta zawiera więcej informacji, niż on gromadził przez całe życie.

Dr Dawid Wiener, Zakład Logiki i Kognitywistyki Instytutu Psychologii UAM: Byłby zszokowany. Coś takiego, tyle że w mniejszej skali, przeżyli uciekinierzy z Korei Północnej do Południowej - w większości całkiem zagubieni w industrialnym świecie pełnym bitów i billboardów.

A jeśliby sam pan chciał sprawdzić, jak to jest, proponuję przysunąć się do telewizora, podkręcić wzmacniacz i obejrzeć ciurkiem pięć zwiastunów filmowych. Silne pobudzenie nerwowe i gwałtowny wyrzut hormonów stresu sprawi, że nie będzie panu do śmiechu.

Czy jesteśmy przygotowani na taki zalew bodźców?

- Wielu naukowców uważa, że nie. Że doszliśmy do granic percepcji i zdolności obliczeniowych mózgu. Wyniki ostatnich badań zgrabnie zebrał popularny "The Sunday Times". Artykuł "Brain overloaded" kończy się konkluzją, że świat, jaki stworzyliśmy, zaczyna przerastać moce przerobowe naszych neuronów.


A co pan sądzi?

- Wierzę w możliwości adaptacyjne ludzkiego mózgu. Choć też jestem pełen obaw. Bo widać, że pod naporem bodźców pracuje inaczej. Nie całkiem tak, jakbyśmy chcieli.

Czyżby mnogość bodźców nie działała stymulująco?

- Owszem. Do pewnego stopnia poprawia kreatywność. Z kolei efekt Flynna, czyli powolny wzrost IQ w kolejnych pokoleniach, pozwala oczekiwać, że nasze dzieci będą bardziej inteligentne od nas. Będą też miały lepszą pamięć wzrokową oraz umiejętność robienia kilku rzeczy naraz (tzw. multitasking, czyli wielozadaniowość).

W czym więc problem?

- W cenie. Okazuje się, że za te korzyści płacimy długą listą negatywnych zmian, widocznych choćby u obecnych nastolatków. I jeśli nic z tym nie zrobimy, doczekamy się pokolenia funkcjonalnych autystyków, ludzi niepotrafiących nawiązywać prawidłowych relacji społecznych.

Stanisław Lem już dawno przewidział, że utoniemy w informacyjnej powodzi. Wtedy wydawało się, że po prostu wystarczy informacje ignorować.

- Nie da się, bo nasz mózg jest zaprogramowany na ich gromadzenie. I dotychczas to działało. Jednak ewolucja nie przewidziała tak szybkiego obiegu masy informacji, w dodatku tak sprawnie wtłaczanych nam do głowy przez media, internet i rozmaite gadżety.

Gdy bombardują nas informacje

- To spłycamy myślenie i obojętniejemy. Padamy ofiarą własnej doskonałości.

Ponieważ ludzki mózg od zawsze nastawiony był na gromadzenie informacji, robi to bardzo sprawnie. Jeśli rano pokażę panu całą masę przedmiotów, to wieczorem będzie mógł je pan wskazać wśród jeszcze większej masy innych z jaką trafnością?

50 procent?

- Ponad 90. Tak wynika z badań. Wniosek?

Przyswajanie prostych informacji nie jest problemem. Problemem jest ich selekcja i przetwarzanie.


Oraz - co może dziwić - zapominanie.

Nie sądzę, by ktokolwiek miał z tym problem.

- Wydaje się panu. Kiedyś wystarczyło znać swoje podstawowe dane. Z czasem doszły różne PIN-y, loginy, hasła, REGON-y i NIP-y. Wydłużyły się numery telefonów, lista spraw, które załatwiamy, lista osób, z którymi wchodzimy w relacje, et cetera. Jeśli nawet część tych danych tracimy, to wciąż mamy w głowie mnóstwo faktów i obrazów. Mózg gromadzi je, bo a nuż się przydadzą. Musi jednak sukcesywnie usuwać część informacji, by sprawnie posługiwać się innymi. I tego nie potrafi.

Mamy więc naturalną łatwość zaśmiecania sobie pamięci.

- Niestety. Natłok informacji uniemożliwia ich ocenę.

Rzućmy okiem na popularny portal: "Wzrost na giełdzie", "Krew w Teheranie", "Doda w Ciechanowie"... Obok siebie newsy ważne, śmieszne i straszne. Co chwilę inne. Dlaczego nam obojętnieją?


Bo mózg stara się zneutralizować stres wywołany przebodźcowaniem. Co więc robi? Przechodzi w tryb awaryjny i skraca obieg informacji. Odłącza młodszy ewolucyjnie płat przedczołowy, który odpowiada za empatię, altruizm i tolerancję, a dopuszcza do głosu starsze struktury odpowiedzialne za pierwotne reakcje. W efekcie obojętniejmy na wszystko, co nie dotyczy nas osobiście. Można więc powiedzieć, że nadmiar informacji uwstecznia nas jako ludzi.

Przecież nasze mózgi są już dojrzałe, ukształtowane. Czy to możliwe, by tak łatwo ulegały zewnętrznym wpływom?

- Możliwe. Dobitnie wykazała to Brytyjka Susan Greenfield w słynnej pracy dotyczącej londyńskich taksówkarzy.

Okazało się, że konieczność pamiętania nazw i miejsc doprowadziła u nich do powiększenia hipokampa - struktury w mózgu odpowiedzialnej za wyobraźnię przestrzenną.


Uprzedzając pana pytanie - był to skutek, a nie przyczyna wyboru tej akurat profesji.

Nigdy nie byliśmy bodźcowani tak wcześnie i silnie jak obecnie. Co na to mózg?

- Inaczej przetwarza informacje. Greenfield twierdzi wręcz, że u osób dorastających pod wpływem kultury obrazkowej mózg idzie odmienną ścieżką rozwojową. Najpewniej też inaczej będzie się starzał. Jak? Nie wiemy. Problem jest świeży, więc i badających go zespołów wciąż niewiele.

Co w takim razie dzieje się w mózgach dzieci?

- Żadne pokolenie nie było dotąd atakowane taką ilością bodźców, zwłaszcza wizualnych. A dzieci nie mają filtrów, które pozwalają nabrać dystansu do otoczenia. Mówi się, że są zewnątrzsterowalne, bo nawet drobny bodziec może wywołać u nich reakcję. Kres temu po części kładzie rozwój kory przedczołowej, która ocenia bodźce, kwestionuje rzeczywistość i sprawia, że mózg zaczyna działać w trybie hipotezy: stawia je i bada, czy się sprawdzają. Między bodziec i reakcję wkracza więc kalkulacja. Im lepiej to działa, tym bardziej kontrolujemy swoje zachowanie, tym rzadziej "tańczymy, jak nam zagrają". Przejście z jednego trybu pracy w drugi jest dla mózgu momentem krytycznym. Dlatego tyle chorób psychicznych ujawnia się około 18. roku życia.

Mówi się o pokoleniu płytkoprzetwarzającym. Co to w istocie znaczy?

- Sprawne przyswajanie, słabe przetwarzanie. Innymi słowy dzieci szybko zdobywają wiedzę, ale nie umieją czynić z niej użytku. Ponieważ zapamiętują fakty bezrefleksyjnie, mają problem, gdy trzeba ocenić ich wagę, znaleźć wspólny mianownik czy wskazać związki przyczynowo-skutkowe. Widać to na egzaminach. Kiedy jest test wyboru - nie ma problemu. Ale gdy są pytania otwarte - noty pikują. Dobitnie pokazały to ostatnie testy gimnazjalne, których wyniki jedna z nauczycielek określiła jako "masakryczne". Egzaminatorzy podkreślali brak zdolności samodzielnego myślenia, zastosowania teorii w praktyce i wtórny analfabetyzm.

Zaraz, a efekt Flynna? Gdyby było tak źle, nie mieliby wyższego IQ!

- Jedno drugiego nie wyklucza. Testy IQ mierzą raczej inteligencję wizualną niż zdolność do symbolicznego myślenia czy sprawność językową. Nie oceniają wytrwałości i zdolności do koncentracji. A właśnie z tym uczniowie mają dziś problemy. Są coraz gorzej przygotowani i mniej skorzy do wysiłku - każdy pedagog to potwierdzi. Przykład? Jeśli zadam moim studentom 30 stron książki, mogę być pewien, że żaden nie przeczyta. Wolą więcej tekstów, ale krótszych. Tak silna potrzeba odmiany wyjaśnia, skąd u nastolatków wziął się ów multitasking, dzięki któremu potrafią oglądać film, a zarazem zerkać na koleżankę w mini, rozmawiać z kumplem siedzącym obok, jeść chipsy, pić piwo i odbierać SMS-y. Słowem, robić kilka rzeczy naraz. Coś niewyobrażalnego dla pokolenia naszych rodziców. A jednak wolą to niż skoncentrować się na jednym, bo wtedy nie byliby w stanie dokończyć żadnej bardziej złożonej czynności.

Jest coś, z czym nie mają problemu - siedzenie przed monitorem.

- Kiedyś wydawało się, że jak damy dziecku komputer - wychowamy geniusza. Nic z tego. Poza inteligencją wzrokową nie notujemy żadnych korzyści, a niektórzy mówią wręcz o 10-punktowym spadku IQ u tzw. heavy userów, którzy najchętniej tkwiliby przed ekranem bez przerwy. Dzieje się tak, bo bodźce oferowane przez komputer wciąż są dość monotonne. Dlatego stymulują tylko na początku, a po dłuższym czasie mogą wprowadzić w otępienie i stupor. Zbyt wcześnie kupując dziecku komputer, ryzykujemy, że może przywyknąć do nauki niewymagającej wysiłku i zaangażowania. Potem trudno będzie namówić je do czytania książek. A warto, bo kontakt z książką, która pachnie i szeleści, jest dużo bardziej stymulujący. Czytanie to poniekąd poznanie ucieleśnione - embody cognition - najbardziej naturalny i skuteczny sposób poznawania świata. Dowodem może być prosty eksperyment: dwie klasy, ten sam program. W jednej korzystano z książek, w drugiej z laptopów i tablicy świetlnej. I co? Uczniowie z elektronicznej klasy mieli problemy z wykorzystaniem wiedzy w praktyce.

Gdyby miał pan jednym zdaniem zachęcić nastolatka do lektury, to

- Powiedziałbym, że

czytanie książek poprawia kreatywność, a to z kolei ułatwia zrobienie kariery lub choćby zdobycie przewagi nad tymi, którzy ich nie czytają.


Wszystko jedno w jakiej branży.

Pięknie. A jednak prawie każdy nastolatek porzuci książkę dla gry komputerowej. Dorośli też od komputera nie uciekną.

- Tym bardziej że za kilka lat komputer przejmie rolę telewizora. Poprawi się szybkość transmisji, rozdzielczość ekranów, pojawi trzeci wymiar i interfejsy gestykulacyjne (umożliwiające obsługę komputera za pomocą gestów i ruchów przypominających dyrygowanie orkiestrą symfoniczną). Świat wirtualny będzie dużo bardziej realistyczny. Już przebywamy w nim za długo, a co będzie potem?

Dlaczego komputer tak uzależnia?

- Bo dostosowujemy do niego rzeczywistość. Wpuściliśmy go do biura, domu, samochodu i telefonu. Ponieważ tak wiele spraw da się dzięki niemu załatwić, uwierzyliśmy, że bez komputera ani rusz.

Poza tym uwielbiamy chodzić po internecie. Po gapieniu się w telewizor to dziś najbardziej popularny sposób marnowania czasu, teraz już uprawiany przez prawie 1,4 mld ludzi. Zaczynamy od sensacyjnych newsów i przeglądania poczty, a potem godzinami uprawiamy wilfing (od "What Was I Looking For"), czyli błądzimy po sieci bez celu. W ten sposób pobudzamy szlak nagrody i antycypujemy przyjemność, licząc podświadomie, że każda następna strona WWW będzie ciekawsza od poprzedniej. Analogicznie do kanałów telewizyjnych, które z upodobaniem zmieniamy.

Są też inne przyczyny. W sieci jesteśmy idealni - pozbawieni wad, dopóki sami o nich nie napiszemy. Interaktywne strony i gry komputerowe dają poczucie kontroli, której tak często brakuje nam w realnym świecie. Brutalne komputerowe animacje wyzwalają drzemiące w nas atawistyczne popędy. Niektórzy fenomen takich gier tłumaczą potrzebą dramaturgii, której ponoć brak nam w codziennym życiu.

A efekt? Życia bez internetu nie wyobraża sobie już dwóch na trzech Brytyjczyków, dla co drugiego sieć jest ważniejsza od religii, a ponad połowa gorzej zniosłaby odcięcie internetu niż wody czy gazu.

Czego, prócz czasu, pozbawia nas komputer?

- Naturalnych kontaktów z ludźmi. Pierwszych kilkanaście lat życia to czas na naukę kardynalnej umiejętności - odczytywania cudzych nastrojów i emocji. Po spojrzeniu, grymasie twarzy, tonie głosu. Nasz mózg jest mózgiem społecznym - całe jego partie służą relacjom z otoczeniem.

Dorastając przed komputerem, ryzykujemy, że będziemy ślepi na emocje innych.


Społeczeństwo złożone z siecioholików byłoby własną karykaturą.

Pocieszam się, że magnesem przyciągającym wiele osób do komputera paradoksalnie są inni ludzie. W przeciwnym razie social networking, czyli tworzenie rozmaitych społeczności internetowych, pozostałoby zjawiskiem marginalnym.

Smuci jednak jakość tych kontaktów. Na co drugim forum obrzucamy się obelgami.

- Wiadomo, że rozmawiając twarzą w twarz czy nawet przez telefon, ważymy słowa. A to dzięki neuronom lustrzanym, które pomagają rozpoznać emocje i intencje naszych rozmówców oraz śledzić ich reakcje na nasze słowa i gesty.

U forumowiczów to nie działa ani kiedy piszą, ani kiedy czytają opinie innych. Co znamienne, nie działa też u ludzi dotkniętych autyzmem.


Mam wrażenie, że w tę właśnie stronę dryfujemy. Ograniczanie kontaktów z innymi, zamknięcie się w sobie, życie w wirtualnym świecie - tak może wyglądać społeczeństwo pokolenia naszych wnuków. Już u naszych dzieci widać, jak silne piętno wywiera przedawkowanie bodźców i komputera. W zasadzie ich umysły są odbiciem panującego w sieci chaosu: i tu, i tu jest pełno informacji, ale to raczej impresje i definicje niż pogłębione analizy.

Jeśliby porównać umysł do biblioteki, to...

- To u nas byłoby dużo opasłych tomów stojących na wysokich regałach. A u nastolatka przeważałyby broszurki porozrzucane po podłodze. Kompletnie nieistotne fakty obok tych o kardynalnym znaczeniu. Z drugiej strony, by przywołać jakąś informację, pan musi biec po drabinę, a jemu wystarczy parę kroków. Takie osoby niebawem zdominują teleturnieje "Wiem wszystko", gdzie wygrywa ten, kto pierwszy naciśnie guzik i poda odpowiedź. Ale pojawia się pytanie, i co z tego?

Może rodzice powinni kanalizować te bodźce? Zastąpić broszurki książkami?

- Przede wszystkim nie pozwolić, by komputer rządził dzieckiem. Jeśli wchodzi do internetu, to po coś. Jeśli chce pograć, to półtorej godziny, a nie pół dnia. Zakładam, że sami potrafią dać dobry przykład. Ale i tak trudno im będzie ochronić młode umysły bez wsparcia szkoły. I tu widzę największy problem. Świat się zmienił, młodzież się zmienia, a edukacja, jaka była, taka jest: nastawiona na odtworzenie, a nie tworzenie. Na wkuwanie, a nie myślenie. Obciąża pamięć, zasypuje faktami, zamiast uczyć ich oceny i rozwijać kreatywne myślenie, czyli to, co zapewniło nam ewolucyjny sukces. Mówiąc krótko, pogłębia negatywne skutki nadmiaru bodźców.


A może nie warto? Może trzeba na to spojrzeć, jak na rodzaj przystosowania? W świecie, który rozprasza, wielozadaniowość to wręcz atut. Zwłaszcza tam, gdzie liczy się ilość, a nie jakość. Czy jeśli skopiują ich nawyki i metody pracy, starsi pracownicy mogą dorównać swym płytko przetwarzającym kolegom?

- Odradzam. Utracą swoje atuty, nic w zamian nie zyskując. Jeśli wzorem młodych zaczną robić kilka rzeczy naraz i śledzić informacje z wielu źródeł, szybko pogrążą się w chaosie, z którym ich mózg sobie nie poradzi.

Pierwszym symptomem będzie obniżenie IQ, kolejnym - wycofanie, a końcowym stupor, czyli całkowite zobojętnienie i niezdolność do konstruktywnego działania.


A to najprostsza droga do utraty pracy. Skutek będzie więc całkiem odwrotny do zamierzonego.

Czy duże skomputeryzowane firmy nie powinny zatrudnić psychologa?

- Powinny, ale siedzenie przed monitorem od rana do wieczora traktuje się w nich jako przejaw pracowitości, a nie aberracji, którą w istocie bywa. Jednak niektóre korporacje dostrzegają problem i wydzielają w swych siedzibach tzw. slow corners, w których można odpocząć od komputera i komórki. Takie biurowe oazy spokoju pomagają pracownikom utrzymać higienę psychiczną i kreatywność.

Co więc robić, by funkcjonować w cyfrowej rzeczywistości, ale nie utonąć w informacyjnej powodzi?

- Zacznijmy od zaraz. Są wakacje - nie zmarnujmy ich. Przypomnijmy sobie, jak to było na studiach - akademickie dyskusje do rana, kajak, rower, no i książka. Zapomnijmy o pracy, giełdzie i polityce. Wyłączmy komórkę, zostawmy laptopa, odsuńmy się od cywilizacji. A po powrocie - serwujmy sobie choć jeden dzień w tygodniu bez komputera. Niby proste, a jakże trudne, a dla wielu już niemożliwe. Ale trzeba próbować, by się nie odczłowieczyć. I by po latach spędzonych przed komputerem nie odkryć nagle, że życie było gdzie indziej.

Rozmawiał Artur Włodarski

*Dawid Wiener - lekarz, dr nauk humanistycznych, adiunkt w Zakładzie Logiki i Kognitywistyki Instytutu Psychologii UAM. Kierownik tworzonego właśnie Laboratorium Neurokognitywnego. Zajmuje się badaniem emocji, psychopatologią kognitywną oraz wpływem technologii informacyjno-komunikacyjnych.



Źródło: Gazeta Wyborcza
http://wyborcza.pl/1,98076,6925549,Jak_ ... &startsz=x
Wierzę w las, wierzę w łąkę i w noc w czasie której rośnie zboże (Thoreau)

ODPOWIEDZ